niedziela, 30 grudnia 2012

Nic się nie stało, chłopaki...

Nic się nie stało.
Pracujemy nad nową koncepcja win .W koncepcji wszystko jest ważne/istotne/osiągalne, a winnego nie ma wcale. Winny, czyli sprawca przyczyn/odpowiedzialny znika z mapy świata i okolic.Znika zupełnie i raz na zawsze.
Na przykład: księża to dobre chłopaki, ale trochę zachłanne na pieniądze, tak? Tak się wyuczyłam na Waszych blogach, Moi Drodzy i tak sprawę postrzegam, więc czy takie chłopaki mają popadać w depresję/ kompleksy itd,iż są zachłanne? Nie, wcale nie.
Wymyślamy z Mag, jak ich tego poczucia winy zupełnie i na wieki wieków amen pozbawić, bo to jest balast wewnętrzny spory i ciężki.Po co ma kogos obarczać, no po co?!
Nic się nie stało,że trochę marnujemy czas,czyli jakieś drobne szanse na zmiany.Po co zaraz popadać w kompleksy,że rząd znów mamy do bani, a nam się należy rządzenie takie jak za miedzą u Angeli Merkel na przykład.
Nic się nie stało, to tylko był wypadek przy pracy,że ...
Wypominków w tej koncepcji nowej tyż nie ma, bo jest partnerstwo.
A znów partnerstwo to coś takiego, co zakłada równość stron.Wiary nie dacie, ale równość stron może być w religiach, a przede wszystkim w nich.
Jak sobie wyobrazimy oczami duszy,że świat nie zna religii autorytarnej, to ten świat nagle stale się lepszy.Deus ex machina, czy jakoś tak.
Koncepcja wymaga popieszczenia/wygładzenia/wyartykułowania.A sprawa jest pilna, bo chłopaki cierpią okrutnie, wszak notorycznie przegrywają.Co wystawią rogi, to dostają po nich, bo wróg nie śpi.
Obudziły się wrogi rodziny/Boga/religii...
Więc koncepcja te wrogi musi jakoś upchnąć po kątach, by do głosu dopuścić...
Spotkania z rozumem będą się tu odbywały w tej sprawie  raz na tydzień, a już
pierwszego dnia 2013 ROCZKU napiszę, czego się nauczyłam z blogów w ramach chęci rozwijania ducha przez trzy lata bez mała.
W ramach woli twórczego realizowania DESIDERATA wszystkim LUDZIOM DOBREJ WOLI życzę szczęścia.AMEN.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Co szkodzi biednemu bogato żyć?!

-Otóż nic nie szkodzi .Odpowiedż uzgodniliśmy sobie na blogu "Nie i amen" i nic się nie zmieniło w kryzysie.
Wręcz przeciwnie, taka ja na przykład postanowiłam żyć nieco bardziej bogato.Mimo faktu,że emeryturka starcza...Eeeee tam.Dlaczego miałabym narzekać skoro ją mam?Ciężko na nią pracowałam , mam ,więc ciszę się i tyle.
W końca każdy jest tak bogaty, jak czuje się bogaty.
Na dnie studni, do której wpadliśmy przez nieuwagę, niczym baran z rogami- też można czuć się bogato w siły/nadzieje na wyjście , gdy sytuację swą potrafimy AFIRMOWAĆ, czyli wezwać ENERGIĘ świata i okolic ku naszej baraniej pomocy.
Afirmacja pozwala nam być szczęśliwym człowiekiem, gdy do szczęścia mamy najmniej powodów zewnętrznych , a w środku nic nie mamy poza kłębkiem strachu/obaw/niepewności.
O afirmacji piszę dziś tylko dlatego,że pomogła mi.Chyba wydostałam się ze studni smutku i beznadziei po stracie...Chyba kosmos usłyszał moje wołanie o pomoc i pomoc spadła z nieba.Z nieba,bo to pomoc duchowa jak niebo, ale obok pomocy duchowej dostałam dziś paczkę.Sąsiad powiedział,że ktoś musiał napaść na hurtownię słodyczy i za moją furtką złożył łup .Całkiem możliwe, ale to jest dla mnie łup najsłodszy jaki znam.
Możecie śmiać się do woli, ale od Mikołaja myślałam i wyobrażałam sobie jak robię paczki dla ludzi, którzy pomagali mi w ciężkich chwilach.I wciąż mi brakowało, a to gorzkiej wedlowskiej, a to ptasiego mleczka, a to znów czegoś innego.I to, czego mi brakowało wyafirmowałam sobie, bo afirmacja to podobna ENERGIA jak energia życzeń...
Można stosować afirmację w każdej dziedzinie życia, ale nie za bardzo wiem, czy mogą ją stosować przeciwnicy/wrogowie DESIDERATA.Zaryzykowałabym twierdzenie,iż raczej nie.Świat nie chce słyszeć i nie słyszy myśli negatywnych typu:" oby tego .. .diabli wzięli".Jeśli wezmą, to raczej modlącego się o wzięcie.

Ostatnio mają wzięcie myśli/rozmowy/pisma uczonych o PRZEŁOMIE, który jest , ale jeszcze go nie widać.O przełomie w świadomości zbiorowej, która jest...
Jak tylko sobie popatrzę na ten przełom, podoświadczam go na własnej skórze to może coś skrobnę.To,że przełom nadciąga- czuję wyrażnie, bo mój nos jest dość wrażliwy, by czuć.W szczególności czuję potrzebę negocjacji, bo bunt/sprzeciw/niezgoda nie wystarczają...
- Czuję się zdrowa, czuję się dobrze, czuję się szczęśliwa.- tak sobie powtarzam,czyli wyobrażam/stwierdzam. Bo ciało musi wiedzieć,że jest zdrowe, a dusza musi czuć,że prowadzi mnie na swojej smyczy z moją akceptacją/aprobatą/uznaniem.AMEN.

niedziela, 23 grudnia 2012

W kominie sadza jest czarna

a w realu rolę komina spełnia RELIGIA/TRADYCJA/KULTURA- które przez UE zostały na piśmie uznane za żródło przemocy w KONWENCJI Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy.
Podpisaliśmy oną KOnwencję, ale zachowujemy się jakby jej nie było wcale, a niektórzy są zdania, jak Pani Poseł Senyszyn,że Episkopat zamyśla o aborcji.
O aborcji myślenia o zakazie przemocy oczywiście, bo nie o innej aborcji .
Próbuję pisać o tym, co u nas czarne jest bardzo i niereformowalne, a jednocześnie pisać o ENERGII,WAMPIRACH i  SZCZęŚCIU przez DESIDERATA.
Bardzo by mi się podobało, gdyby  logika tego ciągu tematycznego sama się pokazywała i broniła się sama.Nie wiem, czy tak będzie, ale po to, by tak mogło być może najpierw dokończę cytowanie DESIDERATA:
"Jeśli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Ciesz się zarówno swoimi osiągnięciami jak i planami.
Wykonuj z sercem swa pracę,jakąkolwiek by była skromna.
Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.
Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach- świat bowiem pełen jest oszustwa.Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży fo wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądż sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć; nie bądż cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczną jak trawa.
Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości.
Rozwijaj siłę ducha , by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie.
Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp,że wszechświat jest taki jaki być powinien.
Tak więc bądż w pokoju z Bogiem cokolwiek myslisz o jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia; w zgiełku ulicznym, zamęcie życia zachowaj pokój ze swoją duszą.
Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi  marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny.
Bądż uważny, staraj się być szczęśliwy".
Tekst z 1692 roku czytam na nowo i na nowo opowiadam sobie historie związane z tym wszystkim, o czym pragnę pisać.Choć na blogu trudno te opowieści pomieścić - będę próbowała je choćby sygnalizować, czyli objąć je jakąś dyscypliną wewnętrzną.Amen.

sobota, 22 grudnia 2012

Aby być szczęśliwym...

wystarczy PRZESTAĆ być nieszczęśliwym i tyle.
Tyle że przestać być nieszczęśliwym nie jest  łatwo .
Niech tylko ktoś spróbuje przestać należeć do jakiejś sekty/kościoła/mafii albo nawet do rodziny po przejściach/rozwodzie- to wie to samo, czego dowiedział się o swojej przyszłości od b.prezydenta  RP Stan Tymiński.
Powstaje problem : przestać, czy .... A dobrej alternatywy brak.
I dlatego potrzeba przynależności jest jest także wampirem energetycznym.
Trzyma ludzi jak na smyczy i przez to demoralizuje, ale przede wszystkim pozbawia woli.
Żadna nowa/dobra energia w takich "czarnych zespołach" nie powstaje, czego dowodem znanym powszechnie jest kondycja kościoła rzymsko-katolickiego w jego wersji ortodoksyjnej.
Są gesty/ceremonie/słowa powtarzane jak mantra i jest pustać( za ks.prof.J.Tischnerem), a ludzie potrzebują prawdy, która działa, czyli tego, co w religiach nazywa się komunią.
Ktoś napisał na blogu,że prowadzi kiosk obok kościoła i gdy ludzie wychodzą po mszy - są agresywni/niemili/nerwowi i bluzgają słowem.Moja znajoma ma to samo.
No właśnie, miało być inaczej.Zamierzałam pominąć milczeniem skutki ortodoksyjnej religijności/tradycji i "czarnego"obyczaju, który stoi w rażącej sprzeczności z  prostotą DESIDERATY.I tak zrobię.Jutro, bo jutro będzie o Macierzy, która -jak życie- łączy  wszelką energię jaka by ona  była albo nie była...
Na marginesie słowo o energii cyfr/liczb.Dwójka nie ma w numerologii dobrej reputacji, a dzisiejsza data zawiera ich aż 5...Może dlatego boli mnie głowa ,a  wątek rwie się jak stara jaka.Zatem kropka.Do jutra.

Twoja/moja energia napiera na całą resztę

i w ten sposób dzieje się cud życia, które-jak wiadomo - łączy wszystko.W przedziwny sposób łączy 54 uczucia, a nawet najwspanialsze uczucie- uczucie mocy, którego jeszcze psychologia podobno nie uwzględnia i nie rachuje.
Pozwala uruchamiać siłę  tak wielką,że tego nie wie nawet Wieszcz, gdy pisze:..
...Człowieku! gdybyś wiedział jaka twoja siła, gdy myśl jedną rozwiniesz niewidzialną..."( cytuję z pamięci, więc może być, że niezbyt dokładnie).Ja też nie wiem jak wielka to siła jest, ale wiem, niestety,że procesowi  myślenia bardzo przeszkadzają wampiry.
Choćby takie niewinne EGO, a co robi z myśleniem/czuciami i naszą energią?Ano robi ją na "czarno".
Jak Twoja/moja energia napiera tak na całość, to oczywiste jest,że ta reszta nas dotyka.Można by się spodziewać,że te dwie energie stykają/łączą/zataczają kręgi , ale energia jest sprytniejsza niż nasze wyobrażenie.One krzyżują się...
Wyobrażcie sobie,że jestem w pokoju z Panem Posłem Januszem Palikotem.
Pan Palikot to człowiek wysoce energetyczny, więc śle do mnie swe sygnały i część tych fal trafia do mnie/we mnie/do mojego serca/duszy/Jażni.
Jednocześnie ja też nadaję, to oczywiste.
I te nasze energie spotykają się w PÓŁ DROGI!!!
Po prostu i zwyczajnie krzyżują się.Są to zjawiska fizyczne/policzalne/wymierne, o czym wiem od Wnuka.Wierzę Mu,że jak te energie skrzyżują się, to powstaje nowa energia.Jest to wspólna energia.
Wspólny dorobek/majątek/ciało energetyczne, do którego jesteśmy podłączeni.

DESIDERATA

Tekst znaleziony w starym kościółku w Baltimore, datowany na 1692 przytoczę z trzech  powodów; lubię przytaczać ten tekst i przytaczam, istota DESIDERATA jest wkomponowana w szczęście, o czym zamierzyłam pisać świątecznie, a nadto po prostu i zwyczajnie warto DESIDERATA poznać, o czym przekonałam  się z największą radością.
Warto, ponieważ jesteśmy tym, czego doświadczamy.Doświadczamy życia, które łączy wszystko, a więc doświadczamy szczęścia bez granic.
Doświadczamy tego, co wyrażamy, a swoje marzenia/pragnienia/potrzeby wyrażamy w postaci woli.W procedurach łagodnych, jak chce DESIDERATA, albo wojennych jak praktykują wampiry energetyczne.
Jeden z tych wampirów złożył życzenia świąteczne Posłowi Januszowi Palikotowi i podpisał kartkę gryzmołami:"skurwysyny".Chyba trafnie, bo   w wampiryzmie gustuje liczba mnoga onych.
Wyrażają, jak każdy- to, co mają w sobie.A mają w sobie   wampira.
Mamy w sobie to, na co sobie pozwalamy i tyle.Pozwalam sobie nieśmiało na tle DESIDERATA (przytoczę w trzech kawałkach)- mówić o MACIERZY, czyli z samego środka swojej istotki nadawać energię na wszystkie strony świata.
Przeniknie  ta energia każdą ścianę i wszelką fizyczną przeszkodę, ale nie zdoła przeniknąć "czarnego", czyli osoby, która o  DESIDERATA nie słyszała.
A tekst jest bardzo prosty, jasny i skromny, ponieważ nie wymaga od nas zbyt wiele:
" Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu-pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy.
Tak jak dalece to możliwe, nie wyrzekając się siebie , bądż w dobrych stosunkach z innymi ludżmi.
Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść."
Głupcy i ignoranci zwykle mówią głośniej, ale DESIDERATA zna sposób na porównywanie się z innymi .
C.d.n.wieczorem, a może wcześniej.Miłego dnia.

piątek, 21 grudnia 2012

TAM CZARNE JEST BIAŁE

Tam, czyli gdzie?!, bo nie o Pis mi chodzi ani i negatyw w aparacie , ale o miejsca, gdzie następuje utrata /strata/sponiewieranie POZYTYWNEJ ENERGII.
Czyli będzie o WAMPIRACH ENERGETYCZNYCH także.
Zaczynam od jutra, a w chwili obecnej douczam się, wszak pojawiły się wspaniałe wpisy o energii i o wampirach.Piszą o w/w Magnolia i pisze Tolerancyjny, piszą...Wystarczy kliknąć, poszukać, a mnie b.b.b. cieszy,że w ogóle piszą,że rozmawiamy już o ENERGII i o wampirkach...
Zatem do jutra.Serdeczności z miejsca, gdzie stoi napisane:
"CAŁY ŚWIAT WYMIENIA NIEUSTANNIE ENERGIĘ".
Twoja energia napiera na całą resztę świata i ...I niech napiera, bo póki co -końca świata nie widać.

piątek, 14 grudnia 2012

Koniec świata

dopiero za tydzień, a co widzę w Sejmie RP ok 9 -tej z rana?!
-Nic, tylko koniec świata ogłaszają.- tłumaczy mi rzecz z biskupem i marszałkinią moja urocza Wnusia.Zmienia zdanie, gdy widzi Zespół Mazowsze:
- To mogą być egzorcyzmy na nienawiść, co się szerzy jak...
- To mogą być życzenia świąteczne...-wtrącam nieśmiało, choć życzliwości  jakoś ani w ząb nie widzę/nie wyczuwam w tłumie parlamentarzystów, ale przede wszystkim wśród marszałków, którzy zebrali się, by powitać biskupa za pośrednictwem marszałkini Kopacz.
Nie dostrzegam marszałkini Nowickiej i już się zaczynam martwić.
-A jeśli ktoś umarł?- troska się Wnusia, ale jej troska zostaje rozwiana:
Babciu, babciu, czy oni nie potrafią sobie złożyć życzeń własnymi słowami? Muszą...
Przerywam dramatycznie , bo nie lubię jak smarkule krytykują starszyznę.
-Bo to jest koniec świata, jak ludzie nie potrafią się porozumieć własnymi słowami...
- Koniec świata , to koniec zasady miłości, a koniec miłości nastąpi, gdy kontrola/władza/dominacja i...
- Kontrola, władza, autorytaryzm, dominacja są wrogami miłości...-słyszę swój głos, ale ceremonii już nie słyszę, bo jej nie ma.
NIKT ze zgromadzonych w Sejmie RP  nie przemówił WŁASNYM GŁOSEM i zrobiło nam się bardzo, bardzo smutno.
Pocieszyła mnie jednak wiadomość,że moja sąsiadka jest na koniec świata przygotowana i chętnie podzieli się z nami swoim wynalazkiem na tę okoliczność .
Bardzo jestem ciekawa...

wtorek, 20 listopada 2012

Po piwie

Nasze ludzkie plemię ma swoje najlepsze czasy za sobą.
Tak mniej więcej zaczynają się informacje o naszej przyszłości, która stoi pod znakiem zapytania.I nie tylko w kontekście 21 grudnia 2012 roku, czyli daty końca świata albo jak kto woli początku nowej świadomości zbiorowej.
Podobnie zaczyna się artykuł w"Przeglądzie" nr 25 z 2011 roku:
"GŁUPSI NIŻ 10 TYSIĘCY LAT TEMU?"
A tak nam dobrze szło przez ostatnie dwieście tysięcy lat...
Wysocy/muskularni/inteligentni i nagle uderzająca zmiana.Doszło do redukcji rozmiarów ciała i mózgu.Nauka jest w tej mierze zgodna, ponieważ skamieliny dowodzą,że człowiek karleje/choruje, czyli stacza się .
Najgorsze jest tylko to,że tendencja degradacji ...
Kropka i autocenzura.Nie popadajmy w skrajność.Według ustaleń naukowców z Cambridge tak żle z nami nie jest.Człowiek sprzed 10 tysięcy lat był tylko o jedną dziesiątą wyższy i mózg miał większy też nie tak znów znacznie...i nie chorował?!!!
Gdy osiadł i jął parać się rolnictwem...-ale to już inna historia.
Nie taka znów mroczna jak ją widzą niektórzy, bo zdziałana w nastroju , który nazwalibyśmy dziś :po piwie.

W osiadłych społecznościach rolniczych po prostu i zwyczajnie rządziło piwo, a piwo przeważnie  warzyła Ewcia, bo ona pierwsza z naturalnych względów wybierała osiadły tryb życia i coś tam zwykle wysmażyć musiała, by przeżyć z dziećmi i swoimi mężczyznami.
Coś mi mówi,że Ewcia  mogła podać swojemu towarzyszowi nie owoc, ale już gotowy, bo dobrze sfermentowany napój, skoro musiał uciekać w krzaki/kłamać i skarżyć na Ewcię, czego na trzeżwo prawdopodobnie by nie zrobił.
A przecież zrobił i reakcję na owo podanie owocu/piwa opisała Biblia, a skutki
tego, co zwykle grzechem pierworodnym nazywamy są opłakane.
Najpierw protoindo...plemiona zmieniają płeć Boga i jest trochę zamieszania, bo nagle okazuje się,że Bóg jest mężczyzną...Mężczyzną i tylko mężczyzną!!!
Właśnie wróciłam do zbierania okruchów wiedzy na temat matriarchatu.
-Jakiego matriarchatu?- pytają "uczeni"prawicy spod każdej niemal szerokości geograficznej, bo zawsze wszystko wiedzą najlepiej.Żadnego patriarchatu nie było i wszyscy kłamią, gdy mówią,że był.Więc kłamie Bachofen,Graves..., mity kłamią, figurki bogiń kłamią i jeśli ktoś nie kłamie to mężczyzna po piwie, bo to on jest zwycięski, wszak rządzi , czyli wymyśla...
Właśnie.Co on takiego wymyślił?! Warto o tym podumać .Po piwie, oczywiście.


niedziela, 14 października 2012

Będę udawać pisarkę...

bo w końcu trzeba coś robić, co się opłaca.
A poza tym do  tego udawania  zachęca akurat Witold Gombrowicz, gdy pisze:

"Duch rodzi się z imitacji ducha i pisarz musi udawać pisarza, aby w końcu zostać pisarzem".
Najpierw miałam udawać premiera, ale się rozmyśliłam.
Tłok w tej branży bardzo mnie zniechęcił, choć na ogół nie zniechęcam się szybko.
Pomyślałam sobie,że powinnam zacząć nieco skromniej.
Najbardziej opłaca się sprzedawanie iluzje, to fakt, ale co ja wiem o iluzjach.Tylko tyle,że im ulegałam, ale oto postanowiłam właśnie nie ulegać, albo ulegać mniej.
Zrezygnowałam z najlepszych kąsków, bo napatrzyłam się na  premierów i na biskupów.
Są oni w dobrej formie, gdy się nam ukazują, ale nigdy nie wiadomo co robią, gdy są w złej formie.W sprawie złej formy onych władców mam swoje skromne zdanie.Może ono nawet nie jest takie skromne, skoro wczoraj okazało się  być podobne do zdania króla Anglii z XIII wieku.Król uważał ,że w Szkocji jest za dużo Szkotów.Uważam podobnie, bo w Polsce jest za dużo premierów i za dużo biskupów.
Dlatego żadnego premiera już udawać nie będę, a tym bardziej biskupa.
Zostaje mi pisarz, więc biorę pisarza.
Zatem otwieram punkt usługowy z szyldem:
    "POSZERZAM,DOŁADOWUJĘ WYOBRAŻNIĘ
w godzinach 9-21
Nie budzić, bo dobrze śpię z Czarnym i z nadzieją,że Witold Gombrowicz ma rację. Czyli zostanę pisarką.
Trochę mnie martwi,że Polacy budzą premierów i biskupów , więc spokojnego życia nie spodziewam się, bo przez pomyłkę mogą też mnie obudzić, skoro udaję.Tym bardziej podoba mi się udawanie , bo sprowadza niespodzianki.No i w końcu po wielkiej posusze-należę do większości.To spory komfort tak należeć  do większości i udawać,że się coś robi.
O wybitniejszych sukcesach  w udawaniu będę Państwa obszernie informować po to, by uzyskać wotum zaufania dla dalszego udawania.Udawać będę jednak tylko do wiosny.Dłużej nie dam rady, bo udawanie jest bardziej męczące niż sama praca.

sobota, 13 października 2012

-Tylko im siana dać...

a będą chodzić jak Pawlaki i jak Gowiny.- westchnęła sąsiadka po przedstawieniu sejmowym, na mocy którego wczoraj rząd znów dał sobie wotum zaufania.
Znaczy się,że rząd ma do siebie zaufanie. A nie powinien.-rzekła i nawet zagadać o nalewce z pigwy nie chciała.
Pomyślałam,że sprawa musi być poważna, bo gdy kobieta milczy to oczywiste,że ma najwięcej do powiedzenia.
I była poważna, ale sąsiadka nie chciała mówić o nierówności traktowania ludzi przez prawo, bo na prawie się nie zna.
Chciała tylko upewnić się, czy cierpienia na przykład są  podobnie do siebie odczuwane przez zwykłych ludzi i przez uprzywilejowanych.
Nie mogłam zrozumieć do czego prowadzi, ale dziś rozczytałam komentarz sąsiadki na blogu europosłanki Joanny Senyszyn.
Wciąż nie rozumiem dlaczego rząd postawił rodziny z katastrofy smoleńskiej w innym położeniu niż wszystkich Polaków.W innym położeniu wobec prawa i w innym położeniu wobec społeczeństwa.
Takie postawienie jednych w odróżnieniu od wszystkich innych te rodziny jakoś osobliwie wyklucza ze wspólnoty, a nawet piętnuje.Wyróżnia finansowo, ale w osobliwy i bezprawny sposób wyróżnia.
Pisze o tym Pani Poseł i rozpisują się o tej nierówności wobec prawa inni.
W końcu kiedyś, choć może nie w ciągu najbliższej dekady na temat nierówności wobec prawa wypowie się rząd, który przez min.Boniego wykonywał rozporządzenia, które z prawem uprzednio nie spotykały się wcale.
Może nawet wypowie się sąd, ale póki co jest swąd.
Gdy w nieszczęśliwym wypadku pod Kutnem, Wrocławiem czy Ustką ginie zwykły Polak...
Eeee, szkoda gadać.Okropne jest to,że wciąż mają siana w bród i wciąż mogą się obdarzać wotami i przywilejami.

czwartek, 11 października 2012

Polska bez talibów...

Czy to możliwe jest?!
Czy jest możliwe i jest realne politycznie i faktycznie,że żaden talib nie będzie nam już  urządzał  ŻYCIA?
 Życia naszego powszedniego od embrionu za grób,bo to u życie chodzi, a nie o talibów.
Talibowie określili się dawno. W chwilach złych, gdy kazali sobie wyskrobać szare komórki a wstawić protezy z ...
Z czego są protezy talibów to zupełnie inna sprawa, a inną sprawą jest nasze ŻYCIE, które nam talibowie ranią/ wyniszczają/kaleczą i brudzą.
Wczoraj- przy okazji sprawy o aborcję ( zarodków, a nie rozumu)-okazało  się,że premier Donald Tusk dysponuje gwardią talibów.Liczyć nie warto, bo to nie liczby decydują o potędze taliba.
O potędze taliba decyduje stopień zakochania się w sobie takiego taliba.Im bardziej zakochany on w sobie/ w swojej urodzie/brodzie albo w szajbie jakiejś- tym jest większy i rośnie z każdym spojrzeniem większych od niego mocodawców- też talibów z powołania.
Premier swoje powołanie czasem ukrywa, a głównie kręci .Byłoby dobrze, by głową kręcił premier, ale premier kręci informacjami, którymi posługuje się oszczędnie. Ale jutro będzie musiał nam powiedzieć jak będzie odnosił się do kasty talibów.
Wolałabym, by nas przeprosił za swoich, czyli z PO -talibów, którzy wczoraj...
Ale ja nie o powrocie do średniowiecza chcę wspomnieć słowem pytającym.Powrót jest już faktem, niestety.
Pytam tylko nieśmiało: Panie Premierze!Rządzi Pan jeszcze naszym krajem, czy wcale nie? Dlaczego wydaje mi się _( i nie tylko mnie),że rządzą Polską talibowie? Szajba mi nie odbiła, a widzę...Panie premierze! wołałabym nie widzieć w Polsce żadnego taliba.Amen.

Polska bez talibów...

poniedziałek, 8 października 2012

Doisz i masz wszystko

- władzę/ kasę i nazwisko.
Janusz Palikot nie doi, więc ma  sondażowe słupki tylko.
Słupki Ruchu Poparcie Palikota tak mają,że są zerowe albo wyłącznie spadają.Skoro tak jest to znaczy to tylko tyle,że mają z czego spadać.
Po wczorajszych robótkach Posła Palikota słupki znów mogą spaść do zera i być może spadną.
Inni doją, więc mają sukcesy.
Jak ogromne sukcesy odnosi ofensywa prawicy każdy widzi, a jak wielki jest sukces rządu Tuska -usłyszymy w piątek.
O wczorajszych robótkach Palikotów nie usłyszy nikt, bo taka jest robota Palikota.W "Przyjaznym państwie" taka była, taka jest w Sejmie RP i taka będzie na wieki wieków amen, bo sukcesy w RP odnosi kto inny.
Kto inny nie umiałby obudzić i rozruszać Pawlaka, ale Posłowi Palikotowi chyba jednak to się wczoraj udało.
Trafił Poseł na dobry moment w karierze wicepremiera, bo tenże szykuje się do wyborów  w PSL i dlatego potrzebuje sukcesu.
Poszedł więc do premiera Poseł Palikot z  sukcesem na tacy i chwyciło chyba, czyli taca zrobiła swoje.Być może drobny zabieg z VATem, co nie mógł przynieść sukcesu Palikotowi w "Przyjaznym państwie"- teraz przyniesie sukces premierowi i po pomyślnych wyborach znów będzie premier mógł doić leśników/strażaków/rolników i nas wszystkich .
A fakt,że doić umie nikt chyba nie może zaprzeczyć w żaden ludzki sposób.
I Poseł Palikot mógłby się w końcu zacząć uczyć od Pawlaka uprawiania polityki, ale chyba nauka idzie w las. Wczoraj widać było po spotkaniu z paniskiem twarz Posła szczęśliwą jak u dziecka.Bo coś się udało załatwić.Sprawy VAT i mediów pójdą do przodu, a może jeszcze...
Może komuś uda się zrozumieć dlaczego Polska przezywać musiała rozbiory i dlaczego Fiodor Dostojewski pisze:" Człowiek rodzi się po to, by mieć wrogów".
Właśnie Wojtek przed chwilą napisał mi,że już wie dlaczego były rozbiory.Poseł też wie, ale może nie wiedzieć jak go kochamy/lubimy/szanujemy za to,że mu spada...
Panie Pośle, urodziny będzie Pan miał dopiero 26 pażdziernika, ale ja już przygotowuję dla Pana prezent .Własnoręcznej roboty, o czym za tydzień.

sobota, 6 października 2012

Obijanie szczęk gratis

- taki jest mój program rządowy.
Jeszcze wczoraj miałam zupełnie inny program rządzenia, ale szczęki mi opadły patrząc na sukcesy tych, którzy są mistrzami  w obijaniu się i w obijaniu szczęk innym.Arcymistrzami są tylko ci, co sprzedają  metafizykę, czyli wróżki/kler/politycy i naśladowcy tychże, ale do arcymistrzów mam daleko.
Do obijania szczęk znacznie mi bliżej, bo mogę czerpać wiedzę na przykład z doświadczeń wicemarszałkini Sejmu RP.
Pani marszałkini wydawało się,że będzie fajnie jak po szczękach dostanie  Poseł Roman Kotliński, a tym samym Janusz Palikot i Ruch, bo całe to towarzystwo Pani Kopacz jakoś nie przypada do gustu.
Trudno wiedzieć dlaczego nie przypadają marszałkini do gustu, więc zgadujemy.Może z powodu krzywe nogi albo zez, ale przeważnie rzeczone 43 OSOBY są niebrzydkie,zachowanie raczej nienaganne, także samo maniery i całokształt.
Może z powodu uprzedzeń... Ale skąd mogłyby brać się u Pani Marszałek Sejmu RP uprzedzenia na początku XXI wieku  , skoro powołana jest akurat w ramach zasad demokracji do walki z uprzedzeniami wszelkiej maści właśnie.
Wydawało się,że po szczękach dostaną nielubiani posłowie z pogardzanej partii, ale chyba stało się inaczej.Nawet bardzo inaczej, bo obijanie szczęk gratis bardzo się rozpowszechni- co oczywiste, ale nadto wróci do szczęk, które obijanie  szczęk innych wymyśliły, czyli do PO najogólniej rzecz ujmując.
Dlaczego wybieram taki styl rządzenia, a nie sprzedawanie metafizyki na przykład, co opłaci się bardziej i nie wymaga ani wiedzy, ani dobroci, ani niczego nie wymaga ?
Obijanie szczęk gratis po prostu i zwyczajnie jest modne , a taka ja czasem ulegam modzie. W szczególności, gdy jest popierana/ceniona/chwalona/ wspierana i zalecana przez opiniotwórcze czynniki, czyli realpolityczność prawicową.
Już czekam na pocztę w onecie - by wiedzieć -komu przyłożyć, a komu jeszcze nie.
Ostatnio przykłada się wartościami.One jeszcze nie są na kamiennych- jak za Mojżesza, ani innych tablicach, ale będą. Jak taką tablicą przyłoży biskup to tłusta plama nie zostanie.
Póki co pochlebiam sobie,że nie będąc zachłanną jak handlarze metafizyką, obijam szczęki gratis. Czyli nie biorę/nie popieram korupcji, a nawet nie wierzę,że obyczaje plemienne PSL czy innych pomogą mi w rządzeniu.
Dlatego mam solidnego i twórczego KOalicjanta, a może nawet dwóch...
Zamówienie na obijanie przyjmujemy każdego dnia od rana. Serdecznie pozdrawiam.
Na razie mam tylko

czwartek, 4 października 2012

Obyczaje plemienne PSL

znów odnoszą triumfy na politycznych salonach i mocno mi przez to brużdżą w sprawie wystąpienia programowego przed objęciem fotela premierki rządu na kolejne 3 lata w Smutnym Kraju nad Wisłą.
Brużdzi mi też nieuctwo i fakt,że chcę rządzić, a nikt ze mną o tym nie rozmawiał.
Nieuctwo to nie tylko braki w wiedzy ogólnej o przeobrażeniach  chcących rządzić w elitę polityczną, ale też fakt, iż nie wyobrażałam sobie jak wielką będę miała konkurencję  w tym względzie.
Obyczaje plemienne następców Protoindoirańczyków( ok.3500 r.pne), życie seksualne dzikich i feudalne prawo pierwszej nocy - przesadnie mnie nie interesowało.I teraz ten brak w wykształceniu ogólnym wychodzi jak słoma z butów i jak sekret PSL wychodzi w postaci podłej reputacji i  złej sławy.
 Wyszło też,że Poseł Palikot kształtuje nową kastę premierów/-erek i nawet im zdjęcia robi, jak niegdyś Lech Wałęsa.
Jak ja takiego zdjęcia nie mam to co ja mogę?!
Bez zdjęcia z Wałęsą nic nie mogła Helusia, a ja właśnie z determinacją i z poczuciem misji -ideę HELUSI pragnę w expose Obywatelskości RP przedłożyć.
Idea Helusi jest prosta jak słowo NIE i słowo TAK.
O tej prostocie idei wspominam na blogu "NIE i amen...".Drugim blogu- na blogspot-bo pierwszy  o patriarchalnym systemie łupów- jest jakby drobnym wstępem do expose i do premierowania.
Rzecz w tym,że troska o własny sukces osobisty na polu rządzenia to jedno, a
granice przyzwoitości w interesach to drugie.Tak mawiała Babunia Zosia i tego się trzymam- mając za wzorzec postępowania notorycznie rządzących, czyli PSL.
Co ci z PSL takiego mają, czego nie mam ja?-pytam Kudłatego i rozpytuję innych.Odpowiedzi są mniej więcej zbieżne i mówią,że umieją doić.
- Komara wydoją , a KRUSu nie oddadzą za nic...-słyszę.
Taka ja na przykład   raczej nie umiem doić komara, ale czy to znaczy,że nie mogę być wicepremierką choćby , czyli zastąpić notorycznie dojących?!
Mogę, bo chcę.
Chcę , by patriarchalny system łupów padł na swój zachłanny pysk.I chcę, by krzywdy kobiet ...
Zróbmy tak, bardzo proszę.Bez znajomości idei HELUSI nie ruszymy w żadną stronę, a realizacja JEJ idei jest celem mojej polityki.Dlatego albo ....
No dobrze.Nie będę Państwa narażać na trudy i tylko odroczę wygłoszenie expose na czas po zasygnalizowaniu IDEI zadośćuczynienia za krzywdy.


środa, 3 października 2012

EXPOSE

Wczoraj byłam świadkiem scenki  -jak na mój gust nieco osobliwej, bo jedna pani drugiej pani proponowała premierostwo, a pani, która propozycję otrzymała- obraziła się i zagroziła pani proponującej ten wysoki
urząd sprawą sądową.Chyba o poniżenie godności osobistej, czy jakoś tak.
Osobiście nie czekam na żadną propozycję/presję/naciski czy inną inspirację nie do odrzucenia.
Jak jest robota to ją biorę i tyle. Z własnej i nieprzymuszonej woli, czyli z ramienia mojej partii.
Partię mam jednoosobową ale zdolną.
Zdolną koalicyjnie i zdolną do wygłoszenia expose.
Koalicyjnie  zdolna jestem związać się z każdym...No nie, przecież nie jestem PSL, przepraszam.Nie z każdym, ale z partią jednoosobową także jako moja jest jednoosobowa.
Dziś expose mam już gotowe i tylko je  wygłosić.W stosownej chwili i w stylu, który w żaden ludzki sposób nie może być naśladownictwem modnych ostatnio expose. Najlepiej byłoby wygłosić expose telewizyjnie, bo gdy  sięga się po drugą władzę(wykonawczą) to trzeba trzymać z czwartą władzą, czyli mediami, ale przesadnie wybredna nie jestem.Nie mam wprawdzie  nowego kapelusza, a bez kapelusza nie...
Jutro zatem wygłoszę  swoje expose, by w ten sposób ubiec x innych programowych wystąpień premierek/-ów.
Przede wszystkim pragnę uspokoić Obywateli,że wystąpienie nie będzie wezwaniem do zaciskania pasa, nie będzie zawierało słowa kryzys i nie będzie żadnym nawiązaniem do żadnego innego expose, bo będzie zupełnie i całkowicie monotematyczne.
Będzie znosiło patriarchalny system łupów i ustalało zadośćuczynienie dla kobiet za wieki krzywd.Tylko tyle i nic więcej.Żadnego trucia o sprawach mniej doniosłych i mniej istotnych dla pomyślności i szczęścia wszystkich kobiet i wszystkich mężczyzn.Amen.

wtorek, 25 września 2012

Sprawność mentalna

pozwala na uruchomienie wszelkich innych sprawności, a wśród nich także na uruchomienie sprawności  polegającej na właściwym traktowaniu siebie i innych.
Taka sprawność zwie się szacunkiem i należy do sprawności etycznych.Jak kto woli moralnych.
Szacunek to uczucie/postawa i jednocześnie potrzeba.Potrzeba indywidualna i społeczna, bez której nie ma żadnego zdrowego związku.
Szacunek ma swoje żródła w naturze człowieka , jego kulturze, ale jak wszystko, co najważniejsze, twórcze-zaczyna się w rozumie.
Nawet gdyby komuś miało to przeszkadzać- uważam,że nasz zbiorowy rozum, jeśli taki w ogóle istnieje- notowania ma w tym względzie  raczej niskie.
Na tle cywilizacji opartej na szacunku , w szczególności do starszych (konfucjanizm,Wschód) szacunek w rzymskokatolickim porządku prawie nie gra żadnej roli albo rozumiany jest jako niewolnicze poddaństwo narzuconym regułom.
Tymczasem poza potrzebą bezpieczeństwa i sprawiedliwości- potrzeba szacunku jest wymogiem sine qua non życia.Musi być zaspokojona, by człowiek mógł mieć kontrolę własnego położenia i świadomość przynależności.
Co się dzieje gdy ta potrzeba nie jest zaspokojona- wiemy aż nadto dobrze, a jak nie wiemy to spoglądamy w TV na spory "dobrych' z "lepszymi"i znów wiemy.
Przeważnie jednak nie wiemy  jak poważny to problem, bo z problemami u nas jest tak,że ich nie widzimy.
Nie widzimy  problemów, bo gdybyśmy je widzieli to należałoby je rozwiązywać.A skąd brać ludzi do rozwiązywania problemów, skoro niemal wszyscy na wyścigi bawią się w kaznodziejstwo/kazania/nakazy/zakazy/sądzenie/oskarżanie/karanie...Księża , gdyby  wchodzili  tylko w niedziele i święta na ambonę- nie zasłużyliby na swoje określenie u Nietzschego- ale księżowska robota jest tak powszechnie naśladowana,że powyższe spotykamy niemal powszechnie.Ksiądz Gowin czy minister Gowin?Kto to wie...Taka ja na przykład nie wiem tego, ale wiem,że minister nie darzy mnie jako obywatelki RP przesadnym szacunkiem skoro...
Dlaczego nie darzy nas szacunkiem Min.Gowin i inni?
Bo może to robić- tako rzecze Zaratustra, czyli Nicki.
Mnie chodzi o to, by nie mógł.I tylko nie za bardzo wiem,co zrobić, by nikt nie próbował w swoim zadęciu i nadęciu- wykraczać przeciwko potrzebie szacunku.
Wiem tylko tyle,że o tę postawę zawalczę jeszcze.
I nie przestanę przypominać,iż w życie trzeba codziennie włożyć tyle wysiłku ile trzeba, by wyrazić szacunek dla siebie i innych, a także by sprzeciwić się głupocie bez granic.

sobota, 22 września 2012

Nowe wartości na nowych tablicach

Były i są marzeniem wizjonerów/geniuszy i wróżek.
Były marzeniem najsilniejszym ze wszystkich ( poza nadczłowiekiem) Fryderyka Nietzschego, czyli po polsku Nickiego( jak szlachcic polski).
Zanim wszyscy będziemy kobietami w sensie zachowań/duchowości/mentalnosci...a nie biologii, czyli mniej więcej za 90 lat- miedzy płciami trwa wojna.
Trwa ta wojna płci od sześciu tysięcy lat , ale od dwóch stuleci jakby nieco straciła na bezwzględności i okrucieństwie.Stosy przygasły, krucjaty są raczej de mode, ale AUTORYTARYZM czcicieli i wyznawców patriarchalnego systemu łupów ma się  dobrze i o o zmianach mentalności/świadomości/poglądów nie chce słyszeć.
Autorytaryzm zależy od stopnia zakochania się w sobie mężczyzn.W Smutnym Kraju według najnowszych badań 60% mężczyzn jest w sobie tak zakochana,że uważa się za co najmniej dobrych jeśli nie lepszych od kobiet.
Złych kobiet i mężczyzn nie boję się, choć starannie ich unikam, bronię się albo po prostu i zwyczajnie walczę.
Przeważnie walczę z nimi o swoje albo nas wszystkich potrzeby.
A to o potrzebę bezpieczeństwa, a to o sprawiedliwość, a to znów o szacunek...
Raz na wozie , raz pod wozem, ale walczę i z powodu możliwości i faktu tej nierównej walki - czasem zażywam dumy i jeszcze czegoś takiego, co podobne jest do poczucia godności i własnej wartości.
Jak tak sobie powalczę - i ręce/nogi opadają to zaczynam podzielać stanowisko Nickiego, czyli geniusza filozofii Fryderyka Nietzschego.
Zaczynam, ale kończę szybko z powodu osobliwego stosunku Nickiego do kobiet.
Osobliwość relacji filozofa z kobietami jest raczej zrozumiała i tłumaczy się
podobnym nastawieniem do seksu, a raczej aseksualności ( z powodu rzekomego przykładu Jezusa, którego naśladował) , ale brak szacunku nie tłumaczy się nijak.
Ani u geniuszy , ani u nikogo.
W szczególności braku szacunku nie może tłumaczyć nadętość i zadętość dominujących osobników( przeważnie płci męskiej).
A taki brak w społeczności to tak jakby budowano domy/budowle bez fundamentów.Na piasku ...
Kobiety uznały,że tak być nie musi.Nie musi być wojny płci i  życie społeczne ( poczynając od rodziny)wcale nie musi polegać na braku akceptacji/aprobaty/uznania dla innych.Wystarczy oprzeć je o zasadę szacunku.
Niemożliwe?! Może niemożliwe to jest, by uzyskać choćby uncję szacunku od
zakochanych w sobie bez granic przyzwoitości, o czym zaświadcza choćby drobny przykład zabawy ze zlizywaniem śmietany przez  dziewczynki z I klasy z kolan wielebnych i dominujących- ale konieczne, by przetrwać.
Posłuszeństwo/poddańczość/bierność wszelaka to tylko oznaki rozpaczy, ale już nie zapowiedż przyszłości, która będzie należała do wiecznej kobiecości.
O nowych wartościach i nowych tablicach Nicki/Nietzsche pisze w książce "Tako rzecze Zaratustra".
Pisze też o dobrych, czyli o ludziach, którzy za lepszych od innych uważają się na mocy własnej pustaci serca i charakteru, ale przeważnie umysłu.
Kogóż to oni nienawidzą najbardziej?
Otóż: "Tworzącego nienawidzą oni najbardziej:tego, kto stare tablice i stare wartości łamie, burzyciela tego- złoczyńcą zwą go oni".
Oni, czyli kto?!cdn.

piątek, 21 września 2012

Poczucie własnej wartości

jakoś dziwnie się nam odmienia.
Michał Ogórek "Pod szkłem" zauważył,że w internecie każdy może uwierzyć,że jest ważniejszy od innych.
I fajnie,że może, bo gdzie indziej  , w inny sposób -raczej nie może.
O to, by człowiek nie mógł uwierzyć,że jest ważny- bardzo troszczą się religie i polityki.
A internet, choć za bardzo nie troszczy się - ma już swoje miejsce pośród wielu kryteriów, które wartość człowieka jakoś wyznaczają.
Nie jest to miejsce mało ważne, bo Internauci rosną albo pomniejszają się/kurczą i zanikają w rytm własnych wpisów i przychylności/wrogości komentatorów.
Prawdopodobnie będzie to miejsce coraz bardziej znaczące, ponieważ już teraz jest ważne.
Dla mnie osobiście, bardzo ważne jest.Wystarczy,ze mam chwilę  wolną od zadania, które mnie fascynuje i zajmuje  przez "Sto dni" i co ja robię?!
Piszę i zaglądam do blogów, które uważam za zaprzyjażnione albo choćby znajome.
Robię to z powodów wielu ale także dla lepszego samopoczucia.I to właśnie jest fajne.
Klikam sobie spokojnie albo wprost przeciwnie, a tu moje poczucie wartości podnosi się albo spada.
Gdy słyszę i czytam: " Mam w nosie literę prawa..."moje poczucie wartości nieco waha się w momencie, gdy poznaję autora wypowiedzi.Za kogo ma mnie minister sprawiedliwości Gowin,że ode mnie wymaga przestrzegania litery prawa choćby najgłupszej, a sam...Potem moje poczucie wartości natychmiast ustępuje poczuciu wartości pana ministra sprawiedliwości -Gowina.
Brak szacunku dla obywatela RP i praworządności ze strony ministra  nie jest równoznaczny z jakimś wybrykiem internauty.Ma moc twórczą/kształtującą nawyki/postawy...
Dlatego podpisuję się pod wnioskiem o dymisję tego ministra.Tym bardziej,że
minister od dawna popisuje się  takim poczuciem własnej wartości, którego absolutnie/zupełnie i całkowicie nie podzielam.Jutro o zadęciu i nadęciu prawicowym, a także o dumie...Serdeczności.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Narastający kryzys zaufania

nikogo już nie dziwi, bo jest normą ustrojową.
W ustroju religijnym jest normą od tysiąca lat, a w ustroju politycznym od 23, czyli od czasów drugiego-styropianowego awansu społecznego.
Gdzieś ok.80% tubylców, niczym aborygeni niewidzący okrętów Cooka( bo przecież były niemożliwe)- nie widzi tego narastającego kryzysu wcale.
Poseł Janusz Palikot widzi ten kryzys, więc u tubylców ma przechlapane, ale nie o u około 20 % Wyborców RP.
Tym bardziej ma przechlapane u "styropianowo słusznych",że nie tylko widzi kryzys, poznaje jego przyczyny, ale też próbuje zaradzić katastrofie, która wszak jest nieunikniona.Czy wybory rozładują napięcie?- nie jest wiedzieć, ale katastrofę mogą powstrzymać.
Narastającemu kryzysowi zaufania towarzyszy Polakom patriarchalna skłonność do autorytaryzmu. Aż w 60%!!!
Ostatnio napatrzyłam się na patriarchów, bo akurat miałam wolne od poważniejszych robótek i zauważyłam,że coś oni nie są w sosie, czyli miny mają nietęgie, a głaza cziornyje.
I zrobiło mi się smutniej niż było, bo te okoliczności, a w szczególności głaza- narastającego kryzysu zaufania nie powstrzymają, skoro go świadomie chcą potęgować i potęgują.
Czy te oczy mogą kłamać -już wiemy, bo kłamały i siały nienawiść.
Czy te oczy widzą przepaść między nami a swoimi urzędami/przesłaniami/żadaniami?
Kiedyś może jeszcze kogoś  z nas poniosłoby nieco i próbowałby może jakiś dołek zasypać, przepaść oną zmniejszając żdziebko, ale tu już nie o żdziebko chodzi , a o strach.
Baliśmy się ich jakieś tysiąc lat, a teraz sytuacja jakby się nieco odmieniła.Narastający kryzys zaufania to skutek patriarchalnego systemu łupów .Ktoś będzie musiał go posprzątać, a z całą pewnością nie posprząta tego bałaganu  ktoś nawykły do królewskich komnat i osobliwej antenki na czapie, ktoś , kto w moim imieniu nawołuje do zwarcia szeregów przeciwko zwykłemu rozsądkowi.Ktoś będzie musiał, bo narastający kryzys zaufania sam w sobie już jest rodzajem katastrofy...

sobota, 18 sierpnia 2012

Zwykły Polak

do zwykłego Rosjanina i odwrotnie- zwykły Rosjanin do zwykłego Polaka -nic nie mają i jednać się nie muszą.
 Tymczasem patriarchowie prawosławni i katoliccy wszem i wobec obwieszczają,że trzeba nam się jednać i pakty podpisują.
Nie z trzema dziewczynami z Pussy Riot,które zostały właśnie skazane na dwa lata łagrów za chuligański wybryk w cerkwi, co byłoby zrozumiałe.
Dziewczyny są niezwykłe,bo odważne- to fakt, a my mamy się jednać ze zwykłymi ludżmi, czyli z kim?!
Czy zwykli ludzie Rosji i Polski są w pełni świadomi faktu,że byli rządzeni żle?
Czy ci sami ludzie przeczuwają,wiedzą - czego od nich chcą autorzy paktów o pojednaniu?
Osobiście nie wiem wcale.Nie wiem, czego chcą ode mnie patriarchowie Rosji ani Polski, ale wiem,że gdy podają sobie ręce- o ich własny interes chodzi, a nie o moją  wiarę ani o moją religię.
Jaki to jest interes - zgadnąć nietrudno, bo od 325 roku był jednaki zawsze, ale
to także próba dla patriarchów.
Czy poza swoim własnym interesem korporacyjnym/instytucjonalnym/biznesowym, czyli wpływami/kasą- mogą zrozumieć skomplikowaną rzeczywistość...
Pakty i kontekst ich podpisywania dowodzą,że wciąż chcą myślenie zostawić nielicznym, czyli sobie.Wciąż uważają,że zwykły obywatel zwykłego państwa musi by posłuszny niezwykle osobliwym nakazom religii/polityki, które mają jednać tych, którzy wciąż jeszcze nie potrafią odróżniać religii od wiary.
To się, panowie patriarchowie - od czasów Grigorija J.Gurdżijewa- udać nie może wcale,o czym warto wiedzieć...

niedziela, 22 lipca 2012

Kupię duszę!

Pretekstem jest ogłoszenie dziewczyny na eBuyu i chęć zakupu duszy do mojego małego żelazka bez duszy.
Pretekst prowadzi do Platona, Arystotelesa i do o.J.Bocheńskiego i jego "Stu zabobonów".
Myślenie o własnych przeżyciach, wyobrażeniach,myślach, czuciach, pragnieniach i marzeniach-nikomu nie jest obce.Myśląc o  tych właściwościach przynależnych naturze zwierząt wyższych- nic innego nie robimy jak dumamy o duszy właśnie.
Ale są też tacy, którzy jak Kartezjusz-uważają,że człowiek składa się z dwóch kawałków/substancji.Z ciała i duszy.
O.Bocheński podział ten unieważnia:"...człowiek nie jest połączeniem dwóch rzeczy, cielesnej i duchowej,ale jedną jedyną rzeczą posiadająca jakby różne strony czy różne warstwy"
Skoro tak- nie mogę dać ogłoszenia "Kupię sobie duszę", ale mając skłonność do wiary,że zło niszczy wszystko, a zatem także duszę- coś jednak muszę wobec własnej duszy.
Nie mogę dać takiego ogłoszenia także z innego powodu, czyli z przyczyn marketingowych.Po prostu i zwyczajnie nie ma na rynku takiego "towaru".Nie ma podaży i nie ma popytu.
Są tylko ideologie/religie/polityki, które nasze przeżycia/wyobrażenia/myśli/czucia/pragnienia i marzenia - kształtują.
Kształtują nasze dusze, ale jesteśmy wobec nich zupełnie i niemal całkowicie bezradni i bezsilni.Bo już nas mają - nim zaczęliśmy nabywać zdolność do samodzielnego myślenia.Z racji urodzenia przynależymy i dziedziczymy pakiet
ideologii/religii/polityk, na który nasz osobisty wpływ jest żaden, a przy odrobinie szczęścia-jest to odważny wysiłek oparty na wiedzy i dobroci, by swoją duszę wspomagać w walce ze złem, co by nie zginęła całkiem i zupełnie.
U Platona odbywa się ta walka za pośrednictwem dwóch koni.Jeden z nich jest rozumowy, a drugi raczej pożądliwy/zachłanny...
U Arystotelesa jest już nieco inaczej, bo dusza wprawdzie walczy, ale ...
Zatem nie kupię sobie duszy w żaden sposób.
Tym bardziej,że jeśli już takie możliwości pojawiłyby się- miałabym drobne wymagania.Raczej nierealistyczne, bo wolałbym, by była wolna od niewiedzy, zła i bierności, która jest zwykle przejawem rozpaczy.
W tej sprawie nie ma dwóch wyjść, niestety.Zatem wypada mi zadbać o tę duszę, którą akurat mam.Amen.

piątek, 20 lipca 2012

Kapcie

KUBA, jest tak jak piszesz.
Kobiety zawsze rządziły, a z pewnością tak było przez 99% historii ludzkości, czyli w dobie zwanej matriarchatem.
Nagle coś się porobiło i były zmuszone zamilknąć,zapaść się w sobie, a nawet zawstydzić iż w ogóle są, istnieją,żyją.
Upadek ludzkości nastąpił gdzieś około sześć tysięcy lat temu, a potem triumfalnie idzie i sieje przemoc tylko i wyłącznie patriarchat, czyli męska siła  wykluczająca drugą część ludzkości- wieczną kobiecość.
Ten stan rzeczy obrazuje w Biblii bogini Aszera, a raczej jej umieranie.
Nikt nigdy nie widział jak umierają bogowie, ale jak umierała Aszera możemy dowodnie prześledzić w Biblii właśnie, bo fakt wymazywania matki bogów/żony -potwierdza nauka, a w szczególności archeologiczne odkrycia tysięcy aszer, czyli figurek bogini w Kanaan.
Była i rządziła Aszera/każda kobieta i po powrocie z niewoli babilońskiej- nie ma już śladu po rządach Aszery/kobiet.
Coś stało się znacznie wcześniej, choć w Starym Testamencie 49 razy wspomina się jeszcze Aszerę boginię i aszery- figurki bogini.
To coś, co rozpoczął biblijny Abraham to niezgoda na jej czczenie.Patriarcha już nie widzi potrzeby czczenia kobiecości ( być może bezpłodność Sary jest tu istotna), ucieka z Ur i chaldejskiego i ciąg dalszy znamy.
Nie znamy wciąż jeszcze odpowiedzi na pytanie jak to było możliwe, by nagle  z boskiej pary/ludzkiej pary " wykasować" połowę, czyli kobiecość, a zostawić resztę, czyli patriarchę, który od początku oparł swoje rządzenie na przemocy.
Salonom jeszcze w świątyni znajduje miejsce dla ołtarza Aszery, ale przemoc już triumfuje.
Nie znamy jeszcze odpowiedzi na pytanie o skutki tej bezprecedensowej zbrodni na bogach/ludzkości, ale poznajemy stopniowo.
To, co napisałeś , KUBA- jest istotą skutków panowania przemocy jako zasady rządzenia.Kapeć to istota triumfalizmu przemocy.
Jest kapciem każdy -niezależnie od płci- kto rządzi się przemocą.Nauka nie musiała dowodzić, bo widać gołym okiem,że mężczyzna/patriarcha żyje w cichej rozpaczy, ale dowiodła tego bezspornego faktu.
I dlatego kapcie to jeden z aspektów triumfalizmu systemu przemocy, który
widać i słychać. W polityce/religiach przede wszystkim.
Z kapciami jest tak, że są użyteczne, a gdy patrzymy w stronę religii/polityk- to wątpliwości mnożą się i mnożą.CDN za tydzień.
Kuba, bardzo dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam.

niedziela, 8 lipca 2012

Nikt ich nie usłyszy

- zapewnia gość, którego głos jest bardzo słyszalny.
Gość niedzielny domaga się świadczeń na budowę, ale wiara milczy, a potem odwraca się.Odważniejsi mówią,że im nie jest potrzebny kolejny kościółek, ale zupełnie co innego.
Gość w sutannie pyta czego potrzebują, jeśli nie zbawienia wiecznego, a oni mówią,że cząstek elementarnych im trzeba, czyli boskich.
Brakowało tej cząstki elementarnej i znalazła się w końcu, bo była od zawsze, ale nieodkryta i nienazwana.
Cząstka Higgsa nadaje masę/energię innym cząstkom.
Żyje bardzo krótko, bo oddaje siebie na rzecz innych.Oddaje siebie, czyli swoją boskość i dlatego nazywa się boska/bozon.
Aby powstała taka jedna cząstka boska potrzebne są miliardy zderzeń protonów i jeden błysk.Niewidzialny jak wszystko, co najważniejsze.Cichy jak może być cicha wielkość twórcza.
Już to wiemy,że wszystko, co głośne  i narzuca się nam z prędkością żądań/nakazów/zakazów jest mało warte, albo ... coś tam warte.I tę wartość przeważnie mierzymy w walucie/władzy.Rzadko w innych jednostkach, na przykład w wielkości człowieka.
Unikamy jak ognia, by oddać komuś wyrazy akceptacji, aprobaty i uznania.
Chyba,że tym kimś jest polityk/ksiądz, bo wówczas musimy.
Nikt wciąż nie chce bądż nie może usłyszeć głosu kobiet/cierpiących najbardziej/zniewolonych kłamstwami i pogardzonych przez patriarchalny system łupów.
Dlatego powstał projekt "Sto dni", by ich głos stał się wyrażniejszy.
Czy nikt nie usłyszy Wielkiej Piątki- nie wiem.
Wiem tylko tyle,że oddadzą swoją energię na rzecz innych.I taki jest cel osób, które zdecydowały się na spotkanie/eksperyment i życie przez sto dni w warunkach maksymalnego wyizolowania od zgiełku świata.
Osobiście jestem zwolenniczką teorii,że kobietą nikt się nie rodzi, ale każdy-mężczyzna i kobieta biologiczni- STAJĄ się Kobietą.
Kobietą, czyli osobą dżwigającą na swoich barkach świat cały.
O tym, że "Świat dżwiga na swoich barkach nie Atlas, ale kobieta"-pisał H.Sienkiewicz, ale przed nim wiedziały o tym wszystkie umysły otwarte, a w szczególności  pisał o tym Poseł Prawdy-Aleksander Świętochowski.
Gdy teraz wieczna kobiecość kojarzy mi się z odkryciem bozonu- to jest tylko refleksja osobista, która domaga się dopracowania.
Może w końcu, wbrew pobożnym życzeniom patriarchów żądających, głos kobiet stanie się bardziej słyszalny.Amen.


wtorek, 3 lipca 2012

Sztuka i ĸłamstwa

Do książki Jeanette Winterson "Sztuka i kłamstwa" wracam w chwilach, gdy mi się coś nie zgadza.
Przede wszystkim nie chciałabym zgadzać się ze stwierdzeniem autorki:
"To jest targ, ale towary nie mogą być sprzedane,jeśli nie zostaną sprzedani ludzie".
Bycie sprzedaną-kupioną podoba mi się średnio.
W obronie własnej dokonałam wyboru, czyli podjęłam decyzję.
I wolę być samoukiem niż nieukiem w sprawach, które mnie interesują.
A zainteresowania mam monotematyczne.
Przedmiotem moich zainteresowań są kłamstwa, w które wierzymy.
Gdy pisałam o kłamstwach pierwsze słowa na blogu "Nie i amen.." chyba w listopadzie 2010 roku- marzyło mi się, by ktoś jeden ze mną zagadał jakoś.
Zagadało ponad 15 tysięcy, to znaczy tyle osób zajrzało na moje blogi nawet podczas przerw ( częstych bardzo) i dlatego jestem oszołomiona.
Przede wszystkim zmotywowana.
Do kontynuowania tego jednego tematu, co przyniosło mi bardzo dużo szczęścia , ponieważ nawiązałam wiele związków.
Charakteryzują się one tym,że wyrażają dążenie poznania konstrukcji, której nie można byłoby zdekonstruować. Konstrukcji myślowej, oczywiście.
Konstrukcje instytucjonalne , zbudowane na bazie kłamstw, a nie sztuki- to chyba mój wróg naturalny jest.
Dają mi się we znaki i dlatego podpisałam jakiś papier, by dołączyć do grupy.
Na mocy tego papieru jestem asystentką siostrzeńca i mam jakieś prawa.
Mam prawo zadać pytanie i nad nim pracuję.
Napracowałam się i na 12 stronach uzasadniłam jego podłoże.Wręczyłam Danielowi, a on nawet nie spojrzał.
I co zrobiłam? Przesłałam moje pytanie Igorowi, czyli organizatorowi "Stu dni". Igor przyjął pytanie i dopiero wówczas zainteresował się nim były ksionc.
Ten przypadek i inne okoliczności traktowania samouków dają mi trochę refleksji.
Muszę trochę powalczyć o to, by chciał i mógł mnie posłuchać.
Czyli sporo muszę się nauczyć.
Dlatego zawieszam blogowanie.
Znaczy to tyle,że będę coś pisać raz na jakiś czas, ale do chwili rozpoczęcie spotkania, czyli 1 sierpnia br. dam sobie raczej spokój z blogiem.
Po prostu i zwyczajnie nie dysponuję czasem.
Potem zobaczy się.
Tymczasem najserdeczniej jak umiem- dziękuję Blogowiczom o już, a proszę o więcej.Dużo więcej...Serdeczności.


poniedziałek, 2 lipca 2012

-Wszystkiego jest za dużo

bo człowieczeństwa jest za mało...- mówi Daniel.
Gdy tak mówi, a ja rozumiem go mniej niż zwykle, używam zwrotu:"hej, ksionc..."
Po takim okrzyku siostrzeniec albo wkurza się mocniej na mnie, albo zamilcza. Czasem łamie swoją męską dumę i coś mi tłumaczy, ale nie tym razem.
Tym razem zachowuje się klasycznie.
Ucieka w krzaki, czyli do swoich książek, a po drodze mówi,że umysł/rozum nie może robić pod siebie, ale nie potrzebuje pampersów, czyli takich zwrotów i poglądów, jakimi akurat dysponuję.Mówi,że mogłabym wiedzieć jakie zadanie spoczywa na jego barkach i pomyśleć, co może być, gdy wystąpi ze szczerością.
-A wystąpisz?- upewniam się, co byłego księdza jeszcze bardziej gniewa.
Do badania poziomu człowieka w człowieku miary nie ma i chyba jej Daniel nie odkryje.
Od lat Daniel  próbuje pozyskiwać żródła naukowe na określenie skutków religijności poszczególnych pięciu religii dominujących, które będą reprezentowane w projekcie Igora -"Sto dni".
- Jakiego człowieka pomogła wykształcić twoja religia, Daniel?!- zapytałam kiedyś i nie uzyskałam odpowiedzi. Żadnej próby nie było, ale był jęk jego duszy i powrót do Schopenhauera i Fryderyka Nietzschego.Jakieś rok temu siostrzeniec wydobył się spod pesymizmu i zaczął działać.
Wynikiem tych działań było dobrowolne i świadome przystąpienie do projektu Igora i Zoni.
-Biorę tę "Sto dni"- oświadczył z triumfem, gdy już czuł,że może.
Taka ja na przykład wciąż nie mogę.
Nie mogę być obserwatorką - choćby na jeden dzień- czegoś, czego istoty nie wyczuwam wcale.
Nawet nie mogę sobie wyobrazić, co można osiągnąć zamykając na sto dni naukowców reprezentujących pięć religii.
-Będą się kłócić i tyle...- myślę sobie, ale kto wie...
Może jednak będą próbowali nakreślić jakąś miarę człowieka w człowieku.
Kto wie, bo będą to robić przez pryzmat wolności od strachu. Szczęście człowieka mając na uwadze.Amen.

niedziela, 1 lipca 2012

-Wszystkiego jest za dużo...

Schopenhauer

zwykle nas dzieli.- rzekła Zonia, gdy delektowałam się pierwszym łykiem kawy.
-Wola zawsze dzieli, Soniu, a ty nie zamierzasz wyrażać swojej woli jasno...- targował się Igor , a gdy milczała-machnął rękami obiema i opuścił komnatę.
-Dlaczego on nie wie tego, co sam zaczął? To jest w końcu jego projekt.To on mówił,że o szczęściu wie wszystko...-A ja mu uwierzyłam!- szeptała Zonia i czułam napięcie w jej gestykulacji/nastroju i słowach.
-Jesteś, Zoniu szczęśliwa?- zapytałam i natychmiast pożałowałam.
- Szczęśliwa?Dobrochno, a ty, a ty, czy jesteś szczęśliwa?!
- Teraz akurat jestem bardzo zaciekawiona...- uniknęłam ciosu, ale nie na długo.Nalegała i nie zamierzała przestać.
- To ziemia niczyja, nieodkryta, ruchome piaski...-tak jakoś zeznawałam i to kręcenie chyba jej się podobało, bo nagle miałam wyrazić swoją wolę co do chęci odkrycia tych ziem niczyich i ruchomych piasków.
- Nie zawija się ognia w papier..- skarciłam jej zapały i Zonia zamilkła.Zbliżyła się do mnie, przysunęła sobie fotel na niebezpieczną odległość, a potem wykonała jakieś gesty , po których miałyśmy być bezpieczne.
Była pewna,że nikt nie dowie się, o czym szepcze, więc szeptała.A ja czułam się tak jakbym wylegiwała się gdzieś nad strumykiem, który wie wszystko, ale nie wie, w którym kierunku pójdzie za chwilę.
W tym szepcie była jakaś jedna ostra nutka i w końcu ją wyłapałam.Bardzo mi się to podobało, bo po raz pierwszy pomyślałam sobie,że kobieta może wszystko.Jak kultura, jak miłość i jak wszystko, co najważniejsze, co przychodzi samo.
Po dwóch godzinach powinnam spać, a tymczasem usiłowałam zabrać głos.I zabrałam głos.
- Nigdy do głowy by mi nie przyszło,że szczęście wymaga odkryć.Wielkiego odkrycia...
- Wymaga, Dobrochno i jakoś mnie to uwiera od ....Wymieniła datę swojego urodzenia z dokładnością co do minuty i  zaczęłam liczyć.Za każdym razem wychodziła mi suma 11 i znów poprosiłam o powtórzenie .
-Zgadza się, Zoniu.Zgadza się ,masz liczbę mistrzowską!!!
- A co to znaczy?Zajmujesz się numerologią?- zdziwiła się i popatrzyła na mnie uważniej.
- Nie...Ledwo do dziesięciu potrafię zliczyć, a w porywach do stu, ale...
- Słyszałam o takich liczbach.Coś wiedziałam...
- Suma z daty urodzenia daje liczby 11,22,33...
-Ach tak.Już wiem,mówiło się,że pesymista Schopenhauer takiej liczby nie miał, a uważamy go za odkrywcę teorii woli i dlatego...
- Miał pod górkę, bo o swoje z Heglem walczył coś ponad 20 lat...Zabrakło charyzmy...
- Charyzma! A co to jest i czemu służy?- rozgadała się na nowo.
- To jest coś, co masz, Zoniu.- chciałam podsumować i iść sobie daleko i na dłużej.Tymczasem wróciłam i zastałam Zonię w trakcie ożywionej rozmowy w języku francuskim.Śmiała się i gdy chciałam zabrać swoje zabawki- zatrzymała mnie swoją prawicą, na którym widniał pierścień z dziewięcioma kopułkami.
-  Charyzma...- powiedziała i spoważniała.Znasz kogoś, kto ją ma, więc...
- Znam i nie znam. Liczbę mistrzowską ma Janusz Palikot.
- Ach tak.Jest teraz na Grenlandii chyba...Bogaty gość, ale nie mam pewności, czy jego bogactwo może być przyjęte i zagospodarowane.Za wcześnie wystąpił, za szybko pędzi i nie za bardzo liczy się ze stanem świadomości w Polsce i u nas...
- Coś mi mówi, Zoniu,że ty właśnie chcesz pędzić szybciej, skoro zamierzasz ...
- Zamierzam wyjechać, a wy zadecydujecie...
- Też zamierzam wyjechać, by zadecydować razem z Danielem i...
- Twoja wola...-odparła i przytuliłyśmy się z ochotą.

piątek, 29 czerwca 2012

Ludzie chcą usłyszeć siebie

- spokojnie mówi Sonia i dodaje,że to właśnie w końcu staje się możliwe.
Igor jest zdania,że odbywa się to w warunkach ekstremalnie najtrudniejszych, gdy droga od człowieka do człowieka jest trudniejsza do pokonania niż odległości kosmiczne.
Na obiad postanowiłam iść na japońskich koturnach i w sukieneczce ze stójką.Trochę mnie uwiera, ale dam radę.Zanim dotarłam do stołu Zonia już czekała.Mój wygląd nieco ją rozbawił i wystąpiły japońskie tematy o gejszach.
Stół był na jakieś naście osób, a my dwie naprzeciwko siebie.
Zauważyłam,że ma urocze dołki w policzku i nie mogłam oderwać oczu od ich funkcjonowania.
Ciekawe,że najpierw biorą nad nami władzę drobiazgi, a całość, jeśli już nam się udaje spojrzeć na całość, jest odległa i trudna do ogarnięcia.
Chciałam ogarnąć tylko jej cel, dla którego siedzę przy tym stole akurat i czekam.Na pierogi czekam, ale przecież na wszystko, co tu się zdarzy, czyli na niewiadome.
- Ludzie chcą usłyszeć siebie przede wszystkim i dlatego ...- zaczyna, gdy już Igor zajął swoje miejsce , a wokół nas krążą kelnerzy i kelnerki.
- To naturalne.- słyszę swój głos i urywam, bo co mam do powiedzenia, gdy już mam za sobą decyzję obiadową, a na moim srebrnym talerzu znajdują się już trzy pierozki z truskawkami.Patrzę jak są układane w symbol lilii, a potem z lewej i prawej padają słowa- czekolada,szafran, śmietana , czereśnie z ajerkoniakiem, avokado...
Co mnie podkusiło, by powiedzieć,że lubię wiedzieć.Nic nie chcę wiedzieć...
W końcu powstała kopuła, a na jej szczycie pojawiła się truskawka z szypułką na baczność.
Wokół mnie toczy się swobodna konwersacja, a ja jestem we władzy tej kopułki.Trudno ode mnie słowo kupić, ale Zonia mi to ułatwia:
- To wszystko z powodu mojego wyjazdu.Jutro wyjeżdżam, a czasu mało...
- Zawsze się tego bałam...- Tego,że nie zdążę...Na to, co dla mnie najważniejsze...- próbuję i czuję,że w końcu coś między nami zaiskrzyło.
Zonia nagle jest moją dobrą znajomą z sąsiedztwa, gdy porzuca formy towarzyskie, sztywność etykiety i zamazuje różnice, które nas dzielą.
Udaje jej się to łatwo, bo przecież mnie zna.Tak twierdzi i potrzebuje potwierdzenia albo zaprzeczenia.O to jej chodzi właśnie teraz, gdy pragnie bym przemówiła własnym głosem.Zaraz teraz albo potem.Kiedy zechcę, ale ona ma tylko kilka godzin.
Ustalamy,że po obiedzie siądziemy przy kawie w sali niebieskiej i już doczekać się nie mogę siedząc tu i teraz z nią właśnie.
Pokonać kosmiczne odległości dzielące ludzi będziemy mogły albo wcale nie.
Mówi o swoim rodzie z Krakowa i o tym, do czego ją zobowiązują marzenia
ludzi spod herbu z lilią.Mówi,że sama siebie chciałaby kiedyś wysłuchać z uwagą, bo pędzi i goni.Nie wie tylko co tak goni.Mówi,że miała inny zamiar wobec mnie, ale nie stosuje się do rady Einsteina i czasem coś robi prościej.
Przeprasza...Bardzo przeprasza, ale wcale nie ma skruchy.Wprost przeciwnie, cieszy się,że ...tak wyszło.
- Dobrochno, po prostu i zwyczajnie chcę usłyszeć siebie.Tyle.Chcę przejrzeć się w lustrze, w twoich oczach.Tyle.Chcę, byśmy mogły razem...To sporo jest, wiem, ale proszę...
Jeśli ktoś kiedyś  zechciałby wiedzieć, co czułam w onej chwili, to przecież powiedzieć nie zdołam.Po prostu i zwyczajnie byłam szczęśliwa.

SONIA c.d.

Gabinecik nieco onieśmielał.
Niby przemierzałam  kiedyś  niektóre korytarze Ermitaża, ale dopatrzeć się jakiegoś stylu nie potrafiłam.
Nie był to mój ulubiony impresjonizm, ani nawet naturalny naturalizm, a pomieszanie stylów kompletne i absolutne.
Uważnie spojrzałam na arras z jednorożcem, a potem już tylko na białą kopertę wielkości aktówki.
Na środku bieli skakały ozdobne i duże literki mojego imienia na kolor fioletowy.
Podnieść kopertę mogłam , ale już dobrać się do jej zawartości łatwe nie było.
W końcu dałam radę i ciężki czerpany papier okazał mi pieczęcie Soni, swoją treść i formę.
List był krótki i przyjazny.
Do porywaczki nie pasował zupełnie, bo w gruncie rzeczy Sonia przedstawiała się i zapraszała na obiad.
"Czytam Twoje blogi:"Nie i amen..." i "Tak i amen..."
-No to złapali Piłsudskiego...-pomyślałam, czując,iż ktoś mi się przygląda.
Otarłam oczy i spojrzałam na pusty fotel vi-a-vis.
Za fotelem stała para:ONA , ruda właścicielka zielonych oczu i ON- młody i wysoki młodzian, który mógłby być synem, a był twórcą pomysłu "STO DNI".
- Zonia...Zonia, jestem ...Mam imię Twojej Babci...
- Igor jestem, mam to szczęście,że....
- A ja już nie wiem kim jestem, bo chyba nie ma mnie wcale...- zaczęłam, a gdy
Sonia-Zonia uśmiała się do łez, zapewniając,że jestem w dobrej kondycji, bo mam najlepszego lekarza i dobrze zniosłam podróż- lody powoli topiły się.Bardzo powoli, bo miałam sporo pytań.Raczej niewygodnych i dlatego nie spodziewałam się odpowiedzi.
Nauczyłam się przenikania przez mleczne drzwi ze szkła i w ten sposób zwiedziłam " swoją" garderobę i łazienkę.
Łazienka była rozmiarów parteru mojej chałupki i szukając kącika, najpierw dostrzegłam różne urządzenia, które ciekawiły mnie bardziej.
Coś nacisnęłam i poczułam znajomy zapach.Od dwóch lat go nie nosiłam, więc
wchłaniałam z zapałem godnym lepszej sprawy.Tymczasem coś szumiało, skakało i nie wiedziałam co robić, gdy ...
W końcu przeniknęłam szklane drzwi i wyszłam, umywszy ręce, ale nie nogi.
- W pepegach na salony?- zastanawiałam się głośno i obok pojawili się oni.
Na nowo pokazali mi garderobę i czekali na mój wybór.
Nie doczekali się,więc chyba zaczęli się martwić,że moja bawełniana bluzka jest mocno poplamiona.
Pojawił się stos podobnych bluzek i w końcu wybrałam pierwszą z brzegu.
Pasowała i poczułam się fajniej, gdy tymczasem moja bluzka zniknęła.
Za pół godziny miał się odbyć obiad z Sonią-Zonią i rozpytywano mnie, co lubię, a czego nie toleruję wcale w memu, który dziś składa się z siedmiu rodzajów pierogów.
Odpowiedziałam,że nie jestem przesadnie uczulona na jedzenie, byle było proste i niewymyślne, bo lubię wiedzieć, co jem.cdn.

czwartek, 28 czerwca 2012

SONIA

Babcia nauczała,że w dobrym towarzystwie nie stosuje się pytań, bo można dopytać się odpowiedzi, a potem są dwa wyjścia.Albo towarzystwo kończy się żle, albo zaczyna na dobre.
Dla Daniela i dla mnie wczoraj te nauki Babuni sprawdziły się co do joty.
Już byliśmy przygotowani do podróży, gdy siostrzeniec zaproponował spacer z Czarnym.
Gdy na naszej ścieżce posadził się helikopter, specjalnie nie zdziwiłam się, bo nie takie siurpryzy zwykł robić Daniel.Na piechotę szłam w niewolę i w pepegach, ale ochoczo.Daniel rozmawiał z sąsiadami-psiarzami, a mnie podał rękę atleta w bieli i w mig sadowił mnie na fotelu bujanym w pasach, a helikopter wzbił się w niebo.
Patrząc na niskości-musiałam pojąć,że coś jest nie tak, bo ludziki kręciły się niczym wiatraki, gestykulując i wrzeszcząc  wniebogłosy.
Zachowywałam się podobnie, ani żaden z dwóch właścicieli gołych głów i silnych karków nie odpowiadał.Słuchali Mozarta i rzucali łaciną, a gdy rozmawiali albo kłócili się- robili to w jakimś osobliwie dziwnym języku.
Niby znajomym,a przecież zupełnie obcym.
Gdy rzucili uniwersalne słówko, na które jestem uczulona-poczułam , że w mojej głowie huczy,przestawia się coś i głowa pęka.
-Umieram...- wyszeptałam i szept pomógł, bo zjawił się obok mnie ten gość, co podał mi rękę.Gdy mój puls i pierś znalazły się w tych rękach , zaczęło mi się znów coś dziać pod żebrami.Chciałam kopać i gryżć, a tymczasem usłyszałam:
- Dobrochna, lek na nadciśnienie nosi się ze sobą nawet na spacer z Czarnym...
- To my się znamy?!- wyjęczałam, a drugi gość donosił,że Sonia zna to wystarczy.
-Sonia, czyli kto? Złamanego grosza za mnie nikt nie da, więc po co ta fatyga?!
A ta wasza Sonia,  to ona nie ma lepszej maszyny do porwań?!
- To nasza maszyna i nie pozwalamy Marii Magdaleny obrażać...
- O , przepraszam...Czyli porywacie na własną rękę?Konkurencja?!
                " O Mario!
                  O, Mario Magdaleno!
                  Ty jesteś niebem,
                  Ty jesteś ziemią".- zaśpiewali tak głośno, że bębenki pękały, a machina kołysała się na lewo a to na prawo, góra- dół.
Kołysało, a ja poczułam się nagle nieco spokojniejsza.
Może być zbójem ktoś, kto TAK śpiewa? No nie może.Nijak nie może.
Rozpytywałam o Sonię, ale znów byli małomówni, a kłócili się coraz częściej, bo nie byli zgodni czy siadać na dachu carskiej komnaty, czy gdzieś tam..
-Byle w jednym kawałku wylądować...-wyraziłam życzenie, a ten gość od odrzucania mojej piersi na bok-powiedział,że od tej chwili przez sto dni każde moje życzenie będzie przez Sonię spełniane.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam mury, a także gromadkę wiwatujących ludzi.Pomyślałam,że może prezydent Putin jest gdzieś w powietrzu.Lekarz znów mnie maltretował po barkach, a potem wziął pod pachę i niósł niczym worek z pieskiem, gdy machina zatrzymała się.
Postawił mnie w środku ciżby ludzkiej i gdy chciałam postawić samodzielnie moje pepegi na gruncie -okazało się, iż stoją na czerwonym dywanie.
Poczułam się dziwnie i próbowałam pożartować sobie.
- Czy ja jestem podobna do Putina?!- usłyszałam swój głos.
Najpierw zrobiło się wokół mnie cicho, a potem pusto.
Dwóch młodzieńców w białych rubaszkach walczyło o swoje prawo do odreagowania mojego dowcipu i to oni zaprowadzili mnie do gabinetu Soni.Cdn.

SONIA

W tym miejscu powinien być wpis "SONIA", ale przepadł.
Zamiast jest fragment piosenki:

"O, Mario!
O, Mario Magdaleno!
Ty jesteś niebem,
Ty jesteś ziemią"..., a tekst odtworzę może jakoś, bez tego ryzykownego żartu, który był w wyciętym wpisie.Cdn.

wtorek, 26 czerwca 2012

Spam, czyli śpię

Już miałam wczoraj iść spać ze smuteczkiem, gdy nagle zwyczajowo wdepnęłam do Artura Andrusa.
Problem był poważny, bo" spam "czy " śpię" to jest problem i jest powaga towarzyszących problemowi okoliczności, czyli pouczeń/wyższości wyznawców poprawności /słuszności/- nad wyznawcami niepoprawnego " spamu", czyli heretykami.
Uśmiałam się do rozpuku i tego mi właśnie trzeba było.
Uśmiałam się z poważnego problemu, może nawet najpoważniejszego i jeszcze dziś pamiętam, jak wczoraj się uśmiałam.
Chyba lubię się pośmiać, ale coraz częściej ktoś inny potrafi się podśmiać ze mnie.Problemu niby nie ma, bom śmieszka i nigdy nie jest wiedzieć, co mnie rozśmieszy, ale żródeł onego stanu szukam uparcie i skrycie.
A to na urocze blogi z kotami wejdę, by poszukać swojej Kleopatry, co odeszła, a to znów szukam natchnienia w wierszu, czy prozie.
I gdy znajduję jest fajnie.
Ale stwierdzić wypada,że heretycy mają coraz gorzej.
Zawsze mieli pod górkę, ale dobrze wiedzą,że w każdej grupie społecznej, choćby dwuosobowej zwykle uczony poucza niedouczonego.
Gdy tylko taki uczony złapie niepoprawne słówko" spam", natychmiast poucza autora błędu,iż powinien mówić " śpię", a nie "spam".
Tak jest od początku świata i tylko nie wiem dlaczego tak jest, bo jakoś umknęło mi i zapomniałam dlaczego sama kogoś pouczałam.
Nadal i wciąż to robię, tyle że coraz mniej mi się to podoba, co robię.
Powiadają mądrzy ludzie,że słabi jadą do zajezdni, a silniejsi walczą.
Osobiście akurat jadę do zajezdni.Na jakieś kilka dni.
I nie za bardzo wiem, czy powiedzieć,że spam czy śpię...

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Klątwa

Przy Kanossie udanego kontaktu z myślą- raczej dopatrzeć się trudno.
Osobiście nie dopatrzyłam jej się wcale, ale przecież uczestnicy Armagedonu jakoś myśleli.
Ogniskiem tego myślenia bez wątpienia była klątwa.
O tej potężnej broni słabo-silnych myśleć nie chce mi się wcale.
Ale klątwa była bronią i ta bronią obosieczną.
Siekała także Polskę i wszystkich Polaków po wsze czasy.
Treści klątwy rzuconej na  Szczodrego najpierw  naszego króla, a potem wygnanego- nie znam.Skąd miałabym znać, skoro jest chroniona pod przykryciem.Może nawet od 1079r.
Gdybym mogła poznać treść klątwy Grzegorza VII- być może mogłabym zrozumieć kim był naprawdę jako człowiek/papież.Ale nad tą luką jakoś muszę przejść.
Potęgi klątwy pominąć jednak nie da się w żaden ludzki sposób, bo działała.
W obiegu było mnóstwo klątw papieskich i zwykle wykluczały oklątwionego.
Oklątwiony był, a jakby go nie było wcale.Jeśli dożywał jakiegoś wieku biologicznego, to poza społecznością, do której należał uprzednio.Poza akceptacją ludzką, poza aprobatą i uznaniem dla jego człowieczeństwa.
Bezwzględność i okrucieństwo dziś jakoś nie jest mi w smak.
Wolałabym iść raczej za czymś wręcz przeciwnym i idę.
Przyglądam się związkom hrabiny Matyldy i urzekają mnie tak samo jak ona sama urzekła gdzieś kiedyś na troszkę, a teraz-po lekturze "Księgi Miłości" Kathleen McGowan- na zawsze.
Są to związki tak trwałe,że powiedzieć "po grób" żadną przesadą nie jest.
Inne być nie mogą, bo to są związki duchowe, to znaczy oparte na materii duchowości, której hołdowała całe życie.To związki , które powodują oddanie bez granic( olbrzym celtycki Conn, Isobel-opiekunka, heretycy z Zakonu...) i związki narzucone przemocą ( z mężem Godfrydem Garbatym, kuzynek Henrykiem IV).Pośród nich jest związek emocjonalnie najmocniejszy- z papieżem.Ma swoje fazy, bo to jest początkowo związek z człowiekiem, który rokuje sporo w nadziejach na pojętnego ucznia zasady miłości.Rokuje, rokuje i nagle następuje odwrót od rokowania.Jest awantura i jest zwrot w stanie uczuć. I co robi hrabina Matylda? Otóż próbuje Grzegorza VII po prostu i zwyczajnie przekupić.Oddaje mu trzecią część Italii i w tym miejscu chwieją się wszelkie moje uczucia wobec najpotężniejszej kobiety Europy.
To może postawię kropkę, bo tak będzie lepiej.Dla mnie, dla hrabiny i chyba dla wszystkich.

niedziela, 24 czerwca 2012

Kanossa

figuruje w naszej- niemal powszechnej -świadomości jako miejsce w regionie Emilia-Romania, o którym Encyklopedia PWN 1997 r.pisze:"W 1077, wyklęty przez Grzegorza VII, cesarz  Henryk IV przybył tu jako pokutnik, upokorzył się przed papieżem i uzyskał przebaczenie, stąd wyrażenie"iść do Kanossy"- uznać publicznie swój błąd".
Rycerz wolnego kościoła, Odkupiciel, papież, który miał zbudować "Państwo Boże" i oglądał największy triumf papieski nad władzą świecką, a żadna klęska nigdy go nie złamała- w 1085 roku  z wygnania w Salerno pisze tak:
      "Kochałem sprawiedliwość, a nienawidziłem niesprawiedliwości,
        dlatego umieram na wygnaniu".
Po tej odezwie do świata napisze jeszcze list pożegnalny do swojej "Gołąbeczki", której nie widział 7 lat.Odda portret ich syna Gwidona i hrabiny Matyldy...
- Gdzie była sprawiedliwość pod Canossą w 1077 r. , wcześniej i póżniej- to pytanie naturalne.
Gdy król przebił się przez Alpy i w pokojowym orszaku zmierzał do pałacu Matyldy na wzgórzu Canossy- nie mógł spodziewać się tego, co go spotka.
Miał spotkać się z papieżem, bo klątwa/ekskomunika ciążyła, a sprawę zjednoczonej Europy/Państwa Bożego trzeba było obgadać.W zgodzie albo na miecze.
Matylda tę próbę sił organizowała i spotkała się z Henrykiem IV pod Canossą.
Przeżyli to spotkanie, choć z pewnością dla hrabiny spotkanie z kuzynem i oprawcą z dzieciństwa, gdy przez 2 lata  lał miód na jej legendarne rude włosy
-łatwe nie było.Marzyła o zgodzie w budowaniu Europy, więc może nawet była rada,że mają to spotkanie za sobą, bo  zgody na przyszłość nie wykluczało.
Nagle nastąpił niespodziewany odwrót.
Nagle Grzegorz VII chciał, by świat cały zobaczył gołym okiem jego absolutną władzę nad światem i okolicami. I świat zobaczył.
Co świat zobaczył w czasie mrozów (luty) 1077 r.- to osobna sprawa.
Co świat stracił na długie wieki- to znów inna kwestia.
Co działo się w tamte tragiczne dni między hrabiną a "oblubieńcem" z Pieśni Salomona i "Księgi Miłości"- wspomina  Kathleen McGowan w swojej książce, którą przeczytałam.
Połączyć te wszystkie wątki łatwo nie jest.Tym bardziej,że do głosu dochodzą drobiazgi.
Drobiazgi mogą bardziej denerwować niż poważne sprawy.
Jeżeli do drobiazgów zaliczymy fakt,że po tajnym ślubie w Boże Narodzenie 1076 roku nastąpiła pierwsza wymiana zdań z kobietą ciężarną( hrabina urodzi syna Gwidona) o charakterze otwarcie -delikatnie powiedzmy to- niezbyt kojarzących się z zasadą miłości- to mamy obraz Matyldy z tamtych dni.
Czy była sobą-najpotężniejszą kobietą Europy- w tamte dni?- nie wiem.Osobiście nie mogłabym, nie dałabym rady.Raczej błagałabym świat o wsparcie/pomoc/zrozumienie mojej kondycji.
Nawet w tej chwili moja kondycja słabnie, gdy muszę odpowiedzieć sobie na pytanie o sprawiedliwość w tej próbie sił .
Do Kanossy wciąż mam pod górkę, ale jak nieco się rozeznam - napiszę.

sobota, 23 czerwca 2012

Zabobon przynosi nieszczęście

Jest taka praca, którą cytuje Umberto Eco w "Wahadle Foucaulta" na pierwszej stronie.Pracy nie znam, ale cytat z tej pracy przytoczę:"Badajcie księgę, skupcie się na tym zamiarze, który rozproszyliśmy po wielu miejscach, to zaś, co zakryliśmy w jednym miejscu, odsłoniliśmy w innym, aby..."
Przytaczam, bo to jest istota czegoś, co właśnie jest moim udziałem przy czytaniu "Księgi Miłości" Katleen McGowan.
Księgę zamknęłam, a ona dopiero powolutku, pomalutku mi się otwiera.Na wielu przestrzeniach, a przede wszystkim na losie najpotężniejszej kobiety Europy wieku XI.
Teraz jest ten proces mentalny, który szuka fałszywej nutki w jej życiu, by od niej mieć " wolne", a jak nie można takiej nutki znależć, to szuka się tego miejsca zaczepienia , co jest "jedynym punktem stałym we wszechświecie"
( str.11 "Wahadła..").We wszechświecie hrabiny Canossy -Matyldy i w ogóle.
Człowiek jest ciekaw takiego punktu, na którym wisiało i dyndało jej życie, niczym wahadło.Tak-nie, tak- nie...Komu /czemu mówiła swoje TAK, a komu NIE...
Taką robótkę bardzo lubię i nie zamierzam jej upraszczać ani jej się pozbywać.
Jutro przyjedzie siostrzeniec Daniel, były ksiądz i zdziwi się, bo mam do niego moc pytań i to jedno podstawowe:Jest manuskrypt Jezusa Chrystusa "Księga Miłości" w Watykanie, czy jej tam nie ma.
Wiem, co powie, ale ja mu też coś powiem: Dlaczego ma mnie nie interesować list, który jest adresowany do mnie?! Do mnie także, bo do wszystkich kobiet.I wszystkich mężczyzn.I ten list do nas nie dotarł.Rzekomo dotarł do dziewczynki z objawień w Fatimie, ale uwięziono ją na lat 80 i kto ją więził, no kto?!
Objawienia nie są treściami, które chcę poznać, ale autorka mojej lektury je przytacza, to i ja też mogę.
To, co mnie interesuje -to fakty przede wszystkim, a fakt jest taki,że w świecie są dwie "Księgi Miłości".Każda z nich ma swoją przebogatą historię/los i ten los składa się także z ogromnej listy ofiar.Historii "Ksiąg..." opisać nie potrafię, ale próbować będę naszkicować ich drogę z rąk do rąk.Listy ofiar nikt nie spisał, więc tę listę pominę.
Teraz myślę raczej o zabobonie, który towarzyszy lękom przed nieznanym.Pewnych rzeczy nie da się zobaczyć, bo nie mają wymiarów, ale to one właśnie są przedmiotem dwóch "Ksiąg...".Nachalność musi ustąpić delikatności bez granic.
Jutro z tymi wymaganiami będzie łatwiej, więc jutro zapytam Daniela jak bardzo rozległe szkody wyrządził światu zabobon.Zabobon to jego konik, na którym jedzie od lat i dojechał do "Laodycei", o czym skrobnął małą książeczkę.Pisałam o tym na blogu "Nie i amen", ale dopiero teraz zapytam autora, co miał na myśli.

piątek, 22 czerwca 2012

Kult strachu

rozwinął nad Wisła skrzydła .
Doda już jest skazana, a miliony ludzi jeszcze nie.Czekają na wyrok.
Nie jest wiedzieć dlaczego przypomina mi się piosenka Łucji Prus.
Były tam gęsi po wyroku, a piosenka bardzo mi się podobała.
Tekstu nie pamiętam już, a o kulcie strachu dziś nie napiszę, bo zwyczajnie i po prostu - boję się.
Gdzieś za tydzień albo dwa -już nie będę się bała i wyrok mogę dostać, ale teraz akurat nie.
Mam gości i sporo zajęć.Kręcę się i wiercę, by Ich przyjąć, ugościć, czyli dopisać się do atmosfery, którą lubię.
Strach i wiara nigdy nie spotykają się w jednym miejscu i czasie, zatem mam prawo być spokojna, ale jednak chyba nie jestem...

czwartek, 21 czerwca 2012

Labirynt

to system splątanych dróg, budowle albo ich odwzorowanie w przestrzeni.
Najbardziej chyba znany jest labirynt na Krecie,labirynt króla Salomona i królowej Saby-Makedy,a także labirynt na posadzce katedry w Chartres.
Nie widziałam żadnego z nich, niestety,ale za to oglądałam ludzi, którzy przed sobą mieli swój własny labirynt, wchodzili do labiryntu i wychodzili już nie tacy.Zatem wątpić mi nie wolno,że każdy ma swój labirynt poplatanych ścieżek.
Gdy stajemy po stronie tego wszystkiego, czego najbardziej nie chcieliśmy- nabieramy świadomości tego, co dzieje się z nami -mamy przed sobą labiryntu istotę.
Król Krety Minos też miał ten problem.
Mity greckie powiadają,że Pasifae zapałała miłością do zaprzyjażnionego byka i powiła dzidziusia o imieniu Minotaur.Był raczej odrażający i zbyt silny z głową byka na ludzkim ciele, by nie być izolowanym.Król zlecił Dedalowi, by ten zbudował labirynt dla potworka.I zbudował.
Potworki w ukryciu rosną i od wieków po kres czasów żądali i żądają ofiar.
Ten potworek żądał co 9 lat albo corocznie( nie wiadomo) ofiar z dziewcząt i chłopców.I otrzymywał ofiary dopóki na horyzoncie nie pojawiła się córka króla Ariadna i Tezeusz.
Tezeusz akurat wykonał pięć z sześciu robótek( Herakles miał ich 12), gdy w Atenach rozpoznał swojego ojca, który przed jego urodzeniem zostawił pod wielkim kamieniem sandały i miecz i był niezwykle szczęśliwy z tego powodu,że ojca ma.
Nie da się wykluczyć,że powiedział mu: Tatusiu, dla ciebie to ja tego potwora zabiję...
Możliwe,że ochoczo zgłosił się do grupy dziewięciu dziewcząt i dziewięciu chłopców, których oddawano akurat potworkowi na żer.
Tak , czy siak- córka króla zapałała do Tezeusza miłością tak wielką,że zdradziła mu arkana labiryntu i poradziła, jak można z Minotaurem postąpić, a nadto wyjść z labiryntu z życiem.
Tak właśnie stało się, a Tezeusz po nici Ariadny ze zmagań/ z budowli wyszedł cało.
 Może nie całkiem cało, bo ze strachu przed Dionizosem, który także zapałał do Ariadny- Tezeusz zdradził.Zdradził Ariadnę, ich miłość zdradził, ale chyba przede wszystkim siebie, bo potem żył w cichej ( czasem głośnej) rozpaczy.
Dlatego Tezeusz kojarzy mi się ze strachem także.Z Adamem, który kłamie i ucieka w krzaki, gdy czuje,że jego raj jakoś się oddala.
Strach to co innego, a odwaga w rozwiązywaniu problemów splątanych dróg to zupełnie inna sprawa.Najbardziej wymagająca ze wszystkich innych, bo wymaga wiedzy/dobroci/odwagi.
Moim osobistym labiryntem jest patriarchalny system łupów.Potwór ten nie mieści się w jakimś jednym miejscu( choć ma swoje przebogate siedziby), ale jest niemal wszędzie, bo z każdego wyciąga soki życia w sposób niemal
doskonały i nieustannie żąda ofiar.Jest przede wszystkim zachłanny.
Mam drobny kłopot z potworkiem, bo ubić go raczej nie mogę.Jest zbyt rozległy, a ja nie jestem ani Tezeuszem ani Ariadną.
Wykazuję kim/czym jest dla mnie ten system przemocy i tyle.To moja robótka ręczna, a czasem nawet intelektualna, gdy czytam o mocarzach ducha.
Wiem, że hrabina Toskanii-Matylda zatrzyma mnie na dłużej.
Badam dokładniej jej zmagania z jej labiryntem i czynności te dostarczają mi ogromnej radości.Czasem wątpię w jej realność, bo jest zbyt rozległa, wielka i imponująco mocarna, ale to, co mnie fascynuje najbardziej jest dopiero przede mną.Chodzi o żródła jej mocy.Skąd bierze tyle siły, mądrości i odwagi, by rozstrzygać sprawy dla ówczesnego świata najważniejsze.Dlaczego w Henryku IV pod Canossa widzi najpierw człowieka, a potem króla.Dlaczego ...
Nie mam  dokumentów historycznych i nigdy ich nie dostanę.Są objęte słowem "ściśle tajne" i takimi pozostaną.Dlaczego?!
A może uda nam się je odtajnić? A może ktoś odważny wejdzie do środka labiryntu i powróci z nimi żyw?

środa, 20 czerwca 2012

AMOR VINCIT OMNIA

bo w miłości czas właśnie powraca.
Wrócił do Wergiliusza, gdy pisał Eklogi, bo wraca do każdego.Wraca i nie pyta o zgodę, bo po prostu taki obyczaj ma czas.
A my czasem miewamy potrzebę przywołania czasu, przy którym jest nam jakoś swojsko bardziej, czyli czasu, który już znamy.Przeważnie nie wiemy dlaczego go znamy i dlaczego potrzebujemy.Gdy odkrywamy te związki, zaczyna się dziać.Mamy przed sobą podróż duchową , a czasem rewolucyjne odkrycia.
Taka podróż duchowa i takie odkrycia są udziałem autorki "Księgi Miłości"-Kathleen McGowan.
"Księga..." ma mnie we władzy swej, bo dałam jej władzę nad sobą.
Urzekła mnie przede wszystkim swoją kontrowersyjnością i coś więcej już o sobie wiem.Chyba lubię sprawy kontrowersyjne, bo mnie urzekają.Przede wszystkim zmuszają do myślenia, bo trudne procesy myślowe potrafią skierować na to, co dla mnie akurat było najważniejsze, a spokojnie sobie gdzie głęboko drzemało.
Autorka odważnie główkuje i dlatego jej prawda przeciwko całemu światu jest w jakiś sposób też moją prawdą, bo bezlitośnie ja sprawdzam,koryguję i akceptują albo wcale nie.
Jestem dopiero na stronie 500, a Ela "Księgę ..." już kończy.
Jest naelektryzowana, gdy zamiast powitania mówi:" a jednak czas powraca".
Powraca...
Dla Eli najważniejsze jest,że "Księga..." potwierdza to, co "wiedziała", nie wiedząc wcale.
- Przecież wiedziałam,że Duch Święty jest kobietą, ale potrzebowałam , by mi to ktoś napisał, przywołał cytaty z Biblii, które dobrze znam...To istne wariactwo tak " wiedzieć" i jednocześnie nie wiedzieć wcale.
- Można patrzeć i nie widzieć, gdy tego, na co patrzymy już jakoś uprzednio nie znaliśmy...- słyszę swój głos, ale chcę powiedzieć zupełnie coś innego.
Chcę przyznać się,że czytanie ze zrozumieniem jest czynnością bardzo trudną, bo posądzałam  Nostradamusa o plagiat Sary Tamar - córki Magdy Magdaleny i teraz jest mi bardzo głupio.
- Mam gorzej...- licytuje Ela- bo posądzałam Grzegorza VII o żądzę panowania tylko, a tymczasem...
- Tymczasem czas wrócił dla nich.Czas pierwszego aktu stworzenia, gdy ludzie-kobieta i mężczyzna- byli sobie równi.
- Ile razy czytałam Genesis 1,26 i 3, 22 wciąż myśląc, że Bóg jest mężczyzną?! No , ile razy?
 MY...My, to potęga jest...Tę potęgę robi Miłość i tylko ona coś może.
-To, co może to jest zwyczajny cud...- rzecze Ela i odwołuje głoszoną uprzednio tezę, iż miłość jest przereklamowana.Nie jest tak jak głosiła, bo nie ma uczucia mocy bez uczucia Miłości.
- A jednak czas najostrzej powraca w momencie, gdy ...
Ela mówi, że ktoś musi przegrać , gdy gra, a ona szuka chwili słabości Matyldy, gdy to ona-najpotężniejsza kobieta Europy- zaczyna grać.
- Będę spokojniejsza, gdy mi się pokaże potężniejsza mniej, bo ciężko uwierzyć że jest Matylda realną, historyczną osobą.
- Załamuje się zupełnie, gdy w ciąży...
Ela nie dopuści mnie do głosu, bo ma zbyt wiele do powiedzenia.
-Jeśli nie my, to kto będzie światu przypominał o Matyldzie, o potędze Miłości.- rzecze i odlatuje, bo ma coś ważnego do przemyślenia, a ja jej tylko rozpraszam myśli, bo ideę " czas wraca" pojmuję krzywo.
Może i krzywo pojmuje ideę, ale jakoś próbuję .Jak tak będę próbować i próbować, to może w końcu...
Może w końcu nabiorę tej pewności,co Wergiliusz, że Miłość zwycięża wszystko.

wtorek, 19 czerwca 2012

Historycznie

prawda nie mogła stać na drodze polityki/władzy/zdobywania kasy.
Zawsze tak było , czyli od sześciu tysięcy lat patriarchalnego systemu łupów.
I Matylda o tym wiedziała, więc cierpiała podwójnie.
Tym bardziej,że na to cierpienie znała tylko jedno lekarstwo- zmieniać rzeczywistość, której zmienić nie było można.Nie mogła tego w szczególności robić kobieta, a ona była kobietą.
Zupełnie wyjątkową, bo mającą wizje.We śnie i na jawie.
W tych wizjach" czas powracał "i jednoczył wszystko- jak życie.Myśl o zjednoczonej Europie pojawiała się także i nabierała kształtów w jej wyobrażni.Europę mogła zjednoczyć religia Miłości i już ta myśl o zwycięstwie zasady twórczej była radością i ładowała akumulatory.
Wielkie umysły myślą podobnie, gdy są wspomagane sercem, a tak właśnie było w związku Grzegorz VI-Matylda.
Uczucie miłości przerodziło się w uczucie mocy tak imponujących wymiarów,że
napisali i ogłosili światu w 1075 roku Dictatus Papae.
Dyktat miał 27 punktów i gdy je czytam ( z książki Uli Weylanda "Jezus oskarża") niemal tysiąc lat od chwili  gdy nastąpiła rewolucja- uczucia mam mieszane.
Oczu nie mogę oderwać od punktu 9, gdzie napisano:" Nogę papieską mają całować wszyscy książęta".
Nogę...Nieudolni naśladowcy Grzegorza VII piszą i mówią nieco dosadniej.
I całowanie nie dotyczy książąt, ale wszystkich -jak w przypadku G.Laty.Dotyczy też innej części ciała.
Można śmiać się do woli, albo wcale nie, ale  w punkcie 1 napisano:
"Kościół katolicki jako jedyny został założony przez Pana".
Czytając powyższy dyktat x lat temu, czułam zupełnie coś innego niż teraz, po lekturze Kathleen McGowan "Księga Miłości".Różnica jest zasadnicza, bo teraz myślę sobie,że papież i Matylda uwierzyli w swoją miłość aż tak bardo,że jej oczami widzieli wspólnotę powszechną ludzi, którym chcieli przewodzić, bo przewodzili faktycznie.
Temat jest rozległy, ale przez ideę "czas powraca" można w jakiś sposób wgryżć się w osobiste motywacje, a raczej ich najgłębsze żródła.
Wolę myśleć,że za nieomylną raczej uważali Miłość z sześcioma aspektami niż siebie samych, ale fakty po tysiącu lat bez mała są nieubłagane.
Nie widać kościoła Miłości , ale jest najpotężniejsza w świecie instytucja kościelna.
Coś poszło nie tak.Historia próbuje powiedzieć nam , co poszło nie tak, ale historia nie uwzględnia idei "czas wraca".Nie uwzględnia, ponieważ nie jest to fakt wymierny i konkretny, ale artefakt, powietrze, którym oddychają nasze wewnętrzne przestrzenie.
Temat idei będę kontynuować z zapałem godnym sprawy, bo to jest temat "Księgi Miłości".Będę kontynuować przede wszystkim dlatego,że do tego zainspirowały mnie całkiem realne Kobiety z blogów.
Cierpią i walczą ze swoim cierpieniem, bo już mają tę odwagę , by walczyć.
Wiedzą,że tylko prawda może być tworzywem Ich życia, więc sięgają doń i walczą o swoje prawdy wewnętrzne.
Coraz częściej mówią i ICH głos jest znaczący, bo koi ból/jednoczy/inspiruje do odważnych wysiłków...Przede wszystkim dowodzi idei,że "czas wraca".
P.S.Kłopot z wpisem powstał dlatego,że mysz odmówiła mi posłuszeństwa, a ja poczułam nad sobą oddech tego, z czym próbuję wojować.


Idea:"czas powraca"

to prawda przeciwko światu.
Przeciwko światu, który nakazuje kobiecie milczeć i utrzymuje,że nie potrzebuje ona tronu, by rządzić.
Idea "czas powraca" mówi,że to trony rozpaczliwie  potrzebują  kobiet.
Mówi też,że miarą religii jest nie wiara mistyczna, lecz miłość do człowieka(Fiodor Dostojewski).
Zbyt wiele ta idea mówi, by móc ją jakoś zdefiniować, więc z powodu tych trudności idea niemal nie funkcjonuje w dokumentach historycznych.
Za to funkcjonuje w naturze człowieka, a w szczególności kobiety, która zawsze jest bliżej natury.
Odpryskiem idei jest teoria reinkarnacji, którą zostawiam na boku.
Ks.prof. Włodzimierz Sedlak pisze, że ..." poza systemem oddechowym typu tlenowego(biologicznego) zauważa się potrzebę oddechu nieskończonością, niezależnie od tego, czy będzie to pogoń za Nieskończonym, za pełną wolnością człowieka, czy konieczność postawienia ściany w nieskończonej odległości, poza którą nie pyta się dalej".
Taką potrzebę oddechu pozabiologicznego mają wszyscy, ale wielkie umysły
w szczególności.Taką potrzebę miała w szczególności hrabina Canossy-Matylda.
Czy wystąpiła ze swoją prawdą wewnętrzną przeciwko światu?
Bóg dla niej był kimś osobistym i chyba prywatnym, dostępnym dla każdego, a więc także dla niej.Nie był bóstwem mieszkającym gdzieś daleko, ale w niej.Także w niej, bo we wszystkim co JEST.
Jej JEST znaczyło także widzenie nieodniesionych zwycięstw MIłości.
Miłość Matyldy piszę z dużej litery, bo inaczej nie mogłabym.
Ta miłość ma sześć aspektów.Są opisane w "Księdze Miłości" i dlatego są dla niej prawem,że pochodzą od Jezusa i są pielęgnowane przez Zakon/heretyków/katarów/doskonałych...
Doskonałym można być tylko w miłości , która wie,że każdy oczekuje duchowego pokarmu- oddechu nieskończonością.
Ona sama miała bardzo dużo szczęścia, bo ten pokarm otrzymała w dzieciństwie już, ale wciąż o niego walczy.Także dla innych.I jest w tej walce mistrzynią .
Najpotężniejsza kobieta Europy ( a może świata) onych czasów jest mocarna duchowo, ale ma swoją słabość.Jak każda kobieta-po prostu i zwyczajnie kocha mężczyznę.Bez pamięci...-mówimy, ale w przypadku Matyldy chyba tak nie jest.
Dla niej w miłości realizuje się idea"czas wraca", bo realizują się jej wyobrażenia o jedności ze Wszystkim co Jest.W całej pełni.Ma w oczach wyobrażni przykłady realne i mitologiczne tej realizacji swojej istoty, powołanej do jedności, czyli miłości.
Jest szczęśliwa , chciałoby się rzec-bez granic.I jednocześnie cierpi.
Po mistrzowsku odpiera cierpienie, b

niedziela, 17 czerwca 2012

Grzegorz VII i Matylda

do ludzi skromnych nie należeli.
Dotychczasowi papieże bardzo skromnie pokazywali swoją inteligencję i samowiedzę, a jeszcze bardziej wyjątkowo nimi się dzielili.
Gdy tylko spotkali się - wiadomo było,że nie zapobiegną temu, co się stanie, bo nie chcą zapobiegać.
Nie jest moim celem opisywać tu i teraz potęgi erotyzmu,zmysłowości, zaufania i oddania.Jestem dopiero na 373 stronie "Księgi Miłości".Być może będę próbowała , gdy nastąpi donacja dokonana w 1079 roku przez Matyldę.
W tej chwili raczej zastanawiam się nad oskarżeniem papieża o to,że:..."kardynałowie dokonali jego wyboru przekupieni znacznymi sumami pieniędzy przez zaprzyjażnioną z nim hrabinę Matyldę z Toskanii..."
Uli Weyland w "Jezus oskarża" pisze, że na tę okoliczność dowodów, czyli dokumentów brak.Coś mi mówi,że ich nie będzie, bo Matylda miała inny styl przekupstwa niż pieniądze.
Kupowała wszystkich ( z wyjątkiem króla Henryka IV i dostojników kościelnych) czarodziejstwem.Aż dziw,że nie spłonęła, choć z powodu legendarnych włosów była duszona w pałacu Verdun przez katoliczkę.Uratował ją własny mąż Gotfryd Garbaty, bo nie chciał, by zginęła od poduszki przyłożonej do jej drobnej twarzy.Trochę tego aktu łaskawości potem
żałował.W szczególności, gdy dziewczynka, którą urodziła zmarła, a Matylda łaskawcę porzuciła. Żadnej wdzięczności nie okazując za swoje katowanie.Uprzednie i póżniejsze.
Ale "Młota na czarownice" jeszcze nie było i Matylda mogła cytować "Pieśni nad Pieśniami" Grzegorzowi VII  tak jak ona je pojmowała.A pojmowała także zmysłowo...Nie dała się przekonać,że opisują miłość Boga do Kościoła, ale przekonała papieża,że opisują także jej miłość do człowieka, który jest najpierw mężczyzną, a potem dopiero papieżem.
I przekonała.
Styl, w jakim to uczyniła żywił nie tylko trubadurów i poetów, bo  samego papieża powołał do poezji.
Sześć aspektów wyrażania miłości Matylda chyba opanowała do perfekcji, ale
nie opanowała konieczności politycznych nakazów i zakazów, które jej oblubieniec mnożył.
Nie jest wiedzieć, co myślała i czuła, gdy Grzegorz VII słał do Polski klątwę "po wsze czasy" kraj i ludzi równających z glebą.
Nie  wiadomo dlaczego o tym papieżu akurat jest w historii chyba najwięcej sprzecznych ze sobą informacji.
Wiadomo,że to polityk pragmatyczny, ale także....autor celibatu na przykład, bo autor reform.
Nie da się wykluczyć,że między tą parą odbyła się rozmowa:
-Najważniejsze są reformy, bo to konieczność, by instytucja przetrwała....
- Grzesiu, ale co ty chcesz reformować: zepsucie i pazerność, czy może...
Co Grzegorz może, a co może Matylda - może napiszę a może nie, ale jutro będę wiedziała więcej, bo w marcu 1075 roku wiele będzie się działo.

sobota, 16 czerwca 2012

"Za Matyldę i św.Piotra!"

Matylda miała swój "mecz o wszystko", gdy jej papież wpadł w tarapaty.Dwudziestotrzyletnia, olśniewająco piękna i pewna siebie, w kolczudze i na koniu dowodziła swoją armią, a przy boku miała celtyckiego olbrzyma Conna, który władania bronią wyuczył ją , bo umiał.
Odbiła swojego papieża , który przybrał imię Aleksandra II i był pierwszym wybranym na konklawe.
To dla Matyldy był początek.
Początek siły politycznej, początek walki i początek wszystkiego, co zna historia.
Mnie najbardziej interesuje jej moc duchowa, żródła tej siły i droga, którą szła.
Ogłoszona zwyciężczynią i otoczona uwielbieniem mężczyzn i kobiet -dopiero wchodzi w twarde życie, gdy tłumy Italii wiwatują "Za Matyldę i św.Piotra".
Wiwaty i uwielbienie nie są niczym zaskakującym.Przygotowywała się do swojej roli od chwili, gdy zaczęła machać kończynami i posługiwać się rozumem. Zdobywała wiedzę posługując się czterema językami, inteligencją nad kobiecy stan( jak szeptano) i entuzjazmem, który się udzielał.Zdobywała przestrzenie wolności, bo miała w sobie podwaliny, na które pracowały pokolenia katarów/czystych/doskonałych i świat cały.
Jej ojciec Bonifacy nie chciał finansować katolickiego kościoła.Trafiła go na polowaniu zabłąkana kula , a król Henryk za bardzo nie ukrywał skąd ona pochodzi.Dwa lata niewoli niemieckiej i spotkanie z obłąkanym z nienawiści
póżniejszym Henrykiem IV- załamałyby każdego, ale nie matkę i córkę.Nie Beatrycze i Matyldę.
Legendarne rude włosy Matyldy były obsesją Henryka IV, a potem nie tylko włosy, ale ona cała.Najpierw  niemal codziennie wpadał do komnaty Matyldy i polewał jaj włosy miodem z miksturami, by na jej głowie zastygły, a potem...
Nie mógł znieść,że przeżyła i zwyciężała.
Nienawiść tę podsycali dostojnicy kościelni utwierdzając króla,że kobiety są po to, by zaspokajać jego żądze cielesne i tylko po to.
W chwili jej wielkiego zwycięstwa i owacji marzy tylko o jednym dla Matyldy:
o nowym więzieniu w Bodsfeld.
Mając Conna przy boku Matylda prowadzi swe armie od Apeninów do Alp, ale musi się liczyć z faktem,że jest kupiona-sprzedana.Musi stać się księżną Lotaryngii i żoną Gotfryda Garbatego.Pojedzie do Verdun, choćby było daleko, bo jest posłuszna umowom , których nie zawierała.
Jest przygotowana.
I to przygotowanie jest w centrum mojej uwagi.
Matylda wie,że kobiety nie sprawują władzy nad losem, ale jest przygotowana tak jakby mogła sprawować władzę nad losem.I sprawuje...

piątek, 15 czerwca 2012

DOCTA

oznacza osobę wykształconą/wyedukowaną/mądrą.
Tytułem tym posługiwano się bardzo oszczędnie i wyjątkowo.Nigdy wobec kobiet.
A jednak w watykańskim archiwum jest biografia legendarnej margrabiny Matyldy , w której zakonnik benedyktyński Donizone  tytuł DOCTE wiąże nierozerwalnie z osobą kobiety, która w XI wieku...
Skazana była na wielkość, bo jako córka potomkini Karola Wielkiego(katoliczki) i heretyka, czyli potomka katarów/czystych/doskonałych urodziła się w równonoc i odpowiadała wzorcowi Oczekiwanej.Była uwielbiana i wychowywała się na mitach o Tezeuszu -_Ariadnie, opowieściach o Salomonie i królowej Saby-Makedzie...
Musiała wiedzieć i wiedziała,że świat żle się obchodzi z kobietami, a jeszcze gorzej z miłością.
Mając w rękach "Księgę Miłości" miała za cel uszanować największy dar rodzaju ludzkiego jakim jest znalezienie w sobie nawzajem Miłości.Takiej, którą opiewają Pieśni nad Pieśniami.
Całe życie Berberiniego-Urbana VIII-papieża było jednym wielkim błędem(Uli Weyland).W 1635 roku zażądał, by  szczątki hrabiny z Canossy spoczywające od 500 lat w klasztorze San Benedotto Po -przeniesiono do Rzymu.Podczas wznoszenia Bazyliki św.Piotra zlecił Berniniemu budowę wspaniałego grobowca z marmuru i pomnika na cześć hrabiny .Ogromną sumą pieniędzy przekupił opata klasztoru San Benedetto i głuchą nocą klasztoru w trybie złodziejskim nienaruszony szkielet kobiety owinięty w  złoty i srebrny jedwab
złożono w Bazylice, samym sercu Kościoła.
Czy papież zrobił dobry interes? O tym traktuje książka Kathleen MacGowan
"Księga Miłości", którą czytam pod napięciem i z nadzieją,że nic mi nie będzie.
Będzie, ale póki co ,wolę wierzyć,że historia Matyldy wyjaśni mi coś bardzo ważnego ku pokrzepieniu serc...

Łańcuchy

Mam przed sobą tomik  "Wystarczy" Wisławy Szymborskiej, a w niej wierszyk
"Łańcuchy":
        Dzień upalny, psia buda i pies na łańcuchu.
        Kilka kroków opodal miska pełna wody.
        Ale łańcuch za krótki i pies nie dosięga.
        Dodajmy do obrazka jeszcze jeden szczegół:
        nasze o wiele dłuższe
        i mniej widzialne łańcuchy,
        dzięki którym możemy swobodnie przejść obok.
Chodząc obok- czegoś się nauczyłam, bo łatwo zauważyć,że chodzący na krótkich łańcuchach ujadają najgłośniej.
Gdy tak ujadają,że bębenki duszy pękają, biorę doping, by móc poluzować swój łańcuch choćby na milimetr.
Nie ma chwili piękniejszej, gdy poczuję,że łańcuch od zgiełku nieco mnie oddalił, a ja wciąż sobie macham kończynami.Swobodniej.
Jutro kończyny mocarne będą potrzebne kadrze.Mojej kadrze.Kadrze, której nie trenuję, ale kibicuję, czyli wspieram.
A propos. Dlaczego żadnej kadry piłkarskiej nie trenują Kobiety?!!!
Ci, co trenują podpuszczają Błaszczykowskiego, by groził:"Rzucimy się na Czechów".Już się boję i strach mnie obleciał, choć nie jestem przesadnie bojażliwa.
Ale postawić wyniku, czyli powróżyć już się boję, bo a nuż się sprawdzi jak dwa poprzednie.Zatem milczeć będę, bo wystarczy tego dobrego.
Ludzie, którzy do zrywania łańcuchów motywują mnie najmocniej-sami na wieczyste milczenie byli skazani w średniowieczu i potem.Ślad po nich miał nie pozostać żaden po akcie ludobójstwa w Langwedocji od 1209 roku.
Obok Wisławy Szymborskiej nad moimi łańcuchami pracuje teraz także Kathleen Mc Gowan, bo ciąg dalszy "Oczekiwanej" napisała.
Jak komu uda się przejść przez infantylny dla niepoznaki wstęp do "Księgi Miłości"-to pojawia się Matylda z Toskanii.
Właśnie mi się pojawiła i o zrywaniu łańcuchów napiszę po lekturze.
Tym , którzy byli w Bazylice Piotra w Rzymie i zobaczyli obok arcydzieła Michała Anioła zwanego Pietą - marmurowy grobowiec kobiety z papieską tiarą i kluczami św.Piotra- wiedzą o czym dumam przed zrywaniem swoich łańcuchów.
Prezydent Komorowski, minister Gowin, sądy polskie ani red.Piasek zrywać łańcuchów nie zamierzają.Zrywają boki z zachwytu nad stanem spraw i praw, które wymagają natychmiastowej interwencji dobrego chirurga.
Kto nim będzie- zobaczymy, gdy urwiemy się z łańcuszka ME.
Zobaczymy pole po bitwie ale też coś więcej, bo zawsze jest coś więcej niż łańcuchy i miska wody.Opodal...