Podjechał quadem? pod furtkę i dopiero wówczas dostrzegłam podobieństwo. Rzucało się w oczy i nie mogłam się nadziwić,że Einsteina nie rozpoznałam wczoraj.Na szczęście domownicy wiedzieli o kogo chodzi i dlatego poczynili zakłady.Mąż stawiał na to,że o spotkaniu " dawno zapomniał", córka,że " pomylił mnie z mężczyzną, bo z kobietami nie rozmawia", a Ela,iż "jeśli będzie to będzie to randka stulecia".
I była.Może niekoniecznie stulecia, ale to była jednak randka.Przez kwadrans może, bo nowy sąsiad z widzenia był mocno zakłopotany i nijak nie wiedział, co począć ze swoimi palcami.Gdy kelnerka podała kawę i wino, było jeszcze gorzej, bo jął je reklamować.To nie jest wino dla damy, zamawiałem, ustalaliśmy....
- A może jest...-wtrąciłam i już wiedziałam,że wpadłam na samo dno.Ostrzegano mnie przecież.Żadnego sprzeciwu, a ja dopiero zaczęłam...Na zaproszenie do jego dworku,że się zastanowię i pomyślę... raczył się pośmiać obficie i ten jego śmiech przeważył szalę. Przede wszystkim zaś fakt,że traktował mnie jako "dziecko".Dziecku nie zrobi krzywdy ktoś, kto śmieje się tak jak Einstein.Tym bardziej,że jestem z psem obronnym,który nie pije i zawsze jest gotowy na wszystko.Też byłam gotowa, wszak Ela Einsteina znała jak mało kto.Przeważnie z ekscesów w Kenii i Zanzibarze.Ostrzeżenia chyba budzą u mnie moc ryzyka, więc zaryzykowałam.
- Wyobraż sobie..., jesteś Dobrochna, tak? Wiedziałem,że to ty , dziecko...Wiedziałem.Jesteś silna, ale czy zniesiesz prawdę o żródłach swojej mocy?Nie zniesiesz, więc ...
- Czy to będzie wyłącznie monolog?Żywy człowiek tu obok ciebie, Einstein jest i mógłbyś się przedstawić.Podobno masz jakieś imię...Niekoniecznie...
- Ach te formy.Nie lubię ich.Daj mi jakieś imię, bo Henia nie lubię.Nie lubię.
- A ja Henryka lubię, szczególnie VIII-ego....-rzekłam i lody stopniały, ale tylko trochę, bo nie zamierzałam króla Anglii nagradzać za skracanie swoich dwóch żon o głowę.
- Bo to jest właśnie nowa definicja prawdziwego świata....- stwierdził i jął mi się pilnie przyglądać.Przyznaję, strach mnie obleciał spory i nie za bardzo pojmowałam o co chodzi, gdy zadzwonił po posiłki.
- Zaraz tu będą, neptki jedne...I powiedz im to sama.
- A ja coś w ogóle powiedziałam?!- zdziwiłam się bardzo i na serio.
Zrozumiałam,że swoje jakieś epokowe odkrycie przypisuje mnie. Z dobroci serca, albo z jakiegoś innego powodu.
-Heniu! I po co ty nas budzisz w środku nocy...- dygotali dwaj staruszkowie z laskami.Wybrzydzali na herbatę i na sposób jej parzenia.Jeden chciał zielonej, a drugi białej.Już zmierzałam z wrzątkiem, gdy obaj rzucili się do swoich filiżanek.Że 80 stopni,a nie wrzątek i skąd się wzięłam.Jak zamierzam mordować to najpierw Felusia, bo darmozjad i kłamca...
Jeśli komuś się wydaje,że potem któryś z dżentelmenów dostrzegł moją obecność- to przyznać muszę,że owszem tak.Gdy po trzech godzinach naukowej dysputy o losach świata i okolic - podjechała taksówka i do salonu wkroczyła Ela.
- Od środka na zewnątrz...- powtarzał Einstein i miał rację.A Ela była bardzo zdumiona,że nową , epokową definicję świata odkryłam ja właśnie.Będę musiała się gęsto tłumaczyć , tylko nie za bardzo wiem jak...Gdy rozmawiali ze sobą - wszystko było takie proste i oczywiste...Może dlatego,że od środka rozgrzewało mnie dobre francuskie wino.
Nie ma jak nocne Polaków rozmowy. Tylko dlaczego Twój nie brał w tym udziału? I tylko Ciebie zaprasza do siebie?
OdpowiedzUsuń