sobota, 31 grudnia 2011

Nagroda

W końcu to zrozumiałam.Rok 2011 jest dla mnie nagrodą.Nie wiem za co, ale wiem,że jest nagrodą.Jest nagrodą w dyscyplinie poszukiwań.
Od zawsze ze wszystkiego, co piękne, dobre i prawdziwe-poszukuję takich właśnie LUDZI.Pięknych  swoim wewnętrznym pięknem -jest sporo, ale to jeszcze za mało.Piękni są nieśmiali, ukrywają się przed uderzeniami obrzydliwości i trzeba Ich odkrywać, oswajać i ośmielać.Dobrych, czyli pozwalających na rozwój duchowy własny i innych- jest znacznie mniej.Ignorujemy ich i wyszydzamy, bo taka jest moda na dobrych.Tradycyjnie" dobrych" boję się i omijam szerokim łukiem.Prawdziwych Ludzi spotkać to po prostu wielkie szczęście i tyle.
A taka ja na przykład Ich spotkałam. I jak mogłabym nie być szczęśliwa?!
Szczęścia symbolicznie dopełnia JEDNA nagroda blogowa.Dla zapomnianego pierwszego bloga "Nie i amen..."Ktoś napisał dobre słowo, a robi za Nagrodę Nobla.Ktoś dał 100 punktów , a czuję się jak królowa angielska albo inna.
Bo dobre słowo ma swoją moc, bo o to chodzi, by miało coraz większą, by mobilizowało do odważnego wysiłku walki ze złem.Przeważnie ukrytym.
Dyscyplinie poszukiwań sporo można zarzucić,ale nie braku wytrwałości.
Przetrwałam słowa złe i do ich nosicieli szukam podejścia.W końcu to oni najbardziej poświęcają się, zionąc nienawiścią.
Poseł Palikot wypracował sobie swoją własną filozofię podejścia do nienawistników, ale ja wciąż jej nie mam.Czeka mnie moc pracy.Ela mówi,że jak komuś uda się ta sztuka- to Nobel pokojowy murowany.
Do Pokojowej Nagrody Nobla miałabym kandydata, ale właśnie zniknął z internetu.Jest Brazylijczykiem i przybliża geniusza filozofii ludzkiej -Nietzschego.

Zbliżyć się do tej filozofii znaczy przepaść z kretesem.Jeszcze nie jestem gotowa.Nagrodą jest samo zbliżanie się.Na stosowną odległość.
Nagrodą byłoby spotkaniem z Posłem Palikotem.Tematyczne.Bóg i Kobieta.
Podoba mi się Posła walka o godność Kobiety, ale...Najpierw musielibyśmy ustalić zagadnienia wstępne.Sporo ich.Za dużo jak na zajęcia Posła Palikota.

Dobrze,że jest Ruch Palikota , bo dla mnie jest nagrodą.Jest, ale już chce się od niego więcej i więcej.Czy da radę nienadążalności?Oby dał radę smokom.
Zachłannym i bezwzględnym.
Nagrodą dla mnie było też poddanie się potrzebie biednienia.Dobrowolne i świadome.Wzbogaca, ale o tym wie się dopiero potem.
Hierarchia kościelna nie wzbogaci się w ten sposób i to bardzo boli coraz szersze kręgi ludzkości.Ta zachłanność może być decydująca...
Nagrodą była wspólnota większa niż dotychczas.Nie tylko w gronie rodzin, przyjaciół, ale nieco wykroczyła poza czubek nosa...
Nagrodą jest chęć pisania, czyli dzielenia się myślami, co kiełkują.Niektóre zakwitają i dają owoce.To powód do radości.
Rok blogowania nie był stracony.Poznałam wielu Blogowiczów, którym gratuluję
poszukiwań.Są  czymś więcej niż nagrodą.To nic,że śmielsze teksty wciąż przepadają...Pojawiają się nowe, lepsze.
Najważniejsze,że zmiany, które rozpoczęliśmy w 2011 roku żadna przemoc już nie zdoła powstrzymać...Cdn.PS.Trzech dzieciaków odwieziono do szpitala.Ocaleliśmy z Czarnym.

Jak się czujesz?!

..."dobrze, dziękuję".- Wisława Szymborska towarzyszy nam nieustannie.

I zmiany...
Świat zmienia się nieustannie, ale w 2011 roku znacznie przyspieszył.Wchodzi na scenę pokolenie internetu , zabiera głos,głosi swoją nowa prawdę.Przede wszystkim potrzebę zamian wartości, którymi kierujemy się w życiu.Wyznawane poglądy zawiodły.Zawiodły religie i polityki, ale człowiek wciąż chwyta się wiary, miłości i cudów, które go podniosą do pionu, by mógł powiedzieć szczerze ,jak POETKA: "dobrze, dziękuję."
Na blogu słowo jest mocą.Realną,dostrzegalną i znaczącą.Na blogu możliwe jest zrozumienie i porozumienie.Łykanie wiedzy, przejawów dobroci i mobilizacji do odważnych wysiłków.Przed nami pojawiają się przykłady ludzkich wysiłków i mobilizują nas.Tej potęgi przecenić się nie da...

-Świat nie będzie spokojny.- mówi nam prof.Szewach Weiss, prof.Zygmunt Bauman, wizjonerzy.

Nie będzie spokojny, bo nie może być spokojny, skoro w naszych głowach bunt, sprzeciw,gniew i niezgoda.Przede wszystkim brak zaufania do siebie, a zamiast miłości -nienawiść.
-Nie wolno stracić żadnej okazji, by skorzystać z mózgu...- apelują i czujemy,że w końcu rozum może być w cenie.Teraz albo nigdy.
- Oby świat w 2012 roku nie zwariował.- to dalszy ciąg mantry.
Może nie zwariuje.Może znów, jak w 2011 roku dokonamy dobrych wyborów.
Mógł być przecież potop pisowski, a od Pisu odpadł tylko tynk, a partia zalała się sama swoją nienawiścią , a nie nas.Ocaleliśmy i znów liczymy na cud.
Na cud kontynuowania zmian, które rozpoczęliśmy.Są ważne, a może staną się najważniejszymi dla nas.Sporo będzie zależało od tego jak się poczujemy.
Pozytywnie zaskoczyła mnie dojrzałość Polaków.Zachód zachłystuje się naszą nową ideą i może dlatego dogorywa ignorowanie i wyszydzanie RUchu Palikota.
Pojawiło się zjawisko nienadążalności.
Nawet TVN24 wyrażnie nie nadąża.Nieco mnie rozczarowała red.Monika Olejnik, ale nie Grzegorz Miecugow.
O Piekarskim na mękach przypomniałam sobie wczoraj, spoglądając na przewodn.Sejmowej Komisji Zdrowia, gdy ujarzmiał energię ministra Arłukowicza.Piekarskich na mękach nie tylko w parlamencie jest sporo.Wnoszą złą atmosferę i chaos, ale jednocześnie są przez media forowani.Bo skandal robi widownię.
Może wrócę do tego komentarza, a może nie, bo teraz ...Było cicho od rana, miałam nadzieję,że także w mojej wsi jest zakaz straszenia petardami, ale tak nie jest...Boleję.

piątek, 30 grudnia 2011

Na bal do Wiednia...

nikt mnie jakoś nie zaprasza.Może dlatego,że ostatni dzień Roku Obfitości pragnę spędzić sama.Wiedzą o tym wszyscy bliscy i rozumieją tę potrzebę.Wynika z chęci towarzyszenia Kudłatemu, który z białego łoża nie ma szans wychodzić.A jednak się dziś zerwał i o kulach powędrował po szampana.
Ten zakup to dla męża jest jak zdobycie Everestu albo K-2.Sposobił się do niego cały tydzień i w końcu udało się.Ma minę Wilhelma Zdobywcy i jest szczęśliwy. Tym bardziej,że posłuchałam i nie wlokłam się za nim na szlaku zdobywców.Sukces jest wyłącznie jego i teraz planuje już obronę Czarnego niczym obronę Częstochowy.Czarny bardzo boi się huku petard i już od tygodnia cierpi.Nie sposób przewidzieć gdzie wybuchną. Od tygodnia trafia na miejsca, gdzie chłopcy dokonują ekscesów, które sprawiają,że psina pada, płoży się, drży i płacze.Cierpimy wszyscy, ale w Sylwestra chcemy być z tym sami.
Odwiedzę  ulubione blogi, popatrzę w telewizor i posłucham "Bolera "Ravela, które koi nas  od zawsze.Przede wszystkim będę próbowała podsumować Rok Obfitości, by mieć bazę do wchodzenia w kryzys...
I na stole będą pierogi.Z kapustą i grzybami, z mięsem i z serem.Zrobiła je Zosia i Ela.Są smakowite i wygrywają ze wszystkim, co jadalne.
A my będziemy chcieli koniecznie wygrać ze strachem...Amen.

czwartek, 29 grudnia 2011

Smoki

Min.Arłukowicz zderzył się ze smokiem.Koncerny farmaceutyczne to nie jedyne smoki, z którymi się zderzamy na co dzień.
Walka ze smokami do łatwych nie należy.
Godzinę temu napisałam o naszych wyborach roku 2011 i smok mi wpis zjadł.Nawet nie wiem, czy mu smakował...
Wiem tylko,że Minister dokonał dobrego wyboru.Wierzę w jego determinację i w zwycięstwo nad zachłannością.
Zachłannych smoków mamy sporo.Zdecydowaliśmy się z nimi walczyć.I walczymy, bo kryzys wymusza refleksje.Podobno ma trwać 8 lat, a może dłużej.Kryzys, nie refleksje, bo te mogłyby być stałe i powszechne.Tak będzie, bo dokonaliśmy dobrego wyboru w dniu 9 pażdziernika.
Nie ma wątpliwości,że wybór Ruchu Palikota był najważniejszym wydarzeniem.
Smoki już drżą, ale wciąż nie mam pewności, czy ten wpis się ukaże.Zobaczymy...

środa, 28 grudnia 2011

Coś mi mówi,że tym razem się uda...

Uda się rozbudzić wewnętrzną energię Polaków, bo już się budzą.Uda się, ponieważ energia to ogromna jest, piękna, dobra i prawdziwa.Właśnie odsłuchałam wicepremiera Pawlaka.Najwyrażniej przyspieszył.Mówi nie tylko płynnie i szybko, ale też sensownie.O konfucjaniżmie w kapitaliżmie nawet wspomniał, ale o katolicyzmie  akurat nie.Nie bez racji.
Nie bez racji nadchodzi rok SPOŁECZNY i prezes Pawlak to widzi.Sporo widzi i sporo duma chyba nad stanem spraw kryzysowych, ale jeszcze nie powiedział,że kryzys to wielka sposobność dla zmian wielkich i znaczących.Może powie a może nie.
To robota dla Palikota.
Coraz częściej słyszę te cztery słowa.Podobno zaczął Krzysztof Daukszewicz, ale robotę rozpoczął jednak sam Poseł Palikot.I dla mnie fakt ten jest wydarzeniem numer jeden w Ojczyżnie.Poza Ojczyzną ceniony jest bardziej, ale to jakby normalka.Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, ale zauważyłam,że do Polski wracają emigranci.Nie tylko syn Eli- Adam z rodziną, ale też dzieci sąsiadów bliższych i dalszych.Pytam po co i dlaczego wracają, a oni mi na to,że
roboty tu będzie moc.
I mówią jeszcze,że jak tylko skończą się igrzyska-trzeba będzie pomyśleć o chlebie, a każde ręce przydadzą się do pieczenia chleba.I jak tak mówią to robi mi się cieplej w okolicach serca .Wiara w człowieka rośnie i na twarzy pojawia się uśmiech.
Możemy się dzielić tym, co mamy.Niektórzy mają w sobie tylko strach i też się z nami nim dzielą.Boimy się coraz mniej, bo jesteśmy wewnętrznie wolni coraz bardziej i to jest w Smutnym Kraju nad Wisłą cud zwyczajny.Cud, bo ludzie coraz częściej odkrywają,że szczęście to żaden przywilej ale obowiązek wręcz.Obowiązek wewnętrznych przestrzeni człowieka.
Niektórzy ten stan naturalny i świadomy wciąż próbują wywoływać sztucznie, ale tę sztuczność już wyczuwamy i widzimy.W ten sposób zyskujemy w potrzebie kontroli własnego położenia.
Nie wiem, czy płakałabym na pogrzebie Kim Dzong Ila, gdybym tam dziś była.Prawdopodobnie tak, bo wciąż ulegam  masowym okolicznościom zewnętrznym.Ulegam, ale już nie daję im władzy nad sobą.To spora różnica.
Taka mniej więcej jak ugięcie się drzewa od wiatru a jego złamaniem.
Jeśli mi smutno i żle to najczęściej na widok wiatrołomów.Ludzi złamanych w pół
pod wpływem przemocy zewnętrznej.Mogą wstać, poskładać się i otrzepać, a nie czynią tego wcale.Zioną nienawiścią i straszą.
Tak, to robota dla Palikota, ale też dla mnie.Podnoszę na duchu i składam do kupy kogoś, kto się roztrzaskał o "ślepą wiarę".Im bardziej się staram tym bardziej widzę jak okrutny jest system przemocy.Jak może skrzywdzić człowieka.
Takie obrazy psują moje poczucie szczęścia, ale skłaniają do odważnego wysiłku.Tak sobie myślę,że gdyby w każdym mieście w najbliższym dziesięcioleciu pojawiła się taka jedna rodzina jak ELI to...

Trochę się rozmarzyłam, a chciałam skrobnąć o szczęściu przecież.O tym,że zależy od naszych przestrzeni wewnętrznych, ale smagane jest zwykle okolicznościami zewnętrznymi.Czasem bezwzględnie i okrutnie, bo tak jest z okrucieństwem patriarchalnego systemu łupów.
Walka z przemocą to wielka, zbiorowa robota.Nie tylko dla Palikota...

wtorek, 27 grudnia 2011

Uderzenie wiatru...

sprawiło,że na onkologii słyszałam mało, a potem jeszcze mniej.Lekarz objął nas obie, a potem podchodzili do Eli inni.Rozpłakałyśmy się dopiero wówczas, gdy zostałyśmy same na środku szpitalnego korytarza.
Mały Krzyś pstrykał nam zdjęcia i Ela powiedziała,że przyjdzie do niego w czwartek.W każdy czwartek...

Potem wychodziłyśmy ze szpitala chyba dwukrotnie i wracałyśmy.
W końcu jestem w domu, a obok w fotelu śpi Ela.Trochę jej niewygodnie, ale mam zakaz, by cokolwiek zmieniać.
Dostała nowe życie.Powiedziała,że to nowe życie musi mieć jakiś sens.
Na stole leżą papiery i w miejscu, gdzie jest PSA jest zero, zero zero...
Rak był i nie ma go wcale.To zwyczajny cud, ale chyba nie dla mnie, bo od początku "wiedziałam",że bestia pomyliła się paskudnie i musi odejść ze wstydem.
"Wiedziałam", czy wierzyłam- to jest do ustalenia.Przede wszystkim muszę ogarnąć jakoś potęgę wiary i miłości Eli, jeśli w ogóle jest do ogarnięcia przeze mnie.
Gdy onkolog pytał "Jak to możliwe?!"- chciałam powiedzieć,że to moc wiary, ale
 jakoś nie mogłam wydobyć żadnego słowa.Może wcale nie są one potrzebne, gdy dzieją się cuda za sprawą wiary.
Co teraz czuję? Czuję,że moje życie też bardzo się odmieniło.Też jest nowe i też nie może być zmarnowane całkiem i zupełnie.Czuję jeszcze coś więcej, ale nie bardzo wiem co to jest.Ela będzie wiedziała, bo ona sporo wie, więc ten stan nazwie , gdy go sobie oswoimy, przemyślimy i rozgadamy.Póki co...
Chyba się budzi do swojego nowego życia...Cdn ...

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Spotkanie z Einsteinem

Podjechał quadem? pod furtkę i dopiero wówczas dostrzegłam podobieństwo. Rzucało się w oczy i nie mogłam się nadziwić,że  Einsteina nie rozpoznałam wczoraj.Na szczęście domownicy wiedzieli o kogo chodzi i dlatego poczynili zakłady.Mąż stawiał na to,że o spotkaniu " dawno zapomniał", córka,że " pomylił mnie z mężczyzną, bo z kobietami nie rozmawia", a Ela,iż "jeśli będzie to będzie to randka stulecia".
I była.Może niekoniecznie stulecia, ale to była jednak randka.Przez kwadrans może, bo nowy sąsiad z widzenia był mocno zakłopotany i nijak nie wiedział, co począć ze swoimi palcami.Gdy kelnerka podała kawę i wino, było jeszcze gorzej, bo jął je reklamować.To nie jest wino dla damy, zamawiałem, ustalaliśmy....
- A może jest...-wtrąciłam i już wiedziałam,że wpadłam na samo dno.Ostrzegano mnie przecież.Żadnego sprzeciwu, a ja dopiero zaczęłam...Na zaproszenie do jego dworku,że się zastanowię i pomyślę... raczył się pośmiać obficie i ten jego śmiech przeważył szalę. Przede wszystkim zaś fakt,że traktował mnie jako "dziecko".Dziecku nie zrobi krzywdy ktoś, kto śmieje się tak jak Einstein.Tym bardziej,że jestem z psem obronnym,który nie pije i zawsze jest gotowy na wszystko.Też byłam gotowa, wszak Ela Einsteina znała jak mało kto.Przeważnie z ekscesów w Kenii i Zanzibarze.Ostrzeżenia chyba budzą u mnie moc ryzyka, więc zaryzykowałam.
- Wyobraż sobie..., jesteś Dobrochna, tak? Wiedziałem,że to ty , dziecko...Wiedziałem.Jesteś silna, ale czy zniesiesz prawdę o żródłach swojej mocy?Nie zniesiesz, więc ...
- Czy to będzie wyłącznie monolog?Żywy człowiek tu obok ciebie, Einstein jest i mógłbyś się przedstawić.Podobno masz jakieś imię...Niekoniecznie...
- Ach te formy.Nie lubię ich.Daj mi jakieś imię, bo Henia nie lubię.Nie lubię.
- A ja Henryka lubię, szczególnie VIII-ego....-rzekłam i lody stopniały, ale tylko trochę, bo nie zamierzałam króla Anglii nagradzać za skracanie swoich dwóch żon o głowę.
- Bo to jest właśnie nowa definicja prawdziwego świata....- stwierdził i jął mi się pilnie przyglądać.Przyznaję, strach mnie obleciał spory i nie za bardzo pojmowałam o co chodzi, gdy zadzwonił po posiłki.
- Zaraz tu będą, neptki jedne...I powiedz im  to sama.
- A ja coś w ogóle powiedziałam?!- zdziwiłam się bardzo i na serio.
Zrozumiałam,że swoje jakieś epokowe odkrycie przypisuje mnie. Z dobroci serca, albo z jakiegoś innego powodu.
-Heniu! I po co ty nas budzisz w środku nocy...- dygotali dwaj staruszkowie z laskami.Wybrzydzali na herbatę i na sposób jej parzenia.Jeden chciał zielonej, a drugi białej.Już zmierzałam z wrzątkiem, gdy obaj rzucili się do swoich filiżanek.Że 80 stopni,a  nie wrzątek i skąd się wzięłam.Jak zamierzam mordować to najpierw Felusia, bo darmozjad i kłamca...
Jeśli komuś się wydaje,że potem któryś z dżentelmenów dostrzegł moją obecność- to przyznać muszę,że owszem tak.Gdy po trzech godzinach naukowej dysputy o losach świata i okolic - podjechała taksówka i do salonu wkroczyła Ela.
- Od środka na zewnątrz...- powtarzał Einstein i miał rację.A Ela była bardzo zdumiona,że nową , epokową definicję świata odkryłam ja właśnie.Będę musiała się gęsto tłumaczyć , tylko nie za bardzo wiem jak...Gdy rozmawiali ze sobą - wszystko było takie proste i oczywiste...Może dlatego,że od środka rozgrzewało mnie dobre francuskie wino.

niedziela, 25 grudnia 2011

Świętować każdy musi

Chcemy czy nie, świadomie czy wprost przeciwnie- udajemy,że świętujemy dziś urodziny Boga Jezusa.Niektórym udawanie udaje się jak zwykle, ale nie każdemu.
Mnie przeważnie się nie udaje udawanie , ale przecież świętuję.Świętuje od dawna każdy dzień, każdą chwilkę w każdych okolicznościach, więc świętuję też BOże Narodzenie.Nie całkiem dlatego, iż 25 grudnia akurat ze skały urodził się bóg Mitra, czczony też przez Rzymian od I wieku n.e. jako bóg słońca czyli  Sol Invictus czy jakoś tak.Choć bóg podoba mi się, bo zabił byka i przez to zbawił ludzkość, podobnie jak Jezus przez śmierć na krzyżu, a po śmierci trzeciego dnia zmartwychwstał -  to jednak nie bardzo wiem, co mogłabym świętować.
Sąsiad też nie wie i bez uprzedzenia zapytał, co ja dziś świętuję.
- Przyjazd gości.-odpowiedziałam i  sąsiad się mocno zafrasował.Popatrzył, pokiwał głową , nerwowo wydobył papierosa, poczęstował i powiedział,że on chce poważnie porozmawiać, bo jak nie zamieni tych kilka słów z kimś przytomnym to mógłby zwariować albo kogoś pobić.Choćby mnie i mojego Czarnego.Odradziłam pobicie i gość przystał,że lał nie będzie, choć święta z laniem czasem mylą mu się z polewaniem obłudą.

-Ciemnemu ludowi w IV wieku można było wciskać te ...., ale teraz?!!!- cedził słowa i wyglądał na potrzebującego pomocy.
-Można było?- oburzyłam się autentycznie, wszak nie widzę zbyt wielkiej różnicy między człowiekiem IV a XXI wieku.Kto chce być okłamywany-jest okłamywany w każdym miejscu i czasie.
- Ale kto to robi? Kto okłamuje nas?- wrzeszczał sąsiad.
- Ludzie, niektórzy ludzie postradali zmysły...- słyszę swój głos i sąsiad zbliża się na niebezpieczną odległość.
- Chce pani powiedzieć,żem zgłupiał?- szepcze i szarpie swojego wilczura.
- Pan akurat nie, bo wie kim jest i co dla Pana jest najważniejsze...- odpowiadam i zamierzam zawracać w stronę domu, ale sąsiad ma lepszy pomysł.Odludzie nie sprzyja nawiązywaniu rozmów, ale psy już są przywiązane do drzew i siadamy na powalonej sośnie.Siadam, bo sąsiad zdejmuje kożuch i rozkłada na pniu.Czuję,że mi łatwo nie przepuści i nie pozwoli się zbyć byle sloganem.
- A pani? Znam panią jako...I bardzo proszę...Prosi i natychmiast wyrzuca z siebie potoki słów i nerwów.Bardzo mi to odpowiada, ale po kwadransie czuję już chłód.Ruszamy i po następnym kwadransie już wiem wszystko o odrzuceniu.Jak bardzo boli i skąd się bierze.Chcę wiedzieć jeszcze więcej o człowieku, więc umawiamy się na jutro.Bez młodszych braci, w kawiarence.
- Każdy musi świętować, ale byłoby fajnie, gdyby ludzie nie musieli mieszać porządków.- oznajmia pod furtką i pozdrawia serdecznie moją Rodzinkę, która już wynurzyła się z domu w celu poszukiwań.
-Mamo, nie musisz nam robić takich niespodzianek w Święta...- słyszę przyganę Córki i zeznaję ,że czasem lubię pogadać, bo lubię przecież.
- My też lubimy...- oświadcza Ślubny i zaczyna świąteczne opowieści.Słuchamy i w ten sposób zbliża się pora na kaczkę z jabłkami.
Potem  jest jak zwykle, czyli odpoczynek.Słodkie lenistwo.Bo każdy świętować musi, ale nie ja i nie Ela.My świętujemy z nawyknienia, więc spotykamy się przy kawie z jej domową roladą z orzechami laskowymi.
Chcemy razem posłuchać , co nam mają do powiedzenia Adam i Zosia.Wyjechali do rodziny Zosi, ale nie chcieli nas osierocić.Zostawili życzenia .Są dość pragmatyczne.Bardzo im zależy, byśmy ich posłuchały...
Rozglądam się pilnie za kimś, kto by nie chciał być wysłuchany, ale nawet Ela ma dziś sporo do powiedzenia, więc słucham pilnie i coś mi mówi,że świętować to może dla wielu oznaczać po prostu słuchać i tyle.
Biskupi też chcą być wysłuchani, wszak to też ludzie.Niektórzy chcą nawet, byśmy im wierzyli.Szkoda tylko,że nie rezygnują ze straszenia nas.
Aż tak bardzo boją się o swoją władzę i szmal,że nawet w Boże Narodzenie straszą?!!Mogliby odpuścić...Amen.

czwartek, 22 grudnia 2011

RYBA

A już prawie wątpiłam...
Już wydawało się,że nikt nie pamięta o symbolu chrześcijan, bo biskupi nie chcą pamiętać.Ludmiła pamięta i Racjonalista też.I fakty te budzą we mnie nadzieję,że biskupi też sobie przypomną.Erę Ryb, króla Rybaka i świętego Graala, a nawet moc symbolu ryby.Bardzo im tego życzę z okazji świąt, gdy na stole pojawi się ryba.Ona tam nie jest przypadkiem.Ma swoją głęboką historię i warto, by biskupi o niej pamiętali, a nie wmawiali nam,że symbolem chrześcijaństwa jest krzyż, bo nie jest.Krzyż został narzucony wojownikom cesarza Konstantyna i przejęli go wojownicy nowego kultu, który z chrześcijaństwem ma tylko tyle wspólnego,co...
No właśnie, chyba nic, ale to osobna sprawa.
Tymczasem z okazji Świąt zwanych Bożym Narodzeniem zwracam się do Pana Posła Palikota, by symbol chrześcijaństwa raczył powiesić w Sejmie RP, skoro tak bardzo jest on tam pożądany przez rzekomych chrześcijan.
Broń Boże-nie w nocy- ale w pełni słońca proszę symbol chrześcijaństwa powiesić w Sejmie.Bardzo proszę, bo w ten sposób parlamentarzyści mogą sobie przypomnieć o tym symbolu.Może nawet o chrześcijaństwie w ogólności, co  byłoby wydarzeniem historycznym i doniosłym dla kultury.
Polecam blog Racjonalisty traktujący właśnie o symbolu RYBY.O erze RYB może coś jeszcze skrobnę, choć jestem bardzo zajęta.
Panie Pośle! Wigilia to dobry dzień, by symbol chrześcijaństwa umieścić obok krzyża.Bardzo o to proszę.W imieniu własnym a także tych ludzi, którzy są chrześcijanami.Niech Pan nie wątpi,że są, bardzo proszę.Są ludzie, którzy żyją jak doradzał Jezus: duchem i prawdą.Zatem mogą mieć swój symbol swojej wiary, skoro inni mają w Sejmie RP symbol przemocy.Amen.

piątek, 16 grudnia 2011

Brawo, Pani Marszałkini!

Kultura może wszystko.A moc kobiecości jeszcze więcej...
Właśnie powiało z Sejmu kulturą osobistą i wieczną kobiecością.Słucham głosu KOBIETY, którą cenię, akceptuję , wyrażam aprobatę i uznanie dla JEJ pracy.
Pracy, która ma jedną cechę dominującą w moich oczach.Kobiecość właśnie.Wieczną kobiecość, która wyraża się w kulturze także, ale przede wszystkim  w głębokim humanistycznym podejściu do zagadnień społecznych, w tym także światopoglądowych.
To trudne zagadnienia, ponieważ oparte na świadomości.Na otwieraniu oczu dla nowych zagadnień, które niesie czas.
Czas nam przynosi  potrzebę otwartości na sprawy, o których dotąd musieliśmy milczeć i milczeliśmy.
Sam obyczaj milczenia jest już wielkim problemem społecznym, ponieważ pozwala złu ukrytemu, by utrzymywało się i rosło, a z każdego z nas  czyni niewolnikiem osobliwej zmowy.Zmowy milczenia wobec zła.

Czy obecność krzyża w Sejmie i w instytucjach państwowych jest złem?

Każdy z nas da sobie prawo, by o tym decydować za siebie,albo nie. Ale ktoś, czyli Pani Marszałkini - decyduje teraz za Sejm, bo ma do tego prawo.
Z tego prawa ktoś  inny mógłby uczynić oś sporu, ale nie Pani Ewa Kopacz.

Zapoznam się chętnie z czterema ekspertyzami, gdy tylko będę miała sposobność.Wyrażę swoje zdanie, ale teraz najistotniejsze dla mnie jest , by wiedzieć co to takiego symbol religijny i jego obecność tu czy tam.
Dlatego sięgnę do historii tego symbolu- krzyża.Jeszcze raz, bo krzyż ma tak długą historię jak człowiek, który widział swój cień i obrazował go.
Krzyż nie jest "własnością" kościoła katolickiego ani żadnego.To już wiemy wszyscy.I to,że nikt go nie może zawłaszczyć do swoich celów też wiemy.
Nie wiem tylko dlaczego wciąż są te zawłaszczenia i czemu służą.
Zawłaszczenia nigdy nie służyły niczemu dobremu, to oczywista oczywistość-powiedziałby klasyk nowomowy.Taka ja na przykład muszę powiedzieć,że zerwanie ze zmową milczenia wokół symboli religijnych otwiera dyskusję, a więc kruszy beton.I to jest wielki pozytyw sprawy.
Tym większy,że skłania do sięgnięcia do żródeł.Religii i humanizmu.Być może odpowie nam ta dyskusja na pytanie o charakter religii.Humanitarna ona czy autorytarna.
Przede wszystkim odpowiemy sobie na pytanie czym jest symbol religijny w przestrzeni publicznej.
Coś mi mówi,że po sięgnięciu na nowo do " Krytycznej historii..." Karlheiza Deschnera  i żródeł historycznych- będę mogła skrobnąć coś więcej na ten bardzo ważny temat.Amen.

czwartek, 8 grudnia 2011

Kłamstwa nie mają pamięci

Mają tylko swoich czcicieli i wyznawców.Ludzi, którzy wiedzą,że kłamstwo zawsze  jest bardziej prawdopodobne od prawdy i na tej iluzji budują swoje życie.Życie grobów pobielanych.Tymczasem życie wymaga odważnego wysiłku.Bo celem życia są zmiany.Ela i Zosia o tym wiedzą, ale nie my- nie ja i nie Adam.
Mamy kłopoty, bo nie rozumiemy, co się z nimi dzieje.
Przypadły sobie do serca od pierwszego wejrzenia i nie rozstają się bez bolesnej konieczności. Wyczuwa się tę wyjątkową jedność, której nigdy nie doświadczyłam.
Nawet w relacjach z najwspanialszymi ludżmi.Adam tę jedność wyczuwa silniej jeszcze niż ja i jest jakoś bardziej zazdrosny.Wyraża swoje uczucia także słowem:
-popatrz ,Zosiu też czasem na mnie, ja tu wciąż jestem i cierpię.
- Nie rozumiem dlaczego cierpisz ...-odpowiada i dowodzi jak bardzo Ela jest szczęśliwa, promienna i entuzjastycznie nastawiona do każdej chwili.Jak korzysta z życia i jak potrafi się nim cieszyć.
- Jest między wami jakieś tajne porozumienie...- mówi Adam i ma rację.Czuję to samo i zabieram Adama na spacer z Czarnym.
Pozwalam, by mówił i mówił swoją łamaną polszczyzną, która wprawia mnie w dobry nastrój, gdy nazywa rzeczy po swojemu: to nie jest chorować, to jest zdrowia pokaz, któren ja nie widzieć.Never, nigdy, przenigdy...Ja nie widzieć takiego zdrowia! To ja podrzeć...Znów pokazuje mi wyniki PSA, rezonansu magnetycznego i kilku innych, których nazwać nie umiem.Gdy rzuca je w glebę-już nazwać muszę.Nazywam prawdę, którą kieruje się Ela: twoja mateczka za jedyną realność życia przyjmuje szczęście wyrażone miłością i wiarą.Innej nie zna i nie przyjmuje.Wszystko inne to kłamstwo...Potrafimy to zrozumieć?!
- No nie, Dobrochna.Jest jeszcze ...Jest ta...świństwa...One rządzą światem.Matusia ich nie widzi?- przystaje i wpatruje mi się w oczy jakby od tego , co w nich zobaczy -zależały losy świata i okolic.
- Nie pozwolę jej umrzeć...- krzyczy i wpada w niepohamowany płacz, który rozdziera niebo i moje serce.Potem tylko zmienia się osoba  wzywające moce nieba i role.Wracając ze spaceru milczymy, a Adam delikatnie ujmuje moją rękę.Czuję,że jest po oczyszczeniu.Jak ja.
- Jest tylko szczęście, miłość i wiara.Tylko to i nic więcej.Dobrze to sobie matuńka obmyśliła...Bardzo dobrze.Ja bym też tak chciał...
- Chcesz i masz jak chcesz.-słyszę swój głos i oboje śmiejemy się do rozpuku.
Ela i Zosia są nieco zaniepokojone.Podobno nie było nas trzy godziny .Bardzo nas to dziwi.Dowodzi zasady względności czasoprzestrzeni.
Adam mnie zadziwia, a jeszcze mocniejsze wrażenie robi na Eli i Zosi, gdy zapowiada: jutro..., od jutra ...jest taki ład,że ...Mamusiu! Zosiu, Dobrosiu...
- Jeśli chcesz nam coś powiedzieć, to jeszcze dziś, Adasiu, bo jutro z rana jedziemy z Elą...- rozgadała się Zosia.
- To powodzenia, bo ja coś pilnie będę musiał załatwić.- zapowiada Adam i zaprasza mnie, by " rzucić okiem" na dom wypatrzony w pobliżu.Miałabym stwierdzić, czy na ulicy Kwiatowej mieszka szczęście, miłość i wiara, bo nie chciałby zapraszać swoich ukochanych do zamieszkania gdzie indziej.
Zosia protestuje i po raz pierwszy dostrzegam,że także jest kobietą, bo potrafi
bronić swojej podmiotowości.-Ty ,pan i władca wszechmocny nie jesteś.Zapamiętaj to sobie, Adasiu.Na dobre, bo złe...
- To ja pójdę sobie pomieszkać...-kombinuję i Ela mnie odprowadza, by móc szepnąć na osobności: jestem szczęściem.., cała jestem szczęściem...
- Miłością i wiarą...-dodaję i już wiem,że Ela sobie poradzi.Amen.

niedziela, 4 grudnia 2011

Zmiana to coś wielkiego

Gdy dotyczy wiedzy prawdziwej, czyli  poznawania przyczyn braku piękna, dobroci i prawdy w życiu- zmiana jest trudna do przecenienia.Zmiana jest jak otwarcie drzwi, jak uwolnienie się z ciężkiego uzależnienia, jak narodzenie się na nowo.
Gdy dotyczy  najważniejszego, czyli poznania kim jesteśmy i co dla nas jest najważniejsze- realizujemy cel własnego życia i w końcu pojmujemy,że jest ono szczęściem, niezależnym od okoliczności zewnętrznych a gdy jednak  zależnym, to raczej w stopniu minimalnym.
Gdy zmiana dotyczy spojrzenia na nasze własne marzenia, pragnienia i potrzeby,nagle okazuje się,że świat cały może działać na rzecz ich realizacji, gdy bardzo czegoś pragniemy, bo najgłębsze pragnienia są dobrą energią, która buduje.
Tego cudu życia właśnie doświadczamy. Taka ja na przykład doświadczam szczęścia zmian dzięki naturalnej kapłance i królowej, a Ela doświadcza zmian, bo uważa ,że są celem życia.- Wystarczy im pozwolić, by zaistniały...- mówi i
dzieje się tak,że zadziewają się i zataczają kręgi na innych.I to,że zadziewają się i zataczają- bardzo nas cieszy i uskrzydla, choć łatwo nie jest.Wprost przeciwnie- Ela jest chora i chce przeżyć " resztę życia w dwa miesiące".Taki jest wyrok dla raka trzustki.Dla mnie to jest przewartościowanie wszystkiego, co znam.
"Umieram" z nią każdego dnia i każda chwila jest bardzo intensywna.Przeżywana do dna, jakby była ostatnią.Najpierw uważałam,że to jest doświadczenie ponad moje zdolności i ponad możliwości.Zaprzeczałam chorobie, chąc ją ignorować i wyszydzić.Bunt, sprzeciw, targi, depresja.Naturalne procedury , by dojrzeć i pogodzić się z życiem.Z tym życiem, które też oznacza śmierć.

-Gdy przyjdzie, pragnę być gotowa.Przyjąć ją godnie...- szepcze Ela i odmawia pomocy innej ponad "bądż, po prostu bądż" ze mną.Jestem i to moje jestem nabiera zupełnie innego wymiaru niż dotychczas.Jestem ważna i tę swoją ważność czuję mocno.Chyba za mocno i dlatego próbuję się wspomagać.
Adam i Zosia są w drodze z Chicago.Syn Eli zapuka jutro do drzwi swojej Mateczki, której nie zna.Pozna w ekstremalnych okolicznościach.
Coraz częściej ludzkie życie przebiega właśnie w okolicznościach ekstremalnych.I wymaga wielkiej dojrzałości.Przede wszystkim świadomości,że zamiana to coś wielkiego...

czwartek, 1 grudnia 2011

-Tak jest u nas...

chełpliwie zeznają, niczym rządcy PZPN, gdy już się  ciut wyda, co robią hermetycznie zamknięte naszości.Tak jest, czyli jak jest z czcicielami i wyznawcami pięciu bożków?Jak jest z czcicielami bożków religijnych przeważnie tylko przeczuwamy.Wiemy tylko,że przynależność do kasty ludzi żyjących z religii, sama przez się czyni ich "lepszymi", a sami siebie uważają za postawionych ponad...Ponad prawo, ludzkie potrzeby, zasady życia społecznego .Czasem ponad zdrowy rozsądek i zasady rozumu.Najczęściej ta rzekoma "lepszość' uzasadnia ucieczkę od życia i zamykanie się w swoich grupach.Przeważnie objętych zasadą hierarchii i  całkowitego posłuszeństwa, jak w zakonach.
Nie tylko Ela i ja uważamy,że to jest najśmieszniejsza i jednocześnie najtragiczniejsza przyczyna dramatu ludzkiego, ponieważ z tej grupy ludzi oderwanych od życia pochodzą religie autorytarne, przemoc i odrzucenie naturalnych wartości człowieczeństwa, w szczególności kobiecości i seksualizmu.
Fryderyk Nietzsche jest na przykład zdania,że :"Chrześcijaństwo wzięło stronę wszystkiego, co słabe, co niskie, co nieudatne".Może nie chrześcijaństwo, może tylko osoby żyjące z chrześcijaństwa.Może tylko osoby głoszące sprzeciw wobec
praw natury  i rozumu. Głoszenie tego sprzeciwu nie tylko złamało nasz naturalny instynkt samozachowawczy i " zepsuło rozum nawet najpotężniejszych duchowo natur", ale odrzuciło naczelne wartości duchowe człowieka, w szczególności zasadę Jezusowej jawności życia i zasadę " ducha i prawdy".
W ten sposób religie autorytarne "stworzyły" człowieka słabego.Niewolnika zasady posłuszeństwa, z którego nie ma dobrego pracownika.Czeka on na gotowe recepty, które go uzależniają i wyzwalają z potrzeby myślania własnymi myślami i czucia własnymi czuciami.

-Tak jest u nas...- chciałoby się powiedzieć, ale chyba najpierw należy dostrzec i zauważyć,że wobec zła ukrytego reagujemy ostatnio jakoś inaczej niż w wiekach średnich.
Jakoś inaczej odnosimy się do ludzi zamkniętych za spiżowymi bramami i w tajnych towarzystwach, partiach i związkach. Już wiemy,że zło ukryte utrzymuje się i rośnie, a choć poczyna się za zamkniętymi drzwiami to jednak w końcu dotyka nas wszystkich i boleśnie rani.Wiemy i dlatego jesteśmy czujni na wszelkie " dzieła boże" i stowarzyszenia , które mówią: " tak u nas jest".
U nas jest inaczej, panie Lato na przykład...U nas jest życie, które łączy wszystko.U nas, panie Lato jest praca, a nie 170.000 zł miesięcznie ani 50.000 zł
-jak pan wolisz- za "reprezentowanie".U nas, tu jest panie Lato także poczucie
jak najdalej odległe od wartości duchowych.Jakichkolwiek bądż, choćby najelementarniejszej przyzwoitości.Tak jest u nas, panie Lato, a u pana jak jest?
Mówi pan,że  tak jest ...Mówiłby pan tak, gdyby nie miał wzorców takiego postępowania?! W kogo się pan tak zapatrzył,że aż nie widzi pan nic? Nic poza
władzą i naszymi pieniędzmi? A może jednak ktoś otworzy panu oczy? Amen.

czwartek, 24 listopada 2011

To nowa i komfortowa sytuacja

Nie muszę się wstydzić , ponieważ dokonałam dobrego wyboru politycznego.
Taki stan to nowość zupełna i powoli z tą zmianą oswajam się.Powoli, bo z niedowierzaniem,że oni tam w Sejmie RP mają moc i działają mimo wszystkiego złego, czyli zła ukrytego, które przecież umacnia się i rośnie.Przede wszystkim potęguje agresję obronną, a moi ludzie pracują i już pierwsze efekty tej pracy dostrzegam.
Pracują, by edukacja nie wymuszała degradującego posłuszeństwa narzuconych norm, ale rozwijała sztukę samodzielnego myślenia i czucia.Pracują nad tym, by człowiek w urzędzie był traktowany jak człowiek.Zawalczają z  molochem delegalizacji i zamyślają o kulturze, która może wszystko.
A wszystko po to, by biedni bez własnej winy i ludzie wykształceni mogli w końcu ruszyć z miejsca.
I ruszą, bo my ruszamy.Ruszyła Ela i ruszają młodzi, którym patronujemy.Miło patrzeć jak tak ruszają i jak główkują.Takie patrzenie to szczęście zwyczajne jest i bardzo energetyczne.
Ruszają nasze nowe myśli i życie przez to staje się zupełnie nowe i inspirujące.

Poznajemy moc myśli, które są jak magnesy i jak wywołują potężne skutki.
Czego jeszcze można chcieć więcej, gdy ma się poczucie jedności z tym wyborem, którego się dokonało?!
Można i trzeba obserwować czterdziestu i jednego , bo ta obserwacja wpływa na obserwowany obiekt i energetyzuje go.Już to wiemy i doświadczamy świadomie tej wymiany energii.Szkoda,że niektóre wspaniałe przykłady , na przykład z Islandii,Irlandii do nas nie docierają i nie energetyzują naszego życia społecznego.Szkód i krzywd wciąż robimy sobie dostatek, ale nawet w procesach dewastacji związków coś się dzieje.Może styl i klasa Posła Palikota i Ruchu jakoś przebiją się i ignorowanie nowej idei a także szyderstwo maluczkich -zacichną ze wstydu.Póki co triumfują, ale jakoś żałośnie i piskliwie.
Otwierają się oczy ludzi myślących samodzielnie , a to jest już coś. Coś najważniejszego, bo to nam pozwoli na samoświadomość i na rozwój.Amen.

piątek, 18 listopada 2011

Po expose

czujemy radość i dumę.A wystąpienie premiera Donalda Tuska nam tej radości ani dumy nie zmąciło, bo nie mogło zmącić.

Adam i Zosia w Chicago wysłuchali expose posła Janusza Palikota i są gotowi rozważać powrót do Polski.

-To nas obchodzi, mamo, wydzwaniali wczoraj do Eli  po pięć razy każdy, by

ustalać gdzie są pieniądze dla głodnych brzuszków i praca dla ludzi wykształconych.Jak edukacja może w Smutnym Kraju odbić od dna i czy Zosia ma szanse prowadzić galerię sztuki, jeśli nastąpi regulacja stosunków  ludzi z biurokratami.Najważniejsze, czy już teraz rząd dostrzeże konieczność pracy nad czterema warunkami postępu , czy trzeba będzie czekać rok, dwa albo cztery.

-Poseł Palikot jedynie naszkicował przyczyny naszej biedy i sposoby wyjścia z niej...-zeznawałam w rozmowie z Zosią i gasiłam nieco zapał własny , a także wszystkich innych.Nie pomogło.Poderwał nas swoim expose i nie ma przeproś.Ruszamy do pracy z kopyta, by ludzie mogli żyć w swoim własnym kraju bez przemocy, biedy i strachu.
Po swojemu liczymy żródła,skąd brać pieniądze i wspomożemy w tym liczeniu Posła, choć wie lepiej i wie wszystko, skoro potencjał Polaków pragnie uruchomić.
Panie Pośle, on -potencjał ludzki-jest większy niż dziś o tym myślimy, bo dziś myślimy jeszcze po staremu.Wystarczy,że ANOMIA stanie się przedmiotem analiz, rozmów i podstawą liczenia strat, jakie nieustannie ponosimy.
Oni wrócą, do nas ,do Polski, do Pana i pomogą.

Uderzenie poniżej pasa przez  Premiera powoli mija .Przygotowani jesteśmy,że swe zachowawcze rządy partyjne będzie mógł forsować rok, dwa ale nie dłużej.
W końcu i tak rozwinie Pan i uzasadni swoje expose, a my będziemy już gotowi, by Pana wesprzeć i pomagać.
Tymczasem życzymy powodzenia w służbie Ojczyżnie . Panu i  Ruchowi.
Sądząc po minach posłów, być może pojęli o czym Pan mówił...Amen.

niedziela, 13 listopada 2011

Roztropnością...

za bardzo nie pogrzeszyłam i zaryzykowałam.

Już 30 pażdziernika czułam,że tak będzie, gdy spotkałam Elę , a jej sprawa mnie zainteresowała.Teraz jest już decyzja.Sprawa Eli zawiera wszystkie elementy moich zainteresowań i  dlatego oddałam jej część władzy nad sobą. Z radością tym większą,że Ela odkrywa w sobie niezwykły talent pisarski, a ja jej w tym odkrywaniu towarzyszę.Dokładam drew do kominka i czasem jakieś słówko albo dwa do tego, co pisze.A pisze o tym jak na jej dramat i na dramat życiowy wielu innych osób i rodzin wpłynęła religia, przemoc, kobiecość i seksualność.
Moja przyjaciółka poszerzyła pole swoich marzeń i stojąc przed prawdą, którą postawiło przed nią życie- dojrzewa do jej wyartykułowania.
Zanim wyjedzie do syna do Chicago zamierzyła naszkicować rys swojej historii.Jest ona dla mnie arcyważna, ponieważ pokazuje związki między narzuconym schematem przemocy a skutkami tejże.Ukazuje wiedzę, dobroć , odwagę Eli i jej syna Adama, z którym spotka się po 26 latach...
Będę z Elą i dlatego ograniczam blogowanie.
Być może uda mi się choć raz w tygodniu zamieścić wpis.Być może znajdę czas , by zajrzeć na ulubione blogi.Być może skrobnę jakiś drobny komentarz...

Tymczasem najserdeczniej dziękuję Blogowiczom za to,że mnie wspierali i zaszczycali mój blog, wykazując się wiedzą, dobrocią i odwagą.
I bardzo proszę, byście  we mnie, Drodzy- nie wątpili.Wrócę z radością i chyba będę mogła powiedzieć coś więcej niż dotychczas.Serdecznie pozdrawiam.

sobota, 12 listopada 2011

Składania ofiar z ludzi...

w Europie zakazali Rzymianie dekretem senatu z 97 roku p.n.e.Zakaz dotyczył także podbitych krajów, ale aż do XVIII wieku n.e. nie wszyscy ten zakaz honorowali.Uważający się za chrześcijan( bo nie chrześcijanie, którzy są pacyfistami) zakazu nie honorowali i uczoną Hypatię , broniącą Biblioteki Aleksandryjskiej przed spaleniem przez biskupa Cyryla- zabili ze szczególnym okrucieństwem.Z takim samym okrucieństwem składali ofiary z ludzi przez wieki.
Czy byli bardziej czy mniej okrutni od mieszkańców Mezoameryki, którzy słynęli z krwawych ludzkich ofiar- nie jest wiedzieć. Wiadomo tylko,że niegdysiejsi mieszkańcy dzisiejszego Peru na przykład - zabijali , aby ratować świat.Wierzyli,że jedynie złożenie ludzkiego życia w ofierze mogło przynieść ocalenie.Według Azteków ludzka krew pozwalała zregenerować siły słońca, bo
 swoje życie traktowali jak element kosmicznego cyklu wzajemnych ofiar.
Ofiary z ludzi służyły też powodzeniu przedsięwzięć budowlanych i konsekracji nowych świątyń.Tak było niemal na całym świecie, bo tak też było z Murem Chińskim na przykład.Tysiące ofiar pochowano pod jego fundamentami, by mógł przetrwać wieki...W Japonii dziewice grzebano żywcem...Nawet łagodni Egipcjanie składali ofiary z ludzi w ofierze podczas pogrzebu władców.
Piszę dziś o tych faktach, ponieważ coś mi mówi,że składania ofiar z ludzi nie zaprzestano wcale.Zmieniła się tylko forma i treść, a nawet motywacja, ale nie samo "posyłanie na stos".
Skłania mnie do tych wspominków neofaszyzm i to wszystko, co stało się wczoraj podczas obchodzenia Święta Niepodległości.Co się stało?- jeszcze nie umiem sobie odpowiedzieć , bo budzą grozę zachowania prawicowców-narodowców-patriotów, czy jak ich tam nazwać...A nazwać trzeba i zrobić wszystko trzeba, by nigdy już nie mogli się pojawić pod naszą szerokością geograficzną.Amen.

piątek, 11 listopada 2011

"Nie będziesz się skarżył...

na krzywd niedostatek".
Po wczorajszej rozmowie z red.Monika Olejnik  w "Kropce nad i..."poseł Janusz Palikot cytuje na swoim Poletku nieśmiertelnego Homera.Bóg Posejdon obiecuje  to Odysowi...i dotrzymuje słowa.
Parlament będzie dla Posła i jego Ruchu-bezwzględny i okrutny.Próbkę tego traktowania "obcych" już widzieliśmy na inauguracji posiedzeń obu izb w dniu 8 listopada br.
Jak bardzo będzie bezwzględny i okrutny pokazała red.Olejnik po raz kolejny (3 -ci czy 4-ty, a może ...)"oskarżając" Janusza Palikota za " grzechy", które popełnił zupełnie ktoś inny w czasach dawno minionych i bez żadnego związku z działalnością Posła i Ruchu.To tylko próbka tego, co nastąpi, bo nastąpi.
Nastąpi, ponieważ Pan Janusz to inna klasa i inny styl.Inny od dotychczas praktykowanego w polityce i w życiu publicznym.Zupełnie inny, więc "wrogi".
Ze względu na prawicową  zasadę: kto nie jest z nami jest przeciwko nam.
Poseł reprezentuje ideę lewicową i wcale nie tego nie wstydzi, jak SLD.
Ma więc także wroga w samym SLD, a szczególnie w osobie posła Leszka Millera.Z pewnością będzie chciał ten poseł zapomnieć o "dziwolcach (?!) i dziwolągach", ale tym razem chyba się nie da .Nie da się, bo to określa tego posła tylko i ewent. także część jego formacji partyjnej.
O obciążaniu jednych winami innych już rozpoczęła się wczoraj dyskusja.
Podjęła tę dyskusję red.Monika Olejnik, ponieważ została zaatakowana w "FiM".
Taki atak ( za pośrednictwem przodków albo dziadka z Wehrmachtu) był dotychczas polityczną normą, ale nie będzie normą.Zadba o to poseł Palikot i jego Ruch.Zadanie Herkulesa? A mają oni jakieś inne robótki do spełnienia?Coś mi mówi,że nie i dlatego nie będą się skarżyć.Ani na niedostatek krzywd ani na bezczynność.
Red.Monikę Olejnik lubię, szanuję i podziwiam.
Wiem, co mogła czuć, gdy red.Marek Szenborn w "FiM" wypomniał jej współpracę z red.Jerzym Urbanem, który był i jest niesłuszny.Nikt by tego nie chciał, by mu wypominano coś, do czego sam nie chce się przyznać.
Bo to jest nietakt, brak grzeczności, czyli głupota.
Coś mi mówi,że "FiM" tej głupoty nie popełniłyby wcale, gdyby nie bezwzględne ataki red.Olejnik na ten tygodnik i na osobę posła Romana Kotlińskiego.Za wszystko, za całokształt, a w szczególności za zabójcę ks.Popiełuszki- Piotrowskiego.I przy okazji ataki na posła Janusza Palikota oczywiście, bo współpracują...
Problem odpowiedzi na krzywdę to zaniedbana sprawa.Jedni mówią,że trzeba nadstawić drugi policzek, ale potęgują krzywdę, a inni pokazują,że można inaczej...
Zobaczymy, co nam pokażą, bo rachunki krzywd są niespłacone i rosną, niestety.

Odesłanie do osobistych...

problemów czy pospolite prostactwo?
Co zdominowało inauguracyjne posiedzenie Sejmu VII kadencji i Senatu VIII kadencji w dniu 8 listopada 2011 roku w środku Europy w XXI wieku?
Polacy nie mają wątpliwości:OBRZYDLIWOŚĆ...

Najpierw -zamiast podziękowań- była pisowska napaść na b.minister Ewę Kopacz.Za pomocą agresywnych i niemających związku z rzeczywistością "pytań smoleńskich".Potem ta agresja przeniosła się na poseł Wandę Nowicką, bo Panie aspirowały do funkcji marszałkiń Sejmu.Był szowinizm posła Dorna i reakcja z sali posła Janusza Palikota.W obronie atakowanej bezpardonowo Wandy Nowickiej wszedł na trybunę poseł Robert Biedroń i z góry wiadomo było,że agresja nie zmniejszy się.
Bo Biedroń to człowiek wyjątkowy.Spokojny, uśmiechnięty, ekspresyjny i nowy w Sejmie.Musiał zapłacić za tę odwagę i zapłacił.Wystarczyło,że proszącym, niektórzy mówią-błagalnym tonem- zwrócił się do posłów, by zaprzestali "ciosów poniżej pasa".

Posłowie, nie tylko z PiS, niestety- zaatakowali posła salwami szyderczego rechotu i "komplementami" z seksistowskim podtekstem.Bo poseł Biedroń jest sobą i stać go było  już dawno temu, by określić swoją swoją orientację.
Głośna i okrutna fala szowinizmu nie ominęła nawet Premiera, posłów z SLD i
to jest jakoś  częściowo zrozumiałe.Rechot, szczególnie w sytuacji stresowej- jest zarażliwy.I jest zabawa w poważnej sytuacji...
A "starzy" posłowie zrobią wszystko, by dobrze się bawić.I bawili się...I tylko nie jest wiedzieć, czy to jest dobra zabawa.
Niemal równocześnie Senat obśmiewał senatora Kazimierza Kutza.Bo jak to zwykł czynić zawsze- powiedział  rzecz oczywistą dla wszystkich , ale nie dla tej
izby o dominacji  partyjnej PO nad nią właśnie.
Cokolwiek mówimy i czynimy- mówimy o sobie.Przede wszystkim o swoich problemach.Jakież to problemy osobiste wyartykułowali parlamentarzyści swoją falą nienawiści ? Poznamy te  ich osobiste problemy, ale już jedno jest oczywiste.To są poważne problemy osobiste .Może zbyt poważne na role parlamentarzystów, którzy już na inauguracyjnym posiedzeniu określili swoją reputację.Czy może ona być gorsza? Oczywiście,że może,bo prawica koniecznie chce pokazać Ruchowi Palikota"gdzie jest ich miejsce".I z pewnością pokaże.Być może bezkarnie będzie pokazywać...
Trzeba tylko mieć nadzieję,że wyborcy i media opanują sytuację.Są już dowody na to,że pojawia się głębsza refleksja w TVN i gdzie indziej.Może nastąpi spotkanie z rozumem i parlamentarzyści sobie przypomną kto i po co ich na Wiejską wysłał.Najpierw jednak sami -będą musieli załatwić swoje problemy osobiste z tolerancją, akceptacją,zasadami demokracji...Sami, bo obowiązkowych badań psychiatrycznych póki co nie wprowadziliśmy.

Póki co trwają wysiłki wyborców, by wprowadzić do parlamentu zasadę Einsteina: wszystko należy robić najprościej jak to możliwe, ale NIE prościej.
Pomiędzy prostotą a prostactwem jest cieniutka granica.To jej wyczucie stanowi o kulturze i dobrym obyczaju.Przede wszystkim o osobistych problemach delikwenta, które rzutują na jakość życia.
Za spowodowanie niebezpieczeństwa w ruchu drogowym jest w kodeksie karnym kara.Wcale nie jest mała.Za spowodowanie niebezpieczeństwa dla działania zasad  elementarnej przyzwoitości w parlamencie...
Co ich powstrzyma przed nową falą agresji obronnej, gdy już czują,że muszą odejść ,że ich partyjność i moralizna rozsypują się?
Coś mi mówi,że zrobią to wyborcy.Tu , na forach. I czynią to właśnie.
A ja tylko przypominam,że 382 posłów i 90 senatorów, ślubując- błagało o pomoc...Oby nadeszła. Amen.

czwartek, 10 listopada 2011

Chochlik, jeśli działa...

przeważnie pracuje na rzecz silniejszego.
Dziś rano pracował na rzecz PO, red.Moniki Olejnik i przede wszystkim chyba filozofa niemieckiego Arthura Schopenhauera. 
Zadziałał, bo próbowałam przypomnieć dziełko "Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów" i zacytować fragment:"Należy doprowadzić przeciwnika do złości;albowiem w złości nie jest on w stanie  prawidłowo rozumować  i dopilnować swoich korzyści.Sprowokować  do złości można 
przez jawne niesprawiedliwe traktowanie lub szykany i w ogóle przez bezczelne zachowanie się".
Nadto próbowałam także podzielić się z Państwem własnymi spostrzeżeniami co do stosowania tej techniki, zwanej też sztuką- przez osoby publiczne.
Każdy może sam wyrobić sobie zdanie co do stosowania erystyki, ale trudno nie zauważyć,że stosuje ją b.minister Julia Pitera, ponieważ wczoraj zastosowała  tę technikę  przeciwko posłowi Biedroniowi.Nie pierwszy i chyba nie ostatni raz...
Co gorsze -powiązałam tę technikę ze zjawiskiem ANOMII, czyli zanikania więzów społecznych.Powiązałam dlatego,że erystykę stosują masowo partie prawicowe i nie tylko one...
To tytułem wyjaśnienia braków wpisu, a nowe fakty  w tym względzie właśnie obserwuję  w sprawie poseł Nowackiej...I mam nadzieję je opisywać.Amen.

Zrywanie więzów...

  osiągnęła.Oburzenie ludzi nie ma granic, bo ta "sztuka" budzi sprzeciw.Dlaczego tak wielu politykom i innym...-zależy na " doprowadzeniu przeciwnika do złości"i na tym, by ..."nie byli w stanie prawidłowo rozumować i dopilnować swoich korzyści"- nie jest wiedzieć.
Najwyrażniej jest to "sztuka" opłacalna, ponieważ stosowana jest niemal powszechnie.Skutek tej techniki jest opłakany, ponieważ walnie przyczynia się do ANOMII, ale ten skutek jakoś nikogo specjalnie nie interesuje.
Skutek już jest widoczny od dawna gołym okiem i ubolewamy nad tym,że normy społeczne ulegają osłabieniu, ponieważ coraz częściej są sprzeczne ze sobą, a rozpad więzi społecznych ( w tym  brak zaufania do siebie wzajem)- bije na alarm, bo jest najniższy w Europie i dochodzi do 80%.
Jak zatem odniesiemy się do tej "sztuki", która nas spycha z poziomu porozumiewania się na poziom ofiary sporów?
To by dopiero była sztuka, ale nie dostrzegam jeszcze opracowań podobnej natury.Może są gdzieś, a może trzeba nam reagować indywidualnie na napaść.
Przykazanie"Nie zabijaj" słowem złym wcale tu nie ma zastosowania ze strony czcicieli i wyznawców patriarchalnego systemu łupów.Oni wręcz  metodę  erystyczną stosują nagminnie.I zupełnie bezkarnie.
Coś mi mówi,że to się może zmienić, jeśli czcicieli erystyki Schopenhauera będziemy mogli rozpoznać i ich nazwiska zapamiętać.Moją listę czcicieli erystyki wczoraj otworzyła  b.minister d/s zwalczania korupcji właśnie.

wtorek, 8 listopada 2011

Zdornowacieli

Od czasów Noego nie mamy problemu z nazwaniem postawy posła Dorna i jemu podobnych.Sam Noe  nie miał problemu z nazwaniem  niegodnego zachowania młodszego syna Chama i nie miał problemu, by to zachowanie napiętnować po wsze czasy stygmatem przekleństwa: "Niech będzie przeklęty Kanaan!
Niech będzie najniższym sługą swych braci"( Księga Wyjścia, 10,25).
Niech będzie...Powtarzamy przez wieki, nie podajemy dłoni, nie zapraszamy do domu i nie widzimy, gdy przechodzi ulicą.
Gdy zasiada w Sejmie VII kadencji-mamy jego obraz przed sobą -chcąc nie chcąc.
Katuje nas taki widok , ale nie wszystkich.
Wczorajszy wybór wicemarszałkini Nowickiej pokazuje,że ok. 70 posłów z PO taki widok nie katuje i nie mierzi.Wprost przeciwnie-posła Niesiołowskiego wprost zachwyca i podnieca.Niezdrowo...powie ktoś, ale co może być zdrowego w partii zwycięskiej, gdy aż 70-ciu posłów widok ów zachwyca?!
Zwyciezca-Premier do nas strzelał nie będzie, bo nas lubi.Z wzajemnością.
Przemawia niczym Noe do partyjnych  i gdy tak czyni-wciąż mamy nadzieję.
Ale mimo postawy akceptacji, aprobaty i uznania stosowanej przez PO wciąż tam ktoś dornowacieje.Bo to jest niemal kultowa postawa na prawicy.Nie wymaga żadnego wysiłku intelektualnego ani żadnego innego.Wystarczy,że młodszy czerpie z poczucia wyższości, którą rzekomo gwarantuje przynależność.
Coś mi mówi,że cham -nawet sejmowy-powinien być traktowany tak samo  jak Cham został potraktowany przez Noego.
W przeciwnym razie nie będzie wiadomo kto komu służy i po co znalazł się w Sejmie.
Po co znalazło się  na Wiejskiej Pis już nikt wątpliwości mieć nie może.
Będzie ta partia strzelać z armat i już wczoraj postrzelała sobie.Bezkarnie, jak sądzę.Będzie strzelać tragedią smoleńską, bo Umarli nie mogą zabrać głosu.Będzie strzelać na oślep krzyżem i wartościami chrześcijańskimi, ponieważ nikt ich nie broni.Ani krzyża , ani wartości.A chyba jednak ktoś powinien...
Poseł Palikot wczoraj na święcie demokracji - inauguracji obrad Sejmu VII kadencji- zepsutym przez synów młodszych Noego- zareagował.ON JEDEN TYLKO?!!!
Może jeszcze ktoś zabierze głos w sprawie patriarchalnego szowinizmu?!Amen.

Sypie się...

moralizna i trzeszczą posady.
Im bardziej sypie się moralizna tym, bardziej posłowie VII kadencji walczą o życie.Od dawna wiemy,że o przetrwanie walczy SLD,PiS,PO i PSL nawet.Wiemy niewiele, bo prawdziwa polityka wciąż jest uprawiana "po cichu".W szczególności cicho jest wokół PO, ale nie w PO.Premier jest na emigracji wewnętrznej- w końcu ktoś to głośno powiedział.
Trzeszczą posady w zawrotnej liczbie, więc agresja obronna przybiera monstrualne formy.Taka jest reakcja staczających się "gigantów".Ujawniła się szczególnie przy wyborze marszałkini Sejmu VII kadencji.I nikt nie wstał i nikt nie powiedział: Pani Minister dziękuję Pani! W imieniu własnym, bo nie mam upoważnienia od ofiar smoleńskiej katastrofy...Poseł Nowak może i próbował.Może wie,że Pani Kopacz nie są potrzebne podziękowania, ale mnie nauczono dziękować, więc to, co zrobiłabym dziś z całą pewnością, to właśnie to.Na szczęście nie jestem posłanką i bardzo to sobie chwalę, bo ANOMIA, o
której wciąż jeszcze nie można mówić mogłaby stać się nietaktem, choć jest faktem.Faktem bezspornym i widocznym gołym okiem dla każdego.

"Takt" jednak wymaga, by o rozpadzie więzi społecznej nie mówić głośno.Jeszcze nie, bo najpierw ktoś musi postawić diagnozę.Ktoś kompetentny, czyli dobry lekarz domowy.W Sejmie VII kadencji może są lekarze, ale nie dostrzegłam tego, który o naszej chorobie wstydliwej i chronicznej chorobie powie głośno.Poseł Janusz Palikot mówi już od dawna, ale kto słuchałby o chorobie,gdy wszyscy chcą uchodzić za zdrowych.
Czasem chcą być zdrowi na siłę i przechwalają się  rzekomym zdrowiem publicznym w sposób raczej żenujący.
Z uwagą wysłuchałam Seniora i Prezydenta.Przysięgi posłów też.Odniosę się do tych faktów , gdy dojrzeję do ułożenia puzzli.Póki co- wysłuchuję Premiera.W scenerii, której spodziewać bym się nie mogła.Nie w Sejmie, bo chyba nie tam będzie się zadziewać prawdziwa polityka.
Nie w Sejmie, więc gdzie? Tego dowiemy się dopiero.
Już wiemy,że teraz najważniejsze jest przeżycie.Przeżycie PO,SLD,PiS i PSL.
Przeżycie jednych i kiełkowanie nowej siły społecznej- Ruchu Palikota.Rozwija skrzydła Ruch i ma dla siebie czas wyjątkowo trudny na raczkowanie i na dojrzewanie.Już wiem,że będę mu kibicować, bo muszę. Muszę, ponieważ chcę.
Chcę uczestniczyć w życiu publicznym na swój sposób, wszak wybrałam aktywność.Świadomie i ze wszystkimi jej konsekwencjami.
Dziś przede wszystkim byłam z Panią b.minister Ewą Kopacz.Gratuluję Pani Marszałkini z głębi moich czuć i myśli.Najserdeczniej jak potrafię.Wysłałam dla Pani Kopacz moc całą najlepszej energii, jaka mam i przetrwała napaść...
Pragnę, by mogła wykonywać swoją pracę tak samo jak dotychczas i będę trzymać kciuki.Za Panią Marszałkinie i za 41 Posłów z Ruchu...Amen.

Żaden szejk ani król...

nie ma swoich ludzi na Wiejskiej, a taka ja na przykład- mam.
Mam 41 " rozbójników" w Sejmie RP i bardzo się cieszę,że mam.Ktoś w końcu będzie próbował walczyć o moje interesy w formule najogólniejszej, bo o ideę.Ideę nowoczesnego państwa w starych strukturach.Łatwe to nie będzie, ale może być twórcze i pożyteczne dla wszystkich.W szczególności dla ludzi, którzy chcą żyć bez strachu, przemocy i dyskryminacji.
Wchodzą właśnie do gmachu, który mocno mnie wystraszył 20 lat temu.Gdy zobaczyłam na własne oczy 460 -ciu w jednym miejscu i czasie - wystraszyłam się nie na żarty.Bo jest się czego bać...Moloch to wielki hamulcowy.-Mogłoby być o połowę mniej...- zagadałam posła w windzie.Poseł pokiwał głową i wyłożył mi racje,dla których nigdy tak nie będzie jak mi się marzy.I nie ma tak jak chcę, bo to poseł miał rację, a nie ja.W windzie uczył mnie polityki, bo lubił politykę i uczenie się.Polubiłam windę, ale polubić molocha nie udało się.Wciąż jestem za Sejmem w obsadzie na 230 ról , tylko że bardziej jeszcze.

Bardziej jeszcze czuję to, co oni dziś tam przeżywają,bo ja mam dziś komfort oglądania spektaklu w TV.Widzę więcej, choć mniej, bo widzę przede wszystkim moloch.Lubię teatr ale w znacznie mniej obsadzie. Zdecydowanie.
Tymczasem czekam na pierwszy akt.I to oczekiwanie jest ciekawe.Mąż mówi,że wyjdzie z łóżka i napije się kawy, choć kawy nie pija.Mówi,że będzie miał z głowy porozumienie ze mną, bo będę myślami gdzie indziej.Możliwe,że tak właśnie będzie podczas obrad Sejmu.Amen.

sobota, 5 listopada 2011

W M S

Magia trzech fioletowych liter nad stolikiem komputerowym Pani Eli zadziałała.Cieszę się,że ich nie tłumaczy,że mną nie dyryguje, gdzie mam siąść ...
Miejsca przy stoliku nie wybieram, bo ono wybiera mnie.Ustąpiła mi cieplutkiego miejsca na fotelu sama Kleopatra.Pani Ela zajęła się parzeniem kawy, a ja nawiązywaniem stosunków dyplomatycznych z  rudą perską.Zapewniłam damę,że nie mam niecnych zamiarów, ale dama chyba mi nie dowierza.Nie wykazuje żadnego zainteresowania propozycją sąsiedztwa i wykonuje ogonkiem ruchy na "nie".Nie chce zagadać ani nawet nie chce pozostać w pokoju.Trochę mnie to peszy, ponieważ wiara w porozumienie z kotką ulatnia się.Zapach kawy jest silniejszy i próbuję odgadnąć jej właściwości.Telefon burzy wszystko, bo najważniejsze jest teraz zupełnie co innego.
-Tak, synku, przedstawię tę propozycję Dobrochnie...-słyszę radosny głos Pani domu i gdy staje obok mnie jest już inną osobą.Mówi jeszcze mniej, a przecież wszystko mówi o sobie.Jest w siódmym niebie i do tego nieba mam także dostęp.
Radość, czystą radość oglądam z rzadka.Nie mogę się napatrzeć jak zażywa tego stanu uczuć.Sara jest już na moich kolanach i mości się wygodnie.
Ten stan rzeczy bardzo mi odpowiada, ale nie jej pazurki.Wiem,że w ten sposób traktuje zapach Czarnego, ale mimo wszystko czuję pazurki.I stan oczekiwania też czuję.Obie czekamy aż któraś z nas poczuje się bardziej sobą i zagada.

Pani Ela ma lepiej, bo ruchy ma nieograniczone.Wykonuje rolę pani domu i nie chciałabym, by cokolwiek się zmieniło.Czuję się znakomicie, gdy słyszę:
- Adaś dobrze pamięta spotkanie z panią...Luksus znika, ponieważ nie pamiętam go wcale.Ani syna Eli, ani tym bardziej spotkania z nim.Przybliża fakty sprzed lat i pamięć mi wraca.Jest teraz kapitałem,bo jest pamięć.Pani Ela ma nadzwyczajną pamięć i ratuje moją. Ratowanie to jej specjalność.Ratuje kogo się da i ratuje co się da.Ratuje, bo zdołała uratować się sama.Nigdy na jotę nie zwątpiła  przez 26 lat w to,że jej syn żyje i teraz wskazuje na kosze zeszytów.Tak dokumentowała swoje poszukiwania.Teraz pokazuje mi " ten zeszyt".Już go skserowała i dlatego da mi w prezencie, skoro jej historia mnie zainteresowała.
Przeprasza za presje, której nie dostrzegłam i za to,że Adaś...

-Telefon Adama uszczęśliwił mnie...- wyznaję, ale Ela jest innego zdania.Musiałam zmienić swoje plany i ona chce te zmiany nieco złagodzić.
- Kiedy zrozumiałaś,że wszystko ci sprzyja?- pytam wprost.
- To przychodzi samo.Jak wszystko, co najważniejsze...-wyszeptała i zauważyłam jak po jej twarzy toczy się ona.Czysta kropla czystego szczęścia.Miałam ochotę podejść  i pochwycić ją, jakby była  wyzwaniem dla mnie, ale Sara nie była zadowolona z mojego  usiłowania.Zatem tylko wyszeptałam zaklęcie Eli:
 wszystko mi sprzyja...Tak właśnie jest.I w końcu uwierzyłam,że tak jest...

piątek, 4 listopada 2011

Musi milczeć

Musi milczeć ks.Boniecki, bo jest ludzki i ma skłonności do prowadzenia dialogu z innymi.Musi, bo tak chce jego zakon.Musi, ponieważ jest zakonnikiem.Czyli kim jest ksiądz Boniecki w oczach swoich przełożonych, skoro jest pozbawiony prawa wyrażania swoich czuć i myśli?!
Dla mnie osobiście ks.Boniecki jest światłym człowiekiem, dla którego chrześcijaństwo nie jest pustym frazesem.Chrześcijaństwo jako " duch i prawda".Tego ducha i tę prawdę, które życie postawiło przed Księdzem właśnie głosił.Głosił, bo dojrzał do prawy, którą postawiło przed nim życie.I dlatego musi milczeć.
Kobietom też -Paweł, zwany świętym -nakazywał milczenie.Na tym milczeniu
 zbudował system, bo system przemocy zawsze buduje się na milczeniu innych.
Co oznacza nakaz takiego milczenia, jeśli nie poddaństwo i pogardliwe odrzucenie?
Pogarda  wobec człowieka i odrzucenie zdolności myślenia i czucia- to jest właśnie wykładnik religijności.Religijności, która jest niczym innym jak przemocą.Przemocą nie tylko budzącą grozę, oburzenie i demoralizację, ale też głęboką refleksję.Bo w końcu poznajemy ich po czynach.
Ich- czcicielom i wyznawcom przemocy i siebie- jako ludzi odnoszących się do tej przemocy.
Dla mnie osobiście nie ma nic śmieszniejszego i jednocześnie tragiczniejszego jak byt takich ludzi , którzy mogą nakazywać milczenie innym.

czwartek, 3 listopada 2011

Analfabetyzm wtórny

- tak muszę, EREMI- nazwać stan mojej dzisiejszej "wiedzy" na temat wpływu religii, kobiecości, seksualizmu i przemocy na dramat ludzkości.
Muszę też nieustannie tę "wiedzę" porządkować i uzupełniać, bo żyję nią od zawsze i jest moją niezbywalną pasją.Przejęłam ją w spadku po światłych przodkach, którzy potrafili odróżniać istotę chrześcijaństwa od instytucji kościelnych i ich działań po soborze w Nicei 325 roku, które odrzucali w całości.
Ich i mój problem polega na tym,że jednocześnie nie potrafili i nie uwolnili się w zupełności od wpływów kościelnych.
Eremi, tak samo jak Ty uważam,że istota nauki Jezusa jest zawarta w słowach
" w duchu i prawdzie".Te dwa wymiary składają się na istotę chrześcijaństwa.Ale te dwa wymiary właśnie odrzucił cesarz Konstantyn i jego następcy, by zbudować instytucję hierarchiczną, władczą i opartą na bizantyjskim ceremonialiżmie i przepychu majątkowym.Tym bardziej,że tej zasadzie było podporządkowane życie Jezusa opisane w ew.Tomasza i w  pismach zwanych apokryficznymi a odrzuconych przez cesarza.
Nawet największy krytyk instytucji kościelnej ,za jakiego uważam Karlheiza Deschnera i jego "Historię krytyczną..." w 10 tomach -mówi TAK Jezusowi, a zdecydowane NIE instytucji.Jej wpływ na moich przodków i na mnie był zdecydowanie destrukcyjnym elementem i fakt ten jest dla mnie obecnie ważnym problemem i przedmiotem analiz.
Religia w obecnym kształcie nie jest do przyjęcia, ale to ona ma wpływ może nawet największy na dramat ludzkości.Jak to było możliwe, to drugi aspekt moich obecnych zainteresowań.Nikt nie może mieć wątpliwości,że Jezus zwalczał "życie z religii", czyli rzekome kapłaństwo w każdej postaci i gdziekolwiek był.I nie tylko zwalczał, ale mówił wyrażnie na czym polega wiara.
Do mnie najwyrażniej przemawia rozdział 4 ew.Jana w związku z ew.Didymusa Judy Tomasza"Ale królestwo jest tym, co jest w was...".Mówił też,że jeśli już nie potrafią uwierzyć w to królestwo, to niech choć wierzą w Niego.Mówił by choć Jego słuchali i patrzyli, jeśli nie potrafią "poznać siebie".Mówił tak i zda się,że tylko kobieta -Samarytanka przy studni Jakuba potrafiła Go zrozumieć i tę wiedzę przekazać innym.To Samarytanka jest dla mnie apostołką, bo zrozumiała,że ..."nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca..., owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie..."Istota wiary.Co o niej wiemy od hierarchii kościelnej, która ustanowiła dla siebie monopol na  oddawanie czci i na religijność?Osobiście o  istocie  wiary dowiaduję się od Josepha Murphego"Potęga podświadomości", filozofów i ludzi uprawiających afirmację., a spodziewać mogłam się tego po religii i spodziewałam się.Zawiodłam się, jak wszyscy, ale nie wszyscy chcą przyznać,że się zawiedli.To mogłaby być indywidualna sprawa każdego z nas, gdyby nie fakt,że religia wymusza naszą bierność w tym względzie presją od tysiąca lat, a my się jej podajemy.
Ja też się jej poddaję, Eremi i najbardziej właśnie nad tym boleję.

Nie chcę być zakładniczką tradycji i obyczaju pogańskiego, ale choć wiem,że nie obchodzę narodzin Jezusa a zupełnie innego boga pogańskiego, to jednak ...
To właśnie jest szyderstwo z nauki Jezusa. O tym szyderstwie wypowiedział się sam Leon X i inni "następcy Chrystusa".
Jest moim marzeniem o tych i innych sprawach z Tobą, Eremi porozmawiać. Z każdym pragnę rozmawiać , by swój analfabetyzm wtórny jakoś złagodzić.Amen.

wtorek, 1 listopada 2011

Szczęście...

polega także na tym,że możemy spotkać  ludzi, którzy czują i myślą podobnie jak my o wspólnych sprawach ważnych i najważniejszych.
Przed rokiem o takim szczęściu jeszcze nie marzyłam.
Poza wąskim gronem Przyjaciół nie było możliwe, by użyć nieznanego ogółowi  terminu patriarchalny system łupów na przykład, a gdy kiedyś przypadkowo wspomniałam przy brydżu o kosztach kultu wyszacowanego z grubsza na 5 miliardów rocznie- dowiadywałam się kim jestem.I nie były to komplementy.
Gdy zaczynałam blogowanie Córka mi powiedziała: mamo, ludzie wcale nie chcą słuchać o kłamstwach, w które wierzą, więc daj sobie spokój...
Okazało się,że z nimi walczą nieustannie i samotnie -po cichu, na swoich szczęśliwych wyspach, a  swoimi przemyśleniami chętnie się dzielą.I są to wspaniali ludzie, którzy także trafiają na mój ciężki i niedostępny blog.
A moje serce rośnie i radość jest ogromna , bo ta radość to właśnie szczęście moje jest.
Zamierzyłam dziś o krzyżu w Sejmie RP napisać, ale już ktoś to zrobił znacznie lepiej i pełniej, bo profesjonalnie.
Zamierzoną przeze mnie robótkę wykonał  profesjonalnie filozof .Profesor Akademii Humanistycznej w Pułtusku Tadeusz Bartoś udzielił wywiadu red.Robertowi Walenciakowi z "Przeglądu" nr 44, a ja tylko mogę podpisać się pod tym artykułem rękami obiema."Dusza biskupa" będzie jeszcze przedmiotem analizy i być może postaram się odnieść do któregoś z licznych wątków, ale jeszcze nie dziś, bo teraz właśnie przeżywam to rzadkie uczucie, które na dystans i na głębsze refleksje jeszcze nie pozwala.
Pozwala mi tylko na to, by bardziej wierzyć w ludzi i w moc spotkań wokół spraw,które obchodzą nas wszystkich, bo nas wszystkich dotykają i bolą.
Wokół przedmiotu moich osobistych zainteresowań- religii, kobiecości, seksualizmu i przemocy- działa dobra energia myśli i czuć i nie chciałabym jej zmarnować.Amen.

Szanowny Panie

Z jakiegoś ważnego powodu należę do Pana sprawy.
Ten ważny powód odkrywam, badam i wiem tyle,że jest złożony z czegoś twórczego, co właśnie się wciąż rodzi, staje i zadziewa.Ten proces zadziewania jest dla mnie radosnym zaskoczeniem.Aktywizuje mnie i wymusza nadążanie za tym, co się zadziewa.
Piszesz Pan dziś o Europie i o naszej starodawności.O wizji i o wdeptującej w glebę przaśności.To nasz realizm powszedni.Nie wiedzieć dlaczego przypomina mi się piosenka Osieckiej:"Oczy tej małej..."Może dlatego,że Ludmiła piosneczkę przypomniała i podnucam ją sobie od wczoraj.Wcale nie jest banalna."Oczy tej małej jak dwa błękity..." - to jest poezja, która do mnie mówi więcej, niż mówi.
A mówi do mnie teraz właśnie nie tylko o damsko-męskich zdradach i cierpieniach, ale o czymś więcej...O ich granicy także.Bo jest taka granica, za którą uśmiech pogodny się zaczyna.
To nic,że uczucia Polaków wciąż ktoś wystawiał na najwyższą próbę.Nic to,że
miłość do swojego kraju oznacza dla każdego zupełnie coś innego.
Wolałabym, by już nie płakała.Ani kochająca dziewczyna z piosenki , którą magicznie wyśpiewała Anna Szałapak, ani moja ojczyżniana mateczka.

Żeby przestały...Żeby przeszły tę starodawną granicę cierpienia, po której uśmiech pogodny się zaczyna.
Szanowny Panie! Należę do Pana sprawy, więc Pan jakoś także należy do mojej sprawy.Opisuje Pan własną i ja także czynię podobnie.Na blogu i w codzienności.Wczoraj dostrzegłam,że jestem ciut lepsza , bo nie wdałam się w bójkę i nikogo nie pobiłam, a było kogo pobić.Dostrzegłam,że jestem pacyfistką, bo zawsze nią byłam, a przyłożyć też czasem zdarzało się, ale raczej sporadycznie.Wczoraj nawet nie przyłożyłam, gdy przed moją sąsiadką stojącą na cmentarzu w kolejce po wodę- z boku wszedł smutny gość i gdy wyciągała już swój kubek, nalał do własnego, a potem zakręcił kran i odszedł mocno zadęty.

Pomyślałam tylko,że ma poważne problemy ze sobą.Gdy dowiedziałam się, że to ksiądz- już ja miałam problemy ze sobą.Najpierw chciałam biec za nim i przyłożyć, bo przypomniały mi się inne podobne scenki, ale powstrzymałam biegi.Wystarczyło,że ludzie obok zareagowali.Inaczej,niż zwykle, gdy mówili:pani, przecież to ksiądz...
Być może zaczniemy czegoś wymagać  także od księży.Amen.

poniedziałek, 31 października 2011

Żle się ma kraj

Książki "Żle się ma kraj" Tony Judta nie dostałam i nie czytałam.Musi mi wystarczyć wiedza,że mój kraj ma się żle , a nawet bardzo żle się ma w okolicach świąt 1 listopada.
Tak więc o zgodzie na ograniczenie swojego "ja" w dzisiejszym świecie nie będę się wypowiadać. I tak nikt na tę odpowiedż nie czeka.Moje pytanie brzmi inaczej:
jest możliwość zrezygnowania  przez czcicieli i wyznawców patriarchalnego systemu łupów -z ograniczania moich praw, czy wcale nie ?!
Mój kraj po świętach będzie liczył ofiary.W końcu będzie musiał, choć wcale tego nie czynił dotąd.Nie chciałabym wśród nich być, więc dziś siedzę w domu, bo wychylić nos może oznaczać  los 42 ofiar śmiertelnych w ciągu dwóch dni.Ile ich będzie?- jeszcze nie wiemy.Średnio około 50.Od lat wielu.

Statystyki nie podają danych ilu inwalidów po wypadkach świątecznych jest i jaki jest koszt społeczny tych ofiar.Ofiar całopalnych.A podobno to już przeszłość.
Nikt chyba nie zliczy megabomby ekologicznej ze śmieci, które utworzymy czcząc pamięć naszych Zmarłych.
Kto mógłby zliczyć koszty nerwowych przygotowań do podróży, presji bycia tu i tam jednocześnie i w tej samej chwili, by się nie narazić na zarzuty familii.

Wzrostem przestępczości i rodzinnych napięć , a nawet przemocy -może jakoś zajmuje się policja.Cała jest na nogach, ale nie tam, gdzie być powinna i mogłaby pomóc.Przeważnie i tak jest bezradna, bo po łup wyruszają złodzieje.
Sąsiadka kradzieży nie zgłosi.W portmonetce miała tylko 10 zł.Na 3 białe chryzantemy.Jest uważna i ostrożna, ale złodzieje zwykle są wyedukowani lepiej.

Jeśli żle się ma mój kraj, to właśnie z powodu edukacji.Wyedukowani lepiej są nie ci, którzy powinni być wyedukowani.Będzie, bo musi być edukacja- oczkiem w głowie przyszłych rządów, ale póki co oddajemy władzę nad sobą tradycji,
presji i chęciom sprostania temu, czego wymaga  stadny obyczaj.
Nawet nie wiadomo skąd się wziął i komu on się opłaca mimo ogromnych ofiar całopalnych , szkód i strat.
Jeśli taki stan rzeczy istnieje od lat wielu, to chyba jednak musi komuś służyć i przynosić profity znacznie większe od ponoszonych przez nas ofiar.
I tylko nie wiem wcale komu służy , bo chyba nie przemysłowi plastykowemu i nie złodziejom.Więc komu? Chyba jednak podświadomie wolelibyśmy tego nie wiedzieć, ale w końcu i tak przecież będziemy to wiedzieć, wszak nie ma rzeczy ukrytych, które nie mogłyby ujrzeć światła.Taka jest moc prawdy. Jej cechą jest także i to,że wymaga odważnego wysiłku.Coś mi mówi,że jesteśmy do niego zdolni.

niedziela, 30 października 2011

Niewiele widzimy...

patrząc tylko na rzeczy widzialne.
Czułam jej wzrok i odwróciłam się machinalnie.Uśmiechnięta i radosna zapalała znicze na grobie dziecięcym.Odwzajemniłam przyjazne pozdrowienie i już była przy grobie mojego Syna.-Mój Adaś żyje!!!- wyśpiewała głośno i z entuzjazmem.
Padły nazwiska i rozpoczęła się rozmowa o faktach.-Tak, to ja.Przecież mnie pani zna...Mój mąż, on tego nie wytrzymał..., odszedł, bo nie wierzył, ale ja wierzyłam.
O, widzi pani,zaraz poświecę zapalniczką.To jest mój Adaś...
Spojrzałam na rozpromienioną twarz znajomej i zrozumiałam,że musi się swoim szczęściem z kimś podzielić.Robiło się ciemno i wietrznie, ale nie rezygnowała:
- 26 lata ma.Czeka na mnie w Chicago.Czy pani to rozumie?On czeka...Ma żonę i córkę i teraz czeka na prawdziwą matkę...

-Przed chwilą zapalała pani...-usłyszałam swój głos.

-Ostatni raz..., tamta ...kobieta wychowała mojego syna, więc na grobie jej syna
mogę zapalić znicz...
-Słyszałam o tym,że...- próbowałam, ale p.Ela nie miała zamiaru dopuścić mnie do głosu.-Ona nie żyje.Adaś sam odkrył,że nie jest jego matką.Po wypadku był w szpitalu i lekarze pobrali krew, bo potrzebował i przez 5 lat mnie szukał, bo ona
nie trzeżwiała.Nie mogła z tym żyć i nie umiała przyznać się do tego, co zrobiła...
- To nieprawdopodobne, co zrobiła...- musiałam przyznać.
- Dlatego nikt mi nie wierzył,że Adaś żyje.Nikt...Uchodziłam za wariatkę..Ale z depresji się wyleczyłam, gdy tylko ksiądz potwierdził,że Adaś żyje...Był w Chicago i poznał tę pielęgniarkę, co nasze dzieci zamieniła.Ona też nie żyje.Jak z taką zbrodnią żyć...
-Jak żyć z taką wiarą, jak ....
-Ta wiara to było całe moje życie.Ona mnie trzymała, gdy mąz, gdy córki.., no wie pani...Oni we mnie zwątpili.Mówili:lecz się mamo i ja się leczyłam.Dociekałam, prowadziłam śledztwo...Bo to było łatwe.Przecież umówiłyśmy się po porodzie,że się spotkamy u znajomych, a ona zniknęła.Bez pożegnania.To ja wiedziałam,że ...Takie rzeczy wie się...Ona leżała przez 6 miesięcy na podtrzymaniu ciąży i miała cesarkę, a po cesarce płakała, gdy szłam na porodówkę...Takie rzeczy się wie...A gdy urodziłam pięknego i zdrowego synka, to ...Boże, jak mój były mąż się cieszył...A potem taka wiadomość...To nie mogło być prawdą.
-I nie było...-westchnęłam, gdy p.Ela opowiadała już o swoim pamiętniku z 26 lat walki o syna. Zamierza ten pamiętnik opracować i z nim jechać do Adasia.
Powiedziałam,że z całą pewnością zainteresuje jakiegoś dobrego pisarza, choć są to "tony papierków".I chyba zrobiłam błąd.Chyba nie widziałam po co i dlaczego zatrzymała mnie i opowiedziała swoją niewiarygodną historię.
Nie wykluczam,że błąd naprawię, bo p.Ela wyjeżdża dopiero za miesiąc.
Przede wszystkim tę niezwykłą kobietę , jej  wiarę  i walkę pragnę poznać bliżej.

Wystarczy,że je masz

Szanse wyboru.

W chwili bezradności sięgam czasem do małej książeczki.Nazywa się "Minuta mądrości" hinduskiego jezuity Anthony de Mello.Akurat otworzyłam na kartce, gdzie napisano:"Prawdziwa przemiana jest przemianą niezamierzoną, kiedy się jej nie pragnie i nie szuka.Stań wobec rzeczywistości, a nieoczekiwanie nastąpi przemiana".
Łatwo powiedzieć - stań, gdy rzeczywistość jest tak bardzo skomplikowana,że nie widzisz nic poza potrzebą posłuszeństwa wobec reguł.Tak właśnie jest dziś ze mną.Regułę ustanowiła familia.Byłam za słaba, by się familii przeciwstawić,gdy chciała na grobach Rodziców wylać tony lastrika.To lastriko od 30 lat myję, uprzątam i raz w miesiącu zapalam światełko na gałązce świerku z Ich ulubioną różą.Z okazji Świąt, które nadeszły - przeżywam goszczenie rodzinne.I "rewolucję" na grobie.Za tydzień będziemy wynosić do kosza torby pełne śmieci, które na "wieczność" zalegną gdzieś w glebie.Rodzina będzie zadowolona,że spełniła obowiązek, a ja nie.Od lat próbuję negocjować.Bez skutku, bo najważniejsze są reguły, a te przewidują,że lastrikowy grób trzeba zasypać gadżetami.Rozmowy do miłych nie należą, bo wszem i wobec wiadomo,że jestem heretyczka.Dynie sobie wyżłobiłam i dynia "straszy".Miała wystraszyć wielbicieli gadżetów, ale nie dała rady.Właśnie zasypują cmentarz, gdy piszę te słowa.Potem będą mówić jaką jestem czarną owcą w porządnej rodzinie.I ja to pewnie znów zniosę, ale nie wiem po co.Zastanawiam się, czy mam wybór.
Posłuszeństwo szanuje reguły.Reguł , które nakazują zasypywanie cmentarzy gadżetami urągającymi najelementarniejszemu poczuciu  estetyki i rozumu-jakoś poszanować nie potrafię.Są wbrew mojej zasadzie.Moja miłość
i pamięć Rodziców jest inna, ale tej mojej zasady nikomu nie narzucam.Jeżeli czegoś chcę od rodziny, to tego, by tę moją zasadę uszanowali.To nic trudnego.Wystarczy,że nie dadzą księdzu pieniędzy w moim imieniu na "wypominki", ale notorycznie dają.
Gdy wrócą, wymienią kwotę, a potem nastąpi długie milczenie.Powiedzą,że w następnym roku zatrzymają się w hotelu, bo zwykle tak mówią.A potem wysłucham wykładu kto jest prawdziwym  Polakiem i kto jest chrześcijaninem prawdziwym.
W końcu sprawdzą, czy w domu jest krzyż.Oburzą się i wyjadą.Jak zwykle.
- Wystarczy,że je masz.-powiedziałam wczoraj innemu "heretykowi".I coś między nami zaiskrzyło."Gupi dzieciak" ma lat 18 i zaczyna myśleć.Pytał o krzyż, czy jest symbolem chrześcijaństwa.Odpowiedziałam twardym NIE i będę miała za swoje.Chyba wracają, a ja podczas pisania upewniłam się,że je mam.Mam szanse wyboru, bo sama je sobie stworzyłam.

sobota, 29 października 2011

Rozczarowywała mnie....

nieustannie i po dzisiejszym "Babilonie" zastanawiam się, czy może mnie jeszcze rozczarować bardziej.Chyba już nie, ale minister Pitera wciąż usilnie będzie się przecież starać.I jak ja będę musiała na te starania reagować-już nie wiem...
Przede wszystkim nie wiem jak kobieta może tak usilnie naśladować "męskie" zachowania, skoro naturalną właściwością kobiety jest raczej delikatność uczuć,myśli i działań.Jakoś tych właściwości u Pani Pitery nie dopatrzyłam się i chyba jest mi trochę przykro.Nie tylko ze względu na prof.Marię Szyszkowską, którą niezmiennie kocham, lubię i szanuję, ale też ze względu na tak zwaną wieczną kobiecość.I ze względu na moje odczucia, które jakoś cierpią , gdy w osobie kobiety spotykają autokratycznego patriarchę.Jest mi w takich razach zwyczajnie smutno.Tym bardziej,że wypowiadane sądy nie noszą śladów refleksji.
Nad krzyżem i nad marihuaną śladów refleksji w obozie rządzącym trudno się spodziewać, ale mogłaby być jakaś dyskusja przynajmniej.Dyskutują ludzie spoza tych kręgów i to jest najważniejszym znakiem naszych czasów.
To my, między innymi tu, na swoich blogach przejmujemy to, co powinni robić politycy.To my tu właśnie-prawdopodobnie zadecydujemy o losach krzyża jako rzekomego symbolu Polski i chyba to samo stanie się z symbolicznym zalegalizowaniem marihuany.
W ten sposób znów i na nowo potwierdza się wielka mądrość Goethego, definiująca zło.Jak kto woli diabła, albo Mefistofelesa.Ta "Cząstka siły mała/Co złego pragnąc zawsze dobro zdziała"( "Faust") jest dość silna.I zawsze utrzymuje się na wierzchu.I zawsze  ostatecznie dobro zdziała, gdy spotka się z mocą odważnej i mądrej opozycji.
W sprawie krzyża coraz bardziej przekonują mnie ci ludzie, którzy widzą potrzebę zaopiekowania się spornym przedmiotem przez tych, który do tego elementu wyposażenia sali ( jak wyraziła się inna posłanka PO)- przywiązują 
wagę religijną.Moim skromnym zdaniem, będąc na przykład biskupem, dawno bym to już zrobiła, umieszczając krzyż w miejscu dla niego stosowniejszym.
I wciąż wierzę,że tak się właśnie stanie.A jeśli nie- znów będę rozczarowana, ale chyba będę musiała jednak przywyknąć do rozczarowań.Tako rzecze Daniel.

Kufer Babuni

Miał nadejść czas i miałyśmy poznać zawartość kufra.

Czas miał nadejść sam i Babunia mówiła,że łatwy nie będzie.Może nas zaskoczyć, a nawet zmartwić, jeśli nie przygotujemy się nań należycie.Mówiła,że urodzić się dziewczynką to jest los, a gdy nadejdzie ten czas, to my ten swój los musimy wziąć w swoje ręce i decydować o sobie.Słowa były zupełnie niezrozumiałe, a kufer miał magiczną moc, bo zawierał to, do czego bardzo tęskniłyśmy ze Starszą.
Ubierać się jak Babunia.I być babcią.- to były nasze sprecyzowane marzenia.Oznajmiłyśmy je światu na szóstych naszych urodzinkach, a tymczasem zbliżały się jedenaste i wciąż kufer był dla nas niedostępny.
Postanowiłyśmy to zmienić.W końcu zawartość kufra nie stanowiła niczego innego jak posag.Był tam posag Babuni, praprababek i nasz posag.
Droga do tego posagu wydała nam się bardzo kręta.Najpierw mógł się pojawić ból brzuszka i krew.Potem miałyśmy być dzielne i przygotowane na wszystko, czyli na to,że potrzeba dzielności będzie stała.Jak daty w kalendarzu.
Babunia mówiła,że zanim powstały zegary rytm czasu wyznaczał cykl, który będziemy przeżywać razem z naturą.Przeżywając to, co nam dyktuje Matka Natura- staniemy się matkami, bo już nam powiedziała swoje TAK...

Wiesi tego wszystkiego nikt nie powiedział.Znalazłyśmy ją zapłakaną wśród piwonii.-Umieram...- usłyszałam i obie ze Starszą jednocześnie zrobiłyśmy coś, co Wiesię oburzyło tak bardzo,ze wstała i miała ochotę nas przepędzić.Do dziś nam to zresztą pamięta i wyrzuca.
Osobiście najbardziej pamiętam moment, gdy zajrzałyśmy razem do kufra.
Zainteresowała mnie koszula nocna, w którą zamierzałam ubrać Wiesię,

gdy już trzeba ją było ubrać.
Nigdy jej nie widziałam, bo była po praprababuni i była zawinięta wstążką, czyli nieużywana.Rozwinęłam i moim oczom ukazał się haft w miejscu, gdzie najmniej mogłabym się go spodziewać.Patrzyłyśmy w okrągły otworek i w ten sposób rosła nasza świadomość seksualna.
- Tak było, bo  seks był sferą , której należało unikać...- usłyszałyśmy i znów nie pojęłyśmy niczego.Bo jeśli zakazana jest nasza natura, to coś nie jest tak z naszą naturą.Poczucie winy  było w nas już wcześniej.Teraz dopiero rozumiemy jej żródła.I potrzebę tej książki, która właśnie się ukazała.
Napisały tę niezbędną książkę dwie Panie- Bratkowska i Szczuka.Tę książkę, gdybyśmy przeczytały w swoim czasie- nie dotknęłaby nas krzywda, ale pojawiła się dopiero po ponad półwieczu.Dlaczego tak póżno?
"Duża książka o aborcji" już jest jakoś obśmiewana, wyszydzana i na liście lektur obowiązkowych chyba  się nie znajdzie.A przecież powinna...

Powinna, bo gdy kufer Babuni otworzył się przed nami w pełni-już było trochę za póżno.Już Starsza przeżyła swój największy życiowy dramat.Gwałt ze szczególnym okrucieństwem, a potem śpiączkę..., z której nie wybudziła się praktycznie nigdy, a jej życie jest nieustanną walką o życie.O życie bez lęku...

piątek, 28 października 2011

Lewicożercy...

przeważnie mają charakter życzeniowy.Red.K.Piasecki na przykład bardzo by sobie życzył, by słuch o lewicy zaginął wszelki.Myślę,że nie tylko on...

Coś mi mówi,że najskuteczniejszymi lewicożercami byli sami działacze lewicy.
Bo kto bardziej skutecznie od L.Millera zamknął drogę do procesu jednoczenia się lewicy?! I kto powinien nam wytłumaczyć co to lewica w ogóle jest...
Gdyby L.Miller wiedział , czym jest lewica to z całą pewnością dawno już by to zrobił.Zrobił zupełnie coś przeciwnego idei, celom  i zasadom lewicowym , ponieważ.... Tu litania "zasług" b.premiera winna nastąpić, ale to już chyba byłoby  pastwienie się nad kimś, kto ponad wszystko władzę ukochał.

Ponad jego potrzebę bezpieczeństwa socjalnego, sprawiedliwości,szacunku,kontroli własnego położenia, a nawet przynależności do tego gatunku ludzi, których od zawsze jednoczyła zdolność współdziałania.

B.premier z nikim współdziałać nie zamierza. Nawet spotkać się i porozmawiać nie ma ochoty. W szczególności jeśli jest to Janusz Palikot, do którego przeszły gremialnie lewicowi ludzie.
Jeśli ma jakiś zamiar to właśnie Ruch Palikota obśmiać.
Tymczasem słabo mu idzie nawet w tym względzie, ponieważ lewicowość Ruchu widać w gospodarce, a także w świadomości, która wybucha gejzerami.I nie ma nic wspólnego z dotychczasowym SLDowskim  odnoszeniem się do tych ludzi,którzy znajdują się w gorszym położeniu bez swojej winy.
A w takim położeniu są wykluczeni-przede wszystkim kobiety-,głodne dzieci,ludzie narażeni na przemoc...

Dla tych ludzi miejsca przy stole SLD nie było , ale ono musi się znależć.I znajdzie się.Amen.

Sejm na Wiejskiej...

- czy to jest państwo, czy to jest Kościół?!
Coś mi mówi,że to jest gmach państwowy.Formalnie, czyli prawnie i rzeczowo niby też tak jest, ale niezupełnie.Hierarchowie i wyznający zasadę " czyja władza tego religia" postanowili inaczej. I jak postanowili tak zrobili 14 lat temu.Pokazali kto tu rządzi.I okazało się ,że rządzi państwem religia.Ta najlepsza , wyróżniona spośród wszystkich innych, a więc uprzywilejowana.
A teraz chodzi o to, by tak nie manifestowała swojej władzy i zdjęła krzyż, skoro krzyżem władzę swoją tak właśnie zamanifestowała.
Zamanifestowali, a teraz mają szanse odmanifestować, ale nie chcą.Albo nie widzą szansy na to, by odmanifestować z klasą i stylem najlepszej, bo wyróżnionej religii- albo po prostu i zwyczajnie nie umieją odmanifestować.
Tak czy inaczej-pokaże się kto jest kim, bo zawsze się pokazuje.
Pokazuje się od czasu walki o tzw.inwestyturę.Jeśli myślałam,że ona się skończyła -to byłam w wielkim błędzie.
Gdybym myślała prawidłowo- problemu z krzyżem w Sejmie RP już by nie było.
Tymczasem na tle sprawy ukazują się i pojawiają się inne problemy, a raczej lawina problemów.Niezałatwionych od setek lat, bo przemilczanych.
Do milczących ostatnio dołączył Leszek Miller.Milczał przez cały tydzień, gdy go cztery media w cztery dni tygodnia zapraszały do rozmów w tej sprawie.
Rozmowy miały być z Januszem Palikotem oczywiście.U "Lisa", w "Faktach po faktach", u red.Kublik i w Gazecie.Jakoś nie dziwię się,że Leszek Miller odmawiał spotkań i rozmów.Ma  przed oczami wzorce w tej sprawie doskonałe, więc jest w nie zapatrzony.Moim zdaniem za bardzo SPISiał, ale ta właściwość właśnie przyniosła mu sukces wyborczy ( ok 4 % poparcia) i tym sukcesem Pan
b.Premier musi się nacieszyć. I niech się cieszy ile chce i jak chce, ale mógłby też rozmawiać o sprawach ważnych dla Polski.Nie chce.
Co to oznacza,że nie chce? Co to oznacza,że hierarchia nie chce zdjąć krzyża z gmachu państwowego?- wkrótce się pokaże.
Coś mi mówi,że odpowiedzialność za zaniechania jest cięższa i trudniejsza niż za działania.W każdym bądż razie z Grecją tak było, bo zawsze tak jest.

czwartek, 27 października 2011

Nie ma dymu ani ognia...

-jest Angela Merkel.

Wziąć odpowiedzialność za wielu-praktycznie za przyszłość UE- to już nie są przelewki, ale ciężar, który trzeba udżwignąć.
Możemy mówić o sile gospodarki Niemiec i o sile Angeli Merkel, ale zawsze myślimy o czymś więcej. O żródłach tej siły.I pytanie o dobrym gospodarzu kraju nasuwa się samo.
Dlaczego Niemcy mają dobrych gospodarzy, a Polska nie?

Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć, bo akurat mamy szanse na dobrego gospodarza.I koniecznie chcemy go zabić szyderstwem albo gazetą.Patrzymy na Janusza Palikota przez swój światopogląd.Kto go posiada, patrzy przychylnie i bardzo się boi jak nań spojrzą inni.Zadziewa się już trochę i po pierwszych czynach Ruchu Palikota poznajemy wagę i znaczenie naszego głosu w wyborach.
Poznajemy, bo to, do czego zobowiązał się Janusz Palikot- realizuje.
Realizuje przy ogromnej oporności materii, uosobionej w szczególności przez SLD, o dziwo.Starło się już myślenie propaństwowe z myśleniem o władzy tylko.
Zaiskrzyło i będzie iskrzyć między Palikotem a Millerem.Między Ruchem a SLD.
Jakoś się temu nie dziwię.Kogo skrzywdzisz-tego znienawidzisz.Nowy ruch był bezbronnym i łatwym łupem, ale rośnie w siłę.Siłą coraz większego poparcia społecznego, wyrażanego choćby w internecie.
Miło mi, gdy ludzie odważniejsi przyznają się do poparcia Ruchu.
Jest ich coraz więcej i dlatego mam prawo uważać,że świat Zachodu ma prawo być dumny z Polaków.Tak już jest,że najpierw musi nas uznać zagranica, byśmy
 sami mogli przyjąć postawę akceptacji, aprobaty i uznania dla naszych dokonań.
Nie ma dymu ani ognia w Europie i to jest wielki pozytyw.A u nas przydałby się nam ogień, bo jest dość chłodno.Ogień ideowy,intelektualny i świadomościowy.Amen.

Byłam na grzybach...

bo lubię bywać.Z grzybobraniem to ma  lużny związek, ale jednak przyniosłam parę "różności".Teraz  Daniel  je bada i wybrzydza, a przeważnie wyrzuca.Zatęskniłam do "moich" brzóz i dębów, więc byłam u nich.Wyrosły i wypiękniały.Musiałam napiąć mięśnie, by je objąć.Kiedyś na takie moje wyczyny -co poniektórzy pukali się w czoło i jak tak się pukali to moja przyjemność i radość bratania się była jakoś zakłócana.Teraz nikt już nie dziwi się.I to chyba jest postęp, bo to o postęp głównie mi chodzi, gdy idę na grzyby.
Idę do lasu po energię i po spokój.Po piękno i po myśli, które mieszkają tylko w lesie.
Zawsze mi mówią to samo, a ja uparcie zaraz potem o nich zapominam.Wychodzę z lasu i niemal jednocześnie wychodzę z kręgu swoich zainteresowań, bo już stają się mniej ważne.
Uzgodniłam z brzozą,że tym razem tak nie będzie.
Moje zainteresowania znajdą prawo obywatelskości we mnie i na moim blogu.
Nazwę te swoje zainteresowania. Wracają kiedy chcą , bo one po prostu są uparte i wierne.Są, więc nie mogę ich lekceważyć.
Uparte, wierne i trudne one są, ale przecież jakie one mogą być, skoro wciąż
 kręcę się wokół spraw dla mnie najważniejszych.
Muszę w końcu przyznać przed sobą,że najważniejszym przedmiotem moich zainteresowań jest "dramat historii rodzaju ludzkiego, wynikający ze współzależności religii,kobiecości, seksualizmu i przemocy".I przyznaję. Przyznaję słowami prof.teologii Georg Baudlera z Akwizgranu, bo słów bardziej adekwatnych nie znajduję.
Znajduję natomiast ogromną radość z tego,że mogę obserwować ten "nadzwyczajny wymiar rzeczywistości" po swojemu.Ze swojego punktu widzenia, czyli z dystansem osoby doświadczonej dramatem ludzkości.

środa, 26 października 2011

"Kapitalizm i Kościół dostają zadyszki,...

a lewica śpi".Tak Piotr Żuk zatytułował "Swobodne myśli z Wrocławia " w numerze 43 "Przeglądu".
Autor pisze:" Lewica w Europie szuka nowych rozwiązań i dzięki temu wzbudza nadzieje społeczne-dlatego prawdopodobnie wygra najbliższe wybory w Niemczech,we Francji czy Włoszech.U nas na razie po lewej stronie nie ma ani fermentu intelektualnego, ani pozytywnej energii, która mogłaby pozwolić spojrzeć na nowo na stare problemy".
Z treścią "Swobodnej myśli z Wrocławia" nie mogę się nie zgodzić, bo nie znajduję w artykule tego miejsca, który można nazwać słabym ogniwem.Mogę tylko pogratulować Autorowi i czynię to niniejszym z ogromną radością.
Tym większą,że Piotr Żak wie dobrze:"Rewolucji dokonują zazwyczaj nie ci, którzy są na samym dnie, ale ci, którzy mają świadomość tego,że można żyć inaczej, a istniejący porządek jest tylko jednym z możliwych".

Pytanie o świadomość lewicową, gdybym chciała zaadresować - to kogo miałabym o tę świadomość zapytać?!Pytania słać na Berdyczów czy może...
Może weżmy się i zróbmy sobie lewicę.Po prostu.Bo niby kto miałby ją zrobić, skoro kapitalizm i Kościół dostają zadyszki, a lewica w Polsce śpi.

-Państwo jest słabe...

- uskarża się p.Olewnik po 10 latach  "śledztwa" w sprawie uprowadzenia jego syna.Nie tylko Pan Olewnik uskarża się.
- A jakie ma być?- pytam otwarcie, bo już zapoznałam się z socjologicznymi przyczynami słabości państwa podnoszonymi przez prof.Zygmunta Baumana.
Jest i musi być państwo coraz słabszym organizmem i na to nie poradzimy nic.Nic poza tym,że to my- obywatele państw- musimy być coraz silniejsi.I jesteśmy coraz silniejsi, by żyć.
-Jak żyć, panie premierze?! - to wcale nie jest banalne pytanie, choć zadane w okolicznościach raczej dwuznacznych. Na to pytanie musimy sobie odpowiedzieć sami i robimy to coraz odważniej.I to jest właśnie najpozytywniejszy skutek słabnącej roli państw.I w tym szukaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania- jesteśmy sami.Zupełnie sami, choć w coraz większym tłumie.Chyba jutro ma nas być 7 miliardów.I każdy musi zadać sobie to samo pytanie:Jak żyć?
Religie i polityki nas zawiodły.Stawiamy im pytania.Raczej retoryczne.
Nie chcemy wyglądać na głupców, więc nie pytamy wprost:Jak to było możliwe?

Jak to było możliwe,że mieliśmy po minimum 3 miliardy złotych rocznie na kult,
a na mleko dla głodnych brzuszków już nie.Jak to było możliwe?!- to teraz pytanie najważniejsze.Dla Unii Europejskiej i dla Polski, bo dla każdego z 7 miliardów ludzi.Albo sobie odpowiemy na te pytania albo nie.Nikt za nas tego nie zrobi.Za nas i dla nas już trudziło się wielu.I rachunek krzywd jest obszerny.
Dlatego tak bardzo boimy się,że nastąpi  liczenie krzywd.Ten lęk wstrzymuje wszelkie zmiany.Po prostu i zwyczajnie boimy się rozliczeń.Nie są niczym miłym, bo nie mogą być takimi.

Słabość naszego państwa to według mojej optyki jego religijność i partyjność.
Walka z tymi zjawiskami właśnie rozpoczyna się na dobre.Wymaga wiedzy, dobroci i odwagi( za B.Russelem).Nie może to być walka podjazdowa i bezsensowna.Na oślep i bez planu.Moim  skromny zdaniem na czele tej walki winna stanąć lewica.Niekoniecznie partyjna, więc jaka?
Jest ogromne zapotrzebowanie na ideę lewicową, więc lewica powstanie.To nie tylko sprawa wiary, ale konieczności.Tę konieczność Ruch Palikota widzi i działa dla dobra wspólnego.Praktykuje jawność i otwartość.To już jest coś, bo nie spotyka się z wzajemnością a mimo tego próbuje...I musi próbować, bo nie może przestać.Taki proces, który już się rozpoczął nie da się  zatrzymać w żaden sposób.Można tylko go wyszydzać, bazując na niewiedzy i braku świadomości, ale to zajęcie jest raczej skazane na niepowodzenie.Im będzie intensywniejsze , tym większe może spowodować niebezpieczeństwo społeczne, ale o tym właśnie wcale nie chcę myśleć.Wolę raczej wierzyć,że hierarchowie i upartyjnieni staną na wysokości zadania.

Hurtem , czy na raty?

Mąż wrócił od fryzjera w doskonałym nastroju.Nie tylko na nowo uwierzył w moc swoich nóg, ale też zażegnał polityczną awanturkę.Teraz mnie pyta:Dlaczego on nie chce ich brać hurtem?
Domyślam się,że chodzi o SLD i Palikota, bo te dwa stronnictwa starły się u fryzjera.
- Takie sprawy cesarz Konstantyn i jego następcy załatwiali hurtem...- wymądrzam się, bo partyjność z jakiegoś ważnego powodu kojarzy mi zawsze z religijnością.Janusz Palikot średnio kojarzy mi się z cesarzem Konstantynem, ale to nie wadzi mi jakoś, gdy chodzi o coś bardzo istotnego.Byt lewicowy to ważna sprawa.Zbyt ważna, by ją lekceważyć.A podobieństwa partyjno -religijne narzucają się same.
Niemal tak samo pobrzmiewa  stanowisko abp generała Sławoja Leszka Głódż jak i Leszka Millera."Nie takie problemy Kościół już przeżył"- głosi generał."Nie takie klęski przeżyła lewica".- chełpią się ludzie mieniący się być lewicowymi.
"Akuszer i grabarz"- to artykuł Krzysztofa Pilawskiego w "Przeglądzie".
Jeszcze nie wiem, czy zgadzam się z autorem"Pogrzebu Sojuszu na raty".Coś mi nie pasuje, ale jeszcze nie wiem co.Osobiście za pogrzebami na raty nie jestem.Za to jestem za silną lewicą i dlatego pilnie śledzę poczynania, a raczej ich brak w tym kierunku.
- Dlaczego nie hurtem?- pyta Kudłaty i koncepcję swojego adwersarza przedstawia w szczegółach, bo po drodze już zaczęła mu się podobać.Mnie nie podoba się wcale, więc o niej pomilczę.Za bardzo jest podobna do kontraktu cesarskiego z 325 roku , bo gotowa zniszczyć lewicowość jak układ nicejski zniszczył chrześcijaństwo.
- Nie takie świat dramaty zna.- rzecze mąż, choć wie,że w moich oczach dramat nicejski jest ogromny i w skutkach bardzo dotkliwy dla ludzkości całej.

Myślimy o dramacie Turcji i innych krajów.I o tym jak bardzo Francuzi są dumni z Polaków.A są dumni, bo sami z siebie są dumni,iż pokonali bardzo trudną drogę do świeckości państwa.W "Liberation" piszą,że w końcu zachowujemy się jak trzeba...No nie wiem, czy zachowujemy się jak trzeba, skoro...
Ale o tym potem, bo teraz muszę podjąć decyzję czy hurtem, czy na raty będę
porządkować siedlisko.

wtorek, 25 października 2011

Niektórzy uczeni...

"cofają się wstecz".Tylko to umieją. Cofać się.Język polski i nas-słuchaczy -szanują średnio.Gdy " cofa się wstecz" uczony mniej- nie dziwimy się zbytnio, ale gdy " "cofa się wstecz" eurodeputowany Zbigniew Ziobro- ręce-nogi opadają, bo uczony chce przecież nas zdobywać i reformować.Zdobywać ku " cofaniu się wstecz" chyba, ale chce .Chce usilnie i zapowiada,że cel swój osiągnie, bo Pis wygra w końcu wybory i będzie rządzić samodzielnie.Pod jego przywództwem , oczywiście, bo dotąd tego celu nijak osiągnąć nie mógł.Niby nie osiągnął, a przecież nas mocno cofnął.
Wolałabym nie " cofać się wstecz".O partyjniactwie myślę z uczuciem, którego nazwać się nie ośmielam, ale czynią to inni.Odważniejsi i radykalniejsi ode mnie.
Uważają oni,że potencjał partyjności wyczerpał się i nie wniesie do życia społecznego niczego pozytywnego.Nie wniesie niczego pozytywnego, bo nie może wnieść.Nie może,bo oparty jest na poddaństwie, hierarchiczności i autorytaryzmie.Wyzwalać może tylko niezdrową rywalizację o władzę, a nie może skupić ludzi wokół ważnych i trudnych problemów.
Rozpadają się wszystkie partyjności.Dzieje się to na naszych oczach i żadnych z tego  zjawiska -dość powszechnego zresztą-wniosków jakoś nie widzę.Sen o rządzie speców bezpartyjnych- chyba należy na razie odłożyć na bok.Ten sen powraca i musi wygrać w końcu, ale droga przed nim daleka.
A co by się stało, gdyby nagle premier Tusk o takim rządzie speców bezpartyjnych zamarzył? Ma silny mandat ku temu, by zamarzyć sobie o tym właśnie, a przynajmniej zacząć budować podwaliny pod niepartyjne rządzenie.Polacy , ci najzdolniejsi i utalentowani są raczej poza partiami.Można ich wyłuskać, choćby z książki telefonicznej, ale są też inne metody.A każda lepsza od partyjnego klucza.
- Tylko dłonie muszą być sprawiedliwe, by mogły wziąć klucz i uruchomić moc.- powiedziałaby moja Babunia.Ale nie Ona rządzi w Polsce.Nasz kraj jest nie tylko religijny ale partyjny.Na zaufaniu i na prawdziwych relacjach budować życie społeczne można, ale taki luksus wymaga stosowania zasady jawności.
Tę zasadę praktykuje Janusz Palikot i dlatego go kocham, lubię, szanuję...
Partyjności nie kocham wcale.Może dlatego,że nie potrafię "cofać się wstecz".

Wierzchołek góry lodowej

Tak coraz częściej nazywają media sprawę krzyża w Sejmie RP.Nawet przeciwnicy podniesienia tego problemu też to wiedzą i reagują.Nie na problem, ale na odwagę Janusza Palikota,że problem krzyża ośmielił się podnieść tak nagle i bez wypowiedzenia.
-Niezupełnie nagle...- w Danielu mam opozycjonistę, bo siostrzeniec nie rozumie,że ja mogę czegoś nie rozumieć, skoro wiem,że ryba JEST symbolem chrześcijaństwa, a nie krzyż.Jest podejrzliwy, ponieważ znamy te same żródła historyczne, a tylko wnioski wyciągamy inne.W sprawie krzyża  niby wątpliwości nie miałam uprzednio, a teraz właśnie mam.Skąd się biorą?- pytają mnie panowie.Właśnie, skąd?
- Konstantyn był rzymskim bogiem-cesarzem.Obwieścił się synem boga=słońca.Jak ojciec - wykonywał przede wszystkim zabójcze działania imponujące.-jak działalność cesarzy nazywa prof.teologii Georg Baudler.
-I temu okrutnikowi, który potrafił frankońskich przywódców rzucić na pożarcie
 zwierzętom w amfiteatrze...
- I ten okrutnik  wyruszył przez Alpy do Italii, by wygnać z Rzymu silniejszego od siebie Maksencjusza.Okrutnik miał jednego boga-boga wojny.
- I ten jego bóg wojny przyśnił mu się , prawie jak anioł L.Millerowi...
- Przyśnił mu się bóg wojny jako bóg chrześcijan.Wyobrażasz to sobie?
-Pod tym znakiem wygrasz..-mówił bóg wojny-chrześcijan.
-I wygrał.Rozgromił Maksencjusza na moście i tym sposobem...
-Bóg chrześcijan stał się bogiem wojny i przemocy.Zaraz potem kazał cesarz wymalować krzyże na swych sztandarach, a na tarczach żołnierzy monogram Jezusa.
-No i było po wszystkim, bo w 325 roku usiedli biskupi w Nicei z cesarzem i cesarz powiedział, co o ich bogu myśli...
- Mówił krótko.Będzie tak jak ja chcę, czyli...
- Czyli Bóg-Abba, Bóg Jezusa stał się nagle...
- Bogiem wojny.I ruszyli krzyżowi wojownicy, by zdobywać świat...
- Coś się stało z religią chrześcijańską...
- A kto by sobie nią głowę zawracał, skoro trzeba było bij-zabij...Krzyżem właśnie.
- Czyli ryba przestała być symbolem chrześcijaństwa?!-pytam, bo wciąż nie wiem
- Nigdy nie przestała być ryba symbolem nauki Jezusa, ale chrześcijanie pod wpływem  krzyżowego ognia i miecza powoli stawali się posłuszni cesarzowi, ponieważ ...
-- Jeżeli ci się wydaje,że rozumiem, co się stało z religią chrześcijańską...
- To się stało, co mamy teraz.Nic innego.Ale to już historia przemocy...