patrząc tylko na rzeczy widzialne.
Czułam jej wzrok i odwróciłam się machinalnie.Uśmiechnięta i radosna zapalała znicze na grobie dziecięcym.Odwzajemniłam przyjazne pozdrowienie i już była przy grobie mojego Syna.-Mój Adaś żyje!!!- wyśpiewała głośno i z entuzjazmem.
Padły nazwiska i rozpoczęła się rozmowa o faktach.-Tak, to ja.Przecież mnie pani zna...Mój mąż, on tego nie wytrzymał..., odszedł, bo nie wierzył, ale ja wierzyłam.
O, widzi pani,zaraz poświecę zapalniczką.To jest mój Adaś...
Spojrzałam na rozpromienioną twarz znajomej i zrozumiałam,że musi się swoim szczęściem z kimś podzielić.Robiło się ciemno i wietrznie, ale nie rezygnowała:
- 26 lata ma.Czeka na mnie w Chicago.Czy pani to rozumie?On czeka...Ma żonę i córkę i teraz czeka na prawdziwą matkę...
-Przed chwilą zapalała pani...-usłyszałam swój głos.
-Ostatni raz..., tamta ...kobieta wychowała mojego syna, więc na grobie jej syna
mogę zapalić znicz...
-Słyszałam o tym,że...- próbowałam, ale p.Ela nie miała zamiaru dopuścić mnie do głosu.-Ona nie żyje.Adaś sam odkrył,że nie jest jego matką.Po wypadku był w szpitalu i lekarze pobrali krew, bo potrzebował i przez 5 lat mnie szukał, bo ona
nie trzeżwiała.Nie mogła z tym żyć i nie umiała przyznać się do tego, co zrobiła...
- To nieprawdopodobne, co zrobiła...- musiałam przyznać.
- Dlatego nikt mi nie wierzył,że Adaś żyje.Nikt...Uchodziłam za wariatkę..Ale z depresji się wyleczyłam, gdy tylko ksiądz potwierdził,że Adaś żyje...Był w Chicago i poznał tę pielęgniarkę, co nasze dzieci zamieniła.Ona też nie żyje.Jak z taką zbrodnią żyć...
-Jak żyć z taką wiarą, jak ....
-Ta wiara to było całe moje życie.Ona mnie trzymała, gdy mąz, gdy córki.., no wie pani...Oni we mnie zwątpili.Mówili:lecz się mamo i ja się leczyłam.Dociekałam, prowadziłam śledztwo...Bo to było łatwe.Przecież umówiłyśmy się po porodzie,że się spotkamy u znajomych, a ona zniknęła.Bez pożegnania.To ja wiedziałam,że ...Takie rzeczy wie się...Ona leżała przez 6 miesięcy na podtrzymaniu ciąży i miała cesarkę, a po cesarce płakała, gdy szłam na porodówkę...Takie rzeczy się wie...A gdy urodziłam pięknego i zdrowego synka, to ...Boże, jak mój były mąż się cieszył...A potem taka wiadomość...To nie mogło być prawdą.
-I nie było...-westchnęłam, gdy p.Ela opowiadała już o swoim pamiętniku z 26 lat walki o syna. Zamierza ten pamiętnik opracować i z nim jechać do Adasia.
Powiedziałam,że z całą pewnością zainteresuje jakiegoś dobrego pisarza, choć są to "tony papierków".I chyba zrobiłam błąd.Chyba nie widziałam po co i dlaczego zatrzymała mnie i opowiedziała swoją niewiarygodną historię.
Nie wykluczam,że błąd naprawię, bo p.Ela wyjeżdża dopiero za miesiąc.
Przede wszystkim tę niezwykłą kobietę , jej wiarę i walkę pragnę poznać bliżej.
Smutna historia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo cieplutko:))
Nie tak dawno widziałam w naszej TV podobną historię, zamieniono dziewczyny i gdyby nie choroba genetyczna jednej z nich, nikt niczego by nie odkrył. A tutaj ucieczka na inny kontynent... tylko żal tej matki, która wierzyła a jej nikt nie wierzył. Najlepiej powiedzieć: "lecz się kobieto!", ale matka czuje........
OdpowiedzUsuńno ale przecież bardzo łatwo rozpoznać, że dziecko zupełnie niepodobne do rodziców, dziadków, dziwna historia
OdpowiedzUsuńprzejmująca historia Dobrochno ...
OdpowiedzUsuńnareszcie tu trafiłam chociaż nie z adresu na moim blogu bo jakoś nie chciał "wejść" mimo wpisywania na różne sposoby ...
najważniejsze, że trafiłam i się cieszę ..
wprawdzie moje Tak i amen jest wprost przeciwne do Twojego Tak i amen ale pięknie się różniąc można sobie wiele ofiarować ... ja będę tu zaglądała ...
POZDRAWIAM
smutna historia pozdrawiam i ściskam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń