sobota, 31 grudnia 2011

Nagroda

W końcu to zrozumiałam.Rok 2011 jest dla mnie nagrodą.Nie wiem za co, ale wiem,że jest nagrodą.Jest nagrodą w dyscyplinie poszukiwań.
Od zawsze ze wszystkiego, co piękne, dobre i prawdziwe-poszukuję takich właśnie LUDZI.Pięknych  swoim wewnętrznym pięknem -jest sporo, ale to jeszcze za mało.Piękni są nieśmiali, ukrywają się przed uderzeniami obrzydliwości i trzeba Ich odkrywać, oswajać i ośmielać.Dobrych, czyli pozwalających na rozwój duchowy własny i innych- jest znacznie mniej.Ignorujemy ich i wyszydzamy, bo taka jest moda na dobrych.Tradycyjnie" dobrych" boję się i omijam szerokim łukiem.Prawdziwych Ludzi spotkać to po prostu wielkie szczęście i tyle.
A taka ja na przykład Ich spotkałam. I jak mogłabym nie być szczęśliwa?!
Szczęścia symbolicznie dopełnia JEDNA nagroda blogowa.Dla zapomnianego pierwszego bloga "Nie i amen..."Ktoś napisał dobre słowo, a robi za Nagrodę Nobla.Ktoś dał 100 punktów , a czuję się jak królowa angielska albo inna.
Bo dobre słowo ma swoją moc, bo o to chodzi, by miało coraz większą, by mobilizowało do odważnego wysiłku walki ze złem.Przeważnie ukrytym.
Dyscyplinie poszukiwań sporo można zarzucić,ale nie braku wytrwałości.
Przetrwałam słowa złe i do ich nosicieli szukam podejścia.W końcu to oni najbardziej poświęcają się, zionąc nienawiścią.
Poseł Palikot wypracował sobie swoją własną filozofię podejścia do nienawistników, ale ja wciąż jej nie mam.Czeka mnie moc pracy.Ela mówi,że jak komuś uda się ta sztuka- to Nobel pokojowy murowany.
Do Pokojowej Nagrody Nobla miałabym kandydata, ale właśnie zniknął z internetu.Jest Brazylijczykiem i przybliża geniusza filozofii ludzkiej -Nietzschego.

Zbliżyć się do tej filozofii znaczy przepaść z kretesem.Jeszcze nie jestem gotowa.Nagrodą jest samo zbliżanie się.Na stosowną odległość.
Nagrodą byłoby spotkaniem z Posłem Palikotem.Tematyczne.Bóg i Kobieta.
Podoba mi się Posła walka o godność Kobiety, ale...Najpierw musielibyśmy ustalić zagadnienia wstępne.Sporo ich.Za dużo jak na zajęcia Posła Palikota.

Dobrze,że jest Ruch Palikota , bo dla mnie jest nagrodą.Jest, ale już chce się od niego więcej i więcej.Czy da radę nienadążalności?Oby dał radę smokom.
Zachłannym i bezwzględnym.
Nagrodą dla mnie było też poddanie się potrzebie biednienia.Dobrowolne i świadome.Wzbogaca, ale o tym wie się dopiero potem.
Hierarchia kościelna nie wzbogaci się w ten sposób i to bardzo boli coraz szersze kręgi ludzkości.Ta zachłanność może być decydująca...
Nagrodą była wspólnota większa niż dotychczas.Nie tylko w gronie rodzin, przyjaciół, ale nieco wykroczyła poza czubek nosa...
Nagrodą jest chęć pisania, czyli dzielenia się myślami, co kiełkują.Niektóre zakwitają i dają owoce.To powód do radości.
Rok blogowania nie był stracony.Poznałam wielu Blogowiczów, którym gratuluję
poszukiwań.Są  czymś więcej niż nagrodą.To nic,że śmielsze teksty wciąż przepadają...Pojawiają się nowe, lepsze.
Najważniejsze,że zmiany, które rozpoczęliśmy w 2011 roku żadna przemoc już nie zdoła powstrzymać...Cdn.PS.Trzech dzieciaków odwieziono do szpitala.Ocaleliśmy z Czarnym.

Jak się czujesz?!

..."dobrze, dziękuję".- Wisława Szymborska towarzyszy nam nieustannie.

I zmiany...
Świat zmienia się nieustannie, ale w 2011 roku znacznie przyspieszył.Wchodzi na scenę pokolenie internetu , zabiera głos,głosi swoją nowa prawdę.Przede wszystkim potrzebę zamian wartości, którymi kierujemy się w życiu.Wyznawane poglądy zawiodły.Zawiodły religie i polityki, ale człowiek wciąż chwyta się wiary, miłości i cudów, które go podniosą do pionu, by mógł powiedzieć szczerze ,jak POETKA: "dobrze, dziękuję."
Na blogu słowo jest mocą.Realną,dostrzegalną i znaczącą.Na blogu możliwe jest zrozumienie i porozumienie.Łykanie wiedzy, przejawów dobroci i mobilizacji do odważnych wysiłków.Przed nami pojawiają się przykłady ludzkich wysiłków i mobilizują nas.Tej potęgi przecenić się nie da...

-Świat nie będzie spokojny.- mówi nam prof.Szewach Weiss, prof.Zygmunt Bauman, wizjonerzy.

Nie będzie spokojny, bo nie może być spokojny, skoro w naszych głowach bunt, sprzeciw,gniew i niezgoda.Przede wszystkim brak zaufania do siebie, a zamiast miłości -nienawiść.
-Nie wolno stracić żadnej okazji, by skorzystać z mózgu...- apelują i czujemy,że w końcu rozum może być w cenie.Teraz albo nigdy.
- Oby świat w 2012 roku nie zwariował.- to dalszy ciąg mantry.
Może nie zwariuje.Może znów, jak w 2011 roku dokonamy dobrych wyborów.
Mógł być przecież potop pisowski, a od Pisu odpadł tylko tynk, a partia zalała się sama swoją nienawiścią , a nie nas.Ocaleliśmy i znów liczymy na cud.
Na cud kontynuowania zmian, które rozpoczęliśmy.Są ważne, a może staną się najważniejszymi dla nas.Sporo będzie zależało od tego jak się poczujemy.
Pozytywnie zaskoczyła mnie dojrzałość Polaków.Zachód zachłystuje się naszą nową ideą i może dlatego dogorywa ignorowanie i wyszydzanie RUchu Palikota.
Pojawiło się zjawisko nienadążalności.
Nawet TVN24 wyrażnie nie nadąża.Nieco mnie rozczarowała red.Monika Olejnik, ale nie Grzegorz Miecugow.
O Piekarskim na mękach przypomniałam sobie wczoraj, spoglądając na przewodn.Sejmowej Komisji Zdrowia, gdy ujarzmiał energię ministra Arłukowicza.Piekarskich na mękach nie tylko w parlamencie jest sporo.Wnoszą złą atmosferę i chaos, ale jednocześnie są przez media forowani.Bo skandal robi widownię.
Może wrócę do tego komentarza, a może nie, bo teraz ...Było cicho od rana, miałam nadzieję,że także w mojej wsi jest zakaz straszenia petardami, ale tak nie jest...Boleję.

piątek, 30 grudnia 2011

Na bal do Wiednia...

nikt mnie jakoś nie zaprasza.Może dlatego,że ostatni dzień Roku Obfitości pragnę spędzić sama.Wiedzą o tym wszyscy bliscy i rozumieją tę potrzebę.Wynika z chęci towarzyszenia Kudłatemu, który z białego łoża nie ma szans wychodzić.A jednak się dziś zerwał i o kulach powędrował po szampana.
Ten zakup to dla męża jest jak zdobycie Everestu albo K-2.Sposobił się do niego cały tydzień i w końcu udało się.Ma minę Wilhelma Zdobywcy i jest szczęśliwy. Tym bardziej,że posłuchałam i nie wlokłam się za nim na szlaku zdobywców.Sukces jest wyłącznie jego i teraz planuje już obronę Czarnego niczym obronę Częstochowy.Czarny bardzo boi się huku petard i już od tygodnia cierpi.Nie sposób przewidzieć gdzie wybuchną. Od tygodnia trafia na miejsca, gdzie chłopcy dokonują ekscesów, które sprawiają,że psina pada, płoży się, drży i płacze.Cierpimy wszyscy, ale w Sylwestra chcemy być z tym sami.
Odwiedzę  ulubione blogi, popatrzę w telewizor i posłucham "Bolera "Ravela, które koi nas  od zawsze.Przede wszystkim będę próbowała podsumować Rok Obfitości, by mieć bazę do wchodzenia w kryzys...
I na stole będą pierogi.Z kapustą i grzybami, z mięsem i z serem.Zrobiła je Zosia i Ela.Są smakowite i wygrywają ze wszystkim, co jadalne.
A my będziemy chcieli koniecznie wygrać ze strachem...Amen.

czwartek, 29 grudnia 2011

Smoki

Min.Arłukowicz zderzył się ze smokiem.Koncerny farmaceutyczne to nie jedyne smoki, z którymi się zderzamy na co dzień.
Walka ze smokami do łatwych nie należy.
Godzinę temu napisałam o naszych wyborach roku 2011 i smok mi wpis zjadł.Nawet nie wiem, czy mu smakował...
Wiem tylko,że Minister dokonał dobrego wyboru.Wierzę w jego determinację i w zwycięstwo nad zachłannością.
Zachłannych smoków mamy sporo.Zdecydowaliśmy się z nimi walczyć.I walczymy, bo kryzys wymusza refleksje.Podobno ma trwać 8 lat, a może dłużej.Kryzys, nie refleksje, bo te mogłyby być stałe i powszechne.Tak będzie, bo dokonaliśmy dobrego wyboru w dniu 9 pażdziernika.
Nie ma wątpliwości,że wybór Ruchu Palikota był najważniejszym wydarzeniem.
Smoki już drżą, ale wciąż nie mam pewności, czy ten wpis się ukaże.Zobaczymy...

środa, 28 grudnia 2011

Coś mi mówi,że tym razem się uda...

Uda się rozbudzić wewnętrzną energię Polaków, bo już się budzą.Uda się, ponieważ energia to ogromna jest, piękna, dobra i prawdziwa.Właśnie odsłuchałam wicepremiera Pawlaka.Najwyrażniej przyspieszył.Mówi nie tylko płynnie i szybko, ale też sensownie.O konfucjaniżmie w kapitaliżmie nawet wspomniał, ale o katolicyzmie  akurat nie.Nie bez racji.
Nie bez racji nadchodzi rok SPOŁECZNY i prezes Pawlak to widzi.Sporo widzi i sporo duma chyba nad stanem spraw kryzysowych, ale jeszcze nie powiedział,że kryzys to wielka sposobność dla zmian wielkich i znaczących.Może powie a może nie.
To robota dla Palikota.
Coraz częściej słyszę te cztery słowa.Podobno zaczął Krzysztof Daukszewicz, ale robotę rozpoczął jednak sam Poseł Palikot.I dla mnie fakt ten jest wydarzeniem numer jeden w Ojczyżnie.Poza Ojczyzną ceniony jest bardziej, ale to jakby normalka.Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, ale zauważyłam,że do Polski wracają emigranci.Nie tylko syn Eli- Adam z rodziną, ale też dzieci sąsiadów bliższych i dalszych.Pytam po co i dlaczego wracają, a oni mi na to,że
roboty tu będzie moc.
I mówią jeszcze,że jak tylko skończą się igrzyska-trzeba będzie pomyśleć o chlebie, a każde ręce przydadzą się do pieczenia chleba.I jak tak mówią to robi mi się cieplej w okolicach serca .Wiara w człowieka rośnie i na twarzy pojawia się uśmiech.
Możemy się dzielić tym, co mamy.Niektórzy mają w sobie tylko strach i też się z nami nim dzielą.Boimy się coraz mniej, bo jesteśmy wewnętrznie wolni coraz bardziej i to jest w Smutnym Kraju nad Wisłą cud zwyczajny.Cud, bo ludzie coraz częściej odkrywają,że szczęście to żaden przywilej ale obowiązek wręcz.Obowiązek wewnętrznych przestrzeni człowieka.
Niektórzy ten stan naturalny i świadomy wciąż próbują wywoływać sztucznie, ale tę sztuczność już wyczuwamy i widzimy.W ten sposób zyskujemy w potrzebie kontroli własnego położenia.
Nie wiem, czy płakałabym na pogrzebie Kim Dzong Ila, gdybym tam dziś była.Prawdopodobnie tak, bo wciąż ulegam  masowym okolicznościom zewnętrznym.Ulegam, ale już nie daję im władzy nad sobą.To spora różnica.
Taka mniej więcej jak ugięcie się drzewa od wiatru a jego złamaniem.
Jeśli mi smutno i żle to najczęściej na widok wiatrołomów.Ludzi złamanych w pół
pod wpływem przemocy zewnętrznej.Mogą wstać, poskładać się i otrzepać, a nie czynią tego wcale.Zioną nienawiścią i straszą.
Tak, to robota dla Palikota, ale też dla mnie.Podnoszę na duchu i składam do kupy kogoś, kto się roztrzaskał o "ślepą wiarę".Im bardziej się staram tym bardziej widzę jak okrutny jest system przemocy.Jak może skrzywdzić człowieka.
Takie obrazy psują moje poczucie szczęścia, ale skłaniają do odważnego wysiłku.Tak sobie myślę,że gdyby w każdym mieście w najbliższym dziesięcioleciu pojawiła się taka jedna rodzina jak ELI to...

Trochę się rozmarzyłam, a chciałam skrobnąć o szczęściu przecież.O tym,że zależy od naszych przestrzeni wewnętrznych, ale smagane jest zwykle okolicznościami zewnętrznymi.Czasem bezwzględnie i okrutnie, bo tak jest z okrucieństwem patriarchalnego systemu łupów.
Walka z przemocą to wielka, zbiorowa robota.Nie tylko dla Palikota...

wtorek, 27 grudnia 2011

Uderzenie wiatru...

sprawiło,że na onkologii słyszałam mało, a potem jeszcze mniej.Lekarz objął nas obie, a potem podchodzili do Eli inni.Rozpłakałyśmy się dopiero wówczas, gdy zostałyśmy same na środku szpitalnego korytarza.
Mały Krzyś pstrykał nam zdjęcia i Ela powiedziała,że przyjdzie do niego w czwartek.W każdy czwartek...

Potem wychodziłyśmy ze szpitala chyba dwukrotnie i wracałyśmy.
W końcu jestem w domu, a obok w fotelu śpi Ela.Trochę jej niewygodnie, ale mam zakaz, by cokolwiek zmieniać.
Dostała nowe życie.Powiedziała,że to nowe życie musi mieć jakiś sens.
Na stole leżą papiery i w miejscu, gdzie jest PSA jest zero, zero zero...
Rak był i nie ma go wcale.To zwyczajny cud, ale chyba nie dla mnie, bo od początku "wiedziałam",że bestia pomyliła się paskudnie i musi odejść ze wstydem.
"Wiedziałam", czy wierzyłam- to jest do ustalenia.Przede wszystkim muszę ogarnąć jakoś potęgę wiary i miłości Eli, jeśli w ogóle jest do ogarnięcia przeze mnie.
Gdy onkolog pytał "Jak to możliwe?!"- chciałam powiedzieć,że to moc wiary, ale
 jakoś nie mogłam wydobyć żadnego słowa.Może wcale nie są one potrzebne, gdy dzieją się cuda za sprawą wiary.
Co teraz czuję? Czuję,że moje życie też bardzo się odmieniło.Też jest nowe i też nie może być zmarnowane całkiem i zupełnie.Czuję jeszcze coś więcej, ale nie bardzo wiem co to jest.Ela będzie wiedziała, bo ona sporo wie, więc ten stan nazwie , gdy go sobie oswoimy, przemyślimy i rozgadamy.Póki co...
Chyba się budzi do swojego nowego życia...Cdn ...

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Spotkanie z Einsteinem

Podjechał quadem? pod furtkę i dopiero wówczas dostrzegłam podobieństwo. Rzucało się w oczy i nie mogłam się nadziwić,że  Einsteina nie rozpoznałam wczoraj.Na szczęście domownicy wiedzieli o kogo chodzi i dlatego poczynili zakłady.Mąż stawiał na to,że o spotkaniu " dawno zapomniał", córka,że " pomylił mnie z mężczyzną, bo z kobietami nie rozmawia", a Ela,iż "jeśli będzie to będzie to randka stulecia".
I była.Może niekoniecznie stulecia, ale to była jednak randka.Przez kwadrans może, bo nowy sąsiad z widzenia był mocno zakłopotany i nijak nie wiedział, co począć ze swoimi palcami.Gdy kelnerka podała kawę i wino, było jeszcze gorzej, bo jął je reklamować.To nie jest wino dla damy, zamawiałem, ustalaliśmy....
- A może jest...-wtrąciłam i już wiedziałam,że wpadłam na samo dno.Ostrzegano mnie przecież.Żadnego sprzeciwu, a ja dopiero zaczęłam...Na zaproszenie do jego dworku,że się zastanowię i pomyślę... raczył się pośmiać obficie i ten jego śmiech przeważył szalę. Przede wszystkim zaś fakt,że traktował mnie jako "dziecko".Dziecku nie zrobi krzywdy ktoś, kto śmieje się tak jak Einstein.Tym bardziej,że jestem z psem obronnym,który nie pije i zawsze jest gotowy na wszystko.Też byłam gotowa, wszak Ela Einsteina znała jak mało kto.Przeważnie z ekscesów w Kenii i Zanzibarze.Ostrzeżenia chyba budzą u mnie moc ryzyka, więc zaryzykowałam.
- Wyobraż sobie..., jesteś Dobrochna, tak? Wiedziałem,że to ty , dziecko...Wiedziałem.Jesteś silna, ale czy zniesiesz prawdę o żródłach swojej mocy?Nie zniesiesz, więc ...
- Czy to będzie wyłącznie monolog?Żywy człowiek tu obok ciebie, Einstein jest i mógłbyś się przedstawić.Podobno masz jakieś imię...Niekoniecznie...
- Ach te formy.Nie lubię ich.Daj mi jakieś imię, bo Henia nie lubię.Nie lubię.
- A ja Henryka lubię, szczególnie VIII-ego....-rzekłam i lody stopniały, ale tylko trochę, bo nie zamierzałam króla Anglii nagradzać za skracanie swoich dwóch żon o głowę.
- Bo to jest właśnie nowa definicja prawdziwego świata....- stwierdził i jął mi się pilnie przyglądać.Przyznaję, strach mnie obleciał spory i nie za bardzo pojmowałam o co chodzi, gdy zadzwonił po posiłki.
- Zaraz tu będą, neptki jedne...I powiedz im  to sama.
- A ja coś w ogóle powiedziałam?!- zdziwiłam się bardzo i na serio.
Zrozumiałam,że swoje jakieś epokowe odkrycie przypisuje mnie. Z dobroci serca, albo z jakiegoś innego powodu.
-Heniu! I po co ty nas budzisz w środku nocy...- dygotali dwaj staruszkowie z laskami.Wybrzydzali na herbatę i na sposób jej parzenia.Jeden chciał zielonej, a drugi białej.Już zmierzałam z wrzątkiem, gdy obaj rzucili się do swoich filiżanek.Że 80 stopni,a  nie wrzątek i skąd się wzięłam.Jak zamierzam mordować to najpierw Felusia, bo darmozjad i kłamca...
Jeśli komuś się wydaje,że potem któryś z dżentelmenów dostrzegł moją obecność- to przyznać muszę,że owszem tak.Gdy po trzech godzinach naukowej dysputy o losach świata i okolic - podjechała taksówka i do salonu wkroczyła Ela.
- Od środka na zewnątrz...- powtarzał Einstein i miał rację.A Ela była bardzo zdumiona,że nową , epokową definicję świata odkryłam ja właśnie.Będę musiała się gęsto tłumaczyć , tylko nie za bardzo wiem jak...Gdy rozmawiali ze sobą - wszystko było takie proste i oczywiste...Może dlatego,że od środka rozgrzewało mnie dobre francuskie wino.

niedziela, 25 grudnia 2011

Świętować każdy musi

Chcemy czy nie, świadomie czy wprost przeciwnie- udajemy,że świętujemy dziś urodziny Boga Jezusa.Niektórym udawanie udaje się jak zwykle, ale nie każdemu.
Mnie przeważnie się nie udaje udawanie , ale przecież świętuję.Świętuje od dawna każdy dzień, każdą chwilkę w każdych okolicznościach, więc świętuję też BOże Narodzenie.Nie całkiem dlatego, iż 25 grudnia akurat ze skały urodził się bóg Mitra, czczony też przez Rzymian od I wieku n.e. jako bóg słońca czyli  Sol Invictus czy jakoś tak.Choć bóg podoba mi się, bo zabił byka i przez to zbawił ludzkość, podobnie jak Jezus przez śmierć na krzyżu, a po śmierci trzeciego dnia zmartwychwstał -  to jednak nie bardzo wiem, co mogłabym świętować.
Sąsiad też nie wie i bez uprzedzenia zapytał, co ja dziś świętuję.
- Przyjazd gości.-odpowiedziałam i  sąsiad się mocno zafrasował.Popatrzył, pokiwał głową , nerwowo wydobył papierosa, poczęstował i powiedział,że on chce poważnie porozmawiać, bo jak nie zamieni tych kilka słów z kimś przytomnym to mógłby zwariować albo kogoś pobić.Choćby mnie i mojego Czarnego.Odradziłam pobicie i gość przystał,że lał nie będzie, choć święta z laniem czasem mylą mu się z polewaniem obłudą.

-Ciemnemu ludowi w IV wieku można było wciskać te ...., ale teraz?!!!- cedził słowa i wyglądał na potrzebującego pomocy.
-Można było?- oburzyłam się autentycznie, wszak nie widzę zbyt wielkiej różnicy między człowiekiem IV a XXI wieku.Kto chce być okłamywany-jest okłamywany w każdym miejscu i czasie.
- Ale kto to robi? Kto okłamuje nas?- wrzeszczał sąsiad.
- Ludzie, niektórzy ludzie postradali zmysły...- słyszę swój głos i sąsiad zbliża się na niebezpieczną odległość.
- Chce pani powiedzieć,żem zgłupiał?- szepcze i szarpie swojego wilczura.
- Pan akurat nie, bo wie kim jest i co dla Pana jest najważniejsze...- odpowiadam i zamierzam zawracać w stronę domu, ale sąsiad ma lepszy pomysł.Odludzie nie sprzyja nawiązywaniu rozmów, ale psy już są przywiązane do drzew i siadamy na powalonej sośnie.Siadam, bo sąsiad zdejmuje kożuch i rozkłada na pniu.Czuję,że mi łatwo nie przepuści i nie pozwoli się zbyć byle sloganem.
- A pani? Znam panią jako...I bardzo proszę...Prosi i natychmiast wyrzuca z siebie potoki słów i nerwów.Bardzo mi to odpowiada, ale po kwadransie czuję już chłód.Ruszamy i po następnym kwadransie już wiem wszystko o odrzuceniu.Jak bardzo boli i skąd się bierze.Chcę wiedzieć jeszcze więcej o człowieku, więc umawiamy się na jutro.Bez młodszych braci, w kawiarence.
- Każdy musi świętować, ale byłoby fajnie, gdyby ludzie nie musieli mieszać porządków.- oznajmia pod furtką i pozdrawia serdecznie moją Rodzinkę, która już wynurzyła się z domu w celu poszukiwań.
-Mamo, nie musisz nam robić takich niespodzianek w Święta...- słyszę przyganę Córki i zeznaję ,że czasem lubię pogadać, bo lubię przecież.
- My też lubimy...- oświadcza Ślubny i zaczyna świąteczne opowieści.Słuchamy i w ten sposób zbliża się pora na kaczkę z jabłkami.
Potem  jest jak zwykle, czyli odpoczynek.Słodkie lenistwo.Bo każdy świętować musi, ale nie ja i nie Ela.My świętujemy z nawyknienia, więc spotykamy się przy kawie z jej domową roladą z orzechami laskowymi.
Chcemy razem posłuchać , co nam mają do powiedzenia Adam i Zosia.Wyjechali do rodziny Zosi, ale nie chcieli nas osierocić.Zostawili życzenia .Są dość pragmatyczne.Bardzo im zależy, byśmy ich posłuchały...
Rozglądam się pilnie za kimś, kto by nie chciał być wysłuchany, ale nawet Ela ma dziś sporo do powiedzenia, więc słucham pilnie i coś mi mówi,że świętować to może dla wielu oznaczać po prostu słuchać i tyle.
Biskupi też chcą być wysłuchani, wszak to też ludzie.Niektórzy chcą nawet, byśmy im wierzyli.Szkoda tylko,że nie rezygnują ze straszenia nas.
Aż tak bardzo boją się o swoją władzę i szmal,że nawet w Boże Narodzenie straszą?!!Mogliby odpuścić...Amen.

czwartek, 22 grudnia 2011

RYBA

A już prawie wątpiłam...
Już wydawało się,że nikt nie pamięta o symbolu chrześcijan, bo biskupi nie chcą pamiętać.Ludmiła pamięta i Racjonalista też.I fakty te budzą we mnie nadzieję,że biskupi też sobie przypomną.Erę Ryb, króla Rybaka i świętego Graala, a nawet moc symbolu ryby.Bardzo im tego życzę z okazji świąt, gdy na stole pojawi się ryba.Ona tam nie jest przypadkiem.Ma swoją głęboką historię i warto, by biskupi o niej pamiętali, a nie wmawiali nam,że symbolem chrześcijaństwa jest krzyż, bo nie jest.Krzyż został narzucony wojownikom cesarza Konstantyna i przejęli go wojownicy nowego kultu, który z chrześcijaństwem ma tylko tyle wspólnego,co...
No właśnie, chyba nic, ale to osobna sprawa.
Tymczasem z okazji Świąt zwanych Bożym Narodzeniem zwracam się do Pana Posła Palikota, by symbol chrześcijaństwa raczył powiesić w Sejmie RP, skoro tak bardzo jest on tam pożądany przez rzekomych chrześcijan.
Broń Boże-nie w nocy- ale w pełni słońca proszę symbol chrześcijaństwa powiesić w Sejmie.Bardzo proszę, bo w ten sposób parlamentarzyści mogą sobie przypomnieć o tym symbolu.Może nawet o chrześcijaństwie w ogólności, co  byłoby wydarzeniem historycznym i doniosłym dla kultury.
Polecam blog Racjonalisty traktujący właśnie o symbolu RYBY.O erze RYB może coś jeszcze skrobnę, choć jestem bardzo zajęta.
Panie Pośle! Wigilia to dobry dzień, by symbol chrześcijaństwa umieścić obok krzyża.Bardzo o to proszę.W imieniu własnym a także tych ludzi, którzy są chrześcijanami.Niech Pan nie wątpi,że są, bardzo proszę.Są ludzie, którzy żyją jak doradzał Jezus: duchem i prawdą.Zatem mogą mieć swój symbol swojej wiary, skoro inni mają w Sejmie RP symbol przemocy.Amen.

piątek, 16 grudnia 2011

Brawo, Pani Marszałkini!

Kultura może wszystko.A moc kobiecości jeszcze więcej...
Właśnie powiało z Sejmu kulturą osobistą i wieczną kobiecością.Słucham głosu KOBIETY, którą cenię, akceptuję , wyrażam aprobatę i uznanie dla JEJ pracy.
Pracy, która ma jedną cechę dominującą w moich oczach.Kobiecość właśnie.Wieczną kobiecość, która wyraża się w kulturze także, ale przede wszystkim  w głębokim humanistycznym podejściu do zagadnień społecznych, w tym także światopoglądowych.
To trudne zagadnienia, ponieważ oparte na świadomości.Na otwieraniu oczu dla nowych zagadnień, które niesie czas.
Czas nam przynosi  potrzebę otwartości na sprawy, o których dotąd musieliśmy milczeć i milczeliśmy.
Sam obyczaj milczenia jest już wielkim problemem społecznym, ponieważ pozwala złu ukrytemu, by utrzymywało się i rosło, a z każdego z nas  czyni niewolnikiem osobliwej zmowy.Zmowy milczenia wobec zła.

Czy obecność krzyża w Sejmie i w instytucjach państwowych jest złem?

Każdy z nas da sobie prawo, by o tym decydować za siebie,albo nie. Ale ktoś, czyli Pani Marszałkini - decyduje teraz za Sejm, bo ma do tego prawo.
Z tego prawa ktoś  inny mógłby uczynić oś sporu, ale nie Pani Ewa Kopacz.

Zapoznam się chętnie z czterema ekspertyzami, gdy tylko będę miała sposobność.Wyrażę swoje zdanie, ale teraz najistotniejsze dla mnie jest , by wiedzieć co to takiego symbol religijny i jego obecność tu czy tam.
Dlatego sięgnę do historii tego symbolu- krzyża.Jeszcze raz, bo krzyż ma tak długą historię jak człowiek, który widział swój cień i obrazował go.
Krzyż nie jest "własnością" kościoła katolickiego ani żadnego.To już wiemy wszyscy.I to,że nikt go nie może zawłaszczyć do swoich celów też wiemy.
Nie wiem tylko dlaczego wciąż są te zawłaszczenia i czemu służą.
Zawłaszczenia nigdy nie służyły niczemu dobremu, to oczywista oczywistość-powiedziałby klasyk nowomowy.Taka ja na przykład muszę powiedzieć,że zerwanie ze zmową milczenia wokół symboli religijnych otwiera dyskusję, a więc kruszy beton.I to jest wielki pozytyw sprawy.
Tym większy,że skłania do sięgnięcia do żródeł.Religii i humanizmu.Być może odpowie nam ta dyskusja na pytanie o charakter religii.Humanitarna ona czy autorytarna.
Przede wszystkim odpowiemy sobie na pytanie czym jest symbol religijny w przestrzeni publicznej.
Coś mi mówi,że po sięgnięciu na nowo do " Krytycznej historii..." Karlheiza Deschnera  i żródeł historycznych- będę mogła skrobnąć coś więcej na ten bardzo ważny temat.Amen.

czwartek, 8 grudnia 2011

Kłamstwa nie mają pamięci

Mają tylko swoich czcicieli i wyznawców.Ludzi, którzy wiedzą,że kłamstwo zawsze  jest bardziej prawdopodobne od prawdy i na tej iluzji budują swoje życie.Życie grobów pobielanych.Tymczasem życie wymaga odważnego wysiłku.Bo celem życia są zmiany.Ela i Zosia o tym wiedzą, ale nie my- nie ja i nie Adam.
Mamy kłopoty, bo nie rozumiemy, co się z nimi dzieje.
Przypadły sobie do serca od pierwszego wejrzenia i nie rozstają się bez bolesnej konieczności. Wyczuwa się tę wyjątkową jedność, której nigdy nie doświadczyłam.
Nawet w relacjach z najwspanialszymi ludżmi.Adam tę jedność wyczuwa silniej jeszcze niż ja i jest jakoś bardziej zazdrosny.Wyraża swoje uczucia także słowem:
-popatrz ,Zosiu też czasem na mnie, ja tu wciąż jestem i cierpię.
- Nie rozumiem dlaczego cierpisz ...-odpowiada i dowodzi jak bardzo Ela jest szczęśliwa, promienna i entuzjastycznie nastawiona do każdej chwili.Jak korzysta z życia i jak potrafi się nim cieszyć.
- Jest między wami jakieś tajne porozumienie...- mówi Adam i ma rację.Czuję to samo i zabieram Adama na spacer z Czarnym.
Pozwalam, by mówił i mówił swoją łamaną polszczyzną, która wprawia mnie w dobry nastrój, gdy nazywa rzeczy po swojemu: to nie jest chorować, to jest zdrowia pokaz, któren ja nie widzieć.Never, nigdy, przenigdy...Ja nie widzieć takiego zdrowia! To ja podrzeć...Znów pokazuje mi wyniki PSA, rezonansu magnetycznego i kilku innych, których nazwać nie umiem.Gdy rzuca je w glebę-już nazwać muszę.Nazywam prawdę, którą kieruje się Ela: twoja mateczka za jedyną realność życia przyjmuje szczęście wyrażone miłością i wiarą.Innej nie zna i nie przyjmuje.Wszystko inne to kłamstwo...Potrafimy to zrozumieć?!
- No nie, Dobrochna.Jest jeszcze ...Jest ta...świństwa...One rządzą światem.Matusia ich nie widzi?- przystaje i wpatruje mi się w oczy jakby od tego , co w nich zobaczy -zależały losy świata i okolic.
- Nie pozwolę jej umrzeć...- krzyczy i wpada w niepohamowany płacz, który rozdziera niebo i moje serce.Potem tylko zmienia się osoba  wzywające moce nieba i role.Wracając ze spaceru milczymy, a Adam delikatnie ujmuje moją rękę.Czuję,że jest po oczyszczeniu.Jak ja.
- Jest tylko szczęście, miłość i wiara.Tylko to i nic więcej.Dobrze to sobie matuńka obmyśliła...Bardzo dobrze.Ja bym też tak chciał...
- Chcesz i masz jak chcesz.-słyszę swój głos i oboje śmiejemy się do rozpuku.
Ela i Zosia są nieco zaniepokojone.Podobno nie było nas trzy godziny .Bardzo nas to dziwi.Dowodzi zasady względności czasoprzestrzeni.
Adam mnie zadziwia, a jeszcze mocniejsze wrażenie robi na Eli i Zosi, gdy zapowiada: jutro..., od jutra ...jest taki ład,że ...Mamusiu! Zosiu, Dobrosiu...
- Jeśli chcesz nam coś powiedzieć, to jeszcze dziś, Adasiu, bo jutro z rana jedziemy z Elą...- rozgadała się Zosia.
- To powodzenia, bo ja coś pilnie będę musiał załatwić.- zapowiada Adam i zaprasza mnie, by " rzucić okiem" na dom wypatrzony w pobliżu.Miałabym stwierdzić, czy na ulicy Kwiatowej mieszka szczęście, miłość i wiara, bo nie chciałby zapraszać swoich ukochanych do zamieszkania gdzie indziej.
Zosia protestuje i po raz pierwszy dostrzegam,że także jest kobietą, bo potrafi
bronić swojej podmiotowości.-Ty ,pan i władca wszechmocny nie jesteś.Zapamiętaj to sobie, Adasiu.Na dobre, bo złe...
- To ja pójdę sobie pomieszkać...-kombinuję i Ela mnie odprowadza, by móc szepnąć na osobności: jestem szczęściem.., cała jestem szczęściem...
- Miłością i wiarą...-dodaję i już wiem,że Ela sobie poradzi.Amen.

niedziela, 4 grudnia 2011

Zmiana to coś wielkiego

Gdy dotyczy wiedzy prawdziwej, czyli  poznawania przyczyn braku piękna, dobroci i prawdy w życiu- zmiana jest trudna do przecenienia.Zmiana jest jak otwarcie drzwi, jak uwolnienie się z ciężkiego uzależnienia, jak narodzenie się na nowo.
Gdy dotyczy  najważniejszego, czyli poznania kim jesteśmy i co dla nas jest najważniejsze- realizujemy cel własnego życia i w końcu pojmujemy,że jest ono szczęściem, niezależnym od okoliczności zewnętrznych a gdy jednak  zależnym, to raczej w stopniu minimalnym.
Gdy zmiana dotyczy spojrzenia na nasze własne marzenia, pragnienia i potrzeby,nagle okazuje się,że świat cały może działać na rzecz ich realizacji, gdy bardzo czegoś pragniemy, bo najgłębsze pragnienia są dobrą energią, która buduje.
Tego cudu życia właśnie doświadczamy. Taka ja na przykład doświadczam szczęścia zmian dzięki naturalnej kapłance i królowej, a Ela doświadcza zmian, bo uważa ,że są celem życia.- Wystarczy im pozwolić, by zaistniały...- mówi i
dzieje się tak,że zadziewają się i zataczają kręgi na innych.I to,że zadziewają się i zataczają- bardzo nas cieszy i uskrzydla, choć łatwo nie jest.Wprost przeciwnie- Ela jest chora i chce przeżyć " resztę życia w dwa miesiące".Taki jest wyrok dla raka trzustki.Dla mnie to jest przewartościowanie wszystkiego, co znam.
"Umieram" z nią każdego dnia i każda chwila jest bardzo intensywna.Przeżywana do dna, jakby była ostatnią.Najpierw uważałam,że to jest doświadczenie ponad moje zdolności i ponad możliwości.Zaprzeczałam chorobie, chąc ją ignorować i wyszydzić.Bunt, sprzeciw, targi, depresja.Naturalne procedury , by dojrzeć i pogodzić się z życiem.Z tym życiem, które też oznacza śmierć.

-Gdy przyjdzie, pragnę być gotowa.Przyjąć ją godnie...- szepcze Ela i odmawia pomocy innej ponad "bądż, po prostu bądż" ze mną.Jestem i to moje jestem nabiera zupełnie innego wymiaru niż dotychczas.Jestem ważna i tę swoją ważność czuję mocno.Chyba za mocno i dlatego próbuję się wspomagać.
Adam i Zosia są w drodze z Chicago.Syn Eli zapuka jutro do drzwi swojej Mateczki, której nie zna.Pozna w ekstremalnych okolicznościach.
Coraz częściej ludzkie życie przebiega właśnie w okolicznościach ekstremalnych.I wymaga wielkiej dojrzałości.Przede wszystkim świadomości,że zamiana to coś wielkiego...

czwartek, 1 grudnia 2011

-Tak jest u nas...

chełpliwie zeznają, niczym rządcy PZPN, gdy już się  ciut wyda, co robią hermetycznie zamknięte naszości.Tak jest, czyli jak jest z czcicielami i wyznawcami pięciu bożków?Jak jest z czcicielami bożków religijnych przeważnie tylko przeczuwamy.Wiemy tylko,że przynależność do kasty ludzi żyjących z religii, sama przez się czyni ich "lepszymi", a sami siebie uważają za postawionych ponad...Ponad prawo, ludzkie potrzeby, zasady życia społecznego .Czasem ponad zdrowy rozsądek i zasady rozumu.Najczęściej ta rzekoma "lepszość' uzasadnia ucieczkę od życia i zamykanie się w swoich grupach.Przeważnie objętych zasadą hierarchii i  całkowitego posłuszeństwa, jak w zakonach.
Nie tylko Ela i ja uważamy,że to jest najśmieszniejsza i jednocześnie najtragiczniejsza przyczyna dramatu ludzkiego, ponieważ z tej grupy ludzi oderwanych od życia pochodzą religie autorytarne, przemoc i odrzucenie naturalnych wartości człowieczeństwa, w szczególności kobiecości i seksualizmu.
Fryderyk Nietzsche jest na przykład zdania,że :"Chrześcijaństwo wzięło stronę wszystkiego, co słabe, co niskie, co nieudatne".Może nie chrześcijaństwo, może tylko osoby żyjące z chrześcijaństwa.Może tylko osoby głoszące sprzeciw wobec
praw natury  i rozumu. Głoszenie tego sprzeciwu nie tylko złamało nasz naturalny instynkt samozachowawczy i " zepsuło rozum nawet najpotężniejszych duchowo natur", ale odrzuciło naczelne wartości duchowe człowieka, w szczególności zasadę Jezusowej jawności życia i zasadę " ducha i prawdy".
W ten sposób religie autorytarne "stworzyły" człowieka słabego.Niewolnika zasady posłuszeństwa, z którego nie ma dobrego pracownika.Czeka on na gotowe recepty, które go uzależniają i wyzwalają z potrzeby myślania własnymi myślami i czucia własnymi czuciami.

-Tak jest u nas...- chciałoby się powiedzieć, ale chyba najpierw należy dostrzec i zauważyć,że wobec zła ukrytego reagujemy ostatnio jakoś inaczej niż w wiekach średnich.
Jakoś inaczej odnosimy się do ludzi zamkniętych za spiżowymi bramami i w tajnych towarzystwach, partiach i związkach. Już wiemy,że zło ukryte utrzymuje się i rośnie, a choć poczyna się za zamkniętymi drzwiami to jednak w końcu dotyka nas wszystkich i boleśnie rani.Wiemy i dlatego jesteśmy czujni na wszelkie " dzieła boże" i stowarzyszenia , które mówią: " tak u nas jest".
U nas jest inaczej, panie Lato na przykład...U nas jest życie, które łączy wszystko.U nas, panie Lato jest praca, a nie 170.000 zł miesięcznie ani 50.000 zł
-jak pan wolisz- za "reprezentowanie".U nas, tu jest panie Lato także poczucie
jak najdalej odległe od wartości duchowych.Jakichkolwiek bądż, choćby najelementarniejszej przyzwoitości.Tak jest u nas, panie Lato, a u pana jak jest?
Mówi pan,że  tak jest ...Mówiłby pan tak, gdyby nie miał wzorców takiego postępowania?! W kogo się pan tak zapatrzył,że aż nie widzi pan nic? Nic poza
władzą i naszymi pieniędzmi? A może jednak ktoś otworzy panu oczy? Amen.