niedziela, 29 stycznia 2012

Nie muszę, ale chcę do Ludzi.

Zbyt wiele rzeczy muszę, by nie cieszyć się z tego, czego  sama, ze swojej wewnętrznej potrzeby- chcę.
Muszę czasem starannie unikać ludzi, ale bardziej podoba mi się, gdy chcę się z nimi spotkać.A teraz właśnie chcę, bo  bardziej mogę.Są dla mnie mniej niebezpieczni.
Może nawet mogłabym powiedzieć,że kocham ludzkość, gdyby wśród niej nie było fanatyków religijnych i ludzi bez poglądów, ale są.
Są bardzo niebezpieczni.Nie tylko dla mnie, bo przede wszystkim dla siebie i dla społeczności, w której żyją.
W starożytnych Atenach takich ludzi nazywano idiotami, ponieważ nie interesowali się sprawami politycznymi, które ich dotykały bezpośrednio za czasów demokracji bezpośredniej.
Od zawsze uważam,że pojazd bez oświetlenia jest niebezpieczny, a tym bardziej człowiek.Podobną postawę wyraża prof.Maria Szyszkowska na swoim blogu.
Nagle i bez wypowiedzenia coś się zmieniło w świecie.
Najpierw ludzie głośno powiedzieli,że nie gustują w  autorytarnych despotach, 
tyranach,zdrajcach a potem krzyknęli  NIE dla ACTA.

To sporo, by się obudzić i w Smutnym Kraju następuje przebudzenie.Też się  budzę i też myślę sobie,że nasz rząd trochę zszedł na marne.
Trochę szedł i szedł na marne, gdzieś od 4 lat, aż zszedł, gdy w " czarny czwartek" podpisał pakt.
Jeszcze może nie wie, co podpisał, ale już wie, co to wolność dla Polaka znaczy.
O tym właśnie chcę pisać i po to się budzę, by w czas kryzysu zaglądać do żródeł.Żródłem mocy Polaków jest wolność. Zawsze była, bo od zawsze Polacy o nia walczyli.Każdy inaczej, jak potrafił, a potrafili za wolność życie oddać.
Taka ja na przykład mogę mało, a potrafię jeszcze mniej.Jednego jestem pewna- nie polityka powinna rządzić ludżmi, ale ludzie powinni rządzić polityką.Amen.

sobota, 28 stycznia 2012

DRODZY BLOGOWICZE!

Złodziej internetowy kradnie mój nick.Notorycznie podszywa  się  pod moje blogi"NIE I AMEN..."i "TAK I AMEN..."
Proszę o szczególną ostrożność .Dziękuję za zrozumienie.

wtorek, 17 stycznia 2012

Sen zimowy

K.I.Gałczyński pisał: "...księżyc,że tylko w mordę mu dać..."
A tu nawet księżyca nie widać.
Nie widać, by ktoś bardzo się mozolił nad poprawą jakości naszego życia politycznego, czy w ogóle życia.
Nie ma nawet szans na to, by odnieść się do jakiegoś wydarzenia , czy wybijającej się osobowości w działaniach społecznych.Są tylko osobliwości, ale one interesują mnie jakby mniej.
Nawet Palikoty jakby nieco przysypiają.

O księżycu pisać nie zamierzam, bo to światło odbite, więc zapadam także w sen zimowy, bo w końcu nadeszła zima.Prawdziwa, bo śnieżna.
Zapadam, ale nie doradzam zapadania.W moim przypadku jest to raczej konieczność.Podjęłam decyzję o śnie zimowym, ponieważ mam bardziej pasjonujące zajęcie od blogowania na temat zaniechań w polityce.
Gdyby jednak coś się zaczęło  dziać, swój sen zimowy natychmiast przerywam.
Amen.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Polityka musi być jakaś...

Wszak polityka sztuką jest, a jej skutki  dotykają  wszystkich.

O tym,iż sztuka wymaga artystów- uwag żadnych nie będzie.Artystami musimy być sami, by móc wstawać skoro świt i dzień  jakoś przeżyć.

Sąsiadka już przy odśnieżaniu nieśmiało zapytała jaka ta polityka jest. Rozważała   ewentualność  udania się  do apteki i  czy nic jej nie będzie. A iść musi, bo tę wizytę odkłada już ponad dwa tygodnie.Zaproponowałam towarzystwo, bo już  się uważałam za weterankę i ekspertkę w zmaganiach, które stanęły przed moją sąsiadką.Oczywiście,że recepta była zaopatrzona w pieczątkę.Tę pieczątkę, dzięki której lekarze potrafili wywrzeć presję na rząd.Ale sprawę mogli skomplikować do stopnia szalonego aptekarze, ponieważ też zdecydowali się na presję.Presję na rząd, ale tak faktycznie to na kogo?
Na moją sąsiadkę i na mnie.
Presję odczuwamy od chwili, gdy stajemy w ogonku.Ktoś mówi, by nie dopytywać  uprzejmej pani magister , bo jak kto dopytuje to się dopyta.Nie pomna dobrych rad pytam.Względem pieczątki pytam , co ona dziś może, bo w miniony piątek mogła co innego, a dziś co innego.
- Jak panie będą chciały dopytywać to dopytacie.Robię jak należy, ale jak trzeba będzie paczkę do więzienia to nie wiem, czy kto przyjdzie...- szepcze sobie a muzom.Lek dostajemy jak za dawnych dobrych czasów i sąsiadka jest w siódmym niebie.
Refleksje mamy zgodne.Im gorsza jest jakość polityki tym polityka jest lepsza,bo szczęściodajna.

Zrealizowanie recepty może być szczęściem i jest, bo było niezwykle pozytywnym doświadczeniem.I jak się nie cieszyć?- mówimy, bo z natury jesteśmy optymistkami. Idziemy za ciosem, z wiarą że być może przydarzy nam się od poniedziałku jeszcze jeden cud.
-A jak by tak iść do tego pana?!- zagaduje sąsiadka i wspomina,że po śmierci żony jest zupełnie sam i nikogo na tym świecie nie ma .Nawet psa, bo też był odszedł.Tego pana nie znam zbytnio, ale wiem,że to był porządny gość.Nikomu krzywdy nie zrobił i swoje 97 lat przeżył jak człowiek.
Zatem idziemy do człowieka.Co by o zdrowie zapytać i czy ma może jakieś potrzeby.Człowiek wita nas w milczeniu i zajmuje się śniadaniem.Jajka na boczku, kawa.Zapach dymiącego papierosa i w końcu drobna uwaga:
-Polityka musi być jakaś...
- Musi mieć jakiś charakter i jakąś twarz...-ryzykuję, a człowiek pilnie mi się przygląda.Po śniadaniu jest rozmowniejszy.Mówi,że od x czasu nie widział człowieka i zapomniał jak się gada.Pisze na blogu, ale co to za gadanie.W oczy trzeba popatrzeć i dopiero to jest rozmowa.
Zaprasza nas na kolejne spotkanie, ale sąsiadka oświadcza jaka jest jej polityka.
- Ty masz , Stefciu  swoją politykę, a ja znów swoją.Mnie czasem potrafi tak coś zatrząść,sponiewierać i ...przeważnie jest to polityka.Jak masz coś z lekarzami, aptekarzami to ja już  mogę być pomocna...-mówi, bo taka jest polityka mojej uroczej sąsiadki.
Coś mi mówi,że polityka rządowa też mogłaby kiedyś być pomocna.Amen.

sobota, 14 stycznia 2012

To chorzy ludzie

Ulubiona Profesor Joanna S. ze swojej "Katedry..." opowiedziała nam dowcip.Nie z brodą, ale całkiem świeżutki i raczej pasuje do kategorii realizmu, a nie abstrakcji, bo rozgrywa się gabinetach.Rządowych gabinetach.Premiera i ministra zdrowia.Naszego zdrowia.
Otóż do gabinetu ministra wpada premier Tusk:

- Bartosz, co się dzieje?- pyta.W aptekach dantejskie sceny...
- Donald, nie przejmuj się, to chorzy ludzie.- pada odpowiedż.
Początkowo zamierzałam do tego dowcipu napisać komentarz, bo aż się ciśnie na usta, ale zdecydowałam inaczej. Bohaterami mojego wpisu będą chorzy ludzie, ale nie zamieszczę tegoż wpisu pod powyższym dowcipem.Będzie po prostu rozwinięciem  myśli z felietonu Pani Profesor "Pazerny jak Polak", łże jak Arłukowicz".

środa, 11 stycznia 2012

Wartości a normy

Erupcję wartości mamy szczęście oglądać od dwudziestu lat z początkiem stycznia.Dzień to wyjątkowy nie tylko ze względu na jakość ale także zasięg idei czerwonego serduszka.Orkiestra Jurka Owsiaka dociera do najodleglejszych zakątków świata i jest przyjmowana z wolnej woli, entuzjastycznie i z radością.Bo jest radością.Jest przede wszystkim wyrazem akceptacji, aprobaty i uznania dla człowieka. Każdego człowieka i żadnych podziałów nie zna.W szczególności ze względu na przynależność.
Obok wartości istnieją też normy.
To rozróżnienie wnikliwie i rzeczowo przeprowadził między innymi Erich Fromm.
Z tym rozróżnieniem wiąże się nie tylko kryzys społeczeństw, ale też rewolucja nadziei.
Wróciłam do "Rewolucji nadziei" Ericha Fromma, bo nieustannie doń wracam.Gdy jest kryzys albo zapowiedż rewolucji- w szczególności jest to konieczne, ponieważ wówczas wraca się do żródeł.
Do  żródeł aktywizacji , żródeł energii ludzkiej i do wartości właśnie.
Norma ma charakter zewnętrzny.Nawet wówczas, gdy jej dajemy władzę nad sobą.Ma taki charakter,bo pochodzi z ustaleń ustawodawcy zewnętrznego.W najlepszym razie z umowy społecznej, która akceptujemy.Norma porządkuje życie społeczne i jakos je charakteryzuje, ale nie wypełnia treścią.
Od tego są wartości, a te mają wyłącznie charakter wewnętrzny.
Wartości nie mają przymiotników, ale nie wykluczają zaimków. Twoją wartością jest miłość, a moją postawa akceptacji na przykład.
Wartości przede wszystkim nie znają przymusu, posłuszeństwa czy czegoś na kształt przemocy.Są albo ich nie ma wcale.Mogą być rozwijane, kształtowane, deptane i poniżane, ale bronią się same.
Przychodzą do naszego wnętrza same.Jak wszystko, co najważniejsze.
Temat na całe życie człowieka, gdy chce iść za duchem i prawdą.Powód do zawiści i najniższych uczuć, gdy ktoś wybiera tylko zewnętrzność i jej służy.
Przede wszystkim jest to podstawowy temat społeczny.
Takim tematem były wartości i normy dla Ericha Fromma.
Odpowiadały mu na pytanie co to znaczy być człowiekiem i odpowiadały na potrzebę przetrwania.
Na pytania o rozwój społeczeństw przede wszystkim.
Gdy pisze:"Prawa ludzkiego istnienia nie prowadzą w żaden sposób do ustanowienia jakiegoś zbioru wartości jako jedynej możliwości"- to większość ludzi  myśliciela ( zm.1980r) rozumie.
B.prezydent Lech Wałęsa być może "Rewolucji nadziei" nie czytał.Zrobił inną rewolucję i teraz ma drobny kłopot, bo chciałby wartości zasugerować delikatnie całemu światu.Bardzo delikatnie, bo taką ma metodę.Jego wartością jest delikatność właśnie.Tyle,że wartości też mają w sobie tę samą immanentną cechę i mogą nie wytrzymać...
A chodzi o to przecież,by wytrzymały i były w nas żródłem mocy.Amen.

wtorek, 10 stycznia 2012

Brak informacji...

też jest jakimś rodzajem informacji.

Z badań unijnych, które czytałam nie tak znów dawno  -wynika,że jesteśmy krajem najgorzej poinformowanych obywateli.Ostatnie miejsce w rankingu było w tej dyscyplinie, ale ktoś mi powiedział,że za nami jest jeszcze .... ktoś.Nie sprawdzałam, więc głowy za to nie oddam.Sprawdzałam natomiast możliwość uzyskania informacji.Jeśli ktoś ośmielił się na ten szaleńczy krok- dobrze wie, co było potem.Więc już nie domagam się żadnej informacji od żadnych instytucji.Nie uważam, by to była sytuacja zdrowa, ale tłumaczy mnie fakt,że trochę choruję.
Brak informacji jest raczej stresujący, ale nie tylko stresuje.
Przeważnie wywołuje chaos, poczucie mniejszej wartości, nerwowość,napięcia społeczne i brak zaufania do instytucji przede wszystkim.
Brak zaufania to nasz problem największy.Istny smok i bestia, która zjada wszelkie relacje oparte na zaufaniu.A jakie to relacje na zaufaniu nie są oparte?
Osobiście znam tylko jedną taką relację.Oparta jest o hierarchiczną zasadę posłuszeństwa, ale to już zupełnie inna sprawa...
Czekamy akurat na informację o z dwóch pól konfliktów społecznych.
Ze służby zdrowia i z wojny prokuratur.Cywilnej i wojskowej.Po prostu czekamy.
Ktoś kiedyś podobno czekał na niejakiego Godota.
I tak sobie czekamy, ale coś się z nami dzieje przecież.Czekanie nie każdemu przypada do gustu, ale też potrafi komuś służyć. Ciekawi mnie , komu do gustu nie przypada, a komu służy.Dlatego właśnie wybieram się do jedynego dostępnego mi żródła informacji- internetu.Popatrzę, poczytam, a o wynikach peregrynacji może coś skrobnę.Może zresztą ktoś z zobowiązanych do informowania nas  - obudzi się.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Jasnota

Pulsujące świetlne kręgi na naszej planecie widać dopiero z kosmosu.Oglądałam je oczami National Geographic nad Bajkałem, Sachalinem i Moskwą.Podobają mi się.W przeciwieństwie do ciemnoty, czarnych dziur, czarnych charakterów i czarnych wtorków.
Nad Wisłą jasnotę oglądam regularnie od 20 lat. W niedzielę styczniową, która starcza za wszystkie inne niedziele roku.Jasnota rozprzestrzenia się i Zosia z Adamem widywali ją w Chicago.Przedłużyli pobyt w Polsce, by zobaczyć Jurka.Obawiałyśmy się,że go dopadną i uścisną po swojemu, ale na szczęście Jurek Owsiak ocalał.Przyjaciele  domu złapali tylko ducha Orkiestry i stracili głos w Stolicy.A potem polecieli, by zrobić wyprzedaż i wrócić.
Coś mi mówi,że z powodu jasnoty nad Wisłą w walnej części.
-Niech mi nikt nie mówi,że nie znam Jurka, nie jest z mojej rodziny, nie jesteśmy na ty, bo jesteśmy...-powtarzali i sposobili się z banerem i darami.
Sposobię się do "obejrzenia"Orkiestry, ale w kosmos raczej nie polecę.Oglądam ją z pozycji kogoś, kto musi.Musi brać udział w Orkiestrze, bo czułby się średnio.Musi przede wszystkim trzymać kciuki za Jurka i dbać, by mu głos nie wysiadł.
Niektórzy niczego takiego nie muszą robić i dlatego im za każdym razem od 20 lat współczuję.Muszą przecież  czuć się wykluczeni z jasnoty, ze wspólnoty, która nie ma sobie równych, bo ma charakter piękny, dobry i prawdziwy.Jest naturalna jak oddychanie i jak bicie serca.Serce jako symbol jest tu na miejscu i nikt o ten symbol spierał się nie będzie.
Wykluczyli się z tej wspólnoty hierarchowie kościelni.Trochę szkoda,że  nigdy nie sypnęli tacą w Boże Narodzenie, bo byłoby fajnie tak zacząć dar miłości dla chorych dzieci przede wszystkim.Wszak to święto miłości...
Coś mi mówi,że to się może zmienić, bo niekoniecznie zaraz po Orkiestrze musi być wojna.Amen.

sobota, 7 stycznia 2012

Cisza przed burzą

cechuje się przeważnie brakiem porozumienia.Tak jest w moich relacjach z Kudłatym, ale nie tylko.

Mąż zapragnął,bym zrealizowała jego nową receptę.Mimo wszystkiego, co wokół recept dzieje się z coraz większym natężeniem, a nie mniejszym.Uzbroiłam się i poszłam.Z mocnym postanowieniem,że cokolwiek będzie się działo-receptę zrealizuję, bo lek jest potrzebny.I zrealizowałam.
W pierwszej aptece zażądano ode mnie 107 zł, a ja miałam w kieszeni 50 zł.W drugiej brakowało mi tylko grosiaków, ale wdepnęłam do trzeciej.I kupiłam leki za 38 zł.
Po drodze spotkałam znajomych i wymieniliśmy poglądy.Nie tylko w sprawie recept, bo przede wszystkim na temat ciszy przed burza.
Bo cisza przeważnie się kończy.I blady strach pada na wystraszonych jak ona się skończy.Jest raczej niezrozumiała i nieuzasadniona na szczeblu rządowym.
Nie lubię się bać, a sprzeciw, bunt i gniew udaje mi się czasem wyciszać do stopnia zadowalającego. Ale sąsiad jest nerwus i słów używa grożnych...
Chyba nie tylko on sam.
Dlatego na miejscu rządu przerwałabym milczenie.Amen.

czwartek, 5 stycznia 2012

Referendum

Nie było go, gdy było najbardziej konieczne.20 lat temu referendum zastąpił awans społeczny grupy pani "S" i jej przekonanie, że wszyscy myślą jednakowo.Gdy tak się wydaje,że wszyscy myślą jednakowo-przeważnie nikt nie myśli.Po 20 latach pomyśleć w końcu trzeba.
Nad tym jak mamy się rządzić, nad wizją rozwoju Polski i nad odzyskaniem żródła wszelkiego rozwoju, czyli zaufania społecznego.
Rok 2012 jest i będzie czasem reakcji, bo już jest.

Reagują najzdrowsi, czyli lekarze.Sąsiadka mówi,że reagują na głupości, ale te głupości musimy sobie nazwać.Wiedzieć , na czym polegają, bo przede wszystkim polegają na zaniechaniach.Zaniechania kosztują najwięcej i już to widzimy gołym okiem w służbie zdrowia.
Ile będzie nas kosztować brak umowy społecznej w kwestii :JAK SIĘ RZĄDZIĆ- nie wie nikt.A ktoś w końcu musi to wiedzieć...Musi, bo reakcje na zaniechania będą coraz mniej zdrowe.Nie da się wykluczyć,że z roszczeniami wystąpią wszyscy...
Tylko przeciwko komu, skoro nikt nic nie wie, nie słyszał i nie widział...
Ktoś musi, a jak ktoś musi, to przeważnie muszą kobiety.Obiło mi się o uszy,że ktoś przebąkiwał o referendum.Nieśmiało, bo taki pomysł wymaga organizacji, a z organizacją jest jak jest.Tak jest, bo nasze życie społeczne zjada frustracja, bezsilność i podziały.To wynik ANOMII, bestii , która żeruje na braku zaufania.
Ktoś musi chcieć wiedzieć jak mamy się rządzić i nie będą to rządzący, więc kto, jeśli nie my sami?
Sejm referendum raczej nie ogłosi.Musiałby, ale nic nie musi.Presji na referendum nie widać.Mogłaby być, gdyby KTOŚ opracował pytania.
Gdyby pojawił się gotowiec.
20 lat temu Helusia opracowała pytania.Było ich 58.Moja Przyjaciółka odeszła, ale zostawiła pytania.Wciąż są aktualne, ale wymagałyby obróbki.I akceptacji językowej prof.Bralczyka.Takie same pytania ma w sobie każdy z nas, bo każdemu leży na sercu, by się dobrze rządzić.Nie tylko w domu i zagrodzie, ale też na szerszych forach społecznych.
Zatem chyba nic nam nie zostaje jak tylko te pytania zebrać, opracować i podać na tacy parlamentowi.
Coś mi mówi,że to robota dla Palikota...Amen.

Zaproszeni na obiad...

którego nie było- czujemy się średnio.
Tym bardziej,że nie pojawił się gospodarz i nawet nas nie powitał.Dziś w końcu zrozumiałam, co się stało.Wyjaśniła mi ambaras Pani Rzeczniczka Praw Obywatelskich, ale nie sam gospodarz.Co do gospodarza- mam drobne uwagi.Jak on mógłby mi zapewnić potrzebę bezpieczeństwa, gdy nie był w stanie zapewnić czwartej w kolejności potrzeby własnej, czyli potrzeby kontroli własnego położenia...
Może już wie, na czym stoi, ale stoi przecież na ustawowym obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa przede wszystkim.Nie czuję się bezpieczną. Protestujący lekarze, a przede wszystkim pacjenci służby zdrowia też raczej nie.
Coś się stało i to, co się stało jest miernikiem innych problemów.Jeszcze poważniejszych, głębszych i chwilowo ukrytych przed naszymi oczami.
Nie z takimi problemami dawaliśmy sobie radę.My sami, ale niektóre za nas i dla nas miał załatwiać gospodarz. Nie załatwia, więc stosujemy presję.
I coraz bardziej nas zdumiewa oporność w przygotowania obiadu, na który nas proszą.
Coś mi mówi,ze na rok SPOŁECZNY musimy się przygotować bardziej.Bardziej polegać na sobie i swoim własnym rozsądku, skoro nie mamy na kim polegać.

środa, 4 stycznia 2012

O przyjażni z wrogiem...

zamyślać to spore ryzyko.Podejmują je nieliczni.Wolter podjął to ryzyko, napisał 23.000 listów i próbował zaprzyjażnić się  z królem pruskim Fryderykiem II.Nawet wszedł do łódki króla, ale gdy zauważył,że przecieka-pospiesznie  ewakuował się.Król z niego mocno sobie kpił,że myśliciel zbytnio lęka się o swoje życie.Na szyderstwo królewskie odpowiedział mniej więcej tak:To oczywiste, królów jest dużo, a Wolter jeden.
Nie wiem , czy potem przyjażnili się bardziej czy mniej, ale król chyba się czegoś nauczył.Czegoś o przyjażni i o tożsamości.
Przyjażń z wrogiem prowadzi przez sprzeczności.Nie uniknął ich Wolter, bo chyba wcale ich uniknąć się nie da.Raz zapewniał,że przyjażń  stawia ponad wszelkie inne doświadczenia, a innym razem wypraszał łaski:Chrońcie mnie od przyjaciół, bo z wrogami sam sobie dam radę.
Pozorna sprzeczność, ale to ona nas kieruje na istotę przyjażni.
Na prosty fakt,że nie można dać więcej niż się ma.I na pytanie, czy nieprzyjaciel siebie samego może być przyjacielem innych ludzi.Wolter był przyjacielem i przyjażń ocaliła jego język i obie ręce, bo taka kara była za blużnierstwo.Przestawienie krzyża, nazwanego szubienicą było blużnierstwem.Może nawet wciąż jeszcze jest.
Jest też problem, z kim przyjażnić się, jeśli większość ludzi jest swoim własnym wrogiem , czyli niezdolna do przyjażni.
Ok.10-tej dokonałam wpisu:- Byłam z pieskiem, czy bez pieska? Wpis przepadł, a ja sobie pomyślałam,żem wrogiem samej siebie, bo po co piszę o ministrze, gdy mam ważniejsze sprawy na głowie.
Ministra lubię, bo lubię lubić ludzi, ale właśnie stwierdziłam,że się z nim chyba nie zaprzyjażnię.Bo sobie za dużo nawyobrażałam i za dużo naobiecywałam, a teraz coś mi się posypało.Co mi się sypnęło? Ano prawdziwość.Prawdziwość moich wyobrażeń o energii ministra, jego sokolim oku i  słuchu.Trochę głupio jak się tak sypie.I autocenzura nie wystarcza...

wtorek, 3 stycznia 2012

Na ulicy...

obywatele coraz częściej mają odwagę popierać Ruch Palikota.Czyni to 17.8 % chodzących ulicami miast.Wciąż mało, ale postępuje zjawisko, który tę statystykę napędza, bo musi napędzać.To zjawisko Pan Poseł Palikot nazywa słowem raczej zbyt parlamentarnym, więc słowo pominę.
Słowo ma określać poczynania rządu w służbie zdrowia.Nie wiem, czy wystarczy na określenie ociężałości organizacyjnej poczynań rządowych.
Nie będąc młodą lekarką, nie mam problemu z "pieczątkowaniem" ani z ukrytym strajkiem.Nie mam też kłopotów z realizacją recepty, bo postanowiłam nie chorować i recept nie realizować.Takie noworoczne mocne postanowienie.Potrzyma mnie może do poniedziałku, gdy leki się skończą.
Czy do tej pory rząd pozbiera się z rządzeniem, a lekarze ze strajkowaniem?
No więc może mocne postanowienie potrzyma mnie dłużej....
Póki co z odwiecznej instytucji, czyli burdelu, niewiele rozumiem .Może nawet nie chcę niczego rozumieć, bo to nie ja go urządzam.
Nie miałam sposobności spotkać sondy opisanej przez Posła, choć chodzę ulica, więc niniejszym oświadczam,że także popieram Ruch.Mąż, rodziny, sąsiadki też.Coraz liczniej i z coraz większym zrozumieniem."Bo to robota dla Palikota - mówią i dodają" a kto, pani ,ten burdel uporządkuje?"
Słowo jak słowo, ale Herakles by się przydał, bo stajni Augiasza jest sporo.Coś mi mówi,że niemal w każdym resorcie.
Zatem nie tylko Wolter nam się przyda ale także Herkules.Wielu Wolterów i wielu Heraklesów. Amen.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Panie Pośle,

a już myślałam,że wiecznie będę się z Panem zgadzać i zgadzać...Stan  zgodności poglądów jest dla mnie zalążkiem najpozytywniejszych emocji i uczuć, ale też pewną niedogodnością.Za bardzo znieczula na okoliczności zewnętrzne, które są raczej podłe.
Gdy Pan pisze,że kościół nie rozumie rzeczywistości- to  zgodzić się muszę, ale gdy jednocześnie twierdzi Pan,iż przez to jest niebezpieczny mniej- to już głośno muszę krzyczeć :NIE,NIE,NIE, bo wprost przeciwnie właśnie jest.

Niewiedza nigdy nie była żródłem pozytywnej energii i raczej nie będzie.Wiedza, dobroć i odważny wysiłek  według geniusza humanistycznego Bertranda Russella to zdrowa podstawa zdrowej społeczności.Jakoś nikt dotąd niczego lepszego nie wymyślił, więc zostańmy przy tej trójcy , która buduje.Nie tylko pomyślność społeczeństw, ale także każdego człowieka.
Dobroci w historii religii autorytarnych dopatrzeć się trudno.Los  uczonej Hypatii , Giordana Bruno i ciemnej liczby Wolterów jest tego braku tylko symbolem."Historia krytyczna Kościoła" Karlheiza Deschnera ten brak dokumentuje.Naukowo i niemal łopatologicznie ukazuje też " odważny wysiłek" tej instytucji.Od 325 roku , od "sprzedaży" chrześcijaństwa cesarzowi Konstantynowi - wysiłek ten poszedł w stronę okrucieństwa i bezwzględnego
wymuszania poddaństwa i uległości.Dla władzy i dla kasy.Władza i kasa jest pełna, ale coś drgnęło i coś się jednak zmieniło w świadomości ludzkiej.
Sporo się zmieniło u ludzi, ale nie w instytucji przemocy.Wciąż jest poza wszelką kontrolą, niedostępna, niedemokratyczna i autorytarna.
I teraz Pan mówi,że niby nie jest niebezpieczna...Nic podobnego.
Może Pan jest bardziej świadomy rzeczywistości, ale nie ja.Taka ja na przykład
uważam,że z władzy i kasy hierarchia nie zrezygnuje w żadnych okolicznościach.
To , co czyni z nasileniem widocznym gołym okiem- to agresja obronna.Widoczna przy symbolu przemocy i w wymuszeniach finansowania jej.
Ta agresja będzie coraz większa i żadne Pana pobożne życzenia tego nie zmienią.
Co innego zupełnie to Pana podejście do religijnego bożka.Ogólnie to jest tajemnica, ale można dostrzec,że cywilizowana.Bardzo dobrze, ale czy skutecznie?Wiem, trzeba czasu i internetu.Pracy od podstaw i zmian.Krok po kroku.Ale jeden drobny krok można już chyba wykonać.Z powodu nienadążalności i ociężałości intelektualnej klasy rządzącej.Przydałoby się, Panie Pośle jakieś małe przedszkole. Imienia Woltera na przykład.
Właśnie odkryłam blogi, na których toczy się walka o wiedzę, o dobroć i o podejmowanie odważnych wysiłków.Sporo jest naprawdę postępowych myśli i budujących refleksji.Budzą wiarę w człowieka i nie wolno ich zmarnować.
Może jakiś Klub powstanie, a może Pan, Panie Pośle Palikot zechce policzyć te szable.Nie ustępują swoją mocą tym, które ma Pan w Sejmie.Słowo daję i na Nowy Rok 2012 życzę Panu szczęścia, radości, wszelkiej pomyślności.
A sobie samej, bym wciąż mogła zgadzać się z Panem.

niedziela, 1 stycznia 2012

W lesie

Po co człowiek żyje?
Trout ( "Śniadanie Mistrzów"Kurta Vonneguta,Jr.), gdyby znalazł coś do pisania, napisałby:
                     "Aby być
                      oczami, uszami
                      i sumieniem
                      Stwórcy Wszechświata,
                      ty baranie".
Napisałabym podobnie, ale jestem w lesie.W lesie witam NOWE.Z lasu dębowego wróciłam właśnie, by zdążyć na "Kawa na ławę".Wróciłam, ale w lesie jestem przecież permanentnie.Jak wszyscy.

Przy kawie o parach.Politycznych parach.Tusk-Komorowski,Marszałki-rząd/opozycja, Palikot-Miller... Kto kogo połknie, sprywatyzuje więcej polityki pod swoje interesy, kto się sprzeda drożej a kto taniej.
Względem par sprzeciwów mam moc.Znów odzywa się żyłka doradczyni.Mianowałam się nią już dość dawno( na Poletku Janusza Palikota) i robię swoje.Jakoś automatycznie, ale bardziej już refleksyjnie.W końcu po roku wiemy już więcej.
Wiadomo,że Posłowi Palikotowi z Millerem nie do twarzy jest.Ani na zdjęciu ani w realu.Nowy powiew świeżutkiej idei i stary gracz to gorzej niż jastrząb nad kukułczym na przykład -gniazdem.
Posłowi Palikotowi byłoby do twarzy z Postępowym Kołem Kobiet, ale Koła nie ma.Nie ma nawet kółeczka chyba.A może jest, nie wiem.Koło jest niezbędne, bo nikt inny nie nadąży.Nienadążalność to wielki problem par politycznych.Ociężałość intelektualna, organizacyjna, ale przede wszystkim duchowa, ideowa...
Czy prawica znów się skrzyknie?Będzie próbowała prac syzyfowych, bo innych nie zna.Będzie śmiesznie, ale chyba bardziej żałośnie, czyli nic nowego.
Nowy może być prezes prawicy.Nowy z imienia i nazwiska, ale bardziej stary.Może nawet XVIII-wieczny, bo XIX-wieczny od dawna już jest.
Osiemnastowieczny prezes prawicy nie byłby zły.To wiek Woltera.
Woltera pożądamy od rana do wieczora, a szczególnie w noc ciemną i czarną jak smoła.Krzyż mógłby umieścić na jego godne miejsce na nowo, bo już mu się to raz udało.
Rok Woltera nadejdzie, ale nie jest wiedzieć kiedy.Potrzebujemy Woltera, więc nadejdzie...Amen.