czwartek, 28 czerwca 2012

SONIA

Babcia nauczała,że w dobrym towarzystwie nie stosuje się pytań, bo można dopytać się odpowiedzi, a potem są dwa wyjścia.Albo towarzystwo kończy się żle, albo zaczyna na dobre.
Dla Daniela i dla mnie wczoraj te nauki Babuni sprawdziły się co do joty.
Już byliśmy przygotowani do podróży, gdy siostrzeniec zaproponował spacer z Czarnym.
Gdy na naszej ścieżce posadził się helikopter, specjalnie nie zdziwiłam się, bo nie takie siurpryzy zwykł robić Daniel.Na piechotę szłam w niewolę i w pepegach, ale ochoczo.Daniel rozmawiał z sąsiadami-psiarzami, a mnie podał rękę atleta w bieli i w mig sadowił mnie na fotelu bujanym w pasach, a helikopter wzbił się w niebo.
Patrząc na niskości-musiałam pojąć,że coś jest nie tak, bo ludziki kręciły się niczym wiatraki, gestykulując i wrzeszcząc  wniebogłosy.
Zachowywałam się podobnie, ani żaden z dwóch właścicieli gołych głów i silnych karków nie odpowiadał.Słuchali Mozarta i rzucali łaciną, a gdy rozmawiali albo kłócili się- robili to w jakimś osobliwie dziwnym języku.
Niby znajomym,a przecież zupełnie obcym.
Gdy rzucili uniwersalne słówko, na które jestem uczulona-poczułam , że w mojej głowie huczy,przestawia się coś i głowa pęka.
-Umieram...- wyszeptałam i szept pomógł, bo zjawił się obok mnie ten gość, co podał mi rękę.Gdy mój puls i pierś znalazły się w tych rękach , zaczęło mi się znów coś dziać pod żebrami.Chciałam kopać i gryżć, a tymczasem usłyszałam:
- Dobrochna, lek na nadciśnienie nosi się ze sobą nawet na spacer z Czarnym...
- To my się znamy?!- wyjęczałam, a drugi gość donosił,że Sonia zna to wystarczy.
-Sonia, czyli kto? Złamanego grosza za mnie nikt nie da, więc po co ta fatyga?!
A ta wasza Sonia,  to ona nie ma lepszej maszyny do porwań?!
- To nasza maszyna i nie pozwalamy Marii Magdaleny obrażać...
- O , przepraszam...Czyli porywacie na własną rękę?Konkurencja?!
                " O Mario!
                  O, Mario Magdaleno!
                  Ty jesteś niebem,
                  Ty jesteś ziemią".- zaśpiewali tak głośno, że bębenki pękały, a machina kołysała się na lewo a to na prawo, góra- dół.
Kołysało, a ja poczułam się nagle nieco spokojniejsza.
Może być zbójem ktoś, kto TAK śpiewa? No nie może.Nijak nie może.
Rozpytywałam o Sonię, ale znów byli małomówni, a kłócili się coraz częściej, bo nie byli zgodni czy siadać na dachu carskiej komnaty, czy gdzieś tam..
-Byle w jednym kawałku wylądować...-wyraziłam życzenie, a ten gość od odrzucania mojej piersi na bok-powiedział,że od tej chwili przez sto dni każde moje życzenie będzie przez Sonię spełniane.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam mury, a także gromadkę wiwatujących ludzi.Pomyślałam,że może prezydent Putin jest gdzieś w powietrzu.Lekarz znów mnie maltretował po barkach, a potem wziął pod pachę i niósł niczym worek z pieskiem, gdy machina zatrzymała się.
Postawił mnie w środku ciżby ludzkiej i gdy chciałam postawić samodzielnie moje pepegi na gruncie -okazało się, iż stoją na czerwonym dywanie.
Poczułam się dziwnie i próbowałam pożartować sobie.
- Czy ja jestem podobna do Putina?!- usłyszałam swój głos.
Najpierw zrobiło się wokół mnie cicho, a potem pusto.
Dwóch młodzieńców w białych rubaszkach walczyło o swoje prawo do odreagowania mojego dowcipu i to oni zaprowadzili mnie do gabinetu Soni.Cdn.

2 komentarze:

  1. Matko jedyna!!!!! Dlaczego to imię???? Nie spraw, żeby kojarzyło się brzydko :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko, początkowa panika/strach/przerażenie minęły szczęśliwie, ale wciąż żyję pod wielkim napięciem.I tylko mam nadzieję,że nic mi nie będzie...Serdeczności.

      Usuń