czwartek, 13 października 2011

Wstydzę się zła...

wyrządzanego w imię religii.
W imię religii sama sobie zrobiłam sporo krzywdy i tę krzywdę pragnę opisać.
Było ze mną tak jak z żoną Richarda Dawkinsa i jak z każdą kobietą żyjącą w patriarchalnym systemie łupów.
O losach Lally autor "Boga urojonego" pisze już we wstępie:"Ależ kochanie, dlaczego nam tego nie powiedziałaś?" Odpowiedż była szczera i prawdziwa nad wyraz:"Nie wiedziałam,że można!"
Nie wiedziałyśmy,że można żyć w zgodzie ze sobą, bo
musiałyśmy żyć w zgodzie z tradycją, nakazami, zakazami, opinią środowiska, a przede wszystkim w zgodzie z dogmatami religijnymi.
Nie wiedziałyśmy, więc nie dla nas była radość życia, szczęście, otwartość na zmiany i odważne kreowanie swojego życia.
W tej chwili wstydzę się bardzo instrumentalnego używania religii i krzyża przez Pis.A jeszcze bardziej tego,że z ust prezesa mogły paść słowa  zmierzające do zdyskwalifikowania premiera mojego rządu za to właśnie,że popiera Ewę Kopacz na marszałkinię Sejmu.
Panie prezesie! Premier nie kpi sobie ze społeczeństwa, proszę mi wierzyć,że tym faktem wyraża doń  szacunek. Większy niż dotychczas, bo uwzględniający także tę połowę ludzkości, którą odrzuca patriarchat. A jeśli Pan mówi,że taki awans jest kpiną ze społeczeństwa - to przede wszystkim zakpił Pan sam z siebie.I chyba bardzo się poniżył i pogrążył.
Można inaczej.

Niekoniecznie trzeba prawem neofity wyrażać swoim zachowaniem wzorce hierarchiczne, wynikające z przynależności.Neofici są gorliwi, to fakt, ale można
swoją nową religię poznać głębiej i niekoniecznie demonstrować publicznie swojej nowej przynależności.Wiem, w Smutnym Kraju nad Wisłą obnoszenie się z krzyżami daje wymierne korzyści polityczne.Ale korzyści z religii są inne.Niewymierne.
Jedni żyją religią i czerpią z niej jedyne prawo do wywyższania się, lepszości i racji, a inni żyją z religii.I dobrze,że tak jest, bo od zawsze człowiek miał potrzebę przynależności.Bardzo żle jest, gdy żyjący z religii budują  finansowe imperium władzy i przemocą narzucają innym zasady, do których sami wcale nie stosują się i nawet nie mają zamiaru się zastosować kiedykolwiek.Tak właśnie jest z kościołem rzymskim od 325 roku.Od momentu, gdy religia chrześcijańska została sprzedana na mocy traktatu kupna-sprzedaży biskupów z cesarzem Konstantynem z Nicei.Twórcą instytucji kościelnej jest cesarz.Nie tylko ustalił tzw ."Wyznanie wiary"....kanon religijny i jego strukturę hierarchiczną...
Od 325 obowiązuje to, co ustalił cesarz.
Nie obowiązuje już jednak ta sama świadomość niewolników, która obowiązuje obecnie.Niektórych wciąż jeszcze obowiązuje, ale już nie wszystkich.Mnie na przykład już nie obowiązuje, ponieważ odkryłam,że mogę nie być niewolnicą Isaurą.I nie jestem.Tak sobie postanowiłam i trzymam się tego postanowienia od półwiecza gdzieś, czyli od czasu, gdy stwierdziłam,że można.Bo można.
Można myśleć własnymi myślami i czuć własnymi uczuciami.Fakt, to nigdy nie jest łatwe, ale piękne, dobre i prawdziwe.Takie właśnie może być życie.I jest takim, gdy mamy trochę wiedzy i nieco odwagi, by przeciwstawić się obowiązującej tradycji.Takie życie oglądałam u moich Dziadziów, u Królowej, u Helusi i wielu...I takie życie bardzo mi się podoba.
W szczególności podoba mi się budzenie świadomości.To jest coś najfantastyczniejszego w życiu i za tym promyczkiem nadziei podążam.Dlatego piszę i dlatego rozmawiam z ludżmi.Dlatego uczę się i dlatego dzielę się tym, co myślę i co czuję.Nawet tym, co robię, bo robię rzeczy coraz bardziej fascynujące.
Moją radość życia burzy wstyd.Ktoś powie,że nie ma powodu wstydzić się za innych.No nie wiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz