niedziela, 16 października 2011

Grigorij Gurdżijew...

przychodzi do nas jesienią.Siada przy kominku i opowiada swoje dzieje.Wspomnieniami mojego Dziadziusia Jasia i Griszy.Ale najpierw stawia na baczność.Najpierw chyba jednak chciałby wiedzieć, czy jesteśmy bardziej świadomi.
Grigorij Gurdżijew, Armeńczyk ( 1877-1949) był dla mojego Dziadzia kimś więcej niż guru.Jego brat Leon wyjechał do Francji, by poznać tego " diabła", "nauczyciela tańca" albo jak kto woli"oświeconego". Kogoś, kto zastanawiał się kim jest.Kogoś, kto myślał o tym dlaczego żyje. I jak mógłby żyć najlepiej jak to tylko jest możliwe.Dziadziuś stawiał sobie podobne pytania, ale nie za bardzo wierzył w to,że Jego odpowiedzi mogłyby nam dziś w czymś pomóc.Nie zostawił korespondencji z bratem, ani nawet  trzech tomów Gurdżijewa w języku francuskim.Nie mam więc ani "Co Belzebub opowiedział wnuczkowi", ani "Spotkań z wybitnymi ludżmi" ani "Życie jest prawdziwe tylko wtedy, kiedy "jestem"".Mam tylko skrawki pożółkłych kartek, których od lat nie śmiem tknąć, by się nie rozpadły.Teraz też ich nie wyciągam z dna szuflad zamkniętych na klucz,bo wystarczy mi wspomnienie chwil, gdy opowiadano sobie o Gurdżijewie.
A mówiono o pięknym i nadzwyczajnie uzdolnionym mężczyżnie, który zwiedził Tybet, Azję i Afrykę, by poznać odpowiedż na swoje pytania.O tych zdolnościach tajemnych i niezwykłych Dziadziuś mówił szeptem i kręcił głową z niedowierza-
niem ,ale i fascynacją.Poznać największe tajemnice życia-to byłoby coś.- myślałam, gdy skutecznie udało mi się skryć pod stołem.W końcu zostawałam zdekonspirowana i musiałam iść spać, a czasem nawet dostałam klapsa od Mateczki. Uważałam to za bardzo niesprawiedliwe, a o Gurdżijewie myślałam po swojemu.W szczególności podobał mi się jako nauczyciel tańca. Świętego albo diabelskiego.To nie miało znaczenia, bo taniec kochałam od kołyski, a nawet w kołysce- jak mnie przekonywano.Potem przekonałam się sama,że taniec ma sens
 i ma też swoją własną moc i tajemnicę.
Najbardziej mnie bolało, gdy przerywano mi nasłuch rozmów starszych w momencie, gdy Gurdżijew ucieka z Rosji przed rewolucją i jest w nędzy urągającej człowieczeństwu, a zaraz potem, czyli chyba w 1922 roku kupuje sobie, a raczej dla swojego Instytutu Harmonijnego Rozwoju Człowieka zamek pod Paryżem.W całkiem dobrym stanie .
Nie byłam w dobrym stanie, gdy zatrzaskiwały się drzwi i nie mogłam dowiedzieć się, co działo się w Instytucie.Teraz mogę wyobrażać to sobie do woli, bo wciąż nie wiem, ale już trochę mogę się domyślać.I cieszyć się,że ta praca wciąż trwa, bo po śmierci Gurdżijewa kontynuowała tę pracę Mme de
Salzmann.
Co prawda nie potrafię i nie chcę sobie wyobrazić jak Gurżijew wpada na drzewo podczas jazdy( chyba brawurowej), ale chciałabym wiedzieć jak to było możliwe,że policja  mogła go znależć po wypadku w stanie śpiączki,leżącego obok auta, z poduszką pod głową i nakrytego kocem.Odniósł poważny wstrząs, obrażenia wewnętrzne były rozległe, a delikwent otwiera bagażnik, wyszukuje potrzebne przedmioty, układa je , a potem swoje krwawiące ciało i następnie wpada w śpiączkę. Chyba tylko Gurdżijew w ten sposób mógł ocalić swoje życie, bo całe życie walczył o nic innego jak tylko o życie.O życie na pewnym poziomie rozwoju duchowego, bo żadne inne nie interesowało go wcale.
Gdy wyzdrowiał pisał  o swoich doświadczeniach i z ochotą zdradzał swoje tajemnice.Są one w kanonie prawd uniwersalnych i funkcjonują , choć nie zdajemy sobie sprawy,że są odkryte przez Gurdżijewa.Człowieka, który wiedział, ile mozolnej pracy wymaga życie na poziomie, którego pragnął.Poniósł koszty i dotarł do swojego poziomu wiedzy, dobroci i odwagi.Tę drogę nazwał drogą do "JESTEM".

1 komentarz:

  1. 22 year-old Accountant III Sigismond Vowell, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Funny Bones and Basketball. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a Ferrari 250 GT Series I Cabriolet. kliknij tu teraz

    OdpowiedzUsuń