sobota, 22 października 2011

Z Arturem Schopenhauerem...

wolałabym rozmówić się na amen.Ale jakoś mi nie wychodzi.Jego " Aforyzmy o mądrości życia" nie chcą zniknąć z nocnej szafki, a ja nie chcę się pogodzić z jego skrajnym pesymizmem.Jednocześnie nie potrafię podważyć któregokolwiek z  twierdzeń najwybitniejszego niemieckiego filozofa(1788-1860).W szczególności nie umiem sprzeciwić się jego prostym i jasnym wykładom, które mówią o tym jak żyć, by życie mogło być szczęściem w świecie pozbawionym sensu, czyli złym świecie i pełnym cierpienia.
Mój opór zdecydowanie budzi rada: "Ani kochać, ani nienawidzić".Ma to być połowa mądrości życiowej, a druga powiada:" Nic nie mówić i w nic nie wierzyć".To nie jest filozofia dla kobiety. W żadnym razie nie jest, a jednak...

Jednak wciąż wracam do Schopenhauera i nie wiem tylko po co.Może z niezgody na twierdzenie,iż :"Samotność jest przeznaczeniem wszystkich wybitnych duchów:od czasu do czasu boleją nad nią, zawsze jednak ja wybiorą jako mniejsze zło".Wolałabym, by nie wybierali samotności, skoro są wybitnymi duchami.Chciałabym, by bardziej byli z nami i walczyli z brakiem roztropności , głupotą i z szaleństwem podpalania własnego domu.Wrogów z powodu niegrzeczności, czyli głupoty- Schopenhauer przyrównuje do podpalania własnego domu właśnie.
A jak tu nie mieć wrogów, Panie Schopenhauer?!Jak nie dopuścić do podpalenia własnego domu, skoro doradzasz trzymanie się własnej indywidualności jak opoki.I to ona wyznacza z góry miarę dostępnego nam szczęścia.Sęk w tym,że my tej indywidualności człowieka jakoś poszanować nie potrafimy.Nie pozwalamy jej się nawet ujawniać i  rozwinąć.A przecież :"Każda istota istnieje i żyje przede wszystkim ze względu na siebie, czyli w sobie i dla siebie".

Mam na oku parę głów, które wcale pospolite nie są.Pilnie im się przyglądam , bo czują w sobie tęgi rozum i zdrowy sąd, lecz nie przypisują sobie najwyższych darów ducha.Gdyby to robili- byliby moimi przeciwnikami, a nie obiektem zainteresowań.Do ludzi, których z pasją obserwuję należy Janusz Palikot.
Obserwuję miraże jego pragnień, ale widzę przeciwności.I przemożną chęć ignorowania tego wszystkiego, co wnosi w nasze życie.I bezinteresowne szyderstwo.

Wiem, ignorują siebie, wyszydzają swoją własną słabość, ale nie wiem jak pomóc odważnemu człowiekowi , by łatwiej mu było przejść przez ten bolesny stan.A przecież musi przezeń przejść, by się coś zadziewało.Dlaczego miałabym nie pomagać, by się zadziewały zmiany konieczne i nieuniknione...
Muszę pomagać, skoro sypie się wszelka moralizna, o czym potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz