niedziela, 30 października 2011

Niewiele widzimy...

patrząc tylko na rzeczy widzialne.
Czułam jej wzrok i odwróciłam się machinalnie.Uśmiechnięta i radosna zapalała znicze na grobie dziecięcym.Odwzajemniłam przyjazne pozdrowienie i już była przy grobie mojego Syna.-Mój Adaś żyje!!!- wyśpiewała głośno i z entuzjazmem.
Padły nazwiska i rozpoczęła się rozmowa o faktach.-Tak, to ja.Przecież mnie pani zna...Mój mąż, on tego nie wytrzymał..., odszedł, bo nie wierzył, ale ja wierzyłam.
O, widzi pani,zaraz poświecę zapalniczką.To jest mój Adaś...
Spojrzałam na rozpromienioną twarz znajomej i zrozumiałam,że musi się swoim szczęściem z kimś podzielić.Robiło się ciemno i wietrznie, ale nie rezygnowała:
- 26 lata ma.Czeka na mnie w Chicago.Czy pani to rozumie?On czeka...Ma żonę i córkę i teraz czeka na prawdziwą matkę...

-Przed chwilą zapalała pani...-usłyszałam swój głos.

-Ostatni raz..., tamta ...kobieta wychowała mojego syna, więc na grobie jej syna
mogę zapalić znicz...
-Słyszałam o tym,że...- próbowałam, ale p.Ela nie miała zamiaru dopuścić mnie do głosu.-Ona nie żyje.Adaś sam odkrył,że nie jest jego matką.Po wypadku był w szpitalu i lekarze pobrali krew, bo potrzebował i przez 5 lat mnie szukał, bo ona
nie trzeżwiała.Nie mogła z tym żyć i nie umiała przyznać się do tego, co zrobiła...
- To nieprawdopodobne, co zrobiła...- musiałam przyznać.
- Dlatego nikt mi nie wierzył,że Adaś żyje.Nikt...Uchodziłam za wariatkę..Ale z depresji się wyleczyłam, gdy tylko ksiądz potwierdził,że Adaś żyje...Był w Chicago i poznał tę pielęgniarkę, co nasze dzieci zamieniła.Ona też nie żyje.Jak z taką zbrodnią żyć...
-Jak żyć z taką wiarą, jak ....
-Ta wiara to było całe moje życie.Ona mnie trzymała, gdy mąz, gdy córki.., no wie pani...Oni we mnie zwątpili.Mówili:lecz się mamo i ja się leczyłam.Dociekałam, prowadziłam śledztwo...Bo to było łatwe.Przecież umówiłyśmy się po porodzie,że się spotkamy u znajomych, a ona zniknęła.Bez pożegnania.To ja wiedziałam,że ...Takie rzeczy wie się...Ona leżała przez 6 miesięcy na podtrzymaniu ciąży i miała cesarkę, a po cesarce płakała, gdy szłam na porodówkę...Takie rzeczy się wie...A gdy urodziłam pięknego i zdrowego synka, to ...Boże, jak mój były mąż się cieszył...A potem taka wiadomość...To nie mogło być prawdą.
-I nie było...-westchnęłam, gdy p.Ela opowiadała już o swoim pamiętniku z 26 lat walki o syna. Zamierza ten pamiętnik opracować i z nim jechać do Adasia.
Powiedziałam,że z całą pewnością zainteresuje jakiegoś dobrego pisarza, choć są to "tony papierków".I chyba zrobiłam błąd.Chyba nie widziałam po co i dlaczego zatrzymała mnie i opowiedziała swoją niewiarygodną historię.
Nie wykluczam,że błąd naprawię, bo p.Ela wyjeżdża dopiero za miesiąc.
Przede wszystkim tę niezwykłą kobietę , jej  wiarę  i walkę pragnę poznać bliżej.

6 komentarzy:

  1. Smutna historia.
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tak dawno widziałam w naszej TV podobną historię, zamieniono dziewczyny i gdyby nie choroba genetyczna jednej z nich, nikt niczego by nie odkrył. A tutaj ucieczka na inny kontynent... tylko żal tej matki, która wierzyła a jej nikt nie wierzył. Najlepiej powiedzieć: "lecz się kobieto!", ale matka czuje........

    OdpowiedzUsuń
  3. no ale przecież bardzo łatwo rozpoznać, że dziecko zupełnie niepodobne do rodziców, dziadków, dziwna historia

    OdpowiedzUsuń
  4. przejmująca historia Dobrochno ...
    nareszcie tu trafiłam chociaż nie z adresu na moim blogu bo jakoś nie chciał "wejść" mimo wpisywania na różne sposoby ...
    najważniejsze, że trafiłam i się cieszę ..
    wprawdzie moje Tak i amen jest wprost przeciwne do Twojego Tak i amen ale pięknie się różniąc można sobie wiele ofiarować ... ja będę tu zaglądała ...
    POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  5. smutna historia pozdrawiam i ściskam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń