poniedziałek, 31 października 2011

Żle się ma kraj

Książki "Żle się ma kraj" Tony Judta nie dostałam i nie czytałam.Musi mi wystarczyć wiedza,że mój kraj ma się żle , a nawet bardzo żle się ma w okolicach świąt 1 listopada.
Tak więc o zgodzie na ograniczenie swojego "ja" w dzisiejszym świecie nie będę się wypowiadać. I tak nikt na tę odpowiedż nie czeka.Moje pytanie brzmi inaczej:
jest możliwość zrezygnowania  przez czcicieli i wyznawców patriarchalnego systemu łupów -z ograniczania moich praw, czy wcale nie ?!
Mój kraj po świętach będzie liczył ofiary.W końcu będzie musiał, choć wcale tego nie czynił dotąd.Nie chciałabym wśród nich być, więc dziś siedzę w domu, bo wychylić nos może oznaczać  los 42 ofiar śmiertelnych w ciągu dwóch dni.Ile ich będzie?- jeszcze nie wiemy.Średnio około 50.Od lat wielu.

Statystyki nie podają danych ilu inwalidów po wypadkach świątecznych jest i jaki jest koszt społeczny tych ofiar.Ofiar całopalnych.A podobno to już przeszłość.
Nikt chyba nie zliczy megabomby ekologicznej ze śmieci, które utworzymy czcząc pamięć naszych Zmarłych.
Kto mógłby zliczyć koszty nerwowych przygotowań do podróży, presji bycia tu i tam jednocześnie i w tej samej chwili, by się nie narazić na zarzuty familii.

Wzrostem przestępczości i rodzinnych napięć , a nawet przemocy -może jakoś zajmuje się policja.Cała jest na nogach, ale nie tam, gdzie być powinna i mogłaby pomóc.Przeważnie i tak jest bezradna, bo po łup wyruszają złodzieje.
Sąsiadka kradzieży nie zgłosi.W portmonetce miała tylko 10 zł.Na 3 białe chryzantemy.Jest uważna i ostrożna, ale złodzieje zwykle są wyedukowani lepiej.

Jeśli żle się ma mój kraj, to właśnie z powodu edukacji.Wyedukowani lepiej są nie ci, którzy powinni być wyedukowani.Będzie, bo musi być edukacja- oczkiem w głowie przyszłych rządów, ale póki co oddajemy władzę nad sobą tradycji,
presji i chęciom sprostania temu, czego wymaga  stadny obyczaj.
Nawet nie wiadomo skąd się wziął i komu on się opłaca mimo ogromnych ofiar całopalnych , szkód i strat.
Jeśli taki stan rzeczy istnieje od lat wielu, to chyba jednak musi komuś służyć i przynosić profity znacznie większe od ponoszonych przez nas ofiar.
I tylko nie wiem wcale komu służy , bo chyba nie przemysłowi plastykowemu i nie złodziejom.Więc komu? Chyba jednak podświadomie wolelibyśmy tego nie wiedzieć, ale w końcu i tak przecież będziemy to wiedzieć, wszak nie ma rzeczy ukrytych, które nie mogłyby ujrzeć światła.Taka jest moc prawdy. Jej cechą jest także i to,że wymaga odważnego wysiłku.Coś mi mówi,że jesteśmy do niego zdolni.

niedziela, 30 października 2011

Niewiele widzimy...

patrząc tylko na rzeczy widzialne.
Czułam jej wzrok i odwróciłam się machinalnie.Uśmiechnięta i radosna zapalała znicze na grobie dziecięcym.Odwzajemniłam przyjazne pozdrowienie i już była przy grobie mojego Syna.-Mój Adaś żyje!!!- wyśpiewała głośno i z entuzjazmem.
Padły nazwiska i rozpoczęła się rozmowa o faktach.-Tak, to ja.Przecież mnie pani zna...Mój mąż, on tego nie wytrzymał..., odszedł, bo nie wierzył, ale ja wierzyłam.
O, widzi pani,zaraz poświecę zapalniczką.To jest mój Adaś...
Spojrzałam na rozpromienioną twarz znajomej i zrozumiałam,że musi się swoim szczęściem z kimś podzielić.Robiło się ciemno i wietrznie, ale nie rezygnowała:
- 26 lata ma.Czeka na mnie w Chicago.Czy pani to rozumie?On czeka...Ma żonę i córkę i teraz czeka na prawdziwą matkę...

-Przed chwilą zapalała pani...-usłyszałam swój głos.

-Ostatni raz..., tamta ...kobieta wychowała mojego syna, więc na grobie jej syna
mogę zapalić znicz...
-Słyszałam o tym,że...- próbowałam, ale p.Ela nie miała zamiaru dopuścić mnie do głosu.-Ona nie żyje.Adaś sam odkrył,że nie jest jego matką.Po wypadku był w szpitalu i lekarze pobrali krew, bo potrzebował i przez 5 lat mnie szukał, bo ona
nie trzeżwiała.Nie mogła z tym żyć i nie umiała przyznać się do tego, co zrobiła...
- To nieprawdopodobne, co zrobiła...- musiałam przyznać.
- Dlatego nikt mi nie wierzył,że Adaś żyje.Nikt...Uchodziłam za wariatkę..Ale z depresji się wyleczyłam, gdy tylko ksiądz potwierdził,że Adaś żyje...Był w Chicago i poznał tę pielęgniarkę, co nasze dzieci zamieniła.Ona też nie żyje.Jak z taką zbrodnią żyć...
-Jak żyć z taką wiarą, jak ....
-Ta wiara to było całe moje życie.Ona mnie trzymała, gdy mąz, gdy córki.., no wie pani...Oni we mnie zwątpili.Mówili:lecz się mamo i ja się leczyłam.Dociekałam, prowadziłam śledztwo...Bo to było łatwe.Przecież umówiłyśmy się po porodzie,że się spotkamy u znajomych, a ona zniknęła.Bez pożegnania.To ja wiedziałam,że ...Takie rzeczy wie się...Ona leżała przez 6 miesięcy na podtrzymaniu ciąży i miała cesarkę, a po cesarce płakała, gdy szłam na porodówkę...Takie rzeczy się wie...A gdy urodziłam pięknego i zdrowego synka, to ...Boże, jak mój były mąż się cieszył...A potem taka wiadomość...To nie mogło być prawdą.
-I nie było...-westchnęłam, gdy p.Ela opowiadała już o swoim pamiętniku z 26 lat walki o syna. Zamierza ten pamiętnik opracować i z nim jechać do Adasia.
Powiedziałam,że z całą pewnością zainteresuje jakiegoś dobrego pisarza, choć są to "tony papierków".I chyba zrobiłam błąd.Chyba nie widziałam po co i dlaczego zatrzymała mnie i opowiedziała swoją niewiarygodną historię.
Nie wykluczam,że błąd naprawię, bo p.Ela wyjeżdża dopiero za miesiąc.
Przede wszystkim tę niezwykłą kobietę , jej  wiarę  i walkę pragnę poznać bliżej.

Wystarczy,że je masz

Szanse wyboru.

W chwili bezradności sięgam czasem do małej książeczki.Nazywa się "Minuta mądrości" hinduskiego jezuity Anthony de Mello.Akurat otworzyłam na kartce, gdzie napisano:"Prawdziwa przemiana jest przemianą niezamierzoną, kiedy się jej nie pragnie i nie szuka.Stań wobec rzeczywistości, a nieoczekiwanie nastąpi przemiana".
Łatwo powiedzieć - stań, gdy rzeczywistość jest tak bardzo skomplikowana,że nie widzisz nic poza potrzebą posłuszeństwa wobec reguł.Tak właśnie jest dziś ze mną.Regułę ustanowiła familia.Byłam za słaba, by się familii przeciwstawić,gdy chciała na grobach Rodziców wylać tony lastrika.To lastriko od 30 lat myję, uprzątam i raz w miesiącu zapalam światełko na gałązce świerku z Ich ulubioną różą.Z okazji Świąt, które nadeszły - przeżywam goszczenie rodzinne.I "rewolucję" na grobie.Za tydzień będziemy wynosić do kosza torby pełne śmieci, które na "wieczność" zalegną gdzieś w glebie.Rodzina będzie zadowolona,że spełniła obowiązek, a ja nie.Od lat próbuję negocjować.Bez skutku, bo najważniejsze są reguły, a te przewidują,że lastrikowy grób trzeba zasypać gadżetami.Rozmowy do miłych nie należą, bo wszem i wobec wiadomo,że jestem heretyczka.Dynie sobie wyżłobiłam i dynia "straszy".Miała wystraszyć wielbicieli gadżetów, ale nie dała rady.Właśnie zasypują cmentarz, gdy piszę te słowa.Potem będą mówić jaką jestem czarną owcą w porządnej rodzinie.I ja to pewnie znów zniosę, ale nie wiem po co.Zastanawiam się, czy mam wybór.
Posłuszeństwo szanuje reguły.Reguł , które nakazują zasypywanie cmentarzy gadżetami urągającymi najelementarniejszemu poczuciu  estetyki i rozumu-jakoś poszanować nie potrafię.Są wbrew mojej zasadzie.Moja miłość
i pamięć Rodziców jest inna, ale tej mojej zasady nikomu nie narzucam.Jeżeli czegoś chcę od rodziny, to tego, by tę moją zasadę uszanowali.To nic trudnego.Wystarczy,że nie dadzą księdzu pieniędzy w moim imieniu na "wypominki", ale notorycznie dają.
Gdy wrócą, wymienią kwotę, a potem nastąpi długie milczenie.Powiedzą,że w następnym roku zatrzymają się w hotelu, bo zwykle tak mówią.A potem wysłucham wykładu kto jest prawdziwym  Polakiem i kto jest chrześcijaninem prawdziwym.
W końcu sprawdzą, czy w domu jest krzyż.Oburzą się i wyjadą.Jak zwykle.
- Wystarczy,że je masz.-powiedziałam wczoraj innemu "heretykowi".I coś między nami zaiskrzyło."Gupi dzieciak" ma lat 18 i zaczyna myśleć.Pytał o krzyż, czy jest symbolem chrześcijaństwa.Odpowiedziałam twardym NIE i będę miała za swoje.Chyba wracają, a ja podczas pisania upewniłam się,że je mam.Mam szanse wyboru, bo sama je sobie stworzyłam.

sobota, 29 października 2011

Rozczarowywała mnie....

nieustannie i po dzisiejszym "Babilonie" zastanawiam się, czy może mnie jeszcze rozczarować bardziej.Chyba już nie, ale minister Pitera wciąż usilnie będzie się przecież starać.I jak ja będę musiała na te starania reagować-już nie wiem...
Przede wszystkim nie wiem jak kobieta może tak usilnie naśladować "męskie" zachowania, skoro naturalną właściwością kobiety jest raczej delikatność uczuć,myśli i działań.Jakoś tych właściwości u Pani Pitery nie dopatrzyłam się i chyba jest mi trochę przykro.Nie tylko ze względu na prof.Marię Szyszkowską, którą niezmiennie kocham, lubię i szanuję, ale też ze względu na tak zwaną wieczną kobiecość.I ze względu na moje odczucia, które jakoś cierpią , gdy w osobie kobiety spotykają autokratycznego patriarchę.Jest mi w takich razach zwyczajnie smutno.Tym bardziej,że wypowiadane sądy nie noszą śladów refleksji.
Nad krzyżem i nad marihuaną śladów refleksji w obozie rządzącym trudno się spodziewać, ale mogłaby być jakaś dyskusja przynajmniej.Dyskutują ludzie spoza tych kręgów i to jest najważniejszym znakiem naszych czasów.
To my, między innymi tu, na swoich blogach przejmujemy to, co powinni robić politycy.To my tu właśnie-prawdopodobnie zadecydujemy o losach krzyża jako rzekomego symbolu Polski i chyba to samo stanie się z symbolicznym zalegalizowaniem marihuany.
W ten sposób znów i na nowo potwierdza się wielka mądrość Goethego, definiująca zło.Jak kto woli diabła, albo Mefistofelesa.Ta "Cząstka siły mała/Co złego pragnąc zawsze dobro zdziała"( "Faust") jest dość silna.I zawsze utrzymuje się na wierzchu.I zawsze  ostatecznie dobro zdziała, gdy spotka się z mocą odważnej i mądrej opozycji.
W sprawie krzyża coraz bardziej przekonują mnie ci ludzie, którzy widzą potrzebę zaopiekowania się spornym przedmiotem przez tych, który do tego elementu wyposażenia sali ( jak wyraziła się inna posłanka PO)- przywiązują 
wagę religijną.Moim skromnym zdaniem, będąc na przykład biskupem, dawno bym to już zrobiła, umieszczając krzyż w miejscu dla niego stosowniejszym.
I wciąż wierzę,że tak się właśnie stanie.A jeśli nie- znów będę rozczarowana, ale chyba będę musiała jednak przywyknąć do rozczarowań.Tako rzecze Daniel.

Kufer Babuni

Miał nadejść czas i miałyśmy poznać zawartość kufra.

Czas miał nadejść sam i Babunia mówiła,że łatwy nie będzie.Może nas zaskoczyć, a nawet zmartwić, jeśli nie przygotujemy się nań należycie.Mówiła,że urodzić się dziewczynką to jest los, a gdy nadejdzie ten czas, to my ten swój los musimy wziąć w swoje ręce i decydować o sobie.Słowa były zupełnie niezrozumiałe, a kufer miał magiczną moc, bo zawierał to, do czego bardzo tęskniłyśmy ze Starszą.
Ubierać się jak Babunia.I być babcią.- to były nasze sprecyzowane marzenia.Oznajmiłyśmy je światu na szóstych naszych urodzinkach, a tymczasem zbliżały się jedenaste i wciąż kufer był dla nas niedostępny.
Postanowiłyśmy to zmienić.W końcu zawartość kufra nie stanowiła niczego innego jak posag.Był tam posag Babuni, praprababek i nasz posag.
Droga do tego posagu wydała nam się bardzo kręta.Najpierw mógł się pojawić ból brzuszka i krew.Potem miałyśmy być dzielne i przygotowane na wszystko, czyli na to,że potrzeba dzielności będzie stała.Jak daty w kalendarzu.
Babunia mówiła,że zanim powstały zegary rytm czasu wyznaczał cykl, który będziemy przeżywać razem z naturą.Przeżywając to, co nam dyktuje Matka Natura- staniemy się matkami, bo już nam powiedziała swoje TAK...

Wiesi tego wszystkiego nikt nie powiedział.Znalazłyśmy ją zapłakaną wśród piwonii.-Umieram...- usłyszałam i obie ze Starszą jednocześnie zrobiłyśmy coś, co Wiesię oburzyło tak bardzo,ze wstała i miała ochotę nas przepędzić.Do dziś nam to zresztą pamięta i wyrzuca.
Osobiście najbardziej pamiętam moment, gdy zajrzałyśmy razem do kufra.
Zainteresowała mnie koszula nocna, w którą zamierzałam ubrać Wiesię,

gdy już trzeba ją było ubrać.
Nigdy jej nie widziałam, bo była po praprababuni i była zawinięta wstążką, czyli nieużywana.Rozwinęłam i moim oczom ukazał się haft w miejscu, gdzie najmniej mogłabym się go spodziewać.Patrzyłyśmy w okrągły otworek i w ten sposób rosła nasza świadomość seksualna.
- Tak było, bo  seks był sferą , której należało unikać...- usłyszałyśmy i znów nie pojęłyśmy niczego.Bo jeśli zakazana jest nasza natura, to coś nie jest tak z naszą naturą.Poczucie winy  było w nas już wcześniej.Teraz dopiero rozumiemy jej żródła.I potrzebę tej książki, która właśnie się ukazała.
Napisały tę niezbędną książkę dwie Panie- Bratkowska i Szczuka.Tę książkę, gdybyśmy przeczytały w swoim czasie- nie dotknęłaby nas krzywda, ale pojawiła się dopiero po ponad półwieczu.Dlaczego tak póżno?
"Duża książka o aborcji" już jest jakoś obśmiewana, wyszydzana i na liście lektur obowiązkowych chyba  się nie znajdzie.A przecież powinna...

Powinna, bo gdy kufer Babuni otworzył się przed nami w pełni-już było trochę za póżno.Już Starsza przeżyła swój największy życiowy dramat.Gwałt ze szczególnym okrucieństwem, a potem śpiączkę..., z której nie wybudziła się praktycznie nigdy, a jej życie jest nieustanną walką o życie.O życie bez lęku...

piątek, 28 października 2011

Lewicożercy...

przeważnie mają charakter życzeniowy.Red.K.Piasecki na przykład bardzo by sobie życzył, by słuch o lewicy zaginął wszelki.Myślę,że nie tylko on...

Coś mi mówi,że najskuteczniejszymi lewicożercami byli sami działacze lewicy.
Bo kto bardziej skutecznie od L.Millera zamknął drogę do procesu jednoczenia się lewicy?! I kto powinien nam wytłumaczyć co to lewica w ogóle jest...
Gdyby L.Miller wiedział , czym jest lewica to z całą pewnością dawno już by to zrobił.Zrobił zupełnie coś przeciwnego idei, celom  i zasadom lewicowym , ponieważ.... Tu litania "zasług" b.premiera winna nastąpić, ale to już chyba byłoby  pastwienie się nad kimś, kto ponad wszystko władzę ukochał.

Ponad jego potrzebę bezpieczeństwa socjalnego, sprawiedliwości,szacunku,kontroli własnego położenia, a nawet przynależności do tego gatunku ludzi, których od zawsze jednoczyła zdolność współdziałania.

B.premier z nikim współdziałać nie zamierza. Nawet spotkać się i porozmawiać nie ma ochoty. W szczególności jeśli jest to Janusz Palikot, do którego przeszły gremialnie lewicowi ludzie.
Jeśli ma jakiś zamiar to właśnie Ruch Palikota obśmiać.
Tymczasem słabo mu idzie nawet w tym względzie, ponieważ lewicowość Ruchu widać w gospodarce, a także w świadomości, która wybucha gejzerami.I nie ma nic wspólnego z dotychczasowym SLDowskim  odnoszeniem się do tych ludzi,którzy znajdują się w gorszym położeniu bez swojej winy.
A w takim położeniu są wykluczeni-przede wszystkim kobiety-,głodne dzieci,ludzie narażeni na przemoc...

Dla tych ludzi miejsca przy stole SLD nie było , ale ono musi się znależć.I znajdzie się.Amen.

Sejm na Wiejskiej...

- czy to jest państwo, czy to jest Kościół?!
Coś mi mówi,że to jest gmach państwowy.Formalnie, czyli prawnie i rzeczowo niby też tak jest, ale niezupełnie.Hierarchowie i wyznający zasadę " czyja władza tego religia" postanowili inaczej. I jak postanowili tak zrobili 14 lat temu.Pokazali kto tu rządzi.I okazało się ,że rządzi państwem religia.Ta najlepsza , wyróżniona spośród wszystkich innych, a więc uprzywilejowana.
A teraz chodzi o to, by tak nie manifestowała swojej władzy i zdjęła krzyż, skoro krzyżem władzę swoją tak właśnie zamanifestowała.
Zamanifestowali, a teraz mają szanse odmanifestować, ale nie chcą.Albo nie widzą szansy na to, by odmanifestować z klasą i stylem najlepszej, bo wyróżnionej religii- albo po prostu i zwyczajnie nie umieją odmanifestować.
Tak czy inaczej-pokaże się kto jest kim, bo zawsze się pokazuje.
Pokazuje się od czasu walki o tzw.inwestyturę.Jeśli myślałam,że ona się skończyła -to byłam w wielkim błędzie.
Gdybym myślała prawidłowo- problemu z krzyżem w Sejmie RP już by nie było.
Tymczasem na tle sprawy ukazują się i pojawiają się inne problemy, a raczej lawina problemów.Niezałatwionych od setek lat, bo przemilczanych.
Do milczących ostatnio dołączył Leszek Miller.Milczał przez cały tydzień, gdy go cztery media w cztery dni tygodnia zapraszały do rozmów w tej sprawie.
Rozmowy miały być z Januszem Palikotem oczywiście.U "Lisa", w "Faktach po faktach", u red.Kublik i w Gazecie.Jakoś nie dziwię się,że Leszek Miller odmawiał spotkań i rozmów.Ma  przed oczami wzorce w tej sprawie doskonałe, więc jest w nie zapatrzony.Moim zdaniem za bardzo SPISiał, ale ta właściwość właśnie przyniosła mu sukces wyborczy ( ok 4 % poparcia) i tym sukcesem Pan
b.Premier musi się nacieszyć. I niech się cieszy ile chce i jak chce, ale mógłby też rozmawiać o sprawach ważnych dla Polski.Nie chce.
Co to oznacza,że nie chce? Co to oznacza,że hierarchia nie chce zdjąć krzyża z gmachu państwowego?- wkrótce się pokaże.
Coś mi mówi,że odpowiedzialność za zaniechania jest cięższa i trudniejsza niż za działania.W każdym bądż razie z Grecją tak było, bo zawsze tak jest.

czwartek, 27 października 2011

Nie ma dymu ani ognia...

-jest Angela Merkel.

Wziąć odpowiedzialność za wielu-praktycznie za przyszłość UE- to już nie są przelewki, ale ciężar, który trzeba udżwignąć.
Możemy mówić o sile gospodarki Niemiec i o sile Angeli Merkel, ale zawsze myślimy o czymś więcej. O żródłach tej siły.I pytanie o dobrym gospodarzu kraju nasuwa się samo.
Dlaczego Niemcy mają dobrych gospodarzy, a Polska nie?

Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć, bo akurat mamy szanse na dobrego gospodarza.I koniecznie chcemy go zabić szyderstwem albo gazetą.Patrzymy na Janusza Palikota przez swój światopogląd.Kto go posiada, patrzy przychylnie i bardzo się boi jak nań spojrzą inni.Zadziewa się już trochę i po pierwszych czynach Ruchu Palikota poznajemy wagę i znaczenie naszego głosu w wyborach.
Poznajemy, bo to, do czego zobowiązał się Janusz Palikot- realizuje.
Realizuje przy ogromnej oporności materii, uosobionej w szczególności przez SLD, o dziwo.Starło się już myślenie propaństwowe z myśleniem o władzy tylko.
Zaiskrzyło i będzie iskrzyć między Palikotem a Millerem.Między Ruchem a SLD.
Jakoś się temu nie dziwię.Kogo skrzywdzisz-tego znienawidzisz.Nowy ruch był bezbronnym i łatwym łupem, ale rośnie w siłę.Siłą coraz większego poparcia społecznego, wyrażanego choćby w internecie.
Miło mi, gdy ludzie odważniejsi przyznają się do poparcia Ruchu.
Jest ich coraz więcej i dlatego mam prawo uważać,że świat Zachodu ma prawo być dumny z Polaków.Tak już jest,że najpierw musi nas uznać zagranica, byśmy
 sami mogli przyjąć postawę akceptacji, aprobaty i uznania dla naszych dokonań.
Nie ma dymu ani ognia w Europie i to jest wielki pozytyw.A u nas przydałby się nam ogień, bo jest dość chłodno.Ogień ideowy,intelektualny i świadomościowy.Amen.

Byłam na grzybach...

bo lubię bywać.Z grzybobraniem to ma  lużny związek, ale jednak przyniosłam parę "różności".Teraz  Daniel  je bada i wybrzydza, a przeważnie wyrzuca.Zatęskniłam do "moich" brzóz i dębów, więc byłam u nich.Wyrosły i wypiękniały.Musiałam napiąć mięśnie, by je objąć.Kiedyś na takie moje wyczyny -co poniektórzy pukali się w czoło i jak tak się pukali to moja przyjemność i radość bratania się była jakoś zakłócana.Teraz nikt już nie dziwi się.I to chyba jest postęp, bo to o postęp głównie mi chodzi, gdy idę na grzyby.
Idę do lasu po energię i po spokój.Po piękno i po myśli, które mieszkają tylko w lesie.
Zawsze mi mówią to samo, a ja uparcie zaraz potem o nich zapominam.Wychodzę z lasu i niemal jednocześnie wychodzę z kręgu swoich zainteresowań, bo już stają się mniej ważne.
Uzgodniłam z brzozą,że tym razem tak nie będzie.
Moje zainteresowania znajdą prawo obywatelskości we mnie i na moim blogu.
Nazwę te swoje zainteresowania. Wracają kiedy chcą , bo one po prostu są uparte i wierne.Są, więc nie mogę ich lekceważyć.
Uparte, wierne i trudne one są, ale przecież jakie one mogą być, skoro wciąż
 kręcę się wokół spraw dla mnie najważniejszych.
Muszę w końcu przyznać przed sobą,że najważniejszym przedmiotem moich zainteresowań jest "dramat historii rodzaju ludzkiego, wynikający ze współzależności religii,kobiecości, seksualizmu i przemocy".I przyznaję. Przyznaję słowami prof.teologii Georg Baudlera z Akwizgranu, bo słów bardziej adekwatnych nie znajduję.
Znajduję natomiast ogromną radość z tego,że mogę obserwować ten "nadzwyczajny wymiar rzeczywistości" po swojemu.Ze swojego punktu widzenia, czyli z dystansem osoby doświadczonej dramatem ludzkości.

środa, 26 października 2011

"Kapitalizm i Kościół dostają zadyszki,...

a lewica śpi".Tak Piotr Żuk zatytułował "Swobodne myśli z Wrocławia " w numerze 43 "Przeglądu".
Autor pisze:" Lewica w Europie szuka nowych rozwiązań i dzięki temu wzbudza nadzieje społeczne-dlatego prawdopodobnie wygra najbliższe wybory w Niemczech,we Francji czy Włoszech.U nas na razie po lewej stronie nie ma ani fermentu intelektualnego, ani pozytywnej energii, która mogłaby pozwolić spojrzeć na nowo na stare problemy".
Z treścią "Swobodnej myśli z Wrocławia" nie mogę się nie zgodzić, bo nie znajduję w artykule tego miejsca, który można nazwać słabym ogniwem.Mogę tylko pogratulować Autorowi i czynię to niniejszym z ogromną radością.
Tym większą,że Piotr Żak wie dobrze:"Rewolucji dokonują zazwyczaj nie ci, którzy są na samym dnie, ale ci, którzy mają świadomość tego,że można żyć inaczej, a istniejący porządek jest tylko jednym z możliwych".

Pytanie o świadomość lewicową, gdybym chciała zaadresować - to kogo miałabym o tę świadomość zapytać?!Pytania słać na Berdyczów czy może...
Może weżmy się i zróbmy sobie lewicę.Po prostu.Bo niby kto miałby ją zrobić, skoro kapitalizm i Kościół dostają zadyszki, a lewica w Polsce śpi.

-Państwo jest słabe...

- uskarża się p.Olewnik po 10 latach  "śledztwa" w sprawie uprowadzenia jego syna.Nie tylko Pan Olewnik uskarża się.
- A jakie ma być?- pytam otwarcie, bo już zapoznałam się z socjologicznymi przyczynami słabości państwa podnoszonymi przez prof.Zygmunta Baumana.
Jest i musi być państwo coraz słabszym organizmem i na to nie poradzimy nic.Nic poza tym,że to my- obywatele państw- musimy być coraz silniejsi.I jesteśmy coraz silniejsi, by żyć.
-Jak żyć, panie premierze?! - to wcale nie jest banalne pytanie, choć zadane w okolicznościach raczej dwuznacznych. Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć sami i robimy to coraz odważniej.I to jest właśnie najpozytywniejszy skutek słabnącej roli państw.I w tym szukaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania- jesteśmy sami.Zupełnie sami, choć w coraz większym tłumie.Chyba jutro ma nas być 7 miliardów.I każdy musi zadać sobie to samo pytanie:Jak żyć?
Religie i polityki nas zawiodły.Stawiamy im pytania.Raczej retoryczne.
Nie chcemy wyglądać na głupców, więc nie pytamy wprost:Jak to było możliwe?

Jak to było możliwe,że mieliśmy po minimum 3 miliardy złotych rocznie na kult,
a na mleko dla głodnych brzuszków już nie.Jak to było możliwe?!- to teraz pytanie najważniejsze.Dla Unii Europejskiej i dla Polski, bo dla każdego z 7 miliardów ludzi.Albo sobie odpowiemy na te pytania albo nie.Nikt za nas tego nie zrobi.Za nas i dla nas już trudziło się wielu.I rachunek krzywd jest obszerny.
Dlatego tak bardzo boimy się,że nastąpi  liczenie krzywd.Ten lęk wstrzymuje wszelkie zmiany.Po prostu i zwyczajnie boimy się rozliczeń.Nie są niczym miłym, bo nie mogą być takimi.

Słabość naszego państwa to według mojej optyki jego religijność i partyjność.
Walka z tymi zjawiskami właśnie rozpoczyna się na dobre.Wymaga wiedzy, dobroci i odwagi( za B.Russelem).Nie może to być walka podjazdowa i bezsensowna.Na oślep i bez planu.Moim  skromny zdaniem na czele tej walki winna stanąć lewica.Niekoniecznie partyjna, więc jaka?
Jest ogromne zapotrzebowanie na ideę lewicową, więc lewica powstanie.To nie tylko sprawa wiary, ale konieczności.Tę konieczność Ruch Palikota widzi i działa dla dobra wspólnego.Praktykuje jawność i otwartość.To już jest coś, bo nie spotyka się z wzajemnością a mimo tego próbuje...I musi próbować, bo nie może przestać.Taki proces, który już się rozpoczął nie da się  zatrzymać w żaden sposób.Można tylko go wyszydzać, bazując na niewiedzy i braku świadomości, ale to zajęcie jest raczej skazane na niepowodzenie.Im będzie intensywniejsze , tym większe może spowodować niebezpieczeństwo społeczne, ale o tym właśnie wcale nie chcę myśleć.Wolę raczej wierzyć,że hierarchowie i upartyjnieni staną na wysokości zadania.

Hurtem , czy na raty?

Mąż wrócił od fryzjera w doskonałym nastroju.Nie tylko na nowo uwierzył w moc swoich nóg, ale też zażegnał polityczną awanturkę.Teraz mnie pyta:Dlaczego on nie chce ich brać hurtem?
Domyślam się,że chodzi o SLD i Palikota, bo te dwa stronnictwa starły się u fryzjera.
- Takie sprawy cesarz Konstantyn i jego następcy załatwiali hurtem...- wymądrzam się, bo partyjność z jakiegoś ważnego powodu kojarzy mi zawsze z religijnością.Janusz Palikot średnio kojarzy mi się z cesarzem Konstantynem, ale to nie wadzi mi jakoś, gdy chodzi o coś bardzo istotnego.Byt lewicowy to ważna sprawa.Zbyt ważna, by ją lekceważyć.A podobieństwa partyjno -religijne narzucają się same.
Niemal tak samo pobrzmiewa  stanowisko abp generała Sławoja Leszka Głódż jak i Leszka Millera."Nie takie problemy Kościół już przeżył"- głosi generał."Nie takie klęski przeżyła lewica".- chełpią się ludzie mieniący się być lewicowymi.
"Akuszer i grabarz"- to artykuł Krzysztofa Pilawskiego w "Przeglądzie".
Jeszcze nie wiem, czy zgadzam się z autorem"Pogrzebu Sojuszu na raty".Coś mi nie pasuje, ale jeszcze nie wiem co.Osobiście za pogrzebami na raty nie jestem.Za to jestem za silną lewicą i dlatego pilnie śledzę poczynania, a raczej ich brak w tym kierunku.
- Dlaczego nie hurtem?- pyta Kudłaty i koncepcję swojego adwersarza przedstawia w szczegółach, bo po drodze już zaczęła mu się podobać.Mnie nie podoba się wcale, więc o niej pomilczę.Za bardzo jest podobna do kontraktu cesarskiego z 325 roku , bo gotowa zniszczyć lewicowość jak układ nicejski zniszczył chrześcijaństwo.
- Nie takie świat dramaty zna.- rzecze mąż, choć wie,że w moich oczach dramat nicejski jest ogromny i w skutkach bardzo dotkliwy dla ludzkości całej.

Myślimy o dramacie Turcji i innych krajów.I o tym jak bardzo Francuzi są dumni z Polaków.A są dumni, bo sami z siebie są dumni,iż pokonali bardzo trudną drogę do świeckości państwa.W "Liberation" piszą,że w końcu zachowujemy się jak trzeba...No nie wiem, czy zachowujemy się jak trzeba, skoro...
Ale o tym potem, bo teraz muszę podjąć decyzję czy hurtem, czy na raty będę
porządkować siedlisko.

wtorek, 25 października 2011

Niektórzy uczeni...

"cofają się wstecz".Tylko to umieją. Cofać się.Język polski i nas-słuchaczy -szanują średnio.Gdy " cofa się wstecz" uczony mniej- nie dziwimy się zbytnio, ale gdy " "cofa się wstecz" eurodeputowany Zbigniew Ziobro- ręce-nogi opadają, bo uczony chce przecież nas zdobywać i reformować.Zdobywać ku " cofaniu się wstecz" chyba, ale chce .Chce usilnie i zapowiada,że cel swój osiągnie, bo Pis wygra w końcu wybory i będzie rządzić samodzielnie.Pod jego przywództwem , oczywiście, bo dotąd tego celu nijak osiągnąć nie mógł.Niby nie osiągnął, a przecież nas mocno cofnął.
Wolałabym nie " cofać się wstecz".O partyjniactwie myślę z uczuciem, którego nazwać się nie ośmielam, ale czynią to inni.Odważniejsi i radykalniejsi ode mnie.
Uważają oni,że potencjał partyjności wyczerpał się i nie wniesie do życia społecznego niczego pozytywnego.Nie wniesie niczego pozytywnego, bo nie może wnieść.Nie może,bo oparty jest na poddaństwie, hierarchiczności i autorytaryzmie.Wyzwalać może tylko niezdrową rywalizację o władzę, a nie może skupić ludzi wokół ważnych i trudnych problemów.
Rozpadają się wszystkie partyjności.Dzieje się to na naszych oczach i żadnych z tego  zjawiska -dość powszechnego zresztą-wniosków jakoś nie widzę.Sen o rządzie speców bezpartyjnych- chyba należy na razie odłożyć na bok.Ten sen powraca i musi wygrać w końcu, ale droga przed nim daleka.
A co by się stało, gdyby nagle premier Tusk o takim rządzie speców bezpartyjnych zamarzył? Ma silny mandat ku temu, by zamarzyć sobie o tym właśnie, a przynajmniej zacząć budować podwaliny pod niepartyjne rządzenie.Polacy , ci najzdolniejsi i utalentowani są raczej poza partiami.Można ich wyłuskać, choćby z książki telefonicznej, ale są też inne metody.A każda lepsza od partyjnego klucza.
- Tylko dłonie muszą być sprawiedliwe, by mogły wziąć klucz i uruchomić moc.- powiedziałaby moja Babunia.Ale nie Ona rządzi w Polsce.Nasz kraj jest nie tylko religijny ale partyjny.Na zaufaniu i na prawdziwych relacjach budować życie społeczne można, ale taki luksus wymaga stosowania zasady jawności.
Tę zasadę praktykuje Janusz Palikot i dlatego go kocham, lubię, szanuję...
Partyjności nie kocham wcale.Może dlatego,że nie potrafię "cofać się wstecz".

Wierzchołek góry lodowej

Tak coraz częściej nazywają media sprawę krzyża w Sejmie RP.Nawet przeciwnicy podniesienia tego problemu też to wiedzą i reagują.Nie na problem, ale na odwagę Janusza Palikota,że problem krzyża ośmielił się podnieść tak nagle i bez wypowiedzenia.
-Niezupełnie nagle...- w Danielu mam opozycjonistę, bo siostrzeniec nie rozumie,że ja mogę czegoś nie rozumieć, skoro wiem,że ryba JEST symbolem chrześcijaństwa, a nie krzyż.Jest podejrzliwy, ponieważ znamy te same żródła historyczne, a tylko wnioski wyciągamy inne.W sprawie krzyża  niby wątpliwości nie miałam uprzednio, a teraz właśnie mam.Skąd się biorą?- pytają mnie panowie.Właśnie, skąd?
- Konstantyn był rzymskim bogiem-cesarzem.Obwieścił się synem boga=słońca.Jak ojciec - wykonywał przede wszystkim zabójcze działania imponujące.-jak działalność cesarzy nazywa prof.teologii Georg Baudler.
-I temu okrutnikowi, który potrafił frankońskich przywódców rzucić na pożarcie
 zwierzętom w amfiteatrze...
- I ten okrutnik  wyruszył przez Alpy do Italii, by wygnać z Rzymu silniejszego od siebie Maksencjusza.Okrutnik miał jednego boga-boga wojny.
- I ten jego bóg wojny przyśnił mu się , prawie jak anioł L.Millerowi...
- Przyśnił mu się bóg wojny jako bóg chrześcijan.Wyobrażasz to sobie?
-Pod tym znakiem wygrasz..-mówił bóg wojny-chrześcijan.
-I wygrał.Rozgromił Maksencjusza na moście i tym sposobem...
-Bóg chrześcijan stał się bogiem wojny i przemocy.Zaraz potem kazał cesarz wymalować krzyże na swych sztandarach, a na tarczach żołnierzy monogram Jezusa.
-No i było po wszystkim, bo w 325 roku usiedli biskupi w Nicei z cesarzem i cesarz powiedział, co o ich bogu myśli...
- Mówił krótko.Będzie tak jak ja chcę, czyli...
- Czyli Bóg-Abba, Bóg Jezusa stał się nagle...
- Bogiem wojny.I ruszyli krzyżowi wojownicy, by zdobywać świat...
- Coś się stało z religią chrześcijańską...
- A kto by sobie nią głowę zawracał, skoro trzeba było bij-zabij...Krzyżem właśnie.
- Czyli ryba przestała być symbolem chrześcijaństwa?!-pytam, bo wciąż nie wiem
- Nigdy nie przestała być ryba symbolem nauki Jezusa, ale chrześcijanie pod wpływem  krzyżowego ognia i miecza powoli stawali się posłuszni cesarzowi, ponieważ ...
-- Jeżeli ci się wydaje,że rozumiem, co się stało z religią chrześcijańską...
- To się stało, co mamy teraz.Nic innego.Ale to już historia przemocy...

poniedziałek, 24 października 2011

Fetysz

czyli przedmiot obdarzony jakoby magiczną mocą.Zatem obracam się wokół bałwochwalstwa. Tak jest od wczoraj,gdy na blogu HELENY zobaczyłam sześć?
"Krzyży" prof. Kazimierza G.Zemły w Radziejowicach.Tak jest od dawna, czyli od czasu, gdy od prof.Uty Ranke -Heinemann dowiedziałam się o odkopaniu trzech krzyży w dniu 3/4 maja 320 roku przez matkę cesarza Konstantyna- Helenę.Tak jest od chwili, gdy byłam na grobie Tony Halika i zobaczyłam krzyż z plecakiem.
Tak jest od zawsze, gdy spotykam się z kultem fetyszy, co uważam za rzecz raczej niezdrową.
Sprawę tę pragnę teraz powolutku i pomalutku porządkować.Na czoło wybija się zainteresowanie samym artystą.Niewiele wiem o Profesorze, który ma w historii sztuki rzeżbiarskiej swoje poczesne miejsce.I jest mi trochę przykro,że wiem tak mało.Wikipedia i dostępne mi żródła wolą nie widzieć tego, co rzuca się w oczy- ewolucję w pojmowaniu krzyża.Pewnie to nie jest poprawne - tak porównywać krucyfiks z kościoła w Krakowie Mistrzejowicach z pomnikiem ks.Popiełuszki i krzyżami z Radziejowic.Nic nie poradzę, różnice widać i widać ewolucję w nakładaniu na krzyż coraz to nowych "znaczeń".
Potem prześledzę historię relikwii , czyli jak św. Helena 3 krzyże z Golgoty rozpoznała i rozesłała w świat.Do Polski też trafiły, bo trafiły niemal wszędzie.
Najtrudniej będzie dowiedzieć się kto i kiedy nadał krzyżowi to znaczenie, które teraz dżwiga w Sejmie i gdzie indziej.I co w tej sprawie zrobiła historia i tradycja.Temat rzeka, ale w końcu trzeba na dobre rozpocząć dyskusję.
Po to, bym nie mogła i nie chciała nikogo posądzać o to,że używa krzyża jako fetysza.

niedziela, 23 października 2011

Może się upiecze...

politykują unijni i nasi w Smutnym Kraju nad Wisłą.
Może upiecze się bankierom i może upiecze się rządom zachowawczym.Może...
Choć to stan polityki obowiązujący na dzień dzisiejszy, to jednak znów wychyla się Janusz Palikot.Jak zwykle nie wiadomo, o czym mówi, bo myśli już o ucieczce do przodu i o jawności w życiu partyjnym też. Kto słyszał, by mówić takie rzeczy,gdy
chodzi o to, by się upiekło.
Najwyrażniej Panu Palikotowi nie podoba się, by komuś coś się upiekło.I to jest cały jego charakter i uroda.Poszerzyć strefę euro?! Kto to słyszał?Jawność w partiach, a kto do tego dopuści, by nagle wiadomo było kto uprawia makiawelizm, a kto politykę.
"Kawa na ławę" miała dziś w moich oczach bardziej ludzka twarz, bo nie tylko rozmawiano o personaliach.O rankingu było, o pomyśle na rząd było,czyli o braku planu.Ktoś nawet zapytał, gdzie jest min.Rostowski i dlaczego nie ma pomysłu na większą integrację.Jak zwykle było kazanie posła Kłopotka, ale jakieś mniej kłopotliwe ono było, bo trwa testowanie wytrzymałości chłopów.
Jakby nie wiadomo było,że PSL wytrzyma wszystko, by dostać swoje.Poradzą sobie z diabłem jak zwykle.Tylko,ze diabeł jest taki jakiś inny - lamentują i wcale już nie jest im w smak ignorowanie Ruchu Palikota.SLD też nie da się ignorować, bo jak tylko L.Miller poczuł zapach władzy-natychmiast wprosił się do premiera Tuska i przez godzinę rozmawiali bardzo tajemniczo.Tajemnicze były miny szefa Klubu Parlamentarnego SLD i tajemnicze jest milczenie premiera.Co utargował nowy-stary gracz partyjny- dopiero się pokaże, ale już jest wiedzieć,że grano o wicemarszałka Sejmu dla SLD i funkcję ministra dla Ryszarda Kalisza, który nagle bardzo nam się odmienił.
Każdy rzepkę będzie sobie skrobał w sprawach światopoglądowych i to jest jedyna dobra wiadomość.

Nawet bardzo dobra, bo Ruch ma dla siebie jakiś rok-dwa na grę w brydża raczej wyrafinowaną, bo grę na przebitki.Dla niebrydżystów- jest to przebijanie blotek atutami, by zgarniać lewy i wyrabia sobie figury, a nawet blotki.Tak się będzie działo w sferze świadomości, bo rządzenie będzie raczej zachowawcze.
Z PSL innego rządzenia być nie może, ale konieczność reform od wczoraj istnieje i narasta.Częścią tego wielkiego problemu jest G.Schetyna, który chroni premiera i wyjechał dlatego na urlop.Goście "Kawy..." mówią,że został przetrącony.Goście "Loży...", np.red.Zaremba,że  sprawdziło się to, o czym dawno już mówił Palikot.Tak już jest,że sprawdza się i taka ja na przykład- przywykam do tego z zadowoleniem.Z traktowania poważnych podwalin pod świeckość państwa -zadowolona być nie mogę.Jeśli wciąż politycy myślą,że może jakoś się upiecze, to raczej robią błąd.
Na szczęście, czyli niezależnie od polityk, zadziewa się i nie przestanie.Zadziewa się wśród ludzi, bo nam właśnie nic nigdy nie jest w stanie się upiec.Ponosimy odpowiedzialność za każdą decyzję polityk i dlatego już teraz jesteśmy czujniejsi.
Kiedy sobie premier Tusk podmieni koalicjanta- nie jest wiedzieć.Będzie musiał przesunąć się nieco w lewo, bo teraz wszystko idzie jakoś tak,że prawy do lewego jest.Żadnych  nowych ideowych wartości premierowi nie podszepnie ani PSL ani SLD, ale ktoś będzie musiał...One właśnie dojrzewają i są do wzięcia.
Nie będzie można w nieskończoność nie podejmować istotnych tematów- to już wiadomo.Trzeba będzie skoncentrować się na przyczynach kryzysu i przy nim pomajstrować.I w takich okolicznościach znów trzeba będzie mieć wrogów blisko.Bardzo blisko. Za rok , za dwa - to już może nie będziemy wyłącznie myśleć o tym, czy się upiecze.Może po prostu i zwyczajnie będziemy sobie piekli chleb, świadomi tego,że mamy do tego prawo i że potrafimy.Amen.

Ekonomia miłości...

polega na tym,że dajemy innym ludziom to, co mamy najlepszego, czyli siebie.
Nic innego zresztą nie mamy, choć byśmy nie wiem jak chcieli przychylić nieba komukolwiek.Przychylamy siebie, czyli kogo?

A jeśli z nami jest tak,że nie wypełniamy przykazania miłości: kochaj bliżniego swego jak SIEBIE SAMEGO....- to czy zdolni jesteśmy do tego wysokiego uczucia?
Daniel ma z tym drobne kłopoty, bo uważa,iż nie jest wcale ważny i nikomu potrzebny aż tak nie jest, by miał czytać Ericha Fromma " Miłość, płeć i matriarchat".I mam sobie dać z tym spokój, bo ani miłość, a tym bardziej płeć , czy matriarchat go nie zainteresują.Dobrze wie,że człowiek ma bezwarunkowe
prawo do szczęścia i wie też nadto,że to prawo realizuje się przez harmonijny rozwój osobowości.Za dobrze wie i dlatego nie chce wcale o tym rozmawiać.

-Za dobrze, czyli żle...- czepiam się i mam za swoje. Zawsze mam za swoje, gdy cytuję Ericha Fromma:" Nie sposób zrozumieć ani psychologii kobiety, ani psychologii mężczyzny, jeśli się nie pamięta,że od mniej więcej sześciu tysiącleci obie płci pozostają w stanie wojny".Cytuję i mam wojnę.Wojnę podjazdową.Bo
przed sześcioma tysiącami lat patriarchat odniósł zwycięstwo nad kobietą, a społeczeństwo zostało oparte na dominacji mężczyzny.Daniel w tej wojnie mocno się na mnie oburza, bo to nie jest prawdą,że kobieta stała się własnością mężczyzny.To wcale prawdą nie jest.I wcale nie musiała kobieta okazywać wdzięczności za każde ustępstwo.Zgadza się jednak na to,że wszelka dominacja rodzi bunt, złość i żądzę zemsty.Dobrze wie, bo żądzę zemsty u uciskanych i wyzyskiwanych widać gołym okiem.I on to widzi, bo każdy widzi.
Mam ochotę zmienić temat i muszę to zrobić z wyczuciem, uczuciem i delikatnością.  Gdy czegoś zabraknie - przepadnę, bo zwykle przepadałam, gdy zaczynałam temat lęków i niepewności u uciskających i wyzyskujących.To oni właśnie teraz mają się gorzej niż uciskani i wyzyskiwani i dlatego chcę o tym rozmawiać z Danielem.
Ale on woli mówić o miłości i o uczuciu mocy.Że jest lepsze od miłości, bo bardziej twórcze i że miłość jest przereklamowana.I tu mnie ma, bo o uczuciu mocy jakoś wiem mało, bo nijak się nie przyznam,że prawie nic.
- Takie uczucie mocy, to czy ono może zaistnieć bez uczucia miłości?- pytam, bo nie wiem.Daniel wie, więc się uśmiecha i mówi,że człowiek mądry jest zawsze szczęśliwy, a jak chcę być szczęśliwa to mam się bliżej zapoznać z Aleksandrem Świętochowskim.Nie za bardzo wiem , o co mu chodzi, ale się dowiem.
Póki co ,siadamy do porannej niedzielnej kawy i mam ręce pełne roboty.

sobota, 22 października 2011

Z Arturem Schopenhauerem...

wolałabym rozmówić się na amen.Ale jakoś mi nie wychodzi.Jego " Aforyzmy o mądrości życia" nie chcą zniknąć z nocnej szafki, a ja nie chcę się pogodzić z jego skrajnym pesymizmem.Jednocześnie nie potrafię podważyć któregokolwiek z  twierdzeń najwybitniejszego niemieckiego filozofa(1788-1860).W szczególności nie umiem sprzeciwić się jego prostym i jasnym wykładom, które mówią o tym jak żyć, by życie mogło być szczęściem w świecie pozbawionym sensu, czyli złym świecie i pełnym cierpienia.
Mój opór zdecydowanie budzi rada: "Ani kochać, ani nienawidzić".Ma to być połowa mądrości życiowej, a druga powiada:" Nic nie mówić i w nic nie wierzyć".To nie jest filozofia dla kobiety. W żadnym razie nie jest, a jednak...

Jednak wciąż wracam do Schopenhauera i nie wiem tylko po co.Może z niezgody na twierdzenie,iż :"Samotność jest przeznaczeniem wszystkich wybitnych duchów:od czasu do czasu boleją nad nią, zawsze jednak ja wybiorą jako mniejsze zło".Wolałabym, by nie wybierali samotności, skoro są wybitnymi duchami.Chciałabym, by bardziej byli z nami i walczyli z brakiem roztropności , głupotą i z szaleństwem podpalania własnego domu.Wrogów z powodu niegrzeczności, czyli głupoty- Schopenhauer przyrównuje do podpalania własnego domu właśnie.
A jak tu nie mieć wrogów, Panie Schopenhauer?!Jak nie dopuścić do podpalenia własnego domu, skoro doradzasz trzymanie się własnej indywidualności jak opoki.I to ona wyznacza z góry miarę dostępnego nam szczęścia.Sęk w tym,że my tej indywidualności człowieka jakoś poszanować nie potrafimy.Nie pozwalamy jej się nawet ujawniać i  rozwinąć.A przecież :"Każda istota istnieje i żyje przede wszystkim ze względu na siebie, czyli w sobie i dla siebie".

Mam na oku parę głów, które wcale pospolite nie są.Pilnie im się przyglądam , bo czują w sobie tęgi rozum i zdrowy sąd, lecz nie przypisują sobie najwyższych darów ducha.Gdyby to robili- byliby moimi przeciwnikami, a nie obiektem zainteresowań.Do ludzi, których z pasją obserwuję należy Janusz Palikot.
Obserwuję miraże jego pragnień, ale widzę przeciwności.I przemożną chęć ignorowania tego wszystkiego, co wnosi w nasze życie.I bezinteresowne szyderstwo.

Wiem, ignorują siebie, wyszydzają swoją własną słabość, ale nie wiem jak pomóc odważnemu człowiekowi , by łatwiej mu było przejść przez ten bolesny stan.A przecież musi przezeń przejść, by się coś zadziewało.Dlaczego miałabym nie pomagać, by się zadziewały zmiany konieczne i nieuniknione...
Muszę pomagać, skoro sypie się wszelka moralizna, o czym potem.

piątek, 21 października 2011

Zadziewa się

Kupuję dynamiczne słówko, którego bardzo mi brakowało.Kupuję, Panie Januszu i płacę twardą monetą.Najserdeczniejszymi podziękowaniami.Nie tylko za słowo zresztą.
Najbardziej cieszę się,że w ogóle się zadziewa coś bardzo ważnego.
Zalążek tego dziania się jest w naszych potrzebach wewnętrznych i to ma swoją wagę i swoją moc.
Osobiście- czegoś kiedyś chciałam, a potem zapomniałam, bo musiałam zapomnieć.A teraz sobie przypominam, czego chciałam.I z tym przypominaniem sobie własnych marzeń, pragnień i potrzeb jest mi dobrze.Nawet bardzo dobrze, bo przy okazji przypomniałam sobie po prostu i zwyczajnie o sobie.I nastąpiło zderzenie czołowe, w którym nikt nie ucierpiał, ale wprost przeciwnie.Odezwała się natura natura myśli i czuć, a nawet potrzeba działania.
Taka ja na przykład, to nie mam zbyt wielu predyspozycji, by się zadziało coś
u mnie akurat, ale bardzo lubię przyglądać się jak coś ważnego zadziewa się u innych ludzi.Zaczyna się, kiełkuje, wykluwa się, przebija z trudem.Jest to coś , co się zadziewa ignorowane, a potem wyszydzane.Jak tak jest, to wiadomo,że zadziewa się coś ważnego w społeczności, w której żyję. I oczy otwierają mi się szerzej.I ten stan rzeczy jakoś przyciąga mnie jak magnes.I ogólnie jest fajnie, bo twórczo, inspirująco i niebanalnie, bo oryginalnie.
Właśnie o to chodzi, byśmy przestali cokolwiek/kogokolwiek naśladować, bo z naśladownictwa nic dobrego nie wynika.
Jeśli coś się zadziewa to nie może to być nic, co już zostało przeżute i ...
Tak mam, Panie Januszu,że lubię nowe.I mam ten sam kłopot z nowym, co Pan go ma.Wszem od zawsze wiadomo,że rzadko prawda z tym zasiada, kto rad wiele nowin gada.Nowiny są gadatliwe i radzi jesteśmy je rozgadywać, ale jest ich zbyt wiele, by wygadać naraz, natychmiast i jeszcze je nazwać.Tego chcą ci ludzie, którzy czekają na gotowce podawane w sosie uniwersalnym.Chcą i zawodzą się srodze, że nie mają  podanego na tacy -produktu nowego wraz z sosem.Sos musi być tym razem indywidualny, osobisty i wyprodukowany własnym sumptem.A sam produkt zadziewania się - tym bardziej indywidualny...
Tymczasem z wiatrem złe nowiny chodzą,że to niemożliwe,że utopia,że zadziać się to wszystko nie może tak prędko i tak pod napięciem.
I mówią,że jak kto pracuje pod napięciem, to niech nie myśli,że mu nic nie będzie.Będzie, bo już jest.
Od roku pracuję pod napięciem i iskry się sypią obficie.Na Pana Poletku sypały się.I na naszych blogach też się sypią. I niech się sypią, skoro muszą.
Ale jest jeszcze coś innego, co sypie się jeszcze bardziej.O tym jutro, a tymczasem- serdecznie Panu dziękuję za słówko, którego bardzo potrzebowałam.

Wolność wszystko słodzi

Potrzebuję większej dawki wolności, więc szukam dlań mocnych fundamentów.
Potrzebuję chyba bardzo dużej dawki, by móc złagodzić sobie gorycz nielubienia tych ludzi, których lubiłam.Panią Ł. lubiłam jeszcze do wczoraj, a dziś już nie. I nie jest mi z tym dobrze, bo nie lubię, gdy ludzi do lubienia mi ubywa.Sporo ludzi mi ubyło z politycznej lewicy, czyli z SLD.I jest mi przykro.
Serce mam po lewej stronie i faktu tego nie zmienię.Nawet nie będę próbowała.
Wolności z cudzych rąk raczej już nie przyjmuję, bo uzależnia i potem więcej jest problemów z uniezależnieniem się od daru niż z samym darem.

Wolność musi być oparta na prawdzie, więc muszę się jej dopracować.Mam dobrze, bo przyjechał Daniel i ma ten sam problem do załatwienia.
Nie może się nadziwić wielu sprawom i wygląda jak dziecko przyłapane na niegrzecznych psotach.
- Skąd oni to mają ?- pyta i chce wiedzieć skąd bierze się poparcie dla Pisu.Powinien wiedzieć lepiej ode mnie, ale pyta.Wolałabym sobie pytanie zlekceważyć, ale przecież nie można lekceważyć problemów człowieka.Sama nie wiem skąd bierze się poparcie dla niegdysiejszych bytów, ale próbuję:Może część z tych ludzi jeszcze nie wie,że wolność jest lepsza od najprzyjemniejszej niewoli.-cytuję przysłowie, bo nic innego mi do głowy nie przychodzi.
Najwyrażniej nie trafiam do Daniela ani z przysłowiami ani z próbami kawowania przy serniku.Coś mu jest i to coś może nazwie a może wcale nie.Mnie też coś jest i chyba to jest zwykła jesienna chandra.

Na kawowanie w końcu zgadza się, bo o kawę prosi Kudłaty.Męskie ramię to jest coś.Jest bezpieczniej rozmawiać w trójkę, gdy nic nie wychodzi z rozmów, nad którymi ciąży zły czas dyktatorów.
-Złe czasy dla dyktatorów.- rzecze Daniel i spoglądamy na sceny z Kaddafim w
charakterze denata.-To będzie już tendencja dynamiczna.-zgadza się Kudłaty i robią listę nazwisk, które poniewierały światem jeszcze wczoraj.
-Jak to było możliwe?- zastanawiam się, ale wciąż myślę o domorosłych dyktatorkach, którzy i tak nie wyciągną wniosków z losu swoich pierwowzorów.
- Końca despotyzmu jeszcze nie widać,ale widać,że ludzkość już straciła cierpliwość dla krwiopijców.- I może być gorąco..., bo przestrogi nie działają nigdy.Dyktatorów nie da się powstrzymać, gdy idą...
- Wykorzystał ropę i islam , by napaść swoje  dziecinne upokorzenia z pustyni, a ropa i islam temu się nie przeciwstawili?!- myśli Daniel i kręci głową.
- Sojusz tronu z religią jest zjawiskiem...odwiecznym...Takim, siakim.
I znów jesteśmy przy fundamentach wolności, ale prawda wciąż leży gdzieś bardzo głęboko.Po siłą, która zwykle decyduje o prawdzie i pod błędami, które leżą na drodze do prawdy.
Zatem mamy pełne ręce roboty, ale po kawie jest już rażniej.Bez wolności nie ma wesołości, a skoro nam wesoło i radośnie, to chyba nie jest z nami aż tak bardzo żle.

czwartek, 20 października 2011

-Los SLD jest rozstrzygnięty...

pisze mój ulubiony redaktor Szostkiewicz.
Jak zwykle zgadzam się z tezą, bo to już są fakty, niestety.Nic dodać i nawet nie ma co ująć, bo co takiego ma SLD, co mogłoby kogokolwiek ująć...
Styl i klasa tego ugrupowania, które pokazały się przy wyborze szefa Klubu Parlamentarnego SLD z całą pewnością przejdą do historii.Zniesmaczają Marka Borowskiego, choć był jakoś przyzwyczajony do stylu Leszka Millera.Ale chyba nawet ten poseł nie jest przyzwyczajony do udziału aniołków w życiu partii.W dodatku bezpłciowych zupełnie.Jakie by nie były aniołki Millera- chyba za bardzo się nie popisały, ponieważ zupełnie zapomniały o podstawowej dla demokracji zasadzie jawności.Niejawne było "ugadywanie" 14-tu, a nawet informacja,że Leszek Miller w ogóle będzie kandydował.
No to Ryszard Kalisz był zaskoczony, gdy nagle usłyszał o swoim kontrkandydacie...Czy miał czas na odreagowanie tej doniosłej wieści? Nie sądzę.Gdyby wiedział...No, ale to już zupełnie inna sprawa.
Ryszardowi Kliszowi jakoś jednak nie współczuję. Nawykł do metody już wcześniej i praktykował ją przeciwko Januszowi Palikotowi.Umawiał się i ...
- I co teraz, SLD?- już nie pytam.Po prostu i zwyczajnie będzie opozycją.Czy także przeciwko każdej zmianie koniecznej i niezbędnej-pokaże się.Póki co , jest przeciwko Januszowi Palikotowi, bo wyrządził Ruchowi sporo krzywd.Nie  ma nadziei, by miał szybko połapać się w swojej nowej sytuacji , skoro woli starą.

ASZERY los...

był okrutny i zły.Jej symboliczny los wypełniał się w realnym świecie kobiet.
To jest ten sam los, choć w zupełnie innym wymiarze.Symbolika i realność wzajemnie się przeplatały w stopniu nie mniejszym niż nasze aktualne przywiązanie do symboli.

Jeszcze przed 1200 rokiem p.n.e. Aszera korzysta z tytułu bogini "stworzycielki bogów(elohim)".Występuje jako "Athirat Pani morza" lub "Ta, która stąpa po morzu", Gwiazda Poranna, żona najwyższego boga Ela, póżniej Baala oraz Jahwe.
Jest czczona w świątyni Jerozolimskiej i sam Salomon buduje ołtarz  Aszery.W Biblii wymieniona jest 49 razy.W Księdze Jeremiasza występuje jako Królowa Nieba, bo występuje wszędzie.W licznych żródłach i w licznych wykopaliskach.Nie tylko semickich, ale ugaryckich.Jeden z królów amoryckich nosi imię "Sługi Aszery"W żródłach hetyckich pojawia się jako matka 77(lub88)
synów, jako małżonka "El Stwórcy Ziemi".Jest odróżniana od innej bogini-Asztarte, choć religie przenikają się i jest to okres politeizmu.Jeszcze można wierzyć w takiego boga, taką boginię -jak na to pozwalają wybory plemienne, a nawet osobiste.Z chwilą niewoli babilońskiej ( VI w.p.n.e.) politeizm kończy się
i pamięć o bogini Aszerze zanika.Była zwalczana przez wieki bezwzględnego i okrutnego patriarchatu i zwycięscy już nie piszą o bogini.Nie chcą nawet o niej pamiętać,że była czczona w ich kulturze.
Wykopaliska archeologiczne nie pozwalają zapomnieć o bogini.Zdumiewa ilość odkopanych już aszer i dowodzi,że nie była to bogini jakaś mała, o której można zapomnieć w ogóle i na zawsze.Nie da się, bo była.Jest biblijnym faktem i do tegoż faktu musimy się odnieść.

Helusię zdumiewało okrucieństwo nie tylko wobec kobiet.Jeszcze bardziej może

trwożyło moją nieżyjącą już Przyjaciółkę- okrucieństwo wobec bogów.
- Jeśli mogli tak okaleczyć swojego boga, by go pozbawić połowy właściwości,
to czego oni nie mogą...- dumała i natychmiast przechodziła do innego tematu.

Tematem Helusi była krzywda.Mówiła,że jest monotematyczna.Bardzo chciałabym być tak bardzo monotematyczna jak Ona była.Na wiele sposobów analizowała znane przysłowie:" Kto kogo skrzywdzi, to i znienawidzi".
Ale to już inny  wielki temat, do którego wracać będę nieustannie.

środa, 19 października 2011

Quo vadis,SLD?!!!

Coś mi mówi,że donikąd.O tym,że donikąd - mówi  też wybór szefa Klubu Parlamentarnego SLD, bo wszystko dotąd tak właśnie , ale nie złotouści rzekomej lewicy.Oni- złotouści - mówią,że nic się nie stało,że lewica jest i będzie.No , nie wiem, czy jest i czy będzie taka  lewica ,jak chce SLD w obecnych szatkach, a raczej bez nich już.
A lewica jest Polsce potrzebna.Dla higieny i dla równowagi politycznej.Przede wszystkim dla omawiania i załatwiania spraw społecznych.Nade wszystko -dla wprowadzania zmian niezbędnych i koniecznych.
"Głosowałam" za Ryszardem Kaliszem, bo przeważnie jego postać w SLD widzę.
Przegrał z Leszkiem Millerem, a to oznacza,że tendencje zachowawcze są bardziej wyrażne niż ujawniły się w sprawie krzyża.

Zatem chyba powinnam powiedzieć: krzyż na drogę, ale...
Z jakiegoś ważnego powodu zależy mi na lewicy, bo prawicy mam chwilowo dość.Może nawet nie chwilowo, ale na amen.A ktoś musi myśl jakąś tworzyć, rozmawiać z ludżmi, zarządzić referendum, byśmy mogli  sobie ustalić jak chcemy się rządzić.Ktoś musi...Prawica tego nie zrobi, bo nie ma czasu na takie
za przeproszeniem...Janusz Palikota już i tak za dużo musi i jeszcze więcej będzie musiał.Nie posprząta wszystkiego i w każdym miejscu.
Więc może jednak SLD się opamięta i pomoże w reformowaniu Polski.Oczywiście jak sama się zreformuje.Amen.

Słabosilni

Właśnie wygrzebałam wywiad z prof.Jadwigą Koralewicz,socjolożką.Wywiad Jolanty Zarembiny z 2002 roku.
"Polacy mają duże poczucie zagrożenia i strasznie lamentują.Przewidują najgorsze rzeczy".- czytam i zastanawiam się,czy coś drgnęło z autorytaryzmem  patriarchalnym, czy coś się dzieje lepszego z naszymi lękami i z dominującym konformizmem - po latach.
Chyba jednak coś się zmienia.- myślę sobie, ale mój optymizm gasi fakt,że wciąż jest wokół mnie pełno ludzi, którzy nie uznają innych za równych sobie.Nie dopuszczają możliwości dyskusji jak równy z równym, bo ich świat jest hierarchiczny, w którym oni (słabosilni) sytuują się zawsze wyżej albo niżej innych.Gdy próbuję nawiąząć kontakt słowny z takim autokratą - natychmiast mnie w tej hierarchii umieszcza i przykleja etykietkę.Jesteś idealistką albo wręcz przeciwnie.Jesteś feministką albo wręcz odwrotnie.
Autokrata tak ma-podporządkowuje się silniejszemu i narzuca swoją wolę słabszemu.Dlatego Pani Profesor nazywa ich słabosilnymi.
Podoba mi się ta etykietka, choć jest ogólna zbyt i nie uwzględnia dorobku lat ostatnich.A dorobek jest spory.Ten dorobek już został dostrzeżony przez reżysera Koterskiego.Wiadomo już,że słabosilnie jakoś się zróżnicowali.
Nie na tyle, by nie zauważyć,iż są w odwrocie.Najsilniej, bo instytucjonalnie trzymają się w hierarchiach religijnych, ale w cywilu już wszem i wobec wiadomo-że przegrywają z ideałem kobiecości.
Przegrywają z kretesem, bo ideały muszą być pełne energii i twórcze.

Patriarchalność przegrywa , bo musi przegrywać także i z tego powodu,że jest de mode, anachroniczna i nie idzie w kierunku =do przodu. Raczej okupuje tyły.
Totalitaryzm, który zbudował autokrata jest ostatecznym upadkiem człowieka i człowiek te pomniki archaizmu obala.Tu i ówdzie, bo wszędzie na świecie.
Obala dlatego,że człowiek już dostrzegł siebie.Mówi sobie: każdy ma taką moralność, jaką ma naturę.I nie pozwala sobie i swojej naturze narzucić moralności zewnętrznej.Nie i już.Tak ma człowiek ery Wodnika.
Nie ma łatwo, bo musi się rozprawić z moralizną i z zemstą autokratów.Niegdysiejszych autokratów, którzy za nas i dla nas wiedzieli wszystko lepiej.I zachowywali się tak, jakby wcale nie wiedzieli.
Jest więc sporo zamieszania, bo już nam wiadomo,iż osobowość autorytarna, inaczej dogmatyczna-nie posiada orientacji ideologicznej, ale akurat uważa ,że ma.Tak wciąż uważa,bo świat wciąż wydaje im się czarno-biały.Bez skomplikowanych odcieni.Oni bardzo nas lubią karać i karzą.Bardzo lubią straszyć i straszą.I tylko jeszcze nie wiedzą,że o posłuszeństwo będzie im coraz
trudniej , bo przeważnie żyją w środowiskach zamkniętych.Z dala od życia, które łączy wszystko.

wtorek, 18 października 2011

-Polubić ją...

doradza i mówi,ze podczas jesiennej chandry częściej zagląda w oczy prawda, bo rzekomo lubi chandrę.Osobiście chandry nie lubię.Żadnej, a najbardziej chyba jesiennej.Ale na to, by mi prawda zaglądała w oczy nie ma przeciwwskazań.Przynajmniej ja ich nie widzę.
Chciałam zobaczyć jak dziś wygląda polska polityka, bo już zobaczyłam co słychać u Izy i u Uli.Też mają chandrę i może się nieco zaraziłam, bo gdy mi powiedział Hofman jak wygląda polska polityka - musiałam dostrzec,że nie tylko mam chandrę ale też nie mam akceptacji, aprobaty i uznania.A jak chce się przyjąć prawdę, która zagląda w oczy -to te wynalazki trzy trzeba posiadać koniecznie.
Marszałek Sejmu chce chronić premiera.To już ciut lepiej.-myślę sobie i zadaję pytanie: przed kim/czym chronić? Wychodzi na to,ze przed marszałkiem właśnie marszałek chce chronić premiera, bo G.Schetyna wyjeżdża na urlop.Z rodziną.To dobrze.-pomyślałam.I już mi się trochę poprawił humor.Bo będzie czekał na urlopie na decyzje premiera Tuska i jest do jego dyspozycji.I życzy jeszcze premierowi, by dworzył.I pewnie będzie dworzył.Przy okazji może też coś tworzyć. Na przykład koalicję w zarysie. Z pierwszego podejścia, wszak wiadomo już wszem,że będzie drugie...Gdy kryzys uderzy mocniej, a słabe ogniwa się wykruszą.
W końcu znalazła się pełna akceptacja, aprobata i uznanie.Sama przyszła, jak wszystko, co najważniejsze.Mimo chandry znalazła się akceptacja dla decyzji prokuratorskiej .W sprawie zarzutów dla członków Komisji Majątkowej.Aprobata też może by się znalazła, gdyby zarzuty obejmowały choćby 64 mldy naszych polskich złotych, o które jesteśmy biedniejsi.Z uznaniem dla tego kroku wypadnie poczekać.Do momentu, gdy cała Komisja zda sprawę ze swoich poczynań, ale...
No nie wiem, czy zdołam polubić chandrę.Być zdrowym i mieć krótką pamięć to
dla Einsteina warunek szczęścia jest.Zdrowym to i owszem, ale z tą krótką pamięcią .Chyba jej jednak nie polubię.

poniedziałek, 17 października 2011

Wolter miał gorzej...

bo żył w XVIII wieku i miał do remontu zamek swój, a pod oknem kaplicy zamkowej był stary ogromny krzyż o kształcie T.Polecił cieślom, by krzyż przenieśli na wskazane miejsce, ale wyraził się żle.Prof.Uta Ranke-Heinemann podaje,że polecenie brzmieć mogło:"Przenieście tę szubienicę" albo podobnie.
No i zaczęła się sprawa w Dijon.Karą za takie blużnierstwo było wtedy wycięcie języka i odrąbanie rąk.Cieśle zgodnie twierdzili,że krzyż w kształcie T to dla nich szubienica właśnie, ale sąd nie chciał takich wykrętów słuchać.Uratował myśliciela jego wierny przyjaciel, bo Wolter od 11 lat walczył o nieszczęsną rodzinę hugenota Calas, którego żywcem połamano kołem za to,że jego syn się powiesił.Doprowadził do rehabilitacji tej rodziny przez parlament paryski, a potem napisał " Traktat o tolerancji".Trafił do "Indeksu ksiąg zakazanych" to oczywiste, ale pisarz, filozof i historyk nie zrezygnował z obrony ludzi.
Nie zawsze szło mu dobrze, bo na przykład nie wybronił młodzieńca La Barrea
za to,że nie zdjął kapelusza, będąc 50 kroków od procesji z krzyżem.Młodzieniec został ścięty, ale już języka mu nie wycinano, a poddano innym torturom.
Tak więc Wolter miał gorzej z całą pewnością niż Janusz Palikot, bo w XXI wieku rzeczone kary już nie obowiązują.

Bogini ASZERA

Myśli są jak magnesy.Przyciągają skutki.
 Skutek mojego pomyślenia o bogini Starego Testamentu był taki,że sięgnęłam do lektur biblijnych i do internetu.W internecie zaskoczyła mnie liczba ludzi, którzy o Aszerze nie zapomnieli.Wręcz przeciwnie, naukowo i dowodnie wykazują jej rolę w czasach  biblijnych, aż do czasu zdobycia Jerozolimy( 587/6 p.n.e).
Porządkuję ogromny materiał i trochę to potrwać musi, nim napiszę, co o bogini
Aszerze już wiem.Mam też nadzieję,że wraz z odkryciami archeologicznymi dowiemy się więcej o żonie  boga El,JHWH.
Może nawet potrafimy rozpoznać powody, dla których patriarchalny system przez wieki całe pracował usilnie nad zagładą pamięci o niej i o aszerach, które czcił.
Póki co, docieram do pracy Franceski Stavrakopoulou( z Oxfordu), która pisze tak:"Nazywa się go Jahwe,Allahem lub Bogiem...doszłam do bardzo barwnego, a dla innych niekomfortowego wniosku, który mówi:biblijny Bóg miał żonę".
Przeczytam wnikliwie i po kilka razy, w kontekście Pierwszej Księgi Królewskiej
rozdział 16:Achab (873-853) i kult pogański.Poczytam o Izebel-kaþłance Aszery i jednocześnie królowej Izraela. Poczytam i napiszę, bo chyba warto jednak pamiętać o boginiach.

Dwa pogrzeby...

będę miała, jeśli moi najbliżsi nie zdołają się oprzeć hierarchii kościoła, który mnie ochrzcił.
Od nikogo nie wymagam heroiczności, ale mam wolę, by  skremowano szczątki i proch rozsypano na góry i na lasy.Żadnej urny nie chcę, bo wcale mi nie jest potrzebna.Nikt jej nie będzie musiał odwiedzać ani składać kwiatów, bo lubię tylko kwiaty wiecznie żywe.A te kwitną tylko w sercach i pamięci.
Więc jak może wyglądać mój pogrzeb według scenariusza hierarchów?!
Po przejściu na drugi brzeg, zapakują zwłoki w trumnę.Dowiozą do kościoła, by była msza.Potem trumnę spalą i na dnie prochu pojawi się malusieńki diament.Tę zawartość w urnie już - trzeba będzie na nowo obmodlić, by ustawić gdzieś na cmentarzu.Dwie msze zamiast jednej, tak?No to ja tego mogę nie przeżyć.
Z wielkim trudem przeżywałam msze za moich Zmarłych i wcale mi nie towarzyszyły uczucia adekwatne do okoliczności, gdy wrzucano ich ciała do piachu.Gorzej było tylko wtedy, gdy rodziny nie spełniały woli Zmarłych o kremacji.
Okazuje się jednak,że mogę mieć kłopoty ze swoim pogrzebem większe niż oni mieli.Testament testamentem, a presja presją.Napatrzyłam się na testamenty i na presję.Wygrywała presja i dlatego jest mi bardzo smutno, bo ze mną może też tak być.Oby nie było - muszę podjąć niezbędne działania.Amen.

Patriarcha Abram...

wyszedł z Ur chaldejskiego w czasie 1800-1750 roku p.n.e.Wyszedł z ukochaną Saraj, z Lotem i z dobytkiem.Wyszedł, bo nie podobało mu się czczenie bożków chaldejskich.Wyszedł, bo usłyszał głos nowego boga, Pana.Obiecywał głos, Bóg i Pan,że wejdzie"do kraju, który ci ukażę"."Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym , którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył".-rzekł Pan i Abram posłuchał.Posłuchał chętnie i gorliwie, bo bogini płodności modlitw patriarchy nie wysłuchała.Saraj była bezpłodna, a Abram miał 75 lat, gdy wyruszył.

Mojżesz też nie lubił czcić bożków egipskich, w szczególności bogiń.
I też wyruszył, gdy usłyszał głos.Wyjście Izraelitów z Egiptu to 1250-30 lata p.n.e.Podczas  40-letniej wędrówki słuch o żonie Jahwe, bogini Aszera- zaginął niemal całkowicie.Kto dziś o niej słyszał? Może prof.Uta Ranke-Heinemann i historycy religii.

Tak krzepł i umacniał się patriarchalny system łupów.Ciąg dalszy Państwo znacie, choć nie wszyscy wiedzą może,że boginiom nie wiodło się już dobrze gdzieś od dwóch tysięcy lat. Od czasu, gdy plemiona osiadły na stałe i zaczęły się zmiany  w mentalności osiadłych.Kobieta nagle stała się obiektem pożądań i wspaniałą siłą roboczą.Trzeba było tylko nad nią zapanować i stało się to szybko i stosunkowo łatwo.

Jeśli o tych faktach odległych historycznie wspominam, to po to tylko, by móc sobie wyobrazić skutki poszukiwania nowych bogów, gdy starzy już odchodzą na emeryturę , bo nie spełniają potrzeb człowieka.
Coś mi mówi,że ta historia nie dotyczy tylko biblijnych artefaktów,bo przewija się pod każdą szerokością geograficzną i ta przypadłość dotyczy także nas tu i teraz.Dotyczy, bo coś się zmieniło w świecie.Przede wszystkim zmieniła się nasza mentalność i ten fakt oczywisty -należy dostrzec i nazwać go.
Jeśli właśnie wychodzimy - to skąd i dokąd.Choć słuch mam słaby, to jednak widzę ,że wychodzimy.I bardzo się cieszę,że wychodzimy.

Dwa samce

O sytuacji bez wyjścia Adam mawiał: nic z tego nie będzie, bo to dwa samce...
Taką sytuację mamy właśnie na własnym podwórku krajowym i w skali globalnej.
I z obu tych przestrzeni niemożliwości musimy się jakoś wygrzebać.Zasada "jakoś to będzie" raczej nie wystarczy.Potrzebna będzie nowa moc, która poradzi sobie z problemami, które narosły do stopnia szalonego i właśnie wybuchają.I nijak ich już nie można uciszyć, zagadać i udawać,iż ich nie ma, bo są.Zawsze były zresztą.
Jest jak jest i trzeba będzie w końcu uznać,że nie da się oddzielić polityki-gospodarki od etyki, czyli religijności.Nie da się, bo nigdy się nie udawało.A nie udawało się, bo to było sztuczne i dlatego udać się nie mogło.A teraz nagle musi się udać, bo to warunek jest swobodniejszego działania politycznego i gospodarczego.Warunek sine qua non.Warunek niezbędny,nieodzowny.Bez którego nic nie jest możliwe.

Niektórym społecznościom udaje się to niemożliwe od dawna już.Na przykład królowi Anglii -Henrykowi VIII -udało się to już w XVI wieku.Zbudował podwaliny pod państwo mocarne i bogate.Córka Henryka VIII też nie zasypiała gruszek w popiele, bo Elżbieta I budowała dalej i jednak wybudowała coś.To samo robiła Francja i Niemcy..., ale nie Polska.
Dlatego teraz będzie musiała nadrabiać zaległości.Oby szybko i sprawnie.
Tymczasem mamy drobny problem z dwoma samcami w polityce.Obaj uważają się za samców alfa.I walczą ze sobą. O co oni walczą? O władzę.Bo się zapatrzyli na tych, którzy tylko o władzę walczą i nigdy nie przestają walczyć.
Chyba za bardzo się zapatrzyli.Mogliby patrzeć w inną stronę, ale jakoś nie chcą patrzeć w stronę naszych wielkich problemów.Bo mają własne? Mają .Mają ich obfitość, jak każdy z nas je ma.Ważne jak sobie z nimi poradzą.
Sami ze swoimi problemami muszą sobie poradzić, ale jak poradzą sobie z koniecznością współdziałania w sprawach państwowych - to już jest także nasza sprawa.
Coś mi mówi,że premier Tusk chce dobrze i robi swoje dobre, gdy na marszłkinię Sejmu proponuje minister Ewę Kopacz.Pod presją wydarzeń niejawnych i niejasnych-pewnie będzie musiał zrezygnować z tego pomysłu, bo
to jest -zdaniem Pis- kompromitacja i hucpa.Słów nie cytuję, bo już to zrobiłam.
I znów będzie po staremu? tego właśnie chce Jarosław, bo Polskę chce zbawiać koniecznie.Przed czym, od czego chce  mnie zbawiać, choć nie chcę wcale, by mnie ktokolwiek  i kiedykolwiek zbawiał?No, nie wiem.
Wiem tylko tyle,że mimo chętnej woli potencjalnego zbawcy- idzie w dobrą stronę.Idzie powolutku i pomalutku, ale idzie.Idzie ku rozmowom Polaków o sprawach ważnych.Nawet o kryzysie.Może nawet dojdzie do tego,że będzie referendum, którego nie było 22 lata temu.Może w końcu rozstrzygniemy w rozmowie, a nie na ulicy-jak chcemy się rządzić.

Może być znacznie więcej, bo zawsze jest coś więcej, gdy ludzie ze sobą porozmawiają.Przeważnie jest postęp i przeważnie z rozmów wynika zasada akceptacji, aprobaty i uznania.To nie jest zasada " be".Nie ma potrzeby nią pogardzać, ignorować i wyszydzać.Taką zasadę nieśmiało proponuje Poseł Palikot.Bardzo nieśmiało, ale chyba będzie proponował śmielej zasadę jawności, która jest podstawą .Praktykuje ją już i fakt ten przynosi już drobne efekty.Mówi się o Januszu Palikocie i myśli się, co może być, gdy zacznie działać Sejm.

Mówi się przeważnie nieprzychylnie, ale ludzie już wiedzą swoje.I po swojemu myślą o nowym Ruchu.Też myślę sobie o nowej sytuacji polityczno-religijnej po swojemu i coś mi mówi,że może się nam zdarzyć nowy KLIN.
Tym razem nie będzie to chyba klin pomiędzy małżeństwem z nienawiści(PO-PIs)
ale jakiś taki klin globalniejszy nieco.Klin między polityką i religią.
W ten sposób znika raz na zawsze problem Adama, bo nagle pojawia się łagodność.Kobieca łagodność.I moc.

Hypatia broniła...

Biblioteki Aleksandryjskiej, gdy płonęła.Musiała zginąć i zginęła, bo w 415 roku ginęła wiedza i mądrość starożytności, do której należała. Była uczoną.Wykładała matematykę, filozofię i astronomię.Na długo przed Kopernikiem-wiedziała,że Ziemia krąży wokół Słońca. Była szanowana, piękna i uchodziła za kapłankę, choć nie tego pragnęła.Pragnęła żyć i pracować dla swojego miasta Aleksandrii.I żyła aktywnie .Pięknie, dobrze i prawdziwie.Miała ok.60 lat, gdy na rozkaz biskupa Cyryla zapłonęła Biblioteka.Może nie będę po raz kolejny opisywać jak zginęła.Jak wyłupiono jej oczy i jak pokrojono skorupami, a najpierw odarto z szat.Za ten czyn haniebny biskup Cyryl został świętym w kościele rzymskim.
Hypatia stała się symbolem walki o wolność słowa...
Na lekcji historii o tym jak płonęła wiedza i tysiącletnia mądrość starożytności -Biblioteka Aleksandryjska- nie płakaliśmy głośno, bo i o Hypatii było cicho.Najciszej było o tych, którzy Bibliotekę podpalili.Pytaliśmy o barbarzyńców i wandali, ale odpowiedzi były enigmatyczne.Babunia musiała zaprzęgać konie i jechać do  miasta, by zdobyć wiedzę, która Ją bardzo interesowała.Zdobyła, ale natychmiast ukryła przede mną .Na długo i skutecznie.I tylko była smutniejsza, milcząca i unikała spotkań ze swoim bratem.Był księdzem i najlepiej wiedział, co Zosieńka powinna.Powinna milczeć i milczała.
Milczała i robiła swoje.Jak każda kobieta w patriarchalnym systemie łupów.
Osobiście o Hypatii już nie chcę milczeć.Ani o barbarzyńcach, którzy spalili Bibliotekę Aleksandryjską, bo są wciąż wśród nas i palą to wszystko, co im nie pasuje do ich dogmatów, które czczą.
Podpaleń, gestów barbarzyńskich boję się najbardziej. Od przedwczoraj,gdy w Rzymie na Lateranie młodzi ludzie zdewastowali kościół i rozbili figurę Matki Jezusa- boję się jeszcze bardziej, bo już dobrze wiemy z historii, co będzie potem.Ale o tym potem, gdy przypomnę sobie jak to bywało...

niedziela, 16 października 2011

Grigorij Gurdżijew...

przychodzi do nas jesienią.Siada przy kominku i opowiada swoje dzieje.Wspomnieniami mojego Dziadziusia Jasia i Griszy.Ale najpierw stawia na baczność.Najpierw chyba jednak chciałby wiedzieć, czy jesteśmy bardziej świadomi.
Grigorij Gurdżijew, Armeńczyk ( 1877-1949) był dla mojego Dziadzia kimś więcej niż guru.Jego brat Leon wyjechał do Francji, by poznać tego " diabła", "nauczyciela tańca" albo jak kto woli"oświeconego". Kogoś, kto zastanawiał się kim jest.Kogoś, kto myślał o tym dlaczego żyje. I jak mógłby żyć najlepiej jak to tylko jest możliwe.Dziadziuś stawiał sobie podobne pytania, ale nie za bardzo wierzył w to,że Jego odpowiedzi mogłyby nam dziś w czymś pomóc.Nie zostawił korespondencji z bratem, ani nawet  trzech tomów Gurdżijewa w języku francuskim.Nie mam więc ani "Co Belzebub opowiedział wnuczkowi", ani "Spotkań z wybitnymi ludżmi" ani "Życie jest prawdziwe tylko wtedy, kiedy "jestem"".Mam tylko skrawki pożółkłych kartek, których od lat nie śmiem tknąć, by się nie rozpadły.Teraz też ich nie wyciągam z dna szuflad zamkniętych na klucz,bo wystarczy mi wspomnienie chwil, gdy opowiadano sobie o Gurdżijewie.
A mówiono o pięknym i nadzwyczajnie uzdolnionym mężczyżnie, który zwiedził Tybet, Azję i Afrykę, by poznać odpowiedż na swoje pytania.O tych zdolnościach tajemnych i niezwykłych Dziadziuś mówił szeptem i kręcił głową z niedowierza-
niem ,ale i fascynacją.Poznać największe tajemnice życia-to byłoby coś.- myślałam, gdy skutecznie udało mi się skryć pod stołem.W końcu zostawałam zdekonspirowana i musiałam iść spać, a czasem nawet dostałam klapsa od Mateczki. Uważałam to za bardzo niesprawiedliwe, a o Gurdżijewie myślałam po swojemu.W szczególności podobał mi się jako nauczyciel tańca. Świętego albo diabelskiego.To nie miało znaczenia, bo taniec kochałam od kołyski, a nawet w kołysce- jak mnie przekonywano.Potem przekonałam się sama,że taniec ma sens
 i ma też swoją własną moc i tajemnicę.
Najbardziej mnie bolało, gdy przerywano mi nasłuch rozmów starszych w momencie, gdy Gurdżijew ucieka z Rosji przed rewolucją i jest w nędzy urągającej człowieczeństwu, a zaraz potem, czyli chyba w 1922 roku kupuje sobie, a raczej dla swojego Instytutu Harmonijnego Rozwoju Człowieka zamek pod Paryżem.W całkiem dobrym stanie .
Nie byłam w dobrym stanie, gdy zatrzaskiwały się drzwi i nie mogłam dowiedzieć się, co działo się w Instytucie.Teraz mogę wyobrażać to sobie do woli, bo wciąż nie wiem, ale już trochę mogę się domyślać.I cieszyć się,że ta praca wciąż trwa, bo po śmierci Gurdżijewa kontynuowała tę pracę Mme de
Salzmann.
Co prawda nie potrafię i nie chcę sobie wyobrazić jak Gurżijew wpada na drzewo podczas jazdy( chyba brawurowej), ale chciałabym wiedzieć jak to było możliwe,że policja  mogła go znależć po wypadku w stanie śpiączki,leżącego obok auta, z poduszką pod głową i nakrytego kocem.Odniósł poważny wstrząs, obrażenia wewnętrzne były rozległe, a delikwent otwiera bagażnik, wyszukuje potrzebne przedmioty, układa je , a potem swoje krwawiące ciało i następnie wpada w śpiączkę. Chyba tylko Gurdżijew w ten sposób mógł ocalić swoje życie, bo całe życie walczył o nic innego jak tylko o życie.O życie na pewnym poziomie rozwoju duchowego, bo żadne inne nie interesowało go wcale.
Gdy wyzdrowiał pisał  o swoich doświadczeniach i z ochotą zdradzał swoje tajemnice.Są one w kanonie prawd uniwersalnych i funkcjonują , choć nie zdajemy sobie sprawy,że są odkryte przez Gurdżijewa.Człowieka, który wiedział, ile mozolnej pracy wymaga życie na poziomie, którego pragnął.Poniósł koszty i dotarł do swojego poziomu wiedzy, dobroci i odwagi.Tę drogę nazwał drogą do "JESTEM".

-Rzeczy wracają do podstaw...

mówi mój ulubiony redaktor w "Skanerze..."
Lubię, gdy tak mówi, bo każdy kryzys to robi.Musimy wracać do żródeł kryzysu i nic ani nikt nas od tego nie zwolni.Musimy wracać do żródeł kryzysu finansowego, gospodarczego,demokratycznego ,ale przed wszystkim do żródeł kryzysu , o którym zwykliśmy nieładnie mówić: moralnego..., bo w nim są żródła wszelkiego kryzysu.
Nie zgadam się z red.Szostkiewiczem,że rozpoczynając walkę, czy wojnę o krzyż w Sejmie-Poseł Palikot popełnił błąd.Wprost przeciwnie, gdyby nie rozpoczął od żródeł - byłabym nieco oburzona.Symbol to nie żródła kryzysu - powiecie.Ale nikt nie może powiedzieć,że symbol pod naszą szerokością geograficzną jest mniej wart od istoty problemu.Symbol u nas jest czasem czymś więcej niż samym problemem i cała historia właśnie tego dowodzi.Bo nas skupiał symbol, bo nas wzywał, bo jednoczył, bo nas inspirował do obrony naszej narodowej tożsamości.Pod zaborami i niemal zawsze, ale nie w momencie, gdy na dobre zmieniło się odniesienie do naszych problemów i do ich symboli.
A zmieniło się diametralnie.Nie tylko u Posła, ale u Młodych.U ludzi wykształconych i u ludzi świadomych .A to jest dopiero początek nieśmiały zmian onych.
Niektórym wciąż się wydaje,że można im podłożyć nogę i powstrzymać.No nie, panowie patriarchalni.Nie da się, bo nijak nie da się zatrzymać postępu.Nie teraz, gdy otwarte są granice i internet.Myśl też się otworzyła i ludzie chcą posługiwać rozumem coraz częściej, choć to czasem boli.
Póki co- bardzo boli tych, którzy zmian nie chcą żadnych.
Mówią oni o rzekomym cyniżmie,obłudzie, hipokryzji i nabieraniu nas przez Posła Palikota.Mówią o sobie-rzecz jasna, ale kłamią, gdy mówią,że Palikot nas wciąga, a doradzają , by mu nie ulegać.
Patriarchowie! Nie Palikot mnie wciąga w zmiany, ale jak chcecie mówić ze mną koniecznie o wciąganiu, to wyznam,że to ja osobiście wciągam Posła w te działania, które podejmuje.I nie mam zamiaru przestać stawiać Ruchowi wyzwań.
Wiem, jest Poseł Palikot bardzo niebezpieczny.Dojrzewa zbyt szybko, zmienia się jeszcze szybciej i jego piekielna czy diabelska inteligencja wyostrza się.
To dość, by się bać, ale jakoś za bardzo się nie lękam.Jeśli się czegoś boję to tego,że z realizacją swojego przesłania, manifestu i zamysłów - zwolni zamiast przyspieszać.Przede wszystkim woła o podjęcie dyskusji nad warunkami nowoczesnego państwa. Od czego innego miałby zaczynać?Świeckość państwa to podstawa, bo wiemy dobrze, czym się dla ludzkości kończyła nieświeckość.
Kościół rzymski przegrał walkę o zasadę miłości, bo jej nie stosował do siebie, czyli do hierarchii. Stworzył tym samym wzorce cynizmu, obłudy, hipokryzji i manipulowania naszą wolą, która jakoby wolna jest z przyrodzenia.Wzorce te naśladuje Pis, ale nie tylko ta partia jest wzorcową naśladowniczką.
Kościół przegrał walkę o dobrego człowieka miłości i przegrał po raz kolejny wybory.Teraz zamierza przegrać walkę o krzyż, bo krzyżem manipuluje.
Gdybym była biskupem i do krzyża miała stosunek taki jak słownie deklarują biskupi- już dawno podeszłabym pod Sejm i krzyż zdjęła po cichutku albo nawet niechby i publicznie.Tak właśnie zrobiłabym jak mówił ktoś w "Szkle..."Z szacunku dla symbolu religijnego.By nie był przedmiotem a godził zwaśnione strony.Tak właśnie bym zrobiła, ale biskupem nie jestem i chyba już nie będę.
Zostanę  przy rzeczach, które wracają do podstaw i dlatego będę sobie dłubać przy fundamentach naszej moralności.

Patriarchalny zestaw kawowy...

pod auspicjami TVN24 i red.Rymanowskiego -podobał mi się średnio.

Średnio wyglądał autorytaryzm Niesiołowskich, Kłopotków, Hofmanów i Kaliszów.Niżej stanów średnich plasował się język, który był bardziej zbliżony do języka bazarów niż spotkań politycznych.Ale nie to dyskwalifikuje formę i treść niedzielnego kawowania.Kawowania patriarchalnego, bo przecież nie demokratycznego.I nie tylko odmowa zaproszenia do stołu choćby jednej z kobiet polityki -zestaw ten czyni nieznośnym. Nieznośne jest rozlewanie kawy i nieznośne jest to,że cierpi ława.Przy okazji także ja cierpię sobie, bo też mam akurat o tej porze kawę.Zatem chcąc nie chcąc -słucham jak pluszcze kawa po ławie.Wolałabym w niedzielę z rana posłuchać  i zobaczyć inny zestaw.Nie koniecznie z kazaniem Kłopotka i niekoniecznie z arogancją pozostałych.
Dziś do stałego niemal zestawu- został zaproszony Poseł Janusz Palikot.
Zmiana jakościowa, ale nie jest to zmiana formy ani języka.
Forma jest raczej pusta, bo panowie powtarzają swoje wyuczone kwestie , które znamy od zawsze.Od chwili, gdy pojawili się w zestawie.Chcą utrzymać w ryzach.Wszystko, co dowodzi zmian świadomości.Wszystko to nowe, więc niebezpieczne - chcą koniecznie powstrzymać i wziąć w ryzy.Swoje ryzy, czyli patriarchalne.
To właśnie zobaczyłam dziś w zestawie kawowym stałym.I wysłuchałam swojego bohatera.Co z tego,że ma rację? Nic, skoro reszta jest skłonna włączyć tylko bieg wsteczny i patrzeć do tyłu.

Sprzeciw mój budzi przede wszystkim postawa rzekomego lewicowca.Nie tylko prorokuje kryzys PO na rok 2013, ale problemu krzyża w Sejmie nie widzi też wcale.Co zatem widzi ikona SLD? Gdy wczoraj chciał na ulicy skłonić ku sobie oburzonych-spotkał się z postawą na NIE.Nie i amen powiedzieli mu wyborcy, ale wniosków żadnych.Może będą, poczekajmy.Póki co jest nadętość i zadętość.
I autorytarność oczywiście.Czyli po staremu.Nowe jeszcze do SLD nie zapukało, ale zapuka.
Kawę kończymy po "Skanerze politycznym".Może mi poprawi humor.

Coś, to sporo, bo to jest...

wszystko, co możemy zrobić ze swoim życiem.Reszta przeważnie jest milczeniem i najbardziej zależy od religii i polityk.Że bardzo zależy jakość naszego myślenia i czucia , czyli życia- od religii i polityk- ludzkość już wie.I jest właśnie oburzona.
Nie swoją wiedzą, ale skalą tych zależności.
Młodzi już wiedzą,że kapitalizm nie działa, rozwarstwienie społeczne jest ogromne, stopień niekompetencji polityków piramidalny, a oni nie mają pracy i nadziei na jutro.Wiedzą jeszcze coś więcej, bo zawsze jest coś więcej.Wiedzą,że muszą pomóc religiom i politykom, by ta spþłka z ograniczoną odpowiedzialnością raczyła pomóc im właśnie.Bo to tego jest powołana.
Ludzie ery Wodnika chcą raju.Tu i teraz, bo czekać nie chcą.Za długo milczeli i za długo czekali.Za długo czekali na życie bez strachu i nie doczekali się, więc bezczynni już nie  będą.Z etapu zaprzeczeń przechodzą gwałtownie do buntu, sprzeciwu i gniewu.
Wczoraj był początek tego ruchu.W ok.1000 miast na świecie. I jednocześnie usłyszałam,że w Polsce jest ok.1000 ministrantek, czyli coś drgnęło w religii rzymskiej.Doradca b.prezydenta USA Cartera -prof.Zbigniew Brzeziński mówi,że religia musi się zmienić. Musi, bo to konieczne, ale chyba nie w Smutnym Kraju.
Tu akurat będzie trwać do końca na swoich pozycjach z czasu feudalizmu, jeśli nie niewolnictwa.Będzie trwać i bronić krzyża, czyli czego? Aż tak wielkiej zależności państwa od religii, o jakiej mówi konkordat i ponadkonkordatowa praktyka hierarchii?! Zobaczymy, kto czego bronił będzie i za jaką cenę, ale teraz jeszcze mamy swoje pięć minut.Jesteśmy po wyborach, których zwyciężył
racjonalizm obywatelski.To sporo, bo na tym da się budować to coś, co o jakości życia decyduje.
Jagoda mówi,że to coś to jest więcej niż mogła marzyć, gdy jeszcze marzyła.
Do swoich marzeń wróciła, bo wyszła ze szpitala w jednym kawałku i może machać rękami obiema.I marzy jej się zmiana celu życiowego.Pomyśli o sobie.W końcu to zrobi, bo zawsze było za wcześnie, a potem za póżno.Teraz jest w sam raz, bo teraz już można.-mówi i uśmiecha się szeroko.I ten jej uśmiech udzielił nam się wczoraj na brydżowaniu imieninowym .
Pojęłam z radością,że jest w nas to coś...
-Coś się musi zasadniczo i nieodwracalnie zmienić.- rzekła tajemniczo i zaraz powiedziała, co zmieni.Gdyby zmieniła pół albo ćwierć- miałaby sukces życiowy,
bo pozwoliłaby sobie na ewoluowanie ku szczęściu.Wiemy,że celem duszy jest ewoluowanie, ale wolimy o duszy milczeć.Gdy mówimy " dusza"- wiemy,że jesteśmy tymi ludżmi, kim myślimy,że jesteśmy.Jagoda na przykład myśli,że jest zbyt bierna wciąż i jeśli wyjdzie na ulicę, to będzie krzyczeć: precz z religią.
Wolałybyśmy, by nie wychodziła i nie krzyczała.By nie musiała wychodzić i krzyczęć.By religia zmieniła się sama.
Możemy pomóc politykom, by przypomnieli sobie, do czego ich powołaliśmy.
Czy to samo jest możliwe w sferze religijności?!

Ula mówi,że to musi być praca od podstaw, a Iza,że wcale nie warto pracować nad niereformowalnymi.- Nigdy nie zrozumieją,że to ty jesteś prawda, bo głoszą swoją , która ma obowiązywać innych, ale nie ich samych.
No nie wiem, ale Neale Donald Walsch coś wie .Napisał "Rozmowy z Bogiem" i
do tej lektury wrócę.Obiecuję to sobie, ale póki co wsłuchuję się w głos oburzonych.Młodych i zdecydowanych na walkę o raj.O życie bez strachu, ale z kromką chleba w ręce.W okolicznościach przyrody, które chcą chronić, ulepszać
i coś od siebie w nowy ład wnosić.I ta walka młodych jakoś mi się podoba.
I jednocześnie przeraża.Bo w tę walkę nagle i bez wypowiedzenia może się zakraść coś, nad czym nikt nie będzie mógł zapanować.
Zatem wolę spokojnie popracować nad tym czymś, co akurat zależy tylko ode mnie.To jest sporo, bo to jest wszystko, co dziś mogę zrobić.

sobota, 15 października 2011

Zaprzeczenie

Z tego dołka się wychodzi, by na powrót nieustannie w niego wpadać.Ten dołek oznacza,że jesteśmy na pierwszym etapie rozwoju duchowego.
Już wiemy,że "jeśli nie ma tego, czym NIE jesteś,to czym jesteś nie istnieje".Proste, prawda?
Gdy lata temu Adam powiedział mi,że nie ma rzeczy "złych: ani "dobrych" i że przyciągam to, czego się lękam...- myślał,że mi nic nie będzie.Było.Było ogromne zamieszanie, bo nie za bardzo miałam odwagę przyznać przed sobą,że Wszystko co Jest-Bóg-Matka Natura -jest moim życiem i wszelkim życia tworzywem.
Zanim zrozumiałam,że Wszystko co Jest-Bóg-Natura-Energia - nie mają żadnych potrzeb i niczego ode mnie nie wymagają- trwały lata.Nie były stracone, bo w końcu musiałam zrozumieć,że przemawiają do mnie nieustannie i tylko ode mnie zależy, czy widzę i słucham.Chciałam widzieć i bardzo chciałam słuchać.
Tę samą drogę przechodzi każdy, kto chce żyć trzeba różnymi formami energii naraz.
Poseł Palikot też nie był wyjątkiem.
Najpierw przyjrzał się okolicy, do której należał.Należał do religii i do PO w sferze publicznej.Szybko pojął, czym nie jest i wcale mu się nie dziwuję,że bardzo szybko, bo jest piekielnie inteligentny.Chciał być kimś, czyli sobą i dlatego temu, czego nie chciał powiedział :basta, nie i amen.

O tym,że nie ma rzeczy"złych" ani " dobrych" -wiedział od zawsze chyba, bo studiował historię filozofii.Z bardzo dobrym skutkiem zresztą.W przeszłości czegoś się lękał, więc przyciągnął do siebie "Ozon", bo to prawdopodobnie i podświadomie " myślenia" ozonowego bał się najbardziej.Stracił sporo i żałuje, bo taki jest skutek lękania się podświadomego albo całkiem uświadomionego.  Same straty i swąd w duszy.
Jakie straty poniósł w PO nie wnikam, bo do butów nie zaglądam.
Najważniejsze,że podjął decyzję o tym czym jest.To, przed czym się bronił- bardzo go wzmocniło, bo zawsze wzmacnia każdego.Każdego, kto wie,że życie to proces tworzenia, a nie odkrywania.
Zaczął tworzyć.Po swojemu.Bo pasja to nie oczekiwanie na coś, co spadnie z deszczami  z chmurki.Zaczął tworzyć z ludżmi " znikąd", bo już dobrze wiedział,że wszelkie związki są święte i to, czego chce to budowanie ich.Z nieświętymi chciał skończyć.Dlatego zrobił sobie rachunek zysków i strat.Napisał książki dwie, a może jeszcze napisze tę konieczną:"Nie i amen" -jak prof. Uta Ranke-Heineman.
Póki co- jest pod presją ignorowania i szyderstwa, ale też  coraz poważniejszych prób zrozumienia człowieka, który jest sobą.
Takie próby to dla mnie rzecz wyjątkowa i fascynująca, bo wzbogaca i inspiruje mnie nieustannie.Dlatego czasem wychylam się z dołka zaprzeczeń i widzę,że wszelkie stany rzeczy są tymczasowe,że nic nie jest wiecznie takie samo..

A na tej wiedzy buduję przekonanie,że coś jednak zależy ode mnie.To, na co się zmienia moja rzeczywistość dotychczasowa - zależy ode mnie.Zależy. Naprawdę tak jest, bo jesteśmy tym, czym są nasze myśli.
A moje myślenie jest w zgodzie ze mną, a nie narzuconym mi przemocą schematem, bo schemat i gorset nie ma nic wspólnego ze mną.Po prostu ich nie lubię i tyle.Swobodniej oddycham bez nich.I o to mi chodzi, by oddychać głębiej.
Dlatego zaprzeczam schematom, gorsetom, dogmatom, osądzaniu i wartościom, które nas zabijają.Po prostu i zwyczajnie - wyjmuję trupy z szafy i bez czci żadnej wyrzucam je z siebie.Niech sobie lecą w przestrzeń daleką i nie wracają.Amen.

piątek, 14 października 2011

Lepiej trzymać, niż łapać

Prezes Jarosław łapał się nóg  władzy po trzykroć.Po trzykroć z tym samym skutkiem.Dla władzy, bo ta natychmiast upadała, choć jeszcze wcześnie była żywa i oddychała swobodnie, a mocno jak socjalizm, Pani "S", czy kościół rzymski.
Dla łapiącego zawsze to była wygrana, bo mógł dalej łapać i łapie właśnie.Aktualnie łapie się sprawy krzyża w Sejmie, choć wiadomo już wszem i wobec,że kościół rzymski wybory 9 pażdziernika przegrał z kretesem.
Nie pomogły modły, pisowi na ambonach nie pomogli  i nawet msze niedzielne w intencji nie pomogły.Wygrała sodomia i gomoria. W osobie Posła Janusza Palikota i jego zbieraniny, czyli 40 rozbójników.
A przecież prezes Jarosław mógł na przykład czegoś się trzymać.Mógł się trzymać gorliwie komunizma, bo go wychwalał pod niebiosa. Mógł się trzymać "S", bo go dobrotliwie przygarnęła.Mógł trzymać się Lecha Wałęsy, ale nie chciał się trzymać słabszego, gdy zobaczył silniejszego.
Teraz w imieniu kościoła rzymskiego  -łapie się za krzyż w Sejmie powieszony nocą 14 lat temu.Może nie wie,że kościół przegrał wybory, a może wie i teraz złapie kolejną siłę. Byłaby to już czwarta władza chwytana za nogi przez prezesa i do przysłowia jakoś za bardzo by nie pasowała. Należy więc mieć nadzieję,że łapania nie będzie i żadna silna władza nie upadnie.Może to i dobrze, bo silnej władzy na horyzoncie nie widać. Jeszcze nie widać, bo nowy ruch dopiero się tworzy i tworzy się w bólach, bo myślenie to czasem bolesny zabieg jest dla niektórych "polytyków".A także dla zwykłych ludzi.
Osobiście trzymam się przyzwyczajenia.Przyzwyczaiłam się do własnej twarzy i mocno bym się wystraszyła, gdybym w lustrze zobaczyła inną.Mocno się jej trzymam, bo każdego twarz pokazuje, jakim się wewnątrz znajduje.Amen.

Zły jest jak wór...

węglarza.-mówi hiszpańskie przysłowie.Czarny z zewnątrz i jeszcze czarniejszy w
środku.Piotr Gadzinowski jest czarniejszy niż przypuszczałam.Głosi swoje kazania o zagrywce, a jak tak głosi to mówi o zagrywce z krzyżem w Sejmie.Podobno  przynależał/przynależy do nurtu lewicowego?!No nie wiem, bo przez 14 lat zagrywki z krzyżem nie podjął, choć jednak powinien.Gdyby oczywiście miał serce po lewej stronie.Ale chyba niebezpiecznie się przesunęło w prawo.
Powoli pojmuję dlaczego słońce zachodzi dla SLD i dla innych partii.
Bo wschodzi dla Ruchu Palikota. W końcu wschodzi ...
Zło wyniszcza się samo, ale trzeba mu pomóc w  tym dziele, bo kto złym pobłaża - dobrych uraża.(polskie)

-Jak się masz, Platformo?!- zastanawiali się wczoraj panowie na męskim brydżu.
Z każdą chwilą miny im rzedły i dlatego miałam gest.Wyszperałam karafkę i naparsteczki, a potem napełniłam je złotym nektarem.Nalewka z pigwy pomogła,bo panowie nagle przedłużyli termin przydatności PO do użytku politycznego o rok cały.
Daniel nawet twierdził optymistycznie,że partia władzy wytrzyma do końca kadencji parlamentu i nie pęknie.
No to się włączyłam i dostałam za swoje.Podobno żle widzę na odległość.Może tak, a może nie, bo z wiekiem widzenie na odległość raczej się poprawia.
To oczywiste,że czarno widzę rozpad Platformy, bo odbije się na jakości życia.Nie tylko politycznego.Tym bardziej czarno,że jakoś rozpada się krzywo.Nie na pół, ale na trzy odłamy.Co najmniej trzy...
Gorzej jest tylko z SLD i PSL, bo nie wstąpi grupowo do PIs, a zachowa niby swoją tożsamość.Czyli co?- pytałam po pigwie, ale panowie mówili mi nerwowo: a sio...

To sobie poszłam.Nie do garów, jak życzy kobietom lewicujący niegdyś europoseł Siwiec, ale poszłam sobie do komputerka.I nie zrobiłam żle, bo wędrując po blogach, zauważyłam tendencję dość miłą i dynamicznie się rozwijającą .Idzie ona w stronę myślenia.Raczej samodzielnego i nieobarczonego uprzedzeniami.
I najlepszy przy złym się zepsuje.- przeczytałam obronę premiera Tuska.Kto się czepia złego, to go złe ogranie.-poczytałam ostrzeżenia z " zagrywką" o krzyż w Sejmie.Ale było też optymistycznie:Kto ucieka od złego, to i złe dalej od niego.
Przypomniało mi się przysłowie polskie:Lepszy gniew złego niż przyjażń jego.
Lepszy, ale jest sęk, a w sęku dziura- powiedziałby klasyk.A sęk jest potężny , bo sęk jest ukryty.Nie jest wiedzieć kiedy i gdzie nagle trafia się na sęk.Taka jest uroda zła ukrytego,że utrzymuje się i rośnie.Co by za bardzo nie rosło- bój toczy Ruch Palikota.
A znów czciciele i wyznawcy Pis oczekują od prezesa dobrodziejstw wszelkich.Przede wszystkim zbawienia.Czekają z zapałem.Coraz bardziej średnim.Może nawet znają to polskie przysłowie, które ostrzega przed oczekiwaniem dobrodziejstw? No nie wiem, ale na pamięć znam inne przysłowie:Złych najbardziej cnota kole w oczy.

czwartek, 13 października 2011

Zmiany kulturowe...

przyszły same. Jak wszystko, co najważniejsze.
Powstrzymywane wiekami prze system patriarchalnej przemocy-wybuchły nagle i bez wypowiedzenia.I nie pytały nikogo o zgodę.Religie i polityki nie powstrzymały zmian kulturowych, a nawet ich nie chciały dostrzec.
W Polsce dostrzegł je i nadąża za tymi zmianami Poseł Palikot.
Dostrzegł przede wszystkim wagę i ciężar gatunkowy tych zmian, które wtargnęły do Smutnego Kraju wraz z otwarciem granic i internetu.
I dlatego teraz jest moim bohaterem.Nie tylko moim zresztą.

Pilnie przyglądam się Panu Januszowi od roku i szczerze mu teraz życzę, by wytrzymał ignorowanie, szyderstwa i zawiść czystą i bezinteresowną.Wcale to nie jest łatwe, bo zbyt łatwo zabić człowieka słowem złym, gazetą, podejrzeniem albo plotką zwykłą i pospolitą.To specjalność naszej tradycyjnej kultury- takie zabijanie.Piąte przykazanie nic tu nie wnosi i nie zmienia, ponieważ nigdy nie wnosiło i nie zmieniało.

I już są podejrzenia o wywoływanie wojny o krzyż.Śmieszne i tragiczne podejrzenie, ale reakcja Posła Palikota na to podejrzenie jest budująca i optymistyczna.Będzie rozmowa na temat miejsca religii w polityce i tej potrzeby nikt nie powstrzyma, bo ona po prostu jest.Zawsze była, ale sztucznie powstrzymywana w końcu znalazła swój wyraz w Ruchu Palikota.Gdyby nie znalazła, byłoby znacznie gorzej, bo narastające problemy obejmowane tabu mają tę cechę,że stają się jadowitymi i wybuchają w sposób zupełnie niekontrolowany.Należy się tego bardzo obawiać...
Zmiany kulturowe znajdą swój wyraz w parlamencie i to jest już faktyczny sukces Posła.Zmiana kulturowa  wyrażająca się zasadą jawności Ruchu- jest poważnym i skutecznym narzędziem angażującym społeczność.Będzie zdobywała coraz szersze przestrzenie polityki i to będzie nasze wspólne zwycięstwo.
Na razie notujemy drobne klęski.Ledwo je dostrzegamy pod natłokiem wydarzeń.Moim skromnym zdaniem do klęski swojej własnej zmierzają niektóre media.Boli mnie,że robi to nawet TVV24, gdy narusza dobre osobiste Posłów Ruchu, a w szczególności Anny Grodzkiej...

Moja ulubiona telewizja z całą pewnością rozumie zmiany kulturowe lepiej niż kto inny, ale...Może jest zbyt ostrożna, a może za nimi nie nadąża.Jeśli to tylko konformizm, to troszkę mi przykro.
Prezesowi nie jest przykro,że narusza cześć kobiety, która będzie marszałkinią Sejmu.Insynuuje " niepolityczne związki z premierem".Niby nic nowego od prezesa partii opozycyjnej, ale i do Pisu też już w końcu mogłyby dotrzeć jakieś drobne zmiany kulturowe.Przynajmniej w zakresie grzeczności, wszak od zawsze jest wiedzieć każdemu,iż niegrzeczność jest po prostu głupotą.

Wstydzę się zła...

wyrządzanego w imię religii.
W imię religii sama sobie zrobiłam sporo krzywdy i tę krzywdę pragnę opisać.
Było ze mną tak jak z żoną Richarda Dawkinsa i jak z każdą kobietą żyjącą w patriarchalnym systemie łupów.
O losach Lally autor "Boga urojonego" pisze już we wstępie:"Ależ kochanie, dlaczego nam tego nie powiedziałaś?" Odpowiedż była szczera i prawdziwa nad wyraz:"Nie wiedziałam,że można!"
Nie wiedziałyśmy,że można żyć w zgodzie ze sobą, bo
musiałyśmy żyć w zgodzie z tradycją, nakazami, zakazami, opinią środowiska, a przede wszystkim w zgodzie z dogmatami religijnymi.
Nie wiedziałyśmy, więc nie dla nas była radość życia, szczęście, otwartość na zmiany i odważne kreowanie swojego życia.
W tej chwili wstydzę się bardzo instrumentalnego używania religii i krzyża przez Pis.A jeszcze bardziej tego,że z ust prezesa mogły paść słowa  zmierzające do zdyskwalifikowania premiera mojego rządu za to właśnie,że popiera Ewę Kopacz na marszałkinię Sejmu.
Panie prezesie! Premier nie kpi sobie ze społeczeństwa, proszę mi wierzyć,że tym faktem wyraża doń  szacunek. Większy niż dotychczas, bo uwzględniający także tę połowę ludzkości, którą odrzuca patriarchat. A jeśli Pan mówi,że taki awans jest kpiną ze społeczeństwa - to przede wszystkim zakpił Pan sam z siebie.I chyba bardzo się poniżył i pogrążył.
Można inaczej.

Niekoniecznie trzeba prawem neofity wyrażać swoim zachowaniem wzorce hierarchiczne, wynikające z przynależności.Neofici są gorliwi, to fakt, ale można
swoją nową religię poznać głębiej i niekoniecznie demonstrować publicznie swojej nowej przynależności.Wiem, w Smutnym Kraju nad Wisłą obnoszenie się z krzyżami daje wymierne korzyści polityczne.Ale korzyści z religii są inne.Niewymierne.
Jedni żyją religią i czerpią z niej jedyne prawo do wywyższania się, lepszości i racji, a inni żyją z religii.I dobrze,że tak jest, bo od zawsze człowiek miał potrzebę przynależności.Bardzo żle jest, gdy żyjący z religii budują  finansowe imperium władzy i przemocą narzucają innym zasady, do których sami wcale nie stosują się i nawet nie mają zamiaru się zastosować kiedykolwiek.Tak właśnie jest z kościołem rzymskim od 325 roku.Od momentu, gdy religia chrześcijańska została sprzedana na mocy traktatu kupna-sprzedaży biskupów z cesarzem Konstantynem z Nicei.Twórcą instytucji kościelnej jest cesarz.Nie tylko ustalił tzw ."Wyznanie wiary"....kanon religijny i jego strukturę hierarchiczną...
Od 325 obowiązuje to, co ustalił cesarz.
Nie obowiązuje już jednak ta sama świadomość niewolników, która obowiązuje obecnie.Niektórych wciąż jeszcze obowiązuje, ale już nie wszystkich.Mnie na przykład już nie obowiązuje, ponieważ odkryłam,że mogę nie być niewolnicą Isaurą.I nie jestem.Tak sobie postanowiłam i trzymam się tego postanowienia od półwiecza gdzieś, czyli od czasu, gdy stwierdziłam,że można.Bo można.
Można myśleć własnymi myślami i czuć własnymi uczuciami.Fakt, to nigdy nie jest łatwe, ale piękne, dobre i prawdziwe.Takie właśnie może być życie.I jest takim, gdy mamy trochę wiedzy i nieco odwagi, by przeciwstawić się obowiązującej tradycji.Takie życie oglądałam u moich Dziadziów, u Królowej, u Helusi i wielu...I takie życie bardzo mi się podoba.
W szczególności podoba mi się budzenie świadomości.To jest coś najfantastyczniejszego w życiu i za tym promyczkiem nadziei podążam.Dlatego piszę i dlatego rozmawiam z ludżmi.Dlatego uczę się i dlatego dzielę się tym, co myślę i co czuję.Nawet tym, co robię, bo robię rzeczy coraz bardziej fascynujące.
Moją radość życia burzy wstyd.Ktoś powie,że nie ma powodu wstydzić się za innych.No nie wiem...

TAK...

Celem życia są zmiany.
Zmiany zawitały do polityki i jest to ewenement,że zawitały.
Najpierw myśl o zmianach politycznych miała bardzo trudną drogę pod górkę.

Przebiła się z wielkim trudem przez Himalaje przeszkód , ale jeszcze będzie musiała stoczyć wielki bój , by zmiany stawały się możliwe.Myśl o konieczności zmian musi się przebić przez kordon nieświadomości społecznej i politycznej.
Będzie się przebijać i przebijać i dlatego w tym ważnym dziele , bo doniosłym i przełomowym pragnę brać udział.Aktywniejszy niż dotychczas.
Po prostu będę pisała o zmianach, które dostrzegam.A także o pilnej potrzebie zamian niezbędnych.Przede wszystkim zaś o tym, jak zmienia się moje myślenie, czucia i działania.Będzie więc także o marzeniach dawno pogrzebanych, które nagle odżyły i o pragnieniach.Będzie też o potrzebach.W szczególności o potrzebie bezpieczeństwa, sprawiedliwości,szacunku...O potrzebie kontroli swojego połżenia i o potrzebie przynależności.
Już wiem,że przynależę do nowego ruchu.Reprezentuje go Pan Poseł Janusz Palikot i Jego Ruch.Trochę będę się spierać z Panem Posłem i z Ruchem, bo lubię się targować.
Wolałabym piąty, najwyższy stopień rozwoju duchowego, czyli pogodzenie, ale póki co skaczę po czterech pierwszych etapach.Czasem zaprzeczam, buntuję się,sprzeciwiam, czasem targuję się , a czasem wpadam w dołek i mówię sobie :basta.
Najważniejsze,że czegoś po sobie na nowo zaczęłam się spodziewać.I fakt ten mocno mnie inspiruje i daje moc.
Moc czerpię ze żródeł tradycyjnych.Z wiedzy, dobroci i z odwagi, bo je akurat mam na stanie posiadania.
Z jakiegoś ważnego powodu moc kobiet zaczynają dostrzegać politycy.
Premier właśnie zapowiada,że popiera kandydaturę minister Ewy Kopacz na marszałka Sejmu. To bardzo ważna zmiana w mentalności patriarchalnej.

Spodziewam się bardziej doniosłych, czyli powszechniejszych zmian w tym względzie.Na każdym szczeblu naszego życia.Nawet w domu.

Życie sporo dla nas ma i wystarczy,że wyrazimy zgodę i przyjmiemy to, co ma.
Osobiście dla tych darów losu mówię :TAK...