Z jakiegoś ważnego powodu należę do Pana sprawy.
Ten ważny powód odkrywam, badam i wiem tyle,że jest złożony z czegoś twórczego, co właśnie się wciąż rodzi, staje i zadziewa.Ten proces zadziewania jest dla mnie radosnym zaskoczeniem.Aktywizuje mnie i wymusza nadążanie za tym, co się zadziewa.
Piszesz Pan dziś o Europie i o naszej starodawności.O wizji i o wdeptującej w glebę przaśności.To nasz realizm powszedni.Nie wiedzieć dlaczego przypomina mi się piosenka Osieckiej:"Oczy tej małej..."Może dlatego,że Ludmiła piosneczkę przypomniała i podnucam ją sobie od wczoraj.Wcale nie jest banalna."Oczy tej małej jak dwa błękity..." - to jest poezja, która do mnie mówi więcej, niż mówi.
A mówi do mnie teraz właśnie nie tylko o damsko-męskich zdradach i cierpieniach, ale o czymś więcej...O ich granicy także.Bo jest taka granica, za którą uśmiech pogodny się zaczyna.
To nic,że uczucia Polaków wciąż ktoś wystawiał na najwyższą próbę.Nic to,że
miłość do swojego kraju oznacza dla każdego zupełnie coś innego.
Wolałabym, by już nie płakała.Ani kochająca dziewczyna z piosenki , którą magicznie wyśpiewała Anna Szałapak, ani moja ojczyżniana mateczka.
Żeby przestały...Żeby przeszły tę starodawną granicę cierpienia, po której uśmiech pogodny się zaczyna.
Szanowny Panie! Należę do Pana sprawy, więc Pan jakoś także należy do mojej sprawy.Opisuje Pan własną i ja także czynię podobnie.Na blogu i w codzienności.Wczoraj dostrzegłam,że jestem ciut lepsza , bo nie wdałam się w bójkę i nikogo nie pobiłam, a było kogo pobić.Dostrzegłam,że jestem pacyfistką, bo zawsze nią byłam, a przyłożyć też czasem zdarzało się, ale raczej sporadycznie.Wczoraj nawet nie przyłożyłam, gdy przed moją sąsiadką stojącą na cmentarzu w kolejce po wodę- z boku wszedł smutny gość i gdy wyciągała już swój kubek, nalał do własnego, a potem zakręcił kran i odszedł mocno zadęty.
Pomyślałam tylko,że ma poważne problemy ze sobą.Gdy dowiedziałam się, że to ksiądz- już ja miałam problemy ze sobą.Najpierw chciałam biec za nim i przyłożyć, bo przypomniały mi się inne podobne scenki, ale powstrzymałam biegi.Wystarczyło,że ludzie obok zareagowali.Inaczej,niż zwykle, gdy mówili:pani, przecież to ksiądz...
Być może zaczniemy czegoś wymagać także od księży.Amen.
Dobra puenta. Ja, od dawna, nie darzę księży sympatią.
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi -czerwona szminko- o nie darzenie i sympatią, chodzi o to żeby zacząć ich traktować jak wszystkich innych, a nie jak święte krowy, bo to ksiądz...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCiekawe kim jest tajemniczy Pan? Czym spowodowany jest proces "zadziewania się"? I czy pacyfista rzeczywiście nie walczy o swoje sprawy?
OdpowiedzUsuń:)
Podobnie jak Ty, jestem pacyfistką. Cierpię bardzo, kiedy widzę tyle nienawiści dookoła. Nie mogę też zrozumieć, dlaczego ludzie są tak bardzo dla siebie nieuprzejmi. Dlaczego brak im uśmiechu? Dlaczego...?
OdpowiedzUsuńA do księży też mam pytanie:
Wielebny panie w sutannie,
prawym żeś człowiekiem,
czy jeno swe złe oblicze
chowasz pod tym przebraniem?
Tak, nie łatwo kochać księży. Pisałam już kiedyś o tym u siebie. Jeśli masz ochotę przeczytać, podaję Ci link: http://wp771.bloog.pl/id,6417919,title,NIE-TAK-LATWO-KOCHAC-KSIEZY,index.html
Dziękuję za wizytkę i uczuciowy komentarz!
Pozdrawiam cieplutko w tym jakże refleksyjnym dniu! Halszka
Nie jestem pacyfistką, przyznaję się bez bicia. Co nie znaczy, że podnoszę rękę na ludzi, obojętne, ksiądz, nie ksiądz. Ale mam chęć. I przeżywam boleśnie, kiedy nie przyłożę, a zasłużyli. Oj, trzeba zacząć wymagać, i to jak najszybciej, zanim księża na własną prośbę zostaną w ogóle bez owieczek. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńo żesz! Zjadło mój komentarz:(
OdpowiedzUsuńW cywilizowanym świecie mało kto nie chce być pacyfistą, ale przecież jest jeszcze inny świat, który w nieustannej konfrontacji/walce upatruje swą siłę. To przekłada się na ludzi.
A ksiądz? Dawno nie jest 'święty', a nadal uważany jest za świętą krowę.
Pozdrawiam:)
Należysz do młodzieżówki RPP?
OdpowiedzUsuńWiem o samolocie... Ciągle oglądam te dramatyczne sceny i łzy mi się same do oczu cisną... i płyną ciurkiem. Rany, co ci ludzie musieli tam w powietrzu przeżyć? I to tak długo. Bardzo im współczuję. Ale najważniejsze, że są już na ziemi, i że nic im się nie stało... no, przynajmniej fizycznie.
OdpowiedzUsuńTak, tam gdzie nikt nie przeszkadza... i nie ma bufonady, działa dobra energia, poczucie mocy i kompetencje. Chylę czoła przed załogą samolotu, a zwłaszcza pilotem Wroną.
Pozdrawiam cieplutko raz jeszcze! Halszka
Kiedyś byłam zdeklarowaną pacyfistką. Dawno temu byłam hipiską:) A każdy hipis musiał być pacyfistą:) Tera byłoby to trudne, znaczy się być pacyfistką. Przyznaję, że zdarza mi się nie być...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
"pani, przecież to ksiądz.." - co ci ludzie chcieli przez to powiedzieć, bo nie bardzo rozumiem. Czy księdzu wszystko wolno, czy chciano Ciebie powstrzymać, byś dała spokój? W podobnych sytuacjach to ja pacyfistką być nie potrafię, nie biję, ale mój język nie czuje się wygonie za zębami.
OdpowiedzUsuńPomimo ze nie zostawiam po sobie sladu, uwielbiam czytac Twoje tesksty!pozdrawiam cieplo
OdpowiedzUsuń